Katecheza - POWRÓT DO NORMALNOŚCI

Na wiele pytań – choćby o włączenie oceny z religii do średniej –odpowiedzi wciąż się „piszą”. Na inne –o miejsce katechezy i katechety w szkole – warto odpowiadać jak najczęściej.

"Idziemy" nr 37/2009

Radek Molenda

Katecheza - POWRÓT DO NORMALNOŚCI

Katecheza wróciła z komunistycznego wygnania do polskich szkół niemal dwadzieścia lat temu. Nad dyskusją o jej miejscu w szkole wciąż unosi się duch tischnerowskiego „homo sovieticus”.

Wydawać by się mogło, że kiedy w 1990 r. katecheza stała się na nowo jednym z przedmiotów szkolnych, Polacy przyjmować ją będą z całym jej dobrodziejstwem. I często tak się dzieje. Wciąż jednak rodzi wiele pytań dotyczących zarówno jej celu i istoty, jak i sposobu skutecznej realizacji. Większość z tych kwestii znajduje odpowiedź w pierwszej adhortacji apostolskiej Jana Pawła II „Catechesi Tradendae” (1979). Jednak o jej istnieniu – niestety – obok samych katechetów mało kto wie bądź pamięta. Na wiele pytań – choćby o włączenie oceny z religii do średniej – odpowiedzi wciąż się „piszą”. Na inne – o miejsce katechezy i katechety w szkole – warto odpowiadać jak najczęściej.

ODWRÓT OD ATEIZACJI

– Wciąż zastanawiam się, po co Kościół wlazł w nieswoje buty? – usłyszałem niedawno od znajomej, która właśnie zadeklarowała udział w lekcjach religii swojego syna, rozpoczynającego gimnazjum. Dla pokolenia dzisiejszych, pamiętających ciepełko salki katechetycznej 40-latków, podział sprzed lat był prosty: po jednej stronie Kościół, a w nim lekcje religii, a po drugiej – szkoła, a w niej ateizacja uczniów. Niestety, podział się utrwalił. Do dziś wielu rodziców, nauczycieli i dyrektorów, część duchowieństwa, a co najgorsze – także znaczna część młodego pokolenia tkwi mentalnie w latach 70. i 80. Tymczasem wspomniany podział istniał jedynie przez 28 lat! Religię z polskich szkół usunięto 14 VII 1962 r., kiedy PRL-owski Sejm uchwalił pełną świeckość szkoły. Tak więc powrót katechezy pod szkolne strzechy był powrotem do normalności.

– W 1990 r. cele były różne. Jednym z najważniejszych było wejście z Ewangelią w obszar zwalczającej wtedy jeszcze religię szkoły oraz ogarnięcie katechezą jak największej liczby dzieci i młodzieży – mówił w czasie niedawnej odprawy katechetycznej dla archidiecezji warszawskiej ks. prof. UKSW Stanisław Dziekoński. Cel ten, przynajmniej na początku, został osiągnięty. W wielu szkołach na lekcje religii zapisało się blisko 100% uczniów.

– Uczestnictwo w katechezie było wtedy traktowane jak chrześcijański obowiązek i manifestacja wolności wyznania. Przychodzili także uczniowie, którzy wcześniej nie brali udziału w katechezie parafialnej; swoją przygodę z Panem Bogiem rozpoczynali w V, VI klasie. Ale trzeba też powiedzieć, że rodził się pewien opór – nie tyle ze strony uczniów, co rodziców pamiętających swoją katechezę parafialną. Nie umieli się przestawić – ocenia Ewa Czyż, od 1990 r. katechetka w jednym z gimnazjów na Bielanach.

– Wprowadzenie religii do szkół stworzyło więcej możliwości do działania. Przedtem byliśmy z młodzieżą jakby w zamkniętych gettach. Nam, księżom, było fajnie, że młodzież na religię przychodziła niemal pod nasze drzwi, ale lepszy kontakt z rodzicami mamy, pracując w szkole – uważa z kolei ks. Jan Ujma, wieloletni prefekt słynnego LO im. Rejtana, jeden z tych kapłanów, którzy od zawsze byli zwolennikami powrotu religii do szkół.

NIESPEŁNIONE OBAWY

Z czasem Polacy oswoili się z lekcjami religii w szkole. Stawały się one w coraz większym stopniu sprawą wolnego wyboru rodziców i młodzieży. Nigdy jednak frekwencja nie była znacząco niska, a stosunek uczniów do katechezy był i pozostaje raczej pozytywny. – Z badań socjologicznych przeprowadzonych w 1995 r. wynika, że na tych lekcjach młodzież może wypowiedzieć się, podyskutować. Były więc one jakimś substytutem wychowania obywatelskiego. Pod tym względem są lepsze niż lekcje np. języka polskiego i historii, gdzie trzeba zrealizować sztywny program – mówi prof. Krzysztof Koseła, kierownik katedry socjologii UW.

W drugiej połowie lat 90. odnotowano spadek zainteresowania katechezą ze względu na rozpowszechnianą opinię, że są to lekcje nudne, które służą uczniom do odrabiania prac domowych z innych przedmiotów. Jednak kolejne lata pokazały, że nie jest to stały trend. Lekcje katechezy nie zużyły się, nie wsiąkły w nudną rzeczywistość szkolną. – Z najnowszych, ubiegłorocznych badań CBOS nad polską młodzieżą wynika, że na katechezę uczęszcza dziś około 90% uczniów. Na pytanie o to, jakie są lekcje religii, większość respondentów odpowiadała, że dość ciekawe i warto na nie chodzić – relacjonuje prof. Koseła. Chociaż nie ma socjologicznych badań nad samą formacją chrześcijańską uczniów, która jest jednym z celów lekcji religii, jednak – zauważa socjolog – jeżeli mówi się właściwym językiem i o konkretnych wartościach, to wiadomo, że zawsze coś w głowie zostaje i człowieka kształtuje. – Nigdy w historii Polski tak duża część młodzieży nie uczyła się chrześcijaństwa jak teraz – podsumowuje i dorzuca: – W 1990 r. straszono Polaków, że wprowadzenie religii do szkoły będzie (ze względu na programowy chrystocentryzm katechezy – przyp. RM) szerzyło nietolerancję. Nic takiego nie miało miejsca.

OSIĄGNIĘCIA I WYZWANIA

W ciągu minionych 19 lat wiele osiągnięto. – Wypracowano specyficzny, polski model szkolnej katechezy. Zostały przygotowane i ogłoszone dokumenty katechetyczne, w tym podstawa programowa i program nauczania religii w Polsce. W oparciu o te dokumenty powstało wiele podręczników o zasięgu krajowym i diecezjalnym. Przy Komisji Episkopatu ds. Wychowania Katolickiego powstało specjalne Biuro Programowania Katechezy. Został jednoznacznie określony status katechety jako nauczyciela posiadającego – zgodnie z Kartą Nauczyciela – te same prawa, obowiązki i drogę awansu zawodowego, co inni nauczyciele. Zmieniło się też samo przygotowanie katechetów do pracy w szkole. Nade wszystko zaś szkolna katecheza wypełniła pustkę duchową, jaka powstała przez lata jej nieobecności w polskiej, podporządkowanej ideologii komunistycznej edukacji – wylicza ks. prof. Dziekoński.

– Księża zawsze mieli jakiś program, wg którego katechizowali. Jednak powrót religii do szkół zmusił Kościół od strony instytucjonalnej do usystematyzowania pracy katechetycznej. Trzeba także powiedzieć, że przez te 19 lat Kościół wychował całą masę nauczycieli-katechetów, którzy z powodzeniem zastępują dziś kapłanów – dodaje ks. Ujma. W końcu trzeba stwierdzić, że dzisiejsza młodzież nie różni się, wbrew pozorom, poziomem wiedzy religijnej od swoich, katechizowanych w parafiach, rodziców.

Wyzwaniami na przyszłość wg ks. prof. Dziekońskiego pozostają: dalsza weryfikacja podręczników do nauczania religii – pisanych nieraz zbyt szybko, bez odpowiedniego przemyślenia i właściwej koncepcji oraz praca nad nową podstawą programową i sprawa matury z religii. Jednak najwięcej do zrobienia jest wciąż w kwestii skorelowania katechezy szkolnej z katechezą parafialną i „domową”. Ksiądz prof. Piotr Tomasik, koordynator Biura Programowania Katechezy, stwierdził rok temu w jednym z wywiadów, że „katecheza po wprowadzeniu jej do szkół de facto przestała być prowadzona w parafiach”. – Żebyśmy mogli mówić rzeczywiście o katechezie, potrzebne jest zarówno działanie ewangelizacyjne na terenie szkoły, jak i spotkanie we wspólnocie wiary. A szkoła nie jest wspólnotą wiary. Jest nią parafia – dodał.

Innym ważnym wyzwaniem pozostaje wg ks. Dziekońskiego katecheza dorosłych, zwłaszcza rodziców, oraz przeorientowanie formacji katechetów. – Najwięcej dotąd uwagi przykładano do warsztatu dydaktyczno-metodycznego, przez co formacja intelektualna wyparła formację duchową. Konieczne jest także, by katecheta był wrażliwy na znaki czasu, by nadążał za młodzieżą – dodaje ks. Dziekoński.

OBYŚ CUDZE DZIECI UCZYŁ

Bywa, że katecheza szkolna jest ciężkim kawałkiem chleba. Sednem problemu nie jest jednak uczeń, ale postawa dorosłych. – Wiarę przede wszystkim przekazuje się w domu, dlatego rola katechety jest pomocnicza względem wychowania religijnego, jakie dziecko powinno otrzymać od rodziców i w swojej parafialnej wspólnocie – tłumaczy ks. dr Marek Przybylski, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Dzieci i Młodzieży Kurii Metropolitalnej Warszawskiej. – Myślę, że dziś dziecku jest trudniej niż 20 lat temu, bo jest samo. Nie ma wyniesionych z domu wzorców życia chrześcijańskiego. Do rodziców często nie można dotrzeć, bo ich – wręcz fizycznie – nie ma, przebywają np. w Anglii. Te dzieci muszą czasem coś odreagować, i odreagowują na nauczycielu. Dlatego czasem sprawiają kłopoty na lekcjach, nie tylko lekcjach religii – dodaje Ewa Czyż.

Ostatecznie więc najważniejszym ogniwem katechezy, od którego zależy najwięcej, jest katecheta. Ma on niełatwe zadanie. Nie dość, że jest w oczach innych narzędziem w ręku Boga i Kościoła, to w dodatku musi spełniać wszystkie wymagania stawiane nauczycielom innych szkolnych przedmiotów. Nie ma obecnie katechetów z przypadku – standardowo nauczyciel religii jest dzisiaj magistrem teologii z przygotowaniem katechetyczno-pedagogicznym oraz udzieloną mu przez biskupa misją kanoniczną. We wrześniu w całej Polsce ponad 7 mln uczniów przyszło na lekcje religii prowadzone przez ok. 30 tys. katechetów. W obu warszawskich diecezjach jest ich ponad 1800 – w przybliżonych proporcjach: 45% świeckich, 35% księży i 20% sióstr i braci zakonnych.

– Mamy bardzo dużą kadrę i nie brakuje nam katechetów. Wszyscy są bardzo otwarci i chętni do pracy z młodymi ludźmi – chwali swoich podopiecznych ks. Przybylski. Wakatów – jak przekonuje ks. Artur Staniszewski, referent Wydziału Katechetycznego Kurii Warszawsko-Praskiej – nie ma także po drugiej stronie Wisły.

GRA ZESPOŁOWA

Jaki powinien być katecheta, by nie popaść w zniechęcenie i skutecznie katechizować? – Wiele zależy od środowiska, w którym pracuje, ale najwięcej zależy od niego samego. Często największy problem to kulejąca współpraca katechety nie tylko z rodzicami, ale i gronem pedagogicznym. Katecheta sam nie jest wychowawcą, więc złotą zasadą jest, że w przypadku problemów z uczniem może i powinien włączyć w ich rozwiązanie rodziców i wychowawcę klasy. Zdarza się, że jest lekceważony, jednak w większości szkół dyrekcja i zespoły nauczycielskie są wobec katechetów życzliwe. I to niezależnie od wiary i poglądów nauczycieli.

– Ważne jest pytanie: jak katecheta chce wejść do szkoły? Bo jeżeli – i to dotyczy częściej księży niż katechetów świeckich – wchodzi i na dzień dobry wszystkich chce nawracać, pouczać i wprowadzać swoje porządki, to może spotkać go odrzucenie – mówi ks. Zbigniew Suchecki, wizytator katechetyczny w dekanacie staromiejskim.

– Katecheta musi wiedzieć, że jak się wchodzi do szkoły, to się trzeba pani woźnej ukłonić, i że w szkole rządzi dyrektor, a nie on – posłany przez samego Boga na szkolny padół. Jeśli katecheta potrafi zafunkcjonować jako część zespołu nauczycielskiego, będzie mógł na ten zespół liczyć. Nie powinien bać się prosić o pomoc – dopowiada ks. Staniszewski.

Stosunek katechetów do rodziców i do dzieci, to osobne zagadnienie. – To często pierwsza linia frontu – śmieje się ks. Suchecki, jednak od razu dodaje – zarówno katecheta, jak i rodzice mogą wiele zrobić, żeby sobie pomóc. – Dobrze byłoby, gdyby katecheci już na początku roku szkolnego przeszli się w czasie zebrań rodzicielskich po klasach, przedstawili program nauczania i podręczniki oraz sposób, w jaki uczniowie będą oceniani. Krótko mówiąc – powinni zainteresować rodziców swoim przedmiotem i dać się poznać – być dla nich kimś realnym, kto zajmuje się ich dziećmi, a nie jakimś wyabstrahowanym pojęciem „katecheta” – radzi ks. Staniszewski.

– Okazuje się często, że nagle ci rodzice szeroko otwierają oczy i widzą, że katecheza to nie jest jakiś nie wiadomo jaki przedmiot, ale integralna część szkolnej nauki. Można przy tej okazji zaprosić rodziców do współpracy, opracować z nimi jakąś „strategię” postępowania z uczniami w sytuacjach „trudnych” – czy rozwiązywać je raczej przez szkołę, z wychowawcą, czy zwracać się do nich. – Każdy lubi być poważnie, potraktowany – radzi Piotr Klimski, młody, uczący w dwóch mokotowskich szkołach średnich katecheta. Jak mówią jego znajomi – dał sobie radę w klasie, która doprowadziła do rezygnacji z pracy niejednego katechetę. – Ale współpraca: katecheta – rodzice działa w dwie strony. Jeśli rodzicom zależy, jeśli widzą, że coś się dzieje, że dziecko niechętnie chodzi na religię, ma słabsze oceny, to mama czy tata sami powinni pójść do katechety i dowiedzieć się, w czym problem, a nie szukać łatwych rozwiązań typu: wypiszemy cię, synu, z katechezy – dopowiada ks. Suchecki.

NADĄŻAĆ ZA UCZNIEM

– Lekcja typu: „otwórzcie zeszyt”, „zapiszcie temat katechezy nr 7”, a potem wyłożenie tematu, że Pan Bóg jest transcendentny, to dziś w liceum czy gimnazjum tylko zawracanie głowy – mówi ks. Suchecki. – To nieprawda, że młodzieży nic nie interesuje. Ale trzeba ją zainteresować. Pokazać świat wiary i jednocześnie uświadomić, że ta wiara nie jest sprzeczna z nauką – mówi Piotr Klimski. Kiedyś założył się z uczniem, że będzie ciekawa lekcja, i wygrał.

– Dla młodzieży atrakcyjna jest apologetyka, uzasadnianie treści wiary. Uczniowie chłoną takie tematy jak historyczność Jezusa, Jego zmartwychwstanie, naukowe uzasadnianie treści Biblii – mówi Klimski.

Z rozmów z licealnymi katechetami wynika, że obecnie – obok historii Kościoła z jej „czarnymi kartami”, obok spraw seksu i problemów bioetycznych – najciekawsze tematy, to właśnie te, gdzie wytłumaczalne zderza się z niewytłumaczalnym. Wzięcie mają np. egzorcyzmy i cuda, ale takie, że – jak mówi młodzież – albo to Bóg, albo kosmici. Ale można także ciekawie realizować z góry założony program, choć utrzymuje się – jak w przypadku stosunku do kościelnych kazań – zasada: jak najmniej o Bogu, jak najwięcej o życiu.

– Na religię przychodzą na ogół uczniowie pełni schematów. Są np. za metodą in vitro, ale nie mają szerszej wiedzy choćby o tym, jakie są jej procedury. Jeśli nauczyciel nie ucieknie od tematu, a do tego okaże swoją kompetencje – zdobędzie ich i będzie wpływać na ich postawy – mówi Klimski. – Nie powinno się w dyskusjach światopoglądowych czy bioetycznych używać argumentów konfesyjnych, ale merytorycznych. W przypadku głośnego tematu in vitro takich argumentów ze strony lekarzy, którzy są pro life, nie brakuje – dodaje ks. Staniszewski. – Najważniejsze jest, by nawiązać więź z uczniem, być na bieżąco z problemami, którymi żyje, i być gotowym do rozmowy. Czasem przeczytać dla nich coś, czego sami byśmy nie wzięli do ręki – po to, by o tym z nimi porozmawiać. Dać im prawo wątpić, ale i skłonić do refleksji – wymieniają katecheci.

Czy katecheza w polskich szkołach spełnia pokładane w niej nadzieje? Kilka lat temu Grzegorz Górny w czasie jednej z dyskusji o katechezie szkolnej stwierdził, że służy ona raczej preewangelizacji (dawanie fundamentów wiary) lub postewangelizacji (pogłębianie wiedzy nawróconych), samej zaś ewangelizacji bardzo rzadko. „Jeśli religia w szkole może dać co najwyżej wiedzę i niewiele więcej, to mówię przekornie: Bogu dzięki. (…) Resztę powinna dawać katecheza w parafii, w grupach i w rodzinie” – mówił przed trzema laty w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” abp Nycz, przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego przy Episkopacie Polski.

– Katecheza w szkole, nie tylko w Polsce, będzie zawsze barometrem prawdziwości demokracji w pluralistycznym społeczeństwie. Raz po raz będą o nią wszczynane spory, i tym się nie trzeba martwić. Bo to jest kwestia walki o to, czy religia jest sprawą prywatną, czy też sprawą, która się liczy i jest ważna w życiu społeczeństwa – mówił z kolei metropolita warszawski, rozsyłając przed kilkunastoma dniami katechetów do szkół archidiecezji warszawskiej.

współpraca: Paweł Hermanowski

Celem katechezy jest doprowadzić katechizowanego nie tylko do spotkania z Jezusem Chrystusem, ale do zjednoczenia, a nawet głębokiej z Nim zażyłości. […]
(Jan Paweł II, „Catechesi Tradendae”, 5)
Katecheza jest wychowaniem w wierze dzieci, młodzieży i dorosłych, a obejmuje przede wszystkim nauczanie doktryny chrześcijańskiej, przekazywane na ogół w sposób systematyczny i całościowy, dla wprowadzenia wierzących w pełnię życia chrześcijańskiego
(Jan Paweł II, „Catechesi Tradendae”, 18)

Rola katechety jest pomocnicza względem wychowania religijnego w domu i w Kościele.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama