O roli świeckich
Mała rola świeckich w Kościele wynika głównie z braku zaufania wzajemnego. Występuje on po obu stronach. Dla znacznej części duchownych wciąż nie skończyła się epoka: „Kościół to tylko my” (przynajmniej tak wynika z praktyki ich działania), a dla wielu świeckich jeszcze nie rozpoczęła się epoka: „Kościół to także my”
Często zdarza się, że świeccy narzekają, iż księża nie chcą ich słuchać, nie pytają o zdanie, nie chcą realizować składanych im propozycji. Z drugiej zaś strony, wielu duszpasterzy ubolewa, że świeccy są beznadziejnie bierni, że nic się im nie chce. Księża boją się więc czegokolwiek zaproponować świeckim, bo wiedzą, że oni i tak tego nie podejmą. Sytuacja ta gdzieniegdzie zaczyna przypominać błędne koło. Wówczas życie parafialne stopniowo zamiera i przekracza granicę bylejakości.
Żeby wyrwać się z tego zaklętego kręgu, potrzeba przede wszystkim głębokiej świadomości eklezjalnej, że Kościół to my wszyscy. Tego nie da się jednak ukształtować teoretycznie. Ludzie świeccy muszą poczuć, że są ważni. Muszą poczuć się naprawdę współodpowiedzialni za Kościół, nie tylko w deklaracjach.
Osobiście, od początku mojego świadomego chrześcijaństwa, byłem obdarzany zaufaniem i obciążany odpowiedzialnością. Nasz duszpasterz oazowy, pallotyn ks. Zygmunt Zymliński, ufał nam bardzo, czasem nawet wydawało się, że „za bardzo”. Stawiał nam zadania, które nas trochę przerastały, ale potem okazywało się, że — przy jego pomocy — wcale nie były to zadania na wyrost. To podciągało nas w górę.
Dzisiaj, w sytuacji nieufności czy braku zaufania, trzeba często sobie na nie najpierw zasłużyć. Główny ciężar rozwiązywania tego problemu spoczywa na księżach. To oni pierwsi powinni dać swoim parafianom sygnał, że zależy im na zaangażowaniu świeckich w tworzenie wspólnoty Kościoła. Trzeba zatem szukać sposobów, które praktycznie pokazałyby świeckim, że proboszczowi zależy na poznaniu ich opinii. Na początek może to być np. ankieta rozdawana podczas „kolędy”, zawierająca proste, ale zasadnicze pytania dotyczące życia parafii. Nic jednak nie działa skuteczniej niż świadectwo osobistej otwartości na innych. Parafianie pozwolą księdzu, by ich krytykował, wręcz oczekują tego, ale wtedy, gdy obdarzają go zaufaniem, bo wiedzą, że ich naprawdę kocha.
Najlepsza współpraca księży i świeckich ma miejsce w tych parafiach, gdzie proboszcz pozwala parafianom przejawiać inicjatywę i realizować własne pomysły. Jego rola polega wówczas na patronowaniu rozmaitym parafialnym przedsięwzięciom i dyskretnym pilnowaniu, czy zmierzają one w dobrym kierunku (oraz, rzecz jasna, interweniowaniu w razie konieczności).
Na szczęście, jest wiele takich środowisk, w których świeccy faktycznie są podporą życia Kościoła, a nie tylko przedmiotem działalności duszpasterskiej. Generalnie jednak rzeczywiście nie są oni dopuszczani nawet do tych funkcji, które przewidują dla nich normy prawa kanonicznego. Rady parafialne są zalecane przez prawo kościelne (rady ekonomiczne wręcz obowiązkowo!), tymczasem w Polsce dobrze działająca rada parafialna należy do rzadkości. Można to zrozumieć, bo mamy jeszcze duszpasterzy, którzy działali za „komuny” i boją się, że do takich rad mogą wedrzeć się ludzie nieodpowiedzialni i niewłaściwi, jak kiedyś agenci SB. Na lęku jednak nic trwałego się nie zbuduje...
Ludzie potrzebują dzisiaj kogoś, kto poświęci im trochę czasu, chcą być wysłuchani. Czas jest dziś często największym skarbem, jaki możemy dać drugiemu człowiekowi. Nasi zapracowani księża często jednak tego czasu nie mają. Gdyby jednak mieli wielu świeckich współpracowników, mieliby też więcej czasu dla zagubionych owiec.
Autor jest konsultorem Papieskiej Rady ds. Świeckich, a także redaktorem naczelnym miesięcznika „Więź”
opr. ab/ab