Przyszłość polskiej parafii to coraz większa rola świeckich
Pewien profesor socjologii z pasją analizujący całe kilogramy badań i artykułów podejmujących problematykę współczesnej parafii opowiedział mi, że jedna pani napisała w ankiecie, że co niedzielę wsiada na rower i jedzie pięć kilometrów do kościoła w sąsiedniej wsi, bo tam czuje się lepiej niż we własnej parafii. To, co w dzisiejszych czasach zrazu wydaje się anegdotą, jest tylko jaskrawym i może zbyt dosłownym przykładem na poszukiwanie swojego miejsca w Kościele Chrystusa.
Przykład to o tyle znaczący, że parafie wiejskie już ze swojej natury uchodzą za dużo bardziej zżyte, wspólnotowe, niż anonimowe parafie wielkomiejskie. W zdaniu powyższym dokonaliśmy jednego z najbardziej popularnych, bo jest ich wiele, typologicznego podziału parafii. Te wiejskie, stricte terytorialne, funkcjonują w obrębie zamkniętej, statycznej społeczności. Proboszcz na wsi zawsze staje się człowiekiem-instytucją i siłą rzeczy w naturalny sposób wchodzi w rytm życia tego minispołeczeństwa, bo tu po prostu inaczej żyć się nie da.
Jeśli więc i tu ludzie czasami wsiadają w samochód i jadą na mszę do „sąsiada”, to oznacza, że wiele się zmieniło. Wierni, głosując nogami, wyraźnie dają do zrozumienia, że przynajmniej z ich punktu widzenia, są parafie lepsze i gorsze. To, co na wsi jest nadal pewnego rodzaju manifestem, w miastach stało się nagminne. Około 15-16 procent ludzi zawiedzionych swoim proboszczem, zaczyna chodzić na Mszę św. nie do swojej parafii.
Debata o modelu współczesnej parafii nie jest wcale sprawą nową w Polsce ani tym bardziej w Europie. Nie da się jednak nie zauważyć, że fakt naszej akcesji do Unii Europejskiej był co najmniej dodatkowym bodźcem do szerszej dyskusji na ten temat. Szerszej, czyli wykraczającej poza ramy uniwersyteckich kampusów, seminariów duchownych i kręgów katolickiej inteligencji. Zarówno wezwanie Jana Pawła II do ewangelizacji Europy, jak i obawy przed przyspieszeniem idących z Zachodu procesów materializacji i laicyzacji życia codziennego, zmuszają Kościół w Polsce do szukania odpowiedzi na te zagrożenia i metod realizacji naszego posłannictwa. Jakkolwiek życie potwierdza z uporem gorzką prawdę, że tak do końca na cudzych błędach uczyć się nie da, a pewne problemy polskiej parafii, jak chociażby doświadczenie realnego socjalizmu, charakteryzują się specyfiką dla zachodnich Kościołów zupełnie nieznaną, to jednak pewne doświadczenia na pewno mogą okazać się wspólne. Modele kościoła parafialnego zarówno w Europie, ale także w Stanach Zjednoczonych, można określić jako bardziej demokratyczne. Tak zwany laikat ma w nich znacznie więcej do powiedzenia, niż w Polsce, ale także przejmuje na siebie znacznie więcej obowiązków wynikających z prowadzenia parafii. Jeśli ilością zdeklarowanych katolików bijemy tamte Kościoły na głowę, to w przypadku ilości wiernych czynnie i twórczo zaangażowanych w życie parafii, proporcje te są nieomal odwrotne.
Na przykładzie Zachodniej Europy znacznie bardziej widoczny niż u nas wydaje się podział na tak zwanych tradycjonalistów i progresistów - reprezentujących dwie, w dużym uogólnieniu zasadnicze opcje przyszłości Kościoła. Obie nie były pozbawione wad, których skutki obserwują polskie siostry i księża, stanowiący swoisty korpus ratunkowy dla wielu tamtejszych parafii. Tradycjonaliści pokładając chyba zbytnie nadzieje w samym autorytecie i instytucjonalnym szkielecie Kościoła, nie zauważyli, że głęboka duchowość misteryjna dla wielu wiernych była tylko uświęconym tradycją obyczajem i ta fasada nie wytrzymała próby czasu. Progresiści, skupiając się na dyskusjach naznaczonych oświeceniowym intelektualizmem, idąc z duchem czasu, starali się rozluźnić niektóre dogmaty, a tym samym usunąć pewne zewnętrzne przeszkody porozumienia pomiędzy współczesnym człowiekiem a Kościołem. Tym samym zaleczali jedynie niektóre skutki kryzysu wiary, a nie sam kryzys.
Tymi drogami doszliśmy do potrzeby Nowej Ewangelizacji, której gorącym orędownikiem jest przecież Jan Paweł II. Nie kto inny, ale właśnie Papież Polak nawoływał do wprowadzenia w życie postanowień Soboru Watykańskiego II. Okazało się bowiem, że nie tylko w Polsce w wielu przypadkach postulowane przez Vaticanum Secundum zmiany wprowadzono jedynie powierzchownie.
II Polski Synod Plenarny odbywający się w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku powtórzył to wołanie i stwierdził, że należy się „usilnie” starać o wprowadzenie w życie modelu parafii jako „wspólnoty wspólnot”. Przypomniał, że parafia nie może być miejscem indywidualnego załatwiania spraw z Bogiem, tylko miejscem kształtowania według zasad Ewangelii - która jest najbardziej aktualnym i wiecznie żywym programem - wzajemnych ludzkich relacji. Krytykując różne postaci klerykalizmu wśród księży, wytknął także postawę „klienta”, zaczynającą dominować wśród parafian. Popierając żywe tworzenie wielu wspólnot, w których ludzie mogliby zgodnie ze swoim charakterem, temperamentem i potrzebami rozwijać swoją wiarę, podkreślił także rolę kapłana - wikariusza i proboszcza - nie tylko nosiciela sakramentów, ale także nauczyciela, przewodnika i przyjaciela.
Dzisiaj coraz częściej słyszy się, że prawdziwa powtórna ewangelizacja nie uda się bez małych wspólnot, jakimi w starożytności były pierwsze gminy chrześcijańskie.
Ksiądz Leszek Slipek, proboszcz parafii św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej, we wstępie swojej książki „Parafia jakiej pragnę” napisał: „W naszych czasach nie ma już miejsca na wiarę anonimową i sformalizowaną. Potrzebna jest wiara oparta na dogłębnym poznaniu Słowa Bożego, na wyborze i osobistych przekonaniach. Ma to być wiara przyjęta świadomie, a nie jedynie odziedziczona w sposób pasywny”.
opr. mg/mg