Do podstawowych i jednocześnie najbardziej wymagających słów wiary chrześcijańskiej należy słowo „nawrócenie”...
Wydawnictwo Jedność 2009
ISBN 978-83-7442-555-1
Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.
Mateusz 6,21
Do podstawowych i jednocześnie najbardziej wymagających słów wiary chrześcijańskiej należy słowo „nawrócenie”. U ewangelisty Marka na początku Ewangelii napisane jest jakby spiżowymi literami: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1,15). Dla Marka zdania te stanowią sedno objawienia Jezusa. Jest ono jednocześnie obietnicą i roszczeniem: nadchodzi królestwo Boże – bez naszej pomocy. Ale od nas wymagana jest wiara i nawrócenie.
Od ostatniego soboru powiedziano wiele ważnych rzeczy na temat tego, czym jest wiara. Żywa wiara, tak brzmi decydujące stwierdzenie, nie ma raczej wiele wspólnego z „uznawaniem zdań za prawdę”, co wiąże się z głęboką nadzieją, która wypływa ze słuchania słowa (porównaj Rz 14-21). Dopiero wtedy, gdy ktoś stał się „słuchaczem słowa”, poszczególne sformułowania wiary nabierają dla niego sensu i mogą stać się przewodnim motywem jego osobistej drogi. Tego rodzaju rozróżnienie jest przydatne także dla procesu nawrócenia. Oczywiście wiemy, przynajmniej powierzchownie, co oznacza nawrócenie. Wystarczająco często nasłuchaliśmy się tego, że konieczne jest nawrócenie, jeśli nie chcemy się jeszcze bardziej ugrzęznąć w czymś, jeśli nie chcemy skończyć w ślepej uliczce. Nawrócić się oznacza tutaj: zatrzymać się, nawiązać rozmowę z samym sobą lub z innymi, aby znaleźć lepszą, bardziej odpowiednią drogę i pójść nią. Kiedy Jezus zapowiada nadejście królestwa Bożego, żąda jednocześnie nawrócenia się serca – a więc nawrócenia, które obejmuje całą osobę. Sercem człowiek ma rozpoznać, czy przyjmuje to przesłanie. Jako cały człowiek ma zdecydować, gdzie jest jego centrum. Prosta, a przecież uspokajająca reguła brzmi przy tym: „Gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6,21).
Pośród wielu opowiadań o nawróceniu zamieszczonych w Ewangeliach znajduje się także opowieść o chybionym kroku. Jest to historia mężczyzny, którego tradycja nazywa „bogatym młodzieńcem” (Mk 10,17-22). Początkowo wydaje się, że jest on na najlepszej drodze, by „zyskać życie wieczne”. Przykazań Bożych, które Jezus wymienia mu jako bilet wstępu do królestwa Bożego, „przestrzegał od młodości”. Tylko jednego ci jeszcze brakuje, powiedział mu Jezus: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za mną!”. Kiedy mężczyzna to usłyszał, spochmurniał i odszedł zasmucony, „miał bowiem wiele posiadłości”.
W historii tej można odkryć tajemnicę nawrócenia, tego nawrócenia, które żąda całego serca. Ponieważ w żadnym razie nie jest to tylko przywiązanie do rzeczy materialnych, które często przeszkadza nam w dokonaniu sensownego zwrotu w naszym życiu i odważeniu się na konieczny nowy początek. Każdy pomysł, który staje się idee fix, każdy nierozpoznany przymus, każdy lęk ogranicza naszą wolność – a tym samym również nasze spojrzenie na to, co naprawdę się liczy i jest konieczne.
Mistrzowie życia duchowego mówią wciąż o jednym warunku udanego istnienia: o umiejętności odpuszczania. Aby we wszystkich decydujących fazach naszego życia coś nowego mogło zaowocować, najpierw musi udać się pożegnanie: pożegnanie z beztroską dzieciństwa, pożegnanie z nierealnymi celami w życiu zawodowym i prywatnym, a wreszcie także pożegnanie z samym życiem. Ten, kto potrafi zrezygnować z tego, co stare, może stać się „nowym człowiekiem”. To, co początkowo wydaje się bolesną stratą, jest warunkiem osiągnięcia czegoś większego i bardziej kompletnego. W tym, z czego potrafimy zrezygnować, a bardziej jeszcze w tym, z czego nie potrafimy zrezygnować, można odkryć ważne wskazówki dotyczące jasnych i ciemnych stron naszego życia.
Opowiadanie o bogatym młodzieńcu może wydać się początkowo historią o zaprzepaszczonej okazji. Jednocześnie udziela nam ono wskazówek, w jaki sposób może udać się nawrócenie, ponieważ również tutaj mowa jest o zrezygnowaniu z czegoś, więcej jeszcze, o skarbach, które trzeba odkrywać we własnym życiu. Młody mężczyzna spochmurniał, tak czytamy, „kiedy to usłyszał”. Pytanie brzmi tylko, co usłyszał.
Wydaje się, że myślał przede wszystkim o stracie, kiedy zetknął się z żądaniem Jezusa, by zrezygnował z bogactwa. Tym, czego nie usłyszał, było wołanie o pójście za Jezusem i obietnica skarbu w niebie. Nie dostrzegł także, że Jezus spojrzał na niego z miłością (porównaj wers 21a). O tę krótkowzroczność, o to ograniczone spojrzenie rozbija się jego nawrócenie. Ponieważ nie potrafi zrezygnować, pozostanie wprawdzie „bogatym młodzieńcem”, ale narażony jest na niebezpieczeństwo, że przejdzie obok trwałych skarbów życia i przegapi wołanie, by wiódł swoje życie jako „nowy człowiek”.
Jeśli zastosujemy się do opowiadania o bogatym młodzieńcu, to odkryjemy, że tajemnica nawrócenia tkwi w umiejętności rozpoznania i zrezygnowania z własnych zależności. Proces ten jest bolesny – i uda się tylko temu, kto w „mniej” zdoła dostrzec „większą wartość”. Ten, kto rezygnuje z czegoś, co polubił, albo tylko z czegoś wygodnego, początkowo coś traci. Jednak później wielokrotnie zauważy, że strata ma ukryty sens: stwarza szansę, by lepiej poznać siebie samego i wzrastać, okazję ku temu, by stać się bardziej niezależnym i wolnym. Nawrócenie to oswobodzenie się: ten, kto potrafi z czymś zerwać, może też zacząć od początku.
Niekiedy wydaje się, że jest za późno, by zaczynać od nowa, by stać się „nowym człowiekiem”: zrobionych zostało już zbyt wiele kroków, pozostało za mało energii. Takie spojrzenie może być realistyczne, przede wszystkim dlatego, że nigdy nie jesteśmy czystą teraźniejszością, ponieważ zawsze nosimy ze sobą całą naszą historię. Jednocześnie wciąż słyszymy wołanie o nawrócenie się – jako wyzwanie i żądanie, jako kolec, który trwale troszczy się o zbawienny niepokój, a wreszcie jako znak nadziei, że dla Boga wszystko jest możliwe (Mk 10,27).
opr. aś/aś