"Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Boga " - ten fragment listu do Rzymian brzmi jak niesamowita, wręcz baśniowa obietnica. A jednak opisuje realną treść życia chrześcijanina. Czy potrafimy doświadczać tego Bożego prowadzenia?
14 Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży,
są synami Boga.
15 Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli,
aby się znowu pogrążyć w bojaźni.
Ale otrzymaliście ducha przybrania za synów,
w którym możemy wołać: Abba, Ojcze!
16 Sam Duch daje świadectwo naszemu duchowi,
że jesteśmy dziećmi Bożymi.
17 Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami,
dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa.
Jeżeli wspólnie z Nim cierpimy,
to wspólnie będziemy przebywać w chwale.
Synostwo Boże jest czymś konkretnym, wyraża się w praktyce życia przez „prowadzenie przez Ducha Bożego”. Doświadczenie tego prowadzenia jest w życiu niezmiernie ważne. Bez niego właściwie pozostaje nam jedynie nasze wyobrażenie, idea, albo mniemanie, że takie wyrażenie nie ma żadnego konkretnego odniesienia, a jedynie stara się wypowiedzieć jakieś nieuchwytne dla nas tajemnicze działanie Ducha Świętego, którego sens ukaże się nam dopiero na Sądzie Ostatecznym. Określenie „prowadzi Duch Boży” odnosi się jednak do czegoś określonego. W Piśmie Świętym odnajdujemy szereg osób, które były prowadzone przez Ducha Bożego. Należeli do nich prorocy. W Kościele pierwotnym takie prowadzenie było zasadniczą troską całej społeczności, starała się ona nieustannie odczytywać wolę Ducha Świętego. Sam Kościół, jak wiemy, narodził się w dniu Zesłania Ducha Świętego. Był to jednocześnie początek nowego okresu w Bożej ekonomii zbawienia, czyli w Bożym działaniu względem nas, czasu, w którym Duch Święty jest postacią wiodącą. Z kolei my sami rodzimy się w Kościele do życia Bożego i jesteśmy wprowadzani w zbawcze misteria właśnie w Duchu Świętym. Duch Święty jest Tym, który prowadzi Kościół i wszystkich wierzących. Dlatego otwarcie się na Niego i poddanie się Jego prowadzeniu pozostaje czymś zasadniczym w naszym życiu. Niestety w naszej tradycji zachodniej przez ostatnie wieki zbyt mało się mówiło o Duchu Świętym i Jego roli w życiu chrześcijan.
Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego (J 15,15).
Bóg pragnie z nami więzi partnerskiej: przyjaźni i serdecznej rodzinnej bliskości. Do dzisiaj nie potrafimy tego właściwie przyjąć, ponieważ albo stale podchodzimy do Boga jak do groźnego Sędziego, którego się boimy, albo staramy się robić z Niego „kolegę” lub „dobrego wujka”. Obie te postawy są sprzeczne z Bożym zamiarem, sprzeczne z Duchem Świętym, którego otrzymaliśmy — co św. Paweł w tym wersecie wspaniale wyraża. Duch Święty jest duchem wolności i jedynie w duchu wolności możemy prawdziwie spotkać Boga. Wolność odnosi się do obu stron dialogu. Jeżeli dobrze się zastanowimy, to zauważymy, że nikt nie respektuje naszej wolności tak konsekwentnie jak Bóg. My ze swej strony także musimy dać Bogu wolność w odniesieniu do nas. On niczego nie przeprowadzi na siłę: „jeżeli chcesz, to chodź” — jest Jego stałą zasadą.
Relacja Ojciec — syn jest nam udzielona. Możemy ją podjąć lub nie. Kiedy jednak ją podejmujemy, musimy przyjąć jej logikę. Bóg prawdziwie chce nas ukształtować, wychowywać i to bardzo konkretnie. Wchodząc w tę więź, musimy poważnie potraktować Jego wskazania, napomnienia, słuchać Jego głosu, rozważać wszystko w kontekście spotkania z Nim. Jest to relacja bliskiej osobowej więzi, w której nie ma żadnej ucieczki w anonimowość, w nieświadomość, nie można odpowiedzialności zrzucić na kogoś innego, nie można po prostu kłamać. Wówczas stalibyśmy się synami innego ojca, ojca kłamstwa (zob. J 8,44). Jednocześnie musimy pamiętać o tym, co pisze mędrzec Starego Testamentu: karci Pan, kogo miłuje, jak ojciec syna, którego lubi (Prz 3,12). Podobnie w Księdze Judyty czytamy: chłoszcze Pan tych, którzy zbliżają się do Niego, aby się opamiętali (Jud 8,27). Wszystko to jednak służy naszemu zbliżaniu się do Ojca i coraz większej autentyczności wezwania: Abba, Ojcze! Nie chodzi bowiem o to, by Bóg realizował nasze pragnienia, ale byśmy się uczyli i przez to upodabniali do Niego (zob. Mt 5,44—48). Psalmista modli się:
Naucz mnie spełniać Twoją wolę,
bo Ty jesteś moim Bogiem.
Niech mnie Twój dobry duch prowadzi
po bezpiecznej równinie (Ps 143,10).
Czy nasza relacja z Bogiem jest autentyczna? To pytanie trzeba sobie ciągle stawiać. Skąd możemy wiedzieć, że prawdziwie stajemy się dziećmi Bożymi? Nie wystarczy nasze subiektywne mniemanie. Łatwo przecież możemy się oszukiwać. Iluż ludzi z przekonaniem deklaruje swoją przynależność do Boga, ale ich życie mówi całkowicie coś innego. W tym kontekście można odczytać słowa św. Pawła: Sam Duch daje świadectwo naszemu duchowi, że jesteśmy dziećmi Bożymi. W jaki sposób i jak daje świadectwo? Na ten temat znajdujemy wskazania w innych miejscach jego listów. Klasycznym tekstem jest fragment Listu do Galatów: Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa (Ga 5,22n).
Widzimy, jak nasza współpraca z Duchem Świętym wymaga bardzo konkretnego odczytywania wszystkiego, co się z nami dzieje. Nie można zamknąć się w schematach, czy skoncentrować na realizowaniu norm prawnych. Więź z Duchem Świętym musi być żywa i czujna. Sam Duch Święty nie narzuca się, ale raczej przemawia bardzo delikatnie. Aby „usłyszeć” Jego mowę i ją zrozumieć, trzeba się skupić na „słuchaniu” i „rozważać wszystko w swoim sercu” (por. Łk 1,29; 2,19). Punktem odniesienia naszego rozważania powinno być słowo Boże i Jego obietnice. Umiejętność odczytywania tych słów i obietnic w odniesieniu do siebie samego jest niewątpliwie charyzmatem, o który należy się modlić i starać o niego przez stały wysiłek, przez praktykę czytania Pisma Świętego, czyli lectiodivina.
Ostatni werset pieśni jest przykładem właściwego odczytywania Bożych obietnic: Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami. Jest to bardzo prosty i logiczny wniosek z orędzia Chrystusa. Ale czy my rzeczywiście umiemy taki wniosek wyprowadzić i przyjąć z wiarą? Jeżeli nie, to dlaczego? Wydaje się, że wynika to z braku naszej wiary. My ciągle jeszcze w pełni nie uwierzyliśmy, że obietnice Boże konkretnie odnoszą się do nas i to już tu i teraz! Raczej uważamy je za coś, co się odnosi do bliżej nieokreślonej przyszłości, która zresztą rozpływa się nam we mgle. Stąd to, co robimy, nie ma ścisłego powiązania z tymi obietnicami i prawdą, jaką w sobie zawierają. Święty Paweł natomiast pisze konsekwentnie: Jeżeli wspólnie z Nim cierpimy, to wspólnie będziemy przebywać w chwale, co jest już bardzo konkretnym przeniesieniem wniosków wypływających z Bożych obietnic na trudne doświadczenia życia. Mieści się to całkowicie w logice błogosławieństw, jakie nam przekazał Pan Jezus w Kazaniu na Górze:
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. 11 Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was. 12 Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami. (Mt 5,10−12).
Włodzimierz Zatorski OSB
Pieśni dla Pana. Hymny i pieśni liturgiczne Starego i Nowego Testamentu
Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
Wydanie: I, Kraków 2014
ISBN: 978-83-7354-551-9
opr. mg/mg