Po co są dogmaty wiary?
Zadaniem następców św. Piotra jest dbanie o niezafałszowany przekaz prawdy. Foto: HENRYK PRZONDZIONO
Chesterton powiedział, że „istnieją tylko dwa rodzaje ludzi: ci, którzy przyjmują dogmaty i wiedzą o tym, oraz ci, którzy je przyjmują, ale o tym nie wiedzą”. Chrześcijanie należą do tej pierwszej grupy, i nie jest to powód do wstydu. Wręcz przeciwnie.
„Wolnomyśliciel” jako kryterium prawdy uznaje tylko siebie. Wierzący w kościelne dogmaty wyraża zaufanie do wspólnoty Kościoła, do której należy.
Słowo „dogmat” wywołuje opór. Ideałem jest dziś raczej uwolnienie się od wszelkich dogmatów. Bo dogmat w powszechnym przekonaniu oznacza rezygnację z myślenia, martwy schemat, utrwalony przesąd, przejaw umysłowej niesamodzielności, utratę wolności na rzecz autorytetu. Sami chcemy dochodzić do prawdy lub ją tworzyć. Także, a może zwłaszcza, w sferze religijnej.
Kościół trzyma się dogmatów. Nie jest to, rzecz jasna, jedyny sposób wyrażania wiary, ale dogmaty nabierają nowego znaczenia właśnie w kontekście współczesnych tendencji sprowadzania religii do kategorii czysto subiektywnych. Czym właściwie jest dogmat? Czy wiara w dogmaty oznacza postawę niedojrzałego dziecka prowadzonego za rączkę?
Anna Świderkówna opowiadała kiedyś o rozmowie ze znajomym komunistą: „W czasie rozmowy rzucił: — Jestem ateistą. — Aha — mówię — czyli pan wierzy, że Boga nie ma. — Nie, nie. Ja w nic nie wierzę — zaoponował zaskoczony. — A mógłby pan dowieść, że Boga nie ma? — zapytałam. Usłyszałam, że go zatkało. Bo on nigdy nie pomyślał, że jego światopogląd też jest formą wiary”.
W każdym światopoglądzie, w każdej filozofii istnieją pewne zdania, które przyjmuje się na wiarę. Ich prawdziwość zakłada się po prostu jako rzecz oczywistą. Każdy człowiek ma jakiś zasób nienaruszalnych podstawowych tez, pewnych punktów odniesienia, które stanowią rodzaju filtru w jego patrzeniu na świat, na siebie, na życie. Ten zasób pewników to wręcz słownikowa definicja dogmatów. Człowiek wierzący uznając prawdę dogmatów katolickich, wie, jakie jest ich źródło: jest nim Kościół interpretujący Pismo św. i na tej podstawie formułujący pewne podstawowe twierdzenia wiary, którą głosi. Źródła „świeckich” dogmatów bywają różne i nie zawsze są jasno określone. Mogą to być starożytni czy współcześni filozofowie, publicyści, artyści, politycy, środowisko itd. Chesterton powiadał nieco złośliwie: „Tam, gdzie nie wierzy się w Boga, można wierzyć we wszystko”.
Zwolennicy „niedogmatycznych” poglądów lubią powtarzać: „nikt mi nic nie narzuca”, „ja sam do wszystkiego dochodzę”, „jestem wolny w myśleniu”, itd. Zgodnie z tymi deklaracjami, „wolnomyśliciel” jako kryterium prawdy uznaje tylko siebie samego. Wierzący w kościelne dogmaty wyraża zaufanie do wspólnoty Kościoła, do której należy. Dlaczego ta pierwsza postawa uchodzi za bardziej racjonalną niż ta druga?
Dogmatyzm kojarzy się z postawą bezkrytyczną, utożsamia się go wręcz z zakazem myślenia. Myślenie naukowe, dojrzałe, nowoczesne powinno być za myśleniem bez dogmatu. To mit. Punktem wyjścia wszystkich nauk ścisłych są aksjomaty, czyli tezy, których się nie dowodzi. Z tych „dogmatycznie” przyjętych aksjomatów wyprowadza się drogą wnioskowania kolejne twierdzenia.
Nasuwa się jeszcze jeden przykład, nieco lżejszy. Czy można uznać grę w szachy za coś, co nie wymaga myślenia? A przecież szachy mają swoje nienaruszalne, niezmienne zasady. Gracze muszą je respektować, zgodzić się na nie. Inaczej nie będzie żadnej sensownej, intelektualnej rozrywki. Dogmaty są właśnie jak te niezmienne reguły gry. Nie są szlabanami zamykającymi drogę do refleksji, ale są raczej punktami wyjścia wyznaczającymi kierunek myślenia. Zapraszają do myślenia, ale we „wnętrzu” gry.
Nie jest więc tak, że mamy wybór: albo myślenie, albo dogmat. Wybieramy raczej między takim czy innym zestawem dogmatów.
Dogmaty to zdania, w których Kościół, głosem soboru lub papieża, wyraża prawdy chrześcijańskiej wiary odczytane w słowie Bożym. Czyni to
w sposób zobowiązujący wszystkich wierzących. Dogmaty nie są jakimś systematycznym wykładem całej doktryny, nie zamykają bynajmniej drogi dalszych teologicznych dociekań. Dogmaty są raczej podstawowymi definicjami, drogowskazami i zarazem punktami granicznymi katolickiej doktryny.
W centrum chrześcijańskiej wiary od początku był i zawsze pozostanie Jezus Chrystus: Jego osoba, życie, nauczanie, dzieło, śmierć i zmartwychwstanie. To jest wydarzenie, które dało początek Kościołowi i dlatego Kościół dba o wierność wobec tego początkowego doświadczenia. Podstawowym depozytem Kościoła jest prawda o Chrystusie, która została mu dana i ma być przekazywana kolejnym pokoleniom. Św. Paweł pisze: „O, Tymoteuszu, strzeż depozytu wiary, unikając światowej czczej gadaniny i przeciwstawnych twierdzeń rzekomej wiedzy” (1 Tym 6,20). Przekazywanie wiary odbywało się i odbywa na wiele sposobów: przez ewangelizację, katechezę, wychowanie w katolickiej rodzinie, liturgię. Istotą życia Kościoła jest głoszenie prawdy o Bogu, który wypowiedział się w Chrystusie.
Przekazywanie wiary w Jezusa łączyło się zawsze z wezwaniem do naśladowania Go. Kościół zapraszając do naśladowania, musiał jednak przekonująco i zrozumiale odpowiadać na pytanie: „kim On właściwie jest”. Niezbędne więc było wyjaśnianie treści wiary, zarówno ludziom stojącym na zewnątrz, jak i samym wierzącym. Przy udzielaniu chrztu świętego wymagano od kandydatów wyznania wiary. Niemożliwe było, żeby kandydaci recytowali całość Nowego Testamentu. Dlatego pojawiły się pierwsze wyznania wiary, czyli krótkie streszczenia, które zawierały to, co najważniejsze (tzw. symbole wiary). To był początek formułowania dogmatów.
Konieczność wyrażania prawd wiary w pewnych zobowiązujących formułach wynikała najczęściej z sytuacji konfliktowych. W historii nieraz pojawiały się sprzeczne interpretacje biblijnego przekazu. Kościół dla zachowania wierności wobec depozytu oraz własnej jedności musiał w takich sytuacjach dać odpowiedź na pytanie: „jaka jest nasza wiara?”. Sobory były zwoływane głównie w tym celu. Pierwszy sobór powszechny zebrał się w Nicei w 325 roku z powodu arianizmu — szeroko rozpowszechnionego poglądu, który kwestionował Bóstwo Chrystusa. To na tym soborze i na następnym w Konstantynopolu (381) sformułowano wyznanie wiary, które do dziś powtarzamy w niedzielnej Eucharystii. To credo nicejsko-konstantynopolskie jest jednym z najstarszych zbiorów dogmatów. Kościół włączył je w liturgię dlatego, że miał świadomość jedności dogmatu i kultu. Wyznawanie wiary powinno być oddawaniem Bogu chwały. Kolejne sobory reagowały na pojawiające się coraz to nowe poglądy sprzeczne z prawdą Ewangelii. Kościół formułując dogmaty, wyrażał w ten sposób swoją wiarę, zabezpieczał ją przed fałszem, wyznaczał granice ortodoksji, czyli wierności wobec powierzonej mu prawdy. W V wieku mnich Wincenty z Lerynu sformułował zasadę, że katolickie (prawowierne) jest to: „w co wszędzie, w co zawsze i w co wszyscy wierzyli i wierzą”.
Część historii Kościoła jest także historią dogmatów. Kościół w różnych momentach formułował pewne zdania, które miały rangę dogmatu. Nie jest to tworzenie prawd wiary, ale ich odczytywanie. Bóg przemówił w sposób definitywny przez Jezusa Chrystusa. Ale treść tego Bożego Objawienia może być coraz lepiej poznawana i zgłębiana. Istnieje więc pewna zasadnicza ciągłość i wierność przekazu wiary. Kościół nigdy nie zmienił, nie odwołał żadnego dogmatu. Z drugiej strony przekazywanie wiary jest procesem żywym, jest historią. Dlatego stale pojawiają się nowe pytania, nowe problemy i nowe interpretacje. Rolą papieża i biskupów jest dbanie o to, by w tej zmienności się nie pogubić. Dogmaty wyznaczają koryto rzeki, którą „płynie” tradycja Kościoła: od Jezusa Chrystusa do człowieka żyjącego tu i teraz.
Zadaniem teologii jest nie tylko powtarzanie dogmatów, ale ich tłumaczenie na język zrozumiały dla współczesnych. Narzekał Czesław Miłosz, że „katolickie dogmaty są jakby o parę centymetrów za wysoko”. Jest w tym sporo racji. Prawdy powierzonej Kościołowi nie można głosić językiem oderwanym od dzisiejszych realiów. Cała rzecz w tym, by nowym językiem głosić światu starą niezmienną prawdę. Teologowie zmagają się rzecz jasna z wątpliwościami i trudnościami w wierze. Ich rolą jest stawianie pytań. A jednak w czasach niepewności i kontestacji teologia musi mieć odwagę dawania jasnych odpowiedzi na najważniejsze ludzkie pytania. Biskup Helder Camara mówił do teologów w 1970 roku: „Miejcie litość dla nas, ludzi wierzących, którzy potrzebujemy pewników, mogących nadać sens naszemu życiu i naszej śmierci”.
Modne dziś jest twierdzenie, że nie ma żadnych pewników, że nie ma obiektywnych reguł „gry” zwanej ludzkim życiem, nie ma żadnej wielkiej, uniwersalnej prawdy. Są tylko małe prawdy, które każdy z nas sam lepi na swój własny użytek. Prawda zostaje sprowadzona do opinii pojedynczego człowieka. „Człowiek powinien teraz nauczyć się żyć w sytuacji całkowitego braku sensu, pod znakiem tymczasowości i przemijalności” — diagnozował Jan Paweł II.
Chrześcijanie wierzą, że jest inaczej. Są przekonani, że świat nie jest przypadkowym chaosem, a człowiek nie jest tylko inteligentnym małpiszonem. Wierzą, że istnieje uniwersalna prawda o świecie i ludzkim życiu. I tę prawdę człowiek może odkryć (nie w całości, ale w takim stopniu, by mógł na niej oprzeć życie). Wierzą, że tą prawdą jest Bóg, który sam dał się nam poznać. W epoce bez pewników wierzący trzymają się dogmatów wiary.
opr. mg/mg