O przygotowywanym na lata 1991 - 1997 II polskim Synodzie Plenarnym
A może moglibyśmy nawet powiedzieć „nasz sobór”? Przygotowywany na lata 1991 — 1997 II polski Synod Plenarny będzie zgromadzeniem o wyraźnie większym znaczeniu, niż szereg dotychczasowych synodów lokalnych o zasięgu diecezjalnym. Zgromadzi wszystkich biskupów polskich oraz licznych doradców-audytorów. Odbywać się będzie pod hasłem „Z orędziem Soboru w nowe tysiąclecie" — a zatem ma to być swoiste przedłużenie Soboru Watykańskiego II w rzeczywistości polskiej.
Kościół polski na pewno wprowadził już pod wpływem Soboru wiele znaczących zmian. Nie było jednak dotąd okazji, by w Polsce całość nauki soborowej raz jeszcze przemyśleć, poszukując przy tym odpowiedzi na pytanie, jak powinna być ona w praktyce zastosowana. Również wiele spośród wskazań szczegółowych Soboru nie jest wystarczająco znanych. Synod polski podejmuje więc zadanie podobne do zadania Soboru w Kościele powszechnym. Z jednej strony — opierając się na dorobku tegoż Soboru — przypomni teologiczne i duchowe podstawy życia Kościoła. Z drugiej natomiast szukać musi dróg do „udzisiejszenia” Kościoła polskiego, do takiego ukształtowania jego życia i pracy duszpasterskiej, żeby możliwie najlepiej odpowiedzieć na współczesne i przyszłe potrzeby. Jest to tym ważniejsze, że żyjemy w czasach przełomów, kiedy to szybko zmienia się sztucznie dotąd podtrzymywany model życia społecznego. Można też obawiać się zwiększonego wpływu cywilizacji zachodniej oraz nasilenia materializmu praktycznego.
W dziedzinie społeczno-politycznej Kościół polski był niewątpliwie w okresie posoborowym bardzo aktywny, reagując na liczne wyzwania i zagrożenia, i gromadząc wiele doświadczeń. Jednakowoż nacisk przemian i wstrząsów społecznych nie powinien odwracać uwagi od tego, co jest podstawową treścią życia Kościoła. Realizacja zadań wobec świata musi być poprzedzona przez pracę wewnątrz Kościoła. Tymczasem wiele nas od niej odciąga, zarówno wiernych świeckich, jak i kapłanów. Nie jest też czymś najbardziej pożądanym, aby przez całe lata każda kolejna konferencja Episkopatu z konieczności zajmowała się objawami trwającego ciągle kryzysu politycznego i gospodarczego. Synod plenarny może tu być okazją do całościowego, długofalowego spojrzenia także na stan Kościoła i na „zwykłe” duszpasterstwo, które nie powinno pozostawać w cieniu wielkich spraw, z roku na rok powtarzając te same, sprawdzone nawet wzory. Stoją bowiem przed nami zarówno nowe niebezpieczeństwa, jak nowe szanse.
Synod taki jest dla Kościoła polskiego czymś nowym, choć oczywiście może odwołać się do tradycji i doświadczeń rozmaitych synodów dawniejszych, prowincjonalnych i diecezjalnych. Pierwszy Synod Plenarny odbył się w roku 1936. Okazji do refleksji nad kształtem Kościoła polskiego dostarczyło tysiąclecie Chrztu Polski. Synod obecny nawiązuje szczególnie do tradycji św. Wojciecha, którego biskupi wybrali na patrona Synodu, i zakończyć się ma w tysiąclecie jego męczeństwa, w roku 1997.
Najważniejsza jednak racja dla odbywania synodów leży już w samej naturze Kościoła. Jest on hierarchiczny, a zarazem wspólnotowy. Funkcjonowanie Kościoła hierarchicznego wymaga i w teorii, i w praktyce dopełnienia przez zgromadzenia oparte na zasadzie kolegialności i sięgające do doświadczeń oddolnych. „Soborowość” i „synodalność” są koniecznymi przejawami życia Kościoła jako wspólnoty Ludu Bożego. Biskupi zgromadzeni na synodach wspólnoty tej wysłuchują i wspólnocie tej służą.
Decyzja o zwołaniu polskiego Synodu Plenarnego podjęta została w roku 1998 przez Konferencję Episkopatu Polski. Ogłosiła ona list pasterski o Synodzie i wstępnie zaaprobowała projekt regulaminu. Powstała też komisja do koordynacji prac synodalnych, której przewodniczy ks. Prymas Józef Glemp, zaś sekretarzem jest ks. Tadeusz Pieronek. W sierpniu 1988 roku powołano 15 komisji, na których spoczął główny ciężar przygotowań. Każda komisja przedstawiła dokument roboczy, podany następnie do wiadomości publicznej i szczegółowo przedyskutowany. Tematy prac poszczególnych komisji mają swoje odpowiedniki w tematach dokumentów soborowych.
Oto komisje przygotowawcze: I. Nauki o Kościele i o miejscu Matki Bożej w Kościele, której przewodniczy ks. prof. Stanisław Nagy; II. Biblii (o. prof. Augustyn Jankowski); III. Liturgii (ks. rektor Stanisław Czerwik); IV. Ekumenizmu (ks. dr Jan Sergiusz Gajek); V. Środków przekazu (ks. generał michalitów Jan Chrapek); VI. Kapłanów i osób poświęconych Bogu (ks. rektor Stefan Cichy); VII. Apostolstwa świeckich (ks. prof. Andrzej Zuberbier); VIII. Wychowania katolickiego (ks. rektor prof. Helmut Juros): IX. Misji i emigracji (ks. dr Antoni Kmiecik); X. Rodziny (ks. dr Czesław Murawski); XI. Kultury chrześcijańskiej (ks. prof. Janusz Pasierb); XII. Etyki w życiu społeczno-gospodarczym (ks. prof. Józef Tischner); XIII. Dobroczynności (ks. dr Jan Wal); XIV. Obrony przed wadami moralnymi (ks. doc. Czesław Cekiera): XV. Upowszechnienia prawa kanonicznego (ks. prof. Edward Sztafrowski).
Można dostrzec w tym zestawieniu, że głównym tematem refleksji synodalnej jest Kościół, najpierw od strony wewnętrznej (co to znaczy być Kościołem) oraz od strony biblijnych i liturgicznych podstaw pobożności — potem zaś od strony zadań w świecie (wychowanie, problemy społeczne czy moralne). Wyróżnione miejsce zajmuje temat świeckich w Kościele, powiązany ściśle z obydwoma tymi sposobami patrzenia.
Podział tematów między komisje nie jest ostateczny i nie musi determinować przyszłych prac Synodu. Może zajść potrzeba modyfikacji tematów, wprowadzenia nowych, przeformowanych materiałów dostarczonych przez komisje. Gdyby powstał, na przykład dokument na temat parafii, korzystałby on z wyników pracy wszystkich prawie komisji.
[...] Wraz z ogłoszeniem dokumentów roboczych rozpoczyna się następny etap przygotowań do Synodu. Dokumenty robocze przestudiowane będą w diecezjach przez grupy w tym celu powołane i staną się przedmiotem szerokiej konsultacji. Komisje otrzymają propozycje zmian i poprawek. Jednocześnie dokumenty te będą oczywiście podane do wiadomości publicznej. Organizatorzy Synodu pragną, by spotkały się one z jak najszerszym odzewem. Dotychczasowe prace Synodu nie były zbyt szeroko znane.
Jego sukces zależy jednak w istotnej mierze od publicznego zainteresowania: od tego, na ile ta sprawa stanie się dla Kościoła polskiego ważna, jaki rezonans wywołają prace Synodu wśród wiernych i wśród wszystkich Polaków (do niewierzących Kościół też się zwraca!). Wiele zależy tu od prasy katolickiej i jej stałego zainteresowania Synodem.
Lata sesji synodalnych mogą więc stać się okresem żywej dyskusji na temat Kościoła w Polsce: jaki jest, dokąd zmierza, czego potrzebuje? Grupy robocze mają podjąć poszczególne tematy szczegółowe od strony teologicznej, socjologiczno-opisowej, pastoralnej i prawnej. Wszystkie te aspekty powinny znaleźć miejsce w dyskusji oraz we wnioskach i opracowaniach adresowanych do komisji synodalnych. Komisje ich oczekują. Nie wszystkie jednak tematy dadzą się przewidzieć, nie wszystkie opracowania zamówić. Dyskusja powinna być otwarta i może przynieść wręcz niespodzianki.
Synod trwać ma do roku 1997. Na kolejnych sesjach przedstawiane i dyskutowane będą projekty dokumentów końcowych. Głos decydujący na Synodzie mają zgromadzeni na nim biskupi, ale zgodnie z prawem kanonicznym, w obradach wezmą też udział z głosem doradczym, liczni przedstawiciele uczelni oraz świeckich.
Trudno w tej chwili przewidywać, jaki kształt przybiorą uchwały Synodu. Można jednak twierdzić, że jego rezultatem nie będą tylko wskazania końcowe, na które zresztą trzeba nam jeszcze kilka lat poczekać. Skutkiem Synodu powinno być najpierw ożywienie, jakie przez swoje obrady Synod może wnieść w Kościół polski, zaangażowanie licznych duchownych i świeckich w prace Synodu na różnych szczeblach. Synod ma mieć charakter pastoralny, służyć przyszłemu duszpasterstwu, ale samo jego przeprowadzenie też powinno mieć duszpasterskie skutki. Prace Synodu skoordynowane zostaną z bieżącymi programami duszpasterskimi. Poszczególne dokumenty oddziaływać będą już w fazie projektów i dyskusji. Innymi słowy, Synod i jego owoce nie są sprawą dalszej przyszłości, lecz już najbliższych miesięcy.
Jednym z najważniejszych następstw Soboru Watykańskiego II jest niewątpliwie wzrost roli świeckich w Kościele. O misji i posłannictwie świeckich przypomniał też niedawno Ojciec Święty w adhortacji Christifideles laici. W Kościele polskim dość często i duchowni, i sami świeccy zadań wiernych świeckich wystarczająco nie rozumieją. Synod powinien przyczynić się do zmiany świadomości w tej sferze i to nie tylko poprzez deklaracje, ale i przez wciągnięcie świeckich do możliwie wielu swoich prac i przez wzbudzenie szerokiego zainteresowania dla nich. Wśród 200 członków piętnastu komisji przygotowawczych znalazło się 30 świeckich — nie jest to zbyt wiele. Jednak na etapie dyskusji rola świeckich może się okazać kluczowa. Zależy ona przy tym nie tylko od powołania odpowiedniej liczby świeckich do grup diecezjalnych itp., lecz przede wszystkim, od inicjatywy, jaką świeccy sami wykażą, od tego, czy wykorzystają sposobność. Czy będą o dokumentach Synodu pisać publicyści, czy szukać będą tych materiałów czytelnicy prasy katolickiej; czy będą nad dokumentami obradować rady parafialne, czy wykorzystają je ruchy religijne? Czy katolicy świeccy dadzą wyraz temu, że Kościół w Polsce i jego Synod to rzeczywiście ich sprawa? Bez ich inicjatywy, rady i modlitwy Synod pozostanie cyklem narad specjalistów. Tak może niektórzy chcieliby go widzieć. Jednakże Synod wynika ze struktury wspólnotowej Kościoła i stanowi zaproszenie dla wszystkich jego członków, by uczestniczyli w Kościele w sposób pełniejszy. (1989) [Niestety, wydaje mi się, że synod po dobrym starcie wypadł blado, a jego wyniki są mało znane.]
Gdy w roku 1978 w Akademii Teologii Katolickiej odbyło się sympozjum na temat „Miejsce teologa świeckiego w życiu codziennym Kościoła”, sprawozdania na ten temat, wydrukowane jedno w „Więzi”, drugie w „Znaku”, miały tytuły „Piąte koło u wozu?” i „Teologowie świeccy jutro”. Wyraziły więc one obawy i nadzieje związane z udziałem w życiu Kościoła świeckich przygotowanych do tego przez studia teologiczne Te nadzieje i obawy są aktualne i dzisiaj.
Niemal nie znani przed Soborem Watykańskim II, świeccy studenci i absolwenci teologii są obecnie coraz liczniejsi, także w Polsce. Dokładną ich liczbę trudno oszacować, oprócz osób kończących studia dzienne na KUL i ATK (około stu rocznie [obecnie kilkaset na kilku uczelniach]), wielu studiuje zaocznie, wielu też uczęszcza na wieloletnie kursy i wykłady typu akademickiego, organizowane przy fakultetach papieskich i seminariach diecezjalnych, oraz na kursy katechetyczne. Ci, którzy nie starają się o dyplom, a także liczni studenci zaoczni studiują raczej dla poszerzenia swojej osobistej wiedzy religijnej, łącząc studia z wykonywaniem jakiegoś zawodu. Pozostają jednak tysiące takich, którzy odbyli lub odbywają studia z zamiarem pracy w Kościele i dla Kościoła.
Studia teologiczne wiążą w specjalny sposób z Chrystusem i Jego Kościołem, choć dzieje się to bez formalnej deklaracji, ślubowania czy aktu sakramentalnego. Teologa nie jest wiedzą neutralną, jej poznawanie przynosi także skutki duchowe. Podjęcie takich studiów to nieraz decyzja trudna, rezygnacja z innego, „lepszego” zawodu, ryzyko w życiu osobistym, wejście na drogę, na której niewiele można się dla siebie spodziewać. Swoiste cechy studiów i pracy teologa świeckiego sprawiają, że uznać je trzeba za osobne powołanie. Jest ono czymś nowym dla Kościoła, brakuje więc szerszej refleksji teologicznej na ten temat. Na pewno łączy w sposób szczególny odrębne funkcje we wspólnocie wierzących z normalną przynależnością do tej wspólnoty. W obecnej epoce, gdy przekazywanie Dobrej Nowiny w coraz większej mierze staje się zadaniem świeckich, istnienie i potrzeba takiego powołania stają się coraz widoczniejsze.
Świeccy absolwenci teologii są najczęściej katechetami (katechetkami). W Polsce pracuje wiele tysięcy katechetów świeckich, z których znaczna część ma wykształcenie wyższe. Świeccy pracują też w poradnictwie rodzinnym, w wydawnictwach i prasie katolickiej, przy przedsięwzięciach charytatywnych. Za granicą sporo jest także świeckich wykładowców teologii.
Czy tacy świeccy są wystarczająco wykorzystani? Łatwo stwierdzić, że istnieją różnice między diecezjami co do liczby katechetów świeckich. Wiadomo też o wielkim przeciążeniu księży i sióstr w niektórych regionach. Duszpasterstwo rodzin również stoi przed nie wykorzystanymi możliwościami, a przecież tu właśnie teolog świecki przez świadectwo swojego życia rodzinnego, połączone z wiedzą teologiczną, ma szczególną szansę apostolską. Tymczasem wielu kończących studia teologiczne gdzieś się potem zgubiło, [nie znalazłszy pracy w katechizacji albo rzuciwszy ją z powodu złej płacy i atmosfery]. [...]
Obecność świeckich z wykształceniem teologicznym rozszerza wachlarz możliwych powołań i wachlarz możliwych form pracy duszpasterskiej Kościoła. Na to ostatnie trzeba położyć szczególny nacisk. Obecne duszpasterstwo jest w dużej mierze odbiciem istniejących możliwości, nie zaś — o wiele od możliwości większych — rzeczywistych potrzeb. Gdy brakuje duszpasterzy, dalsze powiększanie kadr Kościoła o odpowiednio przygotowanych świeckich byłoby bardzo pożyteczne. A duszpasterzy brakuje! Nawet w diecezjach, gdzie księży jest stosunkowo więcej (jak na przykład w diecezji tarnowskiej), pracy bynajmniej nie mają mało. W skali społecznej, obecność świeckiego obok księdza aktywizuje ogół świeckich, gdy natomiast działanie Kościoła opiera się na samej tylko intensywnej pracy księży i sióstr, przyzwyczaja to wiernych jeśli nie do bierności, to do aktywności dorywczej i amatorskiej. Zresztą, w większej części diecezji polskich przypada na jednego księdza przeciętnie aż 2 — 3 tysiące wiernych. Cieszymy się z licznych powołań kapłańskich, ale zapotrzebowanie jest jeszcze większe. Do wielu ludzi ksiądz nie dociera, nie może poświęcić im czasu, przez co zostają oni jakby z boku.
Z niejednej możliwości rezygnuje się z góry. Gdyby zaś udało się osiągnąć istotny wzrost liczby katechetów, można by choćby stopniowo powiększyć stopniowo zasięg katechizacji, tak aby wszędzie trwała dwie godziny tygodniowo. [...]
Czy świeccy absolwenci teologii są do przyszłej pracy w Kościele odpowiednio przygotowani? Spotyka się na ten temat zastrzeżenia, i to w pewnej mierze uzasadnione. Studia skupiają się z natury rzeczy głównie na intelektualnej stronie wiary, a życie poza wykładem i egzaminem toczy się mniej lub bardziej niezależnie. Brakuje więc nieraz świeckim takiej formacji duchowej i takiego wprowadzenia w życie Kościoła, jakie daje seminarium duchowne czy zakon. Wielu jednak samodzielnie kształtuje formację odpowiednią do przyszłych zadań. Co więcej, można dużo zrobić dla zapobieżenia trudnościom i dobrego poznania przyszłych chętnych do pracy. Nasuwa się tu w szczególności postulat wprowadzenia dla studentów teologii stałych opiekunów, pełniących funkcje analogiczne do ojców duchownych w seminariach. Luźny kontakt z duszpasterzem akademickim nie wystarczy. Warto też wprowadzić zwyczaj stałych rekolekcji zamkniętych. Potrzebna jest równocześnie refleksja nad specyfiką formacji teologów świeckich. Zarazem, wskazane wydaje się założenie diecezjalnych ewidencji studentów i absolwentów teologii oraz stałe kontakty z nimi w diecezjach (w ten sposób jest to zorganizowane w diecezji katowickiej). Mogliby się oni spotykać w miejscach pochodzenia i zamieszkania (choćby na rekolekcjach w gmachu seminarium czy domu zakonnym), mieć stałego opiekuna, dać się poznać miejscowym księżom, odbywać praktyki itd.
Niewystarczającej znajomości metod i programów katechetycznych, o czym też też mowa, łatwo zapobiec przez odpowiednie zajęcia na studiach i kursy dodatkowe. Jednocześnie, większy procent katechetów powinien mieć studia wyższe!
Obawy niektórych budzi podejmowanie studiów dla świeckich przez byłych kleryków czy zakonnice. Nie oznacza to koniecznie porażki w powołaniu duchownym, przeciwnie, może być odkryciem właściwszej drogi. Istnienie takiej możliwości może niekiedy też pomóc w rozstrzyganiu pewnych dylematów u kandydata do stanu duchownego. Istnieje zresztą także znaczący ruch w drugę stronę: ci, którzy podjęli studia teologiczne jako świeccy, zostają niejednokrotnie księżmi albo zakonnicami. Jednocześnie, gdyby powołanie teologa świeckiego było bardziej znane i otaczane opieką przez Kościół, można by liczyć na więcej i lepszych kandydatów na te studia.
Ze strony teologów świeckich również pojawiają się zastrzeżenia i obawy, dotyczą one przede wszystkim różnych kwestii organizacyjnych. Sytuacja absolwentów teologii w Kościele, ich status prawny, nie są osobno uregulowane, co budzi uczucie niepewności. Faktyczna sytuacja katechety czy katechetki zmienia się w zależności od diecezji i parafii. Nie ma organizacji zatrudnienia potrzebnej przy dużej liczbie osób, przeważa szukanie prywatnego kontaktu z potrzebującym katechety proboszczem. [...]
Praca katechety powinna być stała, a nie dorywcza i okresowa. [...] Wspomnijmy wreszcie wzory zagraniczne: w RFN na przykład świeccy pracują między innymi jako „pomocnicy duszpasterscy”, zatrudniani przez diecezję i traktowani raczej jak wikariusze niż jak pracownicy parafialni.
Świeccy absolwenci teologii powinni zatem stanąć wobec większych wymagań — ale też wobec większych możliwości pracy apostolskiej. W „parafii przyszłości” świecki z wykształceniem teologicznym może stać się stałym i przydatnym współpracownikiem duchownego. [...] (1987)
Zbiór artykułów i felietonów M. Wojciechowskiego: Wiara — cywilizacja — polityka. Dextra — As, Rzeszów — Rybnik 2001
opr. mg/ab