Nieomylność papieska nie oznacza bynajmniej, że papież może nauczać wszystkiego, co zechce. Takie rozumienie nieomylności byłoby całkowitym zaprzeczeniem jej istoty. Zwraca na to uwagę Edward Feser w kolejnym tekście z sympozjum „Przyszłość Kościoła katolickiego” organizowanego przez „First Things”.
Polemizując z nadgorliwymi teologami i duszpasterzami, którzy niemal każde słowo padające z ust papieża Franciszka (lub zawarte w pisanych przez niego dokumentach) traktują, jakby było dogmatem, amerykański filozof z Pasadena City College, Edward Feser, wskazuje, że jest to nie tylko naiwne, ale wręcz groźne rozumienie dogmatu o papieskiej nieomylności. Po pierwsze bowiem, tzw. nieomylność nadzwyczajna dotyczy przypadków, gdy papież naucza ex cathedra z wyraźną wolą definiowania doktryny, po drugie – i nie mniej ważne – nieomylność nie może być brana w oderwaniu od ciągłości nauczania Kościoła.
Uważne wczytanie się w tekst dogmatu o nieomylności papieskiej nie może prowadzić do innych wniosków:
Biskup Rzymski, gdy mówi ex cathedra – tzn. gdy sprawując urząd pasterza i nauczyciela wszystkich wiernych, swą najwyższą apostolską władzą określa zobowiązującą cały Kościół naukę w sprawach wiary i moralności – dzięki opiece Bożej przyrzeczonej mu w osobie św. Piotra Apostoła posiada tę nieomylność, jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół w definiowaniu nauki wiary i moralności. (Sobór Watykański I, Pastor aeternus)
Feser wychodzi od przypomnienia, że tak jak cnota (w rozumieniu arystotelesowskim) leży pośrodku między dwoma skrajnościami, tak i doktryna wymaga „wyważenia”. Przykładem jest nauka o Trójcy Świętej – nie można tu kłaść tak wielkiego nacisku na jedność boskiej natury, żeby zaprzeczyć odrębności Ojca, Syna i Ducha Świętego, ani też przeakcentowywać odrębności trzech Osób, tak że zaprzeczałoby się jedności boskiej natury. Tę pierwszą skrajność Kościół odrzuca jako herezję modalizmu, druga – to po prostu politeizm.
Tak też należy odczytywać doktrynę na temat autorytetu nauczającego papieża: nie można popadać w żadną ze skrajności: jedną z nich byłoby uzależnienie tego autorytetu od innych czynników (na przykład, uznania przez sobór), drugą zaś – absolutyzacja i oderwanie od całości nauczania Magisterium Kościoła. Dziś mamy nieraz do czynienia z tą drugą skrajnością, dlatego Feser podkreśla:
Papież nie może nauczać tego, co mu się podoba. Sobór Watykański I mówi, że papieże mają władzę tylko po to, by „religijnie strzec i wiernie wyjaśniać objawienie lub depozyt wiary przekazany przez apostołów”, a „nie po to, by ... głosić jakąś nową doktrynę”. Sobór Watykański II mówi, że władza nauczycielska Kościoła „nie jest ponad Słowem Bożym, ale mu służy, nauczając tylko tego, co zostało przekazane, słuchając go pobożnie, strzegąc go skrupulatnie i wiernie wyjaśniając”. (...) Papież ma obowiązek przekazywać dziedzictwo apostolskie w całości i nienaruszone. „Spoczywa na nim obowiązek zapewnienia, aby to Słowo nadal było obecne w swojej wielkości i rozbrzmiewało w swojej czystości, tak aby nie zostało rozerwane na kawałki przez ciągłe zmiany w użyciu”.
Odchodząc na moment od tekstu Fesera, można posłużyć się banalnym, ale wymownym przykładem. Wyobraźmy sobie, że pewnego ranka papież mówi przy śniadaniu: kawa jest niedobra, proszę od dzisiaj zawsze podawać herbatę. Czy jest to wypowiedź, której przysługuje cecha nieomylności? Nie – z trzech powodów: po pierwsze nieomylność dotyczy spraw wiary i moralności, a nie kwestii kulinarnych. Po drugie, nie jest to wypowiedź ex cathedra, czyli papież nie ma tu woli ostatecznego i definitywnego określania jakiejś prawdy wiary. Po trzecie, byłaby całkowicie oderwana od Bożego Objawienia, bez związku z depozytem wiary. Przykład być może absurdalny, ale czasem argument ad absurdum przemawia mocniej niż skomplikowane, abstrakcyjne analizy.
Jedna kwestia jest wszakże trudna i wymaga analizy: chodzi o rozwój doktryny. Dbanie o depozyt wiary, ciągłość nauczania nie oznaczają bowiem braku pogłębionej refleksji teologicznej. Rozwój doktryny jest więc możliwy, ale – jak podkreśla autor, za Wincentym z Lerynu i św. Johnem Henrym Newmanem, „prawdziwy rozwój jedynie zawsze wyciąga implikacje z nauczania apostolskiego, a nigdy nie odwraca go ani nie tworzy nowego nauczania z całego materiału.”
Rozwój doktryny zakłada też możliwość popełnienia błędu i faktycznie zdarzało się papieżom takie błędy popełniać (ale nie, gdy wypowiadali się w sposób dogmatyczny!). W zasadzie w każdym przypadku przytaczanym przez Fesera błąd polegał nie na zaprzeczeniu katolickiej doktryny, ale na niejasności, dwuznaczności czy braku precyzji. Dodatkowo, dwa przypadki związane są z moralną słabością papieży, którzy ugięli się pod presją okoliczności.
Pierwszy z nich znany jest wszystkim, którzy choćby pobieżnie przeczytali Nowy Testament. To święty Piotr, który przynajmniej trzykrotnie zaliczył poważną teologiczną „wpadkę”: pierwszy raz, gdy usiłował wytłumaczyć Chrystusowi, że nie powinien umierać za nasze zbawienie, drugi – gdy zaparł się Chrystusa w dniu Jego zbawczej Męki, trzeci – gdy swoim dwuznacznym postępowaniem sugerował, że chrześcijanie związani są nadal prawem mojżeszowym, za co ostro upomniał go św. Paweł (por. Gal 2,12-14). Komentując ten fragment, św. Tomasz z Akwinu nauczał, że
Pawłowe upomnienie św. Piotra, pierwszego papieża, stanowi przykład dla poddanych, aby nie bali się poprawiać hierarchów , gdy błądzą w sposób, który stanowi „zagrożenie dla nauczania Ewangelii” - oraz przykład dla hierarchów, aby pokornie przyjmowali poprawki. Taka korekta, mówi Akwinata, nie jest buntem, ale raczej „pomocą” i „korzyścią” dla tych, których obowiązkiem jest ochrona wiary. Naucza on, że krytyka ta może być nawet dokonywana publicznie, gdy wykroczenie hierarchy jest samo w sobie publiczne i grozi doprowadzeniem wielu do błędu.
Inne przypadki błądzących papieży, znane historykom Kościoła, to Honoriusz I oraz Jan XXII:
którego niejednoznaczne nauczanie na temat natury woli Chrystusa umocniło herezję monoteletów. Został za to potępiony przez późniejszego papieża, św. Leona II, który napisał: „Potępiamy ... . Honoriusza, który nie próbował uświęcić tego apostolskiego Kościoła nauczaniem tradycji apostolskiej, ale przez bluźnierczą zdradę dopuścił do skażenia jego czystości”. Papież Jan XXII publicznie głosił błędną doktrynę na temat statusu duszy po śmierci. Został za to ostro skrytykowany przez wielu ówczesnych teologów, co skłoniło go do odwołania swoich poglądów na łożu śmierci.
Feser przytacza tu także opinie Roberta Bellarmine’a, Johna Newmana i Johna de Torquemady, wskazujące że papież nie może nakazywać nic sprzecznego z Biblią, artykułami wiary czy nakazami prawa naturalnego lub boskiego. Nie są to jednak tylko opinie dawnych teologów. Również instrukcja Donum Veritatis, wydana za pontyfikatu św. Jana Pawła II, dopuszczała, że „może się zdarzyć, że niektóre dokumenty Magisterium nie będą wolne od wszelkich braków”, tak że „teolog może, w zależności od przypadku, podnosić kwestie dotyczące aktualności, formy, a nawet treści interwencji magisterialnych”. Instrukcja wyraźnie odróżnia taką pełną szacunku krytykę od „niezgody” na odwieczne nauczanie Kościoła.
Nawet jeśli nauczanie ostatnich kilku papieży nie wymagało tego rodzaju krytyki, to – w przekonaniu Fesera – zasadę tę należy przywołać w odniesieniu do „doktrynalnie problematycznych oświadczeń, polityk i działań wydanych przez Rzym podczas pontyfikatu papieża Franciszka.” Konkretnie autor zwraca uwagę na trzy szczególnie poważne kwestie. Pierwsza z nich dotyczy kary śmierci.
Papieska rewizja Katechizmu z 2018 r. stwierdza, że „kara śmierci... jest atakiem na nienaruszalność i godność osoby”. Wydaje się to sugerować, że kara śmierci jest z natury zła, a nie tylko zła w pewnych okolicznościach. Taka doktryna byłaby sprzeczna z Pismem Świętym, Ojcami i Doktorami Kościoła oraz dwoma tysiącami lat konsekwentnego nauczania papieskiego.
Druga odnosi się do etyki małżeńskiej i sakramentów:
Amoris Laetitia jest niejednoznaczna, ponieważ może być interpretowana w taki sposób, że w niektórych przypadkach zezwala na rozgrzeszenie i Komunię Świętą dla osób pozostających w nieważnych i cudzołożnych małżeństwach, które są aktywne seksualnie i nie mają zdecydowanego celu zmiany. Byłoby to sprzeczne z nauczaniem Chrystusa na temat rozwodów, nauczaniem św. Pawła na temat godności przyjmowania Komunii Świętej oraz z tym, co Kościół przez dwa tysiąclecia uważał za implikacje tych nauk.
Trzecia to sprawa błogosławienia związków homoseksualnych. Nie chodzi tu wprawdzie o dokument papieski, tylko o deklarację Dykasterii Nauki Wiary, niemniej – zamęt, który wprowadziła, jest niezaprzeczalny:
Fiducia Supplicans zezwala na błogosławieństwo par jednopłciowych i cudzołożnych (a nie tylko osób, które je tworzą). Prawdą jest, że dokument ten zaprzecza, że „związek” takiej pary może być sam w sobie błogosławiony, ale oświadczenie Kościoła z 2021 r. w tej sprawie wykluczyło jakiekolwiek błogosławieństwo, które nawet „zmierza do uznania ich związków”, nie mówiąc już o błogosławieniu związków. A błogosławienie pary jako pary jest właśnie uznaniem związku. Co więcej, rozróżnienie między błogosławieniem pary a błogosławieniem związku jest czymś, co trudno było wyjaśnić nawet obrońcom dokumentu, a dla przeciętnego człowieka wydaje się być sofistyką dzielącą włos na czworo.
Feser zwraca uwagę, że „te problematyczne dokumenty można, przy pewnym wysiłku i jeśli ktoś jest sprytny i biegły teologicznie, odczytać ortodoksyjnie.” Nie o to jednak chodzi, bo Kościół powinien nauczać w sposób jasny, tak, aby nie prowokować rozbieżnych interpretacji:
Kościół (...) często potępiał nie tylko jawną herezję, ale także twierdzenia, które są „źle wyrażone”, „niejednoznaczne”, „skłonne do wywoływania skandalu” lub które „mają posmak herezji”, nawet jeśli nie są ściśle heretyckie (aby przytoczyć niektóre z „cenzur teologicznych” tradycyjnie uznawanych w teologii katolickiej). Błędne stwierdzenia Honoriusza można z pewną kreatywnością odczytać jako ortodoksyjne i prawdopodobnie są one mniej problematyczne niż trzy przytoczone przypadki z pontyfikatu Franciszka. Mimo to został potępiony.
Krytyka, mająca na celu poprawę jakości dokumentów papieskich, usunięcie z nich dwuznaczności, nie jest „sprzeciwem” wobec papieża, jak zauważa Feser, ale jest właśnie konstruktywną krytyką. Nie jest to działanie przeciw Kościołowi, ale właśnie dla dobra Kościoła, aby nie popaść w doktrynalną skrajność, wyolbrzymiając znaczenie dogmatu o papieskiej nieomylności i nadając mu odmienny sens niż ten, który nadali mu ojcowie Soboru Watykańskiego I. Z pewnością sensem tym nie było wywoływanie doktrynalnych kontrowersji – a te w przypadku papieża Franciszka są ewidentne:
W następstwie kontrowersji doktrynalnych wywołanych przez papieża Franciszka, wielu katolików wiernych tradycyjnemu nauczaniu Kościoła zostało zdemoralizowanych. Niektórzy opuścili Kościół, sądząc, że jego roszczenie do zachowania depozytu wiary zostało sfałszowane. Wielu protestanckich i prawosławnych krytyków papiestwa uważa, że potwierdziły się ich zastrzeżenia. Ośmieleni zostali natomiast propagatorzy heterodoksji, przekonani, że doktryna uległa zmianie i że może się dalej zmieniać w dowolnym kierunku, o ile zostanie wybrany papież skłonny do wprowadzenia zmian.
Tendencje do zaciemniania czy wręcz zmiany tradycyjnej doktryny nie wzięły się znikąd ani nie powstały za czasów Franciszka (choć obecnie się nasiliły). Feser wskazuje ich trzy źródła:
Pierwszym z nich jest zaniedbanie filozofii i teologii scholastycznej, której nacisk na jasne i logiczne rozumowanie nadawał niegdyś rygor dokumentom magisterialnym. Drugim jest legalistyczny minimalizm doktrynalny, który zakłada, że tak długo, jak unika się wyraźnego zaprzeczania jakiejś niepopularnej nauce - na przykład na temat antykoncepcji, wiecznego potępienia lub potrzeby nawrócenia - to wypełnia się swój obowiązek, nawet jeśli nauczanie to jest ignorowane, a tym samym staje się martwą literą. Trzecim jest kult osobowości, który pojawił się wokół papiestwa, dając fałszywe wrażenie, że katolicyzm jest po prostu tym, co obecny papież powie.
Czy jest jakiś sposób, aby tego rodzaju zagrożeń uniknąć w przyszłości? Przede wszystkim, jak zauważa Feser, należy ponownie zaakcentować prawdę, że
Papież jest sługą depozytu wiary, a nie jego panem. Powinien odważnie głosić całość tego depozytu, zwłaszcza te jego części, których współczesna cywilizacja nie chce słyszeć. [Kolejni papieże] powinni powrócić do odsuniętego na bok projektu „hermeneutyki ciągłości” Benedykta XVI, a nawet postawić go na pierwszym miejscu. Powinni też z modlitwą rozważać przypadek i los papieża Honoriusza.
Źródło: First Things