Z cyklu "Pytania nieobojętne"
Przypadkowo przeglądając Biblię, zwróciłem uwagę na Księgę Mądrości, która bardzo mnie zainteresowała. Nie było czasu, żeby ją przeczytać do końca, a pożyczyć nie chciałem, bo jakoś wstyd było się przyznać, że nie mam własnej Biblii. To zdopingowało mnie i postarałem się o własną Biblię. Szukam Księgi Mądrości — nie ma. Idę do księdza i pytam, co to znaczy, a ten mi na to, że mam Biblię w wydaniu protestanckim, a protestanci Księgi Mądrości nie uznają. Było to tak nieoczekiwane, jakby mnie kto zdzielił obuchem. Nie będę tu opisywał, jakie różne pytania zaczęły nawiedzać moją biedną głowę. W końcu sprowadziło mi się to wszystko do jednego pytania: A skąd w ogóle wiadomo, że Pismo Święte jest Pismem Świętym? Może to pytanie naiwne, ale czasem mi się wydaje, że jeśli nie znajdę na nie odpowiedzi, to moja wiara utraci grunt pod nogami.
Zacznę od przedstawienia w karkołomnym skrócie najważniejszych faktów, odnoszących się do postawionego przez Pana problemu. Najpierw zwróćmy uwagę na pewną informację zawartą w Dziejach Apostolskich, która z naszym tematem zdaje się nie mieć nic wspólnego. Informacja ta brzmi następująco: „Saduceusze bowiem mówią, że nie ma zmartwychwstania ani anioła, ani ducha, a faryzeusze uznają jedno i drugie” (23,8). Otóż różnice te wzięły się stąd, że saduceusze uznawali tylko Pięcioksiąg Mojżeszowy, w którym nie ma jeszcze wyraźnej nauki o zmartwychwstaniu ani o aniołach, faryzeusze zaś włączali do Pisma Świętego również księgi proroków, Psalmy oraz wiele innych utworów, należących dziś do Starego Testamentu.
Tu warto przypomnieć pedagogię, jaką wobec saduceuszów zastosował kiedyś Pan Jezus. Przyszli raz do Niego, ażeby wyszydzić głoszone przez Niego zmartwychwstanie. Pan Jezus nie chciał wchodzić z nimi w uczone dyskusje: pokazał im po prostu, że nie potrafią w wierze przeczytać nawet Pięcioksięgu Mojżesza, w którego Boże natchnienie przecież wierzyli. „Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną — odpiera ich szyderstwa Pan Jezus — czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, (...) jak Bóg powiedział do niego: «Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba». Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych” (Mk 12,26n).
Ostatecznie listę swoich ksiąg świętych ustalili Żydzi na zjeździe w Jamnii ok. 100 roku ery chrześcijańskiej. Autorytet wielkiego rabbiego Akiby zadecydował wówczas o tym, że starozakonni uznali Boże natchnienie Pieśni nad Pieśniami. Natomiast niepodległościowa atmosfera, jaka przenikała ówczesne środowiska żydowskie (przypomnijmy sobie rolę rabbiego Akiby w późniejszym nieco od omawianych wydarzeń powstaniu Bar Kochby!), sprawiła, że w Jamnii odrzucono z żydowskiego zbioru ksiąg świętych te pisma, które były napisane w języku greckim, m.in. Księgę Mądrości.
Mamy więc już — z grubsza rzecz biorąc — trzy różne listy ksiąg Starego Testamentu: kanon saducejski (o ile mi wiadomo, dziś trzymają się go karaimi), kanon rabbiego Akiby (uznawany do dziś przez Żydów) oraz kanon przyjęty od wieków w Kościele katolickim, zawierający również najpóźniejsze księgi żydowskie ery przedchrześcijańskiej, między innymi Księgę Mądrości, Księgę Syracha, dwie Księgi Machabejskie.
Że Chrystus i Apostołowie również te ostatnie księgi uważali za część Pisma Świętego, wskazują na to świadectwa, zawarte w Nowym Testamencie. Na przykład z Księgi Mądrości Apostołowie zaczerpnęli jedyną w swoim rodzaju terminologię, za której pomocą przedstawiają przedwieczność Syna Bożego i Jego równość z Ojcem (np. Hbr 1,3; Kol 1,15; por. Mdr 7,25n). Również bezpośrednio z Księgi Mądrości (15,7) został wzięty obraz Boga—Garncarza w Pawłowym wywodzie na temat przeznaczenia (Rz 9,21). A kiedy w Księdze Syracha czytamy upomnienie: „Nie oddawaj się nierządnicom, abyś nie stracił swego dziedzictwa” (9,6) — czyż nie przypomina nam się natychmiast przypowieść Pana Jezusa o synu marnotrawnym (por. zwłaszcza Łk 15,30)? Co jeszcze bardziej godne uwagi: Stary Testament jest cytowany w Ewangeliach i w pismach apostolskich nie w bezpośrednim przekładzie z hebrajskiego, ale według Septuaginty, słynnego przekładu greckiego, który często odbiega nieco od hebrajskiego oryginału, próbuje bowiem uwyraźnić i pogłębić sens religijny poszczególnych wydarzeń i wypowiedzi.
O ile Stary Testament był już w całości ukształtowany, kiedy Chrystus Pan przystąpił do założenia Kościoła, o tyle zupełnie inaczej było z Nowym Testamentem. Jego poszczególne księgi były pisane już w Kościele i przyjmowane przez niego jako nieomylne, natchnione przez Ducha Świętego słowo Boże. Spostrzeżenie to bardzo nam się przyda, kiedy będziemy szukali odpowiedzi na Pańskie pytanie.
Otóż na Nowy Testament złożyły się Pisma Apostołów oraz takie teksty, które zostały napisane z ich polecenia i przez nich przekazane Kościołowi. Rozstrzygającym zaś świadectwem, że nie były one dla Kościoła słowem ludzkim (choćby bardzo prawdziwym i pełnym pobożności), ale słowem Bożym, przemieniającym serca, było to, że czytano je podczas odprawiania Eucharystii.
Jednak tu właśnie zaczynają się problemy. Żeby czytać poszczególne księgi podczas liturgii, trzeba je było mieć. Toteż poszczególne gminy chrześcijańskie kompletowały sobie poszczególne pisma apostolskie. Zdarzało się, że wśród świętych zwojów zabrakło którejś księgi i nie od razu zdano sobie z tego sprawę. Kiedy z kolei dopiero po dłuższym czasie zauważono, że w jakichś gminach czyta się księgę gdzie indziej nie znaną, pojawiało się pytanie, czy to naprawdę jest księga natchniona, skoro myśmy jej tak długo w ogóle nie znali. Zdarzało się również, że jakiś biskup czy kapłan — w najlepszej woli — włączył do ksiąg czytanych podczas Eucharystii jakiegoś podrzutka, na przykład bardzo pobożne skądinąd i prawowierne pismo poapostolskie pt. Pasterz.
Na dobrą sprawę, lista ksiąg Nowego Testamentu była wyraźnie skrystalizowana już w II wieku, ale co najmniej jeszcze przez dwa wieki pojawiały się pytania, czy ta lub owa księga należy do pism natchnionych, jako że w jakimś mieście lub regionie wciąż jeszcze miano problemy, czy ją czytać podczas świętej Eucharystii. Najczęściej pytania te dotyczyły Listu do Hebrajczyków, listów apostolskich Jakuba i Judy oraz Apokalipsy. Trudności budziła scena spotkania Chrystusa z cudzołożnicą, zapisana w ósmym rozdziale Ewangelii św. Jana, jako że nie było jej w niektórych kodeksach tej Ewangelii. Nie bez wpływu ustalonego w Jamnii kanonu rabbiego Akiby pojawiły się również — zwłaszcza w Kościołach wschodnich — problemy, czy powinno się czytać podczas liturgii te księgi Starego Testamentu, które nie należą do Biblii żydowskiej.
Na marginesie — ale naprawdę tylko na marginesie, jako że herezjom tym nie udało się wprowadzić swoich idei i postulatów do Kościoła — warto zasygnalizować istnienie radykalnych herezji, które odrzucały w całości bądź cały Stary Testament, bądź niemal cały Nowy Testament. Cały Stary Testament odrzucali marcjonici, później manichejczycy. Z kolei ebionici, którzy wysoko cenili Stary Testament, zwalczali gwałtowanie Listy św. Pawła, ale z Nowego Testamentu przyjmowali praktycznie tylko Ewangelię Mateusza.
Tak czy inaczej, Pismo Święte było w Kościele jednoznacznie ustalone od dobrych ponad tysiąca lat, kiedy postanowili poddać je kontroli Luter, Kalwin oraz inni reformatorzy. Samą ideę rewizji Pisma Świętego już przed nimi sformułował Erazm z Rotterdamu, niezwykle zasłużony w dziedzinie krytycznego ustalenia tekstów świętych, właściwie ojciec tej dyscypliny biblijnej. Erazm przypomniał między innymi dawne pytanie co do kanoniczności Listu Jakuba oraz Apokalipsy.
Erazm i Luter były to dwa biegunowo różne temperamenty, które starły się zresztą ze sobą bezpośrednio w słynnej polemice na temat wolnej i niewolnej woli. Otóż Erazm przypomniał tylko dawne pytania. Luter zaś nie miał już wątpliwości, że ani Apokalipsa, ani List Jakuba, ani List do Hebrajczyków nie są księgami natchnionymi. Apokalipsę przywrócił do łask, kiedy w jej działających na wyobraźnię obrazach zaczął dostrzegać zapowiedzi współczesnych sobie wydarzeń.1 Ale o Liście św. Jakuba — w którym znienawidził zwłaszcza wywód, że „wiara bez uczynków martwa jest” (2,24—26) — do końca życia wyrażał się — delikatnie mówiąc — z niechęcią. „Ani jedna w nim sylaba nie dotyczy Chrystusa”, „jest to list papistów”, „źle wnioskuje Jakub”, „nie jest tak, jak roi sobie Jakub” — to autentyczne wypowiedzi Lutra, wszystkie pochodzą z końca jego życia.2 Tylko jeszcze Księgi Machabejskie traktował Luter z równą nieżyczliwością, a to z powodu znajdującego się w nich tekstu, który mówi o modlitwie za umarłych.
Nie umiem powiedzieć, jak to się stało, że Kościoły protestanckie na szczęście zachowały w końcu cały Nowy Testament, łącznie z Listem św. Jakuba. Nie wiem również, kiedy ostatecznie protestanci (w każdym razie główne ich denominacje) zdecydowali się ograniczyć Stary Testament do kanonu z Jamnii. Kiedyś zupełnie przypadkowo natrafiłem na wypowiedź Kalwina (Institutiones, lib. l cap. l,l8), z której zdaje się wynikać, że Księga Mądrości była dla niego autentyczną częścią Pisma Świętego. Podobnych wypowiedzi znalazłoby się u reformatorów, a nawet u ich następców, więcej. Na przykład w książce, napisanej około roku 1600, luteranin Filip Camerarius powołuje się z wiarą na tekst z Księgi Syracha,3 dziś przez protestantów nie uznawanej.
Odtworzenie procesu powracania protestantów do wszystkich ksiąg Nowego Testamentu oraz ich odchodzenia od napisanych po grecku tekstów starotestamentalnych będzie miało ogromne znaczenie ekumeniczne. Prawdopodobnie gdzieś tu bowiem dałoby się znaleźć przesłanki dla naszego spotkania przy dokładnie tym samym dla wszystkich Piśmie Świętym.
I teraz dopiero podejmijmy Pańskie pytanie: Skąd wiadomo, że Pismo Święte jest Pismem Świętym? Żeby nie zgubić się w obliczu tego pytania, przypomnijmy rzecz absolutnie podstawową: Początkiem, istotą i pełnią naszej wiary jest Jezus Chrystus, Syn Boży i nasz Odkupiciel, który żyje i który prowadzi nas do życia wiecznego. Nie dlatego wierzymy w Chrystusa, że mówi nam o Nim Pismo Święte, ale dlatego Biblia jest dla nas Pismem Świętym, że wynika to z naszej wiary w Chrystusa, Syna Bożego.
Zastosujmy tę zasadę najpierw do Starego Testamentu. Nie dlatego stanowi on dla nas słowo Boże, że jest religijną księgą Żydów, ale dlatego, że tę religijną księgę Żydów Chrystus nauczył nas traktować jako Pismo Święte. Wielokrotnie wskazywał On na to, że Mojżesz i prorocy pisali w Bożym natchnieniu i przygotowywali Jego przyjście. „I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im — tzn. uczniom z Emaus — co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24,27). A jeszcze za swego ziemskiego życia, kiedyś przyszedł do synagogi w Nazarecie, przeczytał fragment Księgi Izajasza i „począł do nich mówić: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli»” (Łk 4,21). Kiedy indziej, w rozmowie z faryzeuszami, przytacza wyjątek Psalmu 110, żeby ich naprowadzić na prawdę o boskości Mesjasza (Mt 22,41—46). Kiedyś znów zarzucał swoim przeciwnikom, że zajmują się Pismem Świętym w sposób bezpłodny, bo to nie przybliża ich do Niego, który jeden może obdarzyć człowieka życiem wiecznym: „Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: a właśnie one dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie” (J 5,39n). Takich sytuacji znajdziemy w Ewangeliach znacznie więcej.
Co do Nowego Testamentu, to wręcz taka była chronologia, że najpierw uwierzono w Chrystusa i tę Dobrą Nowinę o zbawieniu głoszono innym, a dopiero potem zostały napisane Ewangelie i listy apostolskie. Jak doszło do tego, że teksty te zostały uznane za Pismo Święte? Są na to dwie odpowiedzi: odpowiedź niewiary i odpowiedź wiary. Z perspektywy niewiary wydaje się rzeczą logiczną przyjąć, że to Kościół — zwłaszcza w osobach Apostołów oraz ich następców — zdecydował o tym, że te, a nie inne księgi stanowią Pismo Święte.
Dla wiary stanowisko takie jest nie do przyjęcia i ma właściwie wszystkie cechy bluźnierstwa. Bo jeśli Pismo Święte jest naprawdę słowem Bożym, to jest nim od samego początku, a nie dopiero wskutek tego, że ktoś je uznał za słowo Boże. Zarazem wiara nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że Bóg chciał, aby Ewangelie oraz inne święte pisma Apostołów powstały w Kościele i żeby przez Kościół zostały rozpoznane jako słowo Boże. Inaczej mówiąc, księgom natchnionym nie była potrzebna ratyfikacja Kościoła, ale było rzeczą po prostu niemożliwą, żeby nie zostały one rozpoznane przez Kościół jako księgi natchnione.
To jest oczywistą konsekwencją naszej wiary w Chrystusa Zbawiciela: Jeśli wierzymy, że Syn Boży stał się człowiekiem i naszym Zbawcą, to już doprawdy małodusznością byłoby posądzić Pana Boga o to, że nie zatroszczył się o nieomylny i napełniony Jego mocą przekaz tej radosnej nowiny albo że dopuścił do tego, że któraś z natchnionych przez Niego ksiąg nie została przez Kościół rozpoznana, albo że jakiś czysto ludzki podrzutek — choćby nawet zawierał samą prawdę — wszedł na trwałe do zbioru ksiąg świętych. Wierząc w Chrystusa, wierzymy przecież, że został nam dany Duch Święty, który „nas wszystkiego uczy i przypomina nam wszystko, co On nam powiedział” (J 14,26).
Sama zresztą historia to potwierdza, że rozpoznanie pism natchnionych dokonało się w Kościele. Nie obyło się bez zmagań i trudów — co sygnalizowałem wyżej — ale tak już jest z wszelkim darem Bożym, że trzeba go szukać i aktywnie się na niego otwierać. I mamy wszystkie powody, żeby zaufać Panu Bogu, że to, w czym Kościół jako Kościół rozpoznał słowo Boże, jest całym słowem Bożym i tylko słowem Bożym. Bez żadnych braków i bez żadnych podrzutków. Inaczej fałszem byłaby obietnica Chrystusa, że będzie z nami po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28,20).
To, że rozpoznanie Pisma Świętego dokonało się w Kościele, a nie w jakiejś przestrzeni abstrakcyjnej, podkreślają wyraźnie również niektórzy teologowie protestanccy. W rozprawie Appela, do której już się odwoływałem, przytoczono wiele ich wypowiedzi na ten temat. „Kto przyjmuje pojęcie kanonu jako już ustalone — pisał William Wrede — poddaje się w ten sposób autorytetowi biskupów i teologów tamtego stulecia. Kto tego autorytetu nie uznaje w innych sprawach, (...) słusznie uczyni, jeśli zakwestionuje go również tutaj.”4 To bardzo groźna wypowiedź, ale logiczna. Na szczęście wiara naszych braci protestantów okazuje się większa od wyłożonej tu logiki. W duchu tej samej logiki, ale w sposób, który nie wyklucza wniosków nawet dokładnie przeciwnych, wypowiedział się trzydzieści lat temu G. Ebeling: „Jeśli zarówno zawartość kanonu, jak sens kanoniczności znajduje się po prostu poza dyskusją, to protestantyzm staje na gruncie katolickim: gdyż zasadza się wówczas na nieomylności rozstrzygnięcia wczesnokatolickiego Magisterium”.
Natomiast wypowiedź Paula de Lagarde idzie tak daleko, że albo nie zrozumiałem jej sensu, albo ten protestancki teolog był kryptokatolikiem: „Nowy Testament jako taki jest dziełem Kościoła katolickiego. Poddajemy się temu Kościołowi, jeśli przyjmujemy jego dzieło. Będzie czymś jedynie słusznym, jeśli uznamy jego autorytet również w innych sprawach”.
Jedno w tej wypowiedzi domaga się uściślenia: oczywiście nie Nowy Testament, ale jego rozpoznanie było dziełem Kościoła katolickiego. Rozpoznał zaś Kościół w poszczególnych księgach Starego i Nowego Testamentu słowo Boże dzięki Duchowi Świętemu, który jest nam dany.
P.S. Mamy już po polsku niezwykle ważny dla naszego tematu, pochodzący z pierwszej połowy III wieku, Orygenesa List do Juliusza Afrykańczyka na temat historii Zuzanny, tłum. S. Kalinkowski, w: Orygenes, Korespondencja, Kraków 1997, ss. 62—84.
1 Y. Congar, L'Apocalypse pour Luther, „Reuve des Sciences Philosophiques et Théologiques” 68/1984, s. 94—100.
2 Dwie pierwsze wypowiedzi pochodzą z roku 1542, z Mów przy stole, dwie ostatnie z przedmowy do Pierwszej Księgi Mojżesza, która znajduje się w wydaniu Biblii z roku 1546 (cyt. za: N. Appel, Kanon und Kirche. Die Kanonkrise im heutigen Protestantismus, Paderborn 1964, s. 243).
3 F. Camerarius, Prawdziwa i wierna relacja o uwięzieniu w Rzymie, Warszawa 1984, s. 252.
4 Ten i dwa następne cytaty powtarzam za: N. Appel, dz. cyt., s. 117—118.
opr. ab/ab