W Bożym świecie nieodwróconych wartości każde wybranie wiąże się ze służbą. Przywileje Maryi, jakkolwiek szczególne, obdarowują przecież wszystkich wierzących
Jacek Malczewski, Zwiastowanie
W Bożym świecie nieodwróconych wartości każde wybranie wiąże się ze służbą. Przywileje Maryi, jakkolwiek szczególne, obdarowują przecież wszystkich wierzących. Dogmaty maryjne rzucają światło na powołanie każdego chrześcijanina, wyprowadzają z cienia nieznajomości Bożego planu. W wyjątku Niepokalanego Poczęcia wolno dostrzec regułę obowiązującą w relacji człowieka z Bogiem.
Paradoksalnie Matka Boża, zgodnie z soborowym stwierdzeniem, „w Kościele świętym zajmuje miejsca najwyższe po Chrystusie i nam najbliższe”. I to również jest zgodne z Bożą logiką. Maryja matkuje duchowym synom i córkom, choć nie przestaje być ich siostrą, a zatem pomiędzy Jej misją a rolą wierzących wolno dostrzegać zarówno ciągłość (jest naszą, mówiąc językiem młodzieży, „Siorą”), jak i nieciągłość (to nasza, użyjmy określenia św. Maksymiliana, Mamusia).
Raz jeszcze, za Ojcami Vaticanum Secundum: dzięki „darowi szczególnej łaski znacznie przewyższa wszystkie inne stworzenia, niebieskie i ziemskie”, ale nie traci kontaktu ani z jednymi (Gabriel wchodzi „do Niej”), ani z drugimi (niech zaświadczy Elżbieta czy Bernadetka). Kto udaje się w drogę ku Matce, odnajduje również siebie, a w wyjątkowej relacji Niepokalanej i Boga, jak w soczewce uwyraźnia się model obowiązujący wszystkich wierzących.
Historia się powtarza, choć nigdy tak samo. Jak słuchacze Ewangelii zachwyceni Jezusem zwrócili się również w stronę Tej, która Go zrodziła, tak po wiekach refleksji teologicznej przyjść musiał okres zainteresowania antropologicznego. Niektórzy chrześcijanie węszą w zwrocie od chrystologii do mariologii katolicką herezję, zdradę Ewangelii, ale będą to czynić jedynie dopóty, dopóki nie zanudzą siebie i innych na śmierć w muzeum chrześcijańskiej archeologii, w które zamieni się ich rzekoma ortodoksja.
Żywię przekonanie, że bez Matki Bożej, a zatem również bez refleksji nad dogmatami maryjnymi, chrześcijaństwo zginie. Żywa ortodoksja wydobywa coraz to nowe rzeczy ze skarbu ukrytego w ziemi, mylą się ci, którzy chcieliby jednym ruchem łopaty odsłonić wszystko na raz. W ten sposób można dokopać się jedynie do ziarna gorczycznego. A skarb musi rosnąć, stawać się drzewem. Aby tak się stało, trzeba przekopać ziemię, by wydobyć jej właściwości, a zatem umożliwić warunki wzrostu. Odwraca się tedy odcięte szpadlem bryły ziemi i pozostawia je w tzw. ostrej skibie.
Na dogmaty maryjne tak właśnie wolno spojrzeć, jak na ostrą skibę, dzięki której Królestwo Boże — albo lepiej: królowanie Boga w życiu człowieka — będzie mogło rosnąć. Niepokalane Poczęcie jest nawet czymś więcej; jest swego rodzaju „kodem genetycznym” ukrytym w gorczycznym ziarnie, duchowym DNA, w którym skrywają się wszystkie Bosko-ludzkie tajemnice. Roślina wyrosła z ziarna stanie się większa od innych jarzyn, a w końcu okaże się drzewem gościnnym dla wszystkich pokalańców.
Jakie informacje genetyczne, ważne dla pokalanych synów Niepokalanej Matki, zawierają się więc w sekwencji dogmatycznego sformułowania mówiącego o tym, że „Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia — mocą szczególnej łaski i przywileju wszechmocnego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego — została zachowana jako nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego”?
Należy usłyszeć po pierwsze Dobrą Nowinę o relacji woli Bożej i woli ludzkiej, o stosunku odwiecznej Bożej predestynacji do wolności człowieka. Okazuje się, że zgodnie z paradygmatem chalcedońsko-konstantynopolitańskim, wole Boska i ludzka nie istnieją „obok” siebie, a tym bardziej przeciw sobie, ale jednoczą się bez zmieszania i bez zmiany swoich właściwości. Ze szczególnej łaski okazanej Maryi można wysnuć wniosek, że by w ogóle była możliwa wola prawdziwie ludzka, potrzeba, by spotkała się z wolą Boską.
Gdzie dwóch się bije, tam korzysta ten, kto pojmie Niepokalane Poczęcie. Zbawienie ani nie jest jedynie darem łaski, ani nie polega na usprawiedliwieniu z uczynków. Łaski i uczynków nie należy przeciwstawiać sobie, owszem właśnie wyświadczona łaska uzdalnia człowieka do współpracy w dziele zbawienia — inaczej łaska wyradzałaby się w swoje zaprzeczenie: musiałaby być narzucona przemocą. Bóg nie zbawia człowieka bez człowieka, a udziału Boga i człowieka w procesie zbawienia nie należy widzieć z Lutrowej perspektywy „przeciągania liny” (im > człowieka, tym < Boga, i vice versa). Owszem należy zachować całą łaskę i pełny wkład człowieka jako odpowiedź na nią (analogia do chalcedońskiego „prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek”). Jeden plus jeden równa się jeden w Bosko-ludzkim paradoksie. To drugi wniosek płynący z treści dogmatu.
Po trzecie, Niepokalane Poczęcie rzuca światło na to, w jaki sposób jednoczą się odwieczny Boży plan z jego realizacją w czasie. Przyszła Matka Boża spożyła owoce odkupienia zależne od tego, co miała uczynić w przyszłości, z kolei Jej zgoda na Wcielenie, bez której nie narodziłby się Zbawiciel, była możliwa dzięki późniejszemu fiat paschalnemu Chrystusa. Paradoksalność tego wyjątkowego „nawrócenia czasu” rzuca światło na nasz udział w zbawieniu. Otóż odkupienie przewidziane w wieczności przez Boga nie zrealizuje się w czasie bez naszego wkładu, z kolei jeśli nasza wola pozostałaby nieodkupiona — nie okazalibyśmy posłuszeństwa Zbawicielowi.
Prowadzi to do wniosku czwartego: Bóg musiał uwzględnić w swoim odwiecznym planie nasze czasowe fiat. Więcej nawet, od naszej zgody wyrażonej w czasie zależy Jego odwieczny plan, z kolei gdyby nie uprzednie odkupienie — bo każdy z nas jest w jakimś sensie odkupiony wcześniej, niż przyswoił sobie dzieło Zbawiciela — nie moglibyśmy odpowiedzieć na Boże wybranie nas „przed wiekami”. Jeden Bóg wie, albo raczej „Tych Dwoje”, Bóg i Maryja, w jaki sposób te porządki czasowy i wieczny się spotykają, a nie znoszą nawzajem.
To z kolei — piąta konkluzja — pozwala nam inaczej spojrzeć na stosunek czasu do wieczności; pogaństwo „starego człowieka” każe widzieć je jako rozdzielone, ale chrześcijańskie odnowione myślenie pozwala ujrzeć ich syntezę, z której wynika wzajemne oddziaływanie czasu i wieczności. Jeśli Chrystus, Bóg i człowiek, żyje jednocześnie w wieczności i w historii, to znaczy, że wieczność nie jest bezczasowością, ale panowaniem nad czasem. Chrystus jest drabiną między niebem a ziemią oraz między czasem i wiecznością. Dlatego jako chrześcijanie, jesteśmy zarówno wciąż tu, jak i w Chrystusie już tam. „Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu”, zapewnia autor Listu do Kolosan (3,3).
Według Maksymiliana Kolbego w samej nazwie Niepokalane Poczęcie mieści się „wiele więcej tajemnic, które z czasem odkrywane będą. Wskazuje ona bowiem, że jakoby do istoty Niepokalanej należało Jej Niepokalane Poczęcie”. Tę słuszną intuicję założyciela Rycerstwa Niepokalanej warto rozciągnąć na treść dogmatycznego sformułowania — otóż w dogmacie skrywają się prawdy zbawcze, które wymagają odkrywania, mają bowiem niebagatelne znaczenie dla życia wierzących. Część z nich zasygnalizowałem, a przecież na koniec pozostawiłem być może najważniejszą, choć na pewno nieostatnią: Boże macierzyństwo.
Niepokalane Poczęcie, jakkolwiek wyjątkowe, jest wszakże podkreśleniem „niezgłębionych wymiarów życia wewnętrznego” (Cz. Bartnik) każdego człowieka. Niepokalana mocą Boga rodzi Boga uczłowieczonego, a innego przecież jako ludzie nie znamy. Tego Bosko-ludzkiego numeru, jakim jest Wcielenie, nikt z pokalańców nie powtórzy, ale przecież każdy z nas w jakimś mistycznym sensie rodzi Boga sobie i innym ludziom; nie ma Emmanuela, Boga z nami, bez nas.
Jeśli „wielkość i głębia działania Bożego nie mieszczą się zgoła w granicach ludzkiego języka — kazał św. Leon Wielki — skłaniają ci one do mówienia, lecz są nie do wysłowienia”, to paradoksalnie „właśnie dlatego nigdy nie braknie treści do sławienia, że nigdy nie wystarczy bogactwa wymowy”. Bogactwu Bożej łaski (por. Ef 1,6) należy się ubóstwo dogmatycznego stwierdzenia, by można było skarby w nim ukryte opiewać bez końca.
opr. mg/mg