Interpretacja "protoewangelii" z Księgi Rodzaju, mówiącej o "zmiażdżeniu głowy węża" może być probierzem katolickiego rozumienia prawd wiary
Słowa zapisane przez autora natchnionego w Księdze Rodzaju, a nazywane Protoewangelią, czyli pierwotną (pierwszą) Dobrą Nowiną, są proroczą zapowiedzią zbawienia, które ma się dokonać dzięki potomkowi Niewiasty, przy czym jeśli funkcja Potomka jest bezdyskusyjna, można dyskutować nad rolą Niewiasty w walce z szatanem i jego potomstwem. Tym samym proroctwo to stanowi swego rodzaju „papierek lakmusowy” — interpretacja Protoewangelii zwykle odzwierciedla postawę interpretującego zajmowaną względem udziału Matki Bożej w zwycięstwie Jej Syna, albo nawet szerzej: wobec Maryi w ogóle. Innymi słowy: powiedz mi, jak wyjaśniasz Protoewangelię, a powiem ci, kim jesteś (upraszczając nieco sprawę: protestantem czy katolikiem).
„Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę,
pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej:
ono ugodzi cię w głowę,
a ty ugodzisz je w piętę” (Rdz 3,15).
Wszystko ma się skończyć — może się skończyć — happy endem, zwycięstwem potomka Niewiasty. Nawet jeśli w wymiarze najgłębszym walka toczy się między Chrystusem a diabłem, to zarówno Bóg, jak i diabeł w świat stworzony, świat ludzi, wchodzą przez serce człowieka. Serce Ewy nie zamknęło się na podszepty złego ducha, a Maryja otworzy swoje serce na zwiastowanie anioła; w pierwszym przypadku szatan wejdzie w świat, w drugim dzięki Maryjnemu fiat Bóg stanie się człowiekiem, zbawiającym ludzkie dzieje „od środka”. W związku z tym wojna obejmie nie tylko niebo, ale i ziemię; jak szatan zostanie strącony z nieba (por. Ap 12,12-13), tak musi zostać wyparty również z ziemi — przy udziale człowieka.
Znamienne, że Jahwe nie zadeklarował nienawiści między szatanem a mężczyzną-głową ludzkości; to kobieta pierwsza uległa pokusie, i to kobiecie przypadnie udział w odkupieniu, jeśli ma ono rzeczywiście okazać się skuteczne. Misterium życia będzie strzegła ta, która podała owoc śmierci. Kto w takim razie zmiażdży czy zetrze głowę węża-szatana: Niewiasta Maryja czy Jej potomek Chrystus? Protoewangelia nie zawiera oczywistej odpowiedzi: nieprzyjaźń zostaje wprowadzona między szatana a niewiastę (wątek mariologiczny), ale zwycięstwo ma odnieść nie ona, lecz jej potomek (wątek chrystologiczny). Ta niejasność sprzyjała potyczkom między zwolennikami jednej lub drugiej opcji, ale spory takie nie mają większego sensu, ponieważ, jak zauważa, ks. Czesław Bartnik, „oba wątki, chrystologiczny i mariologiczny, trzeba łączyć. Jeśli »On« zmiażdży głowę węża, to implicite jako Syn Niewiasty, będąc także potomkiem ludzkim z racji wcielenia. Nie należy usuwać sensu mariologicznego, który jest tu wirtualnie lub implicite”.
Dlatego Apokalipsa łączy wątki i rekonstruuje bój rozgrywający się między Niewiastą rodzącą Potomka a Smokiem, czyli wężem starodawnym (por. Ap 12,1-17). Właśnie to zdaje się odpowiadać Bożej pedagogii: On daje wszystko, co niezbędne, bez czego nie byłoby zwycięstwa (łaska, odkupienie), ale to człowiek „musi” (czytaj: może) zachować się inaczej niż Ewa; Maryja to właśnie taka „nawrócona Ewa”,. Dzięki Jej wierze On się rodzi pośród nas, dzięki zachowaniu wiary aż po Krzyż staje się Maryja — nowa pomoc podobna Adamowi (por. Rdz 2,20) — współpracowniczką dokonanego odkupienia. Dlatego, uważa o. Jacek Salij, „w sensie najdosłowniejszym była Ona tą niewiastą, której potomek zmiażdżył łeb Smokowi”.
Konsekwentnie w teologii katolickiej doktryna maryjna pełni rolę niezbędną, i słusznie uważa się, że jakakolwiek nieprawidłowość w mariologii stanowi wskaźnik poważniejszych błędów teologicznych („powiedz mi, jaka jest twoja mariologia, a powiem ci, czy jesteś heretykiem”?). Jak obrazowo zauważył to anglikanin John Macquarrie, mariologia stanowi „miejsce spotkania dla wielkiej liczby prawd chrześcijańskich niczym węzłowa stacja w brytyjskim systemie kolejowym, gdzie spotyka się wielka liczba linii, połączeń i miejsc tranzytowych”. Maryjność pozwala też utrzymać równowagę pomiędzy rozumem i sercem, przydaje Kościołowi ciepła, uczucia, rodzinności, chroni go przed maskulinizacją, tak że dzięki Matce może on stać się ojczyzną dla wierzących.
Jean Guitton właśnie w świadomości związku mariologii z całą teologią widział źródło przekonania wyrażanego w dawnej liturgii antyfoną „Raduj się, Dziewico Maryjo, zwyciężyłaś wszystkie herezje całego świata”, na którą tak często i chętnie powoływał się św. Maksymilian. Francuski filozof wolałby jednak skromniejsze powiedzenie, dlatego zaproponował następujący komentarz: „mariologia jest jak gdyby mikrokosmosem odzwierciedlającym makrokosmos ogólnej teologii dotyczącej Wcielenia, łaski i Kościoła. To sprawia, że stosunek do Maryi stanowi sprawdzian rzetelności katolickiego ducha. Stwierdzano to już częstokroć w sposób czysto doświadczalny” i można się spodziewać tego również w dzisiejszych czasach, które tracą chrześcijańskiego ducha.
Kardynał Ratzinger preferował zamiast określenia pogromczyni wszelkich herezji, które dawniej stawało się hasłem do walki z herezjami chrystologicznymi, tytuł pocieszycielki czy ostoi chrześcijan, dzięki której Chrystus staje się dla nas dostępny. Ale nie odrzucał dawnego określenia, a nawet przyznał się Vittorio Messoriemu do ewolucji poglądów w tej sprawie czy szerzej w swoim stosunku do Matki Bożej, która to ewolucja zaowocowała tym, co włoski dziennikarz określił nawróceniem kardynała na „misterium maryjne”: „Teraz w tym okresie zamieszania — zwierzał się strażnik wiary katolickiej — gdy doprawdy tak wiele herezji usiłuje przeniknąć do autentycznej wiary, teraz dopiero rozumiem, że w określeniu tym nie było nic z pobożnego życzenia, ale czysta prawda, szczególnie doniosła, jeżeli chodzi o nasze czasy”.
A teraz odpowiedz, Czytelniku, jak interpretujesz Protoewangelię, a dowiesz się czegoś o sobie.
Tekst ukazał się w „Rycerzu Niepokalanej” (2014) nr 9. Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora
opr. mg/mg