Z cyklu "Szukającym drogi"
Zdaję sobie sprawę, że moje pytanie brzmi śmiesznie, a nawet mogę być posądzony o to, że próbuję z Was zażartować. Mianowicie spytał ktoś niedawno, czy Bóg mógłby stworzyć kamień, którego nie mógłby podnieść. Zdaniem mojego rozmówcy — był dość agresywny — pytanie to ujawnia sprzeczność samego pojęcia Boga. Jeśli bowiem Wszechmocny czegoś nie może, to już nie jest Wszechmocnym; Wszechmocny zaś nie może nie być Wszechmocnym, a więc jest to pojęcie wewnętrznie sprzeczne.
Proszę wybaczyć, że odpowiedź zacznę okrężnie. Mianowicie spróbuję wyliczyć szereg rzeczywistych sytuacji, w których Bóg czegoś nie może. A więc Bóg nie może być kłamcą, nie może być niesprawiedliwy, nie może czynić zła. Czy to Go ogranicza? Sądzę, że jest wręcz przeciwnie. Weźmy przykład. Są rzemieślnicy czy artyści tak doskonali w swojej dziedzinie, że praktycznie nigdy nie wypuszczają fuchy. Nie sądzę, żeby można ich było z tego powodu uważać za mniej wartościowych, no bo oni nie potrafią partaczyć.
Czy nie jest z tym raczej jakoś tak: O ile brak doskonałości jest niedoskonałością, to brak braku doskonałości jest pojęciem czysto logicznym. Tworzymy je sobie na skutek niedomogów naszej wyobraźni, która częstokroć nie jest w stanie zrozumieć radykalnej różnicy między tym, co doskonałe i co niedoskonałe, między tym, co dobre i co złe. Nasza wyobraźnia chciałaby dobro i zło traktować równoważnie, podczas gdy w rzeczywistości zło jest przecież okaleczonym lub zwyrodniałym dobrem, a niedoskonałość jest stanem nie osiągniętej jeszcze doskonałości.
Zestawmy naszą ludzką sytuację z sytuacją Boga. Człowiek może mówić i czynić prawdę, ale może też kłamać; Bóg nie może być kłamcą. Człowiek bywa dawcą i bywa zaborcą, Bóg jest wyłącznie dawcą; człowiek może kochać i może być obojętny, Bóg nie może być obojętny wobec nikogo. Czyżby więc Bóg był jeszcze bardziej ograniczony w swoich możliwościach niż człowiek? Oto do czego prowadzi nasza logika, jeśli oderwiemy ją od rzeczywistości! Przecież dobro jest wartością realną, nie można go odrywać od rzeczywistości i czynić zeń jakiejś abstrakcyjnej kategorii logicznej.
Tymczasem w rzeczywistości nasza zdolność do czynienia zła jest chorobą, a przynajmniej niedoskonałością. Wyobraźmy sobie dwóch ludzi, którzy mają bardzo złe teściowe, a zarazem ich sytuacja, łącznie ze wszystkimi imponderabiliami, jest pod każdym względem taka sama. Załóżmy, że jeden z nich przeżywa ciężkie pokusy zamordowania nieznośnej teściowej, drugi zaś jest tak głęboko przeświadczony o świętości życia, że taka możliwość nie przyjdzie mu nawet do głowy. Przecież nie ma wątpliwości, że ten drugi jest mocniejszy. I bardziej wolny. Na tym modelu widać aż nadto wyraźnie, że zło nie jest równoprawnym partnerem dobra, a sama możliwość czynienia zła świadczy o niedoskonałości, o nie dość głębokim wkorzenieniu w dobro. Na tym w ogóle polega m.in. droga do doskonałości, że człowiek coraz mniej jest zdolny do zła; jeśli owa niezdolność płynie nie z braku okazji czy zewnętrznego zakazu, ale z naszego coraz większego uczestnictwa w Dobru Absolutnym.
Dobrze jest o wszechmocy Boga nie myśleć abstrakcyjnie. Przede wszystkim zaś wszechmocy Boga nie można abstrahować od dobra. W jednej z modlitw niedzielnych znajduje się formuła, że Bóg „wszechmoc swoją najbardziej objawia przez swe miłosierdzie”. A bardzo popularne ambonowe twierdzenie głosi, że zbawienie jednego grzesznika jest większym i wspanialszym dziełem Bożym niż stworzenie całego kosmosu.
Jeśli w ten sposób popatrzymy na Bożą wszechmoc, prawda ta zaczyna się mieć jakoś bardzo realnie do nas samych. Jeśli bowiem wszechmoc Boga polega na niewyobrażalnie intensywnym dzieleniu się prawdą i dobrem, jeśli Bóg przez to zwłaszcza jest wszechmocny, że kocha, przy czym Jego miłość uzdrawia i jest twórcza — to my Boga możemy naśladować w Jego wszechmocy. Niestety, możemy również parodiować. Człowiek ma moc budować siebie i swoje otoczenie, ale może też — jeśli jego moc jest rozwiedziona z prawdą i dobrem — niszczyć. Moc wynaturzona jest zwykle hałaśliwa, jest przy tym niesłychanie zaborcza: pozostawia po sobie krzywdę, krew, niewolę. Ale nie jest żadnym partnerem mocy duchowej, ta przewyższa ją o całe niebo, jest bowiem bezpośrednim uczestnictwem w mocy Bożej. Cały straszliwy system obozu koncentracyjnego okazał się bezsilny wobec mocy duchowej ojca Kolbego i jemu podobnych.
W życiu codziennym zdarza się nam naśladować moc Bożą, ale zdarza się też, że ją parodiujemy. Każdy z nas jest kuszony do tego, żeby zawładnąć drugim człowiekiem albo nawet żeby go zniszczyć. W tych sprawach nigdy dość czuwania nad samym sobą, nigdy dość pracy. Właśnie w ten sposób rośnie w nas moc duchowa, zwiększa się nasze podobieństwo do Wszechmogącego.
A co do pytania, czy Bóg może stworzyć taki kamień, którego nie mógłby podnieść: W ogóle co to za Bóg, który podnosi kamienie?! Przecież Bóg nie jest istotą materialną ani nie jest w ten sposób zewnętrzny wobec swoich stworzeń, żeby w nich nie przebywał. Bóg nie podnosi żadnego kamienia ani nawet ziarnka piasku nie podnosi. Natomiast wszystko, co istnieje, On nieustannie podtrzymuje w istnieniu; jest nieustannie źródłem wszystkiego, co istnieje. On jest obecny wszędzie: w każdym człowieku, w każdym kamieniu i w każdym ziarnku piasku. Ale zarazem jest Kimś Absolutnie Innym, Absolutnie Odrębnym od swoich stworzeń. Jest obecny w czasie i w przestrzeni, ale zarazem jest transcendentny wobec czasu i przestrzeni. Czas i przestrzeń nie są w stanie Go ogarnąć nawet częściowo, za to On ogarnia cały czas i całą przestrzeń. Jednym słowem, w pytaniu, czy Bóg mógłby stworzyć ów kamień, pojęcie „Bóg” jest abstrakcyjne i ma się nijak do Boga rzeczywistego. Bóg rzeczywisty jest zupełnie inny.
opr. ab/ab