Odnowa liturgiczna to nie eksperymentatorstwo. Nie tego chciał sobór – zauważa o. Jarosław Kupczak OP

Liturgiczne eksperymentatorstwo nie ma nic wspólnego z soborowym aggiornamento. Jest zrozumiałe, że część wiernych tego nie akceptuje, zwracając się ku liturgii trydenckiej. Nie może to jednak oznaczać negowania Vaticanum II i właściwie rozumianej odnowy liturgicznej, zauważa dominikanin w kolejnym tekście z sympozjum „Przyszłość Kościoła katolickiego”.

Już na wstępie o. Kupczak z uznaniem wypowiada się o tych, którym bliska jest liturgia trydencka:

W wielu miejscach najpoważniejszymi, najbardziej świadomymi i aktywnymi katolikami są ci, którzy co tydzień gromadzą się na najbliższej mszy trydenckiej. Mogą spodziewać się uroczystej, a nawet pięknej celebracji liturgii – często ze śpiewem gregoriańskim – oraz poważnej teologicznie homilii, pełnej szacunku dla tradycyjnego nauczania Kościoła.

To, czego wielu nie dostrzega, to fakt, że postawa grup „trydenckich” jest znacznie bliższa duchowi Karola Wojtyły niż to, co często ma miejsce na Zachodzie – nieustanne liturgiczne eksperymentowanie dla samego eksperymentowania.

Duch tych grup ma coś wspólnego z grupami studenckimi prowadzonymi przez młodego Karola Wojtyłę w Krakowie lat 50-tych. Podczas letnich spływów kajakowych, które przeszły do legendy, Wojtyła dawał każdemu mały dwujęzyczny mszał, w którym można było prześledzić cały tekst mszy trydenckiej po polsku. (...) W jednej ze swoich najwcześniejszych opublikowanych prac, napisanej dla polskiego przeglądu duszpasterskiego Homo Dei w 1957 roku, Wojtyła podkreślał, że aktywne wakacje na łonie natury – w lesie, nad jeziorem lub nad morzem – są idealnym sposobem na wprowadzenie w tajemnice wiary, zwłaszcza dla młodych. (...) Nie chodziło o to, by zaskoczyć ludzi niekonwencjonalną lub efektowną celebracją Mszy Świętej. Chodziło o to, by obozowicze zrozumieli, że celebracja eucharystyczna może i powinna być integralną częścią ich codziennego życia – „źródłem i szczytem całego życia chrześcijańskiego”.

O co więc chodziło Karolowi Wojtyle, a także innym głównym przedstawicielom ruchu liturgicznego, takim jak Dom Prosper Guéranger, Odo Casel, Dom Lambert Beauduin, Romano Guardini, Louis Bouyer? O liturgiczną dowolność, o nieustanną improwizację? Z pewnością nie. Podkreślali oni potrzebę bardziej świadomego uczestnictwa wiernych w liturgii. Tylko w tym duchu można poprawnie zrozumieć sens liturgicznej odnowy dokonanej na Soborze Watykańskim II. Tylko w tym kluczu można właściwie zrozumieć Konstytucję Soboru Watykańskiego II o liturgii. Jak podkreśla o. Kupczak:

Zakorzeniona w głębokiej chrystologicznej, trynitarnej i eklezjalnej teologii liturgii, proponuje ona odnowioną liturgię jako niezbędną do solidnej formacji ludu Bożego i wprowadzenia go w chrześcijańskie misterium i chrześcijański styl życia.

Skąd więc tak wielkie zamieszanie, które pojawiło się w Kościele w okresie posoborowym, jeśli chodzi o liturgię?

Odpowiedź leży w błędnym rozumieniu soborowego aggiornamento, które zdeterminowało kierunek i tempo posoborowych zmian. Idea Vaticanum II jako nowego początku spowodowała zerwanie z katolickim dziedzictwem: Kościół wydawał się wstydzić swojej przeszłości, podczas gdy przyszłość była postrzegana jako wymagająca adaptacji do tego, co świeckie.

Innymi słowy, problemem nie był Sobór, ale progresywne nastawienie znacznego grona teologów i duszpasterzy, którzy pod pretekstem soborowego aggiornamento usiłowali wymyślić Kościół od nowa. Niestety tak wymyślony Kościół nie byłby już Kościołem Chrystusowym, a raczej jakimś nowo-tworem (określenie moje, nie o. Kupczaka!), żerującym na katolickim dziedzictwie. Chyba nigdzie to podejście nie było tak wyraźnie widoczne, jak w liturgii:

Miejscem, w którym większość wiernych miała bezpośredni kontakt z teologią Soboru Watykańskiego II, była liturgia. Wiele zmian spotkało się z entuzjazmem: zastąpienie łaciny językami narodowymi, rozszerzenie czytań biblijnych, większy udział wiernych świeckich. Jednak oddolne wdrażanie reform soborowych miało również swoją ciemną stronę. Wiele tłumaczeń łacińskich tekstów liturgicznych było niedokładnych; nowe teksty liturgiczne w językach narodowych odzwierciedlały wątpliwą teologię posoborową, między innymi dewaluując ofiarny charakter Mszy; nowa muzyka skomponowana po soborze i śpiewana w językach narodowych była banalna i sentymentalna i nie pasowała do powagi chorału gregoriańskiego. Kapłani często rozumieli reformę liturgiczną jako zaproszenie do spontanicznej improwizacji i ciągłego eksperymentowania, a wśród świeckich uwaga przeniosła się z Boga na samą gromadzącą się społeczność.

Tu o. Kupczak wraca do kwestii, od której wyszedł: skąd wziął się wzrost ruchu Mszy trydenckiej w ostatnich dziesięcioleciach? Jest on reakcją na posoborowy kryzys teologiczny i liturgiczny.

Niestety, tak jak to nieraz bywa z tego rodzaju reakcjami, ruch ten ma skłonność do wylewania dziecka razem z kąpielą:

W wielu kręgach Mszy trydenckiej poszukiwanie tożsamości skupiło się nie na naprawieniu posoborowych nadużyć teologicznych, opisanych przez Benedykta XVI jako przejaw hermeneutyki zerwania, ale na krytyce i odrzuceniu samego soboru. Zwłaszcza wśród katolików, którzy nie pamiętają czasów przedsoborowych, nostalgia za pontyfikatem Piusa XII i krytyka tego, co wydarzyło się później, służą jako uproszczone ramy dla zrozumienia skomplikowanej współczesnej historii Kościoła.

Sobór nie zamierzał tworzyć nowej liturgii w oderwaniu od całej wcześniejszej tradycji liturgicznej. Chodziło o:

zreformowanie Mszy rzymskiej, która miała być powszechnie używana w Kościele obrządku łacińskiego. Zezwolenie na odprawianie Mszy trydenckiej zostało zatem udzielone jedynie na bardzo wąskich podstawach. Następnie Jan Paweł II, w odpowiedzi na ciągłe zapotrzebowanie na Mszę trydencką, zezwolił biskupom diecezjalnym na udzielenie pozwolenia – pod warunkiem, że „zostanie publicznie wyjaśnione ponad wszelką dwuznaczność, że tacy kapłani i ich wierni w żaden sposób nie podzielają stanowiska tych, którzy kwestionują legalność i doktrynalną dokładność Mszału Rzymskiego ogłoszonego przez papieża Pawła VI w 1970 roku”.

Benedykt XVI w Summorum Pontificum zdefiniował liturgię trydencką jako nadzwyczajną formę rytu rzymskiego. Tymczasem motu proprio Franciszka Traditionis Custodes z 2021 r. bardzo poważnie ogranicza stosowanie Mszy trydenckiej. Zrozumiały jest wymóg, sformułowany już przez Jana Pawła II i powtórzony w Traditionis, aby ci, którzy uczestniczą we Mszy trydenckiej, „nie zaprzeczali ważności i prawowitości reformy liturgicznej” zadekretowanej przez Sobór Watykański II. Niezrozumiały jest natomiast „brak wrażliwości duszpasterskiej wobec tych, którzy przez ostatnią dekadę byli zapewniani przez Benedykta XVI – a często przez ich biskupów i proboszczów – o legalności ich praktyki liturgicznej.”

To, na co zwraca uwagę o. Kupczak, to równoległe posunięcia Papieża Franciszka, mające wpływ na odbiór jego nastawienia wobec liturgii trydenckiej. Wymienia tu niejasną adhortację Amoris Laetitia, „quasi-likwidację” Instytutu Jana Pawła II w Rzymie, istotne zmiany w nauczaniu w Papieskiej Akademii Życia, deklarację Fiducia Supplicans, dotyczącą błogosławienia par homoseksualnych, krytyczne uwagi prefekta Dykasterii Nauki Wiary dotyczące encykliki Veritatis Splendor Jana Pawła II. Nie są one wprost związane z liturgią, ale przez zwolenników liturgii trydenckiej odbierane są jako wyraz „hermeneutyki zerwania z tradycją”.

Czasami, patrząc na odniesienia bibliograficzne i przypisy w tekstach papieża Franciszka, można odnieść wrażenie, że w swoim nauczaniu chce on wziąć w nawias osiągnięcia dwóch poprzednich papieży i zaproponować własną interpretację Soboru Watykańskiego II, odmienną od tej zaproponowanej przez Jana Pawła II i Benedykta XVI. Z pewnością te kontrowersje dotyczące właściwej interpretacji ostatniego soboru utrudniają rozstrzygnięcie sporu o właściwą treść reformy liturgicznej i ważność Mszy trydenckiej.

O. Kupczak nie ogranicza się do wskazania podstaw krytycznego nastawienia zwolenników liturgii trydenckiej do tego, co dzieje się w Kościele po soborze, ale wskazuje także konkretne działania, które trzeba podjąć i to podjąć jak najszybciej.

Po pierwsze, potrzebna jest katecheza na temat Soboru Watykańskiego II, który, zwłaszcza wśród młodych i zaangażowanych katolików, może stać się „czarną legendą” współczesnej historii kościelnej. Katecheza ta powinna wyjaśniać główne osiągnięcia i nadzieje ostatniego soboru w najbardziej dyskutowanych obszarach: eklezjologii, wolności religijnej, wolności sumienia oraz dialogu ekumenicznego i religijnego. Tylko w tym kontekście teologicznym zasady reformy liturgicznej mogą stać się jasne. Po drugie, w diecezjach, parafiach, seminariach, klasztorach i różnych wspólnotach potrzebna jest solidna katecheza na temat teologii Eucharystii. Katecheza ta powinna dotyczyć biblijnych źródeł Eucharystii, jej historii i teologii, a także praktycznych zasad jej sprawowania i uczestniczenia w niej. Po trzecie, w świetle tego, co zostało powiedziane powyżej na temat teologii Eucharystii, należy podjąć integralną i kompleksową troskę o jakość celebracji Mszy Świętej. Obejmuje to piękno dekoracji kościoła i szat liturgicznych; zachowanie kapłana i wszystkich osób uczestniczących w liturgii; oraz treść, jakość i piękno muzyki.

Jaka więc powinna być liturgia w przyszłości, aby wypełnić postulaty soborowej odnowy, a jednocześnie nie utracić nic ze swej istoty i zachować ciągłość z tradycją?

Musi odzyskać swój sakramentalny, modlitewny i dostojny charakter, który powinien służyć przede wszystkim wertykalnemu spotkaniu wierzących z Bogiem. Jak nauczał Benedykt XVI, cała liturgia powinna wskazywać na piękno przyszłego świata, materialnego i duchowego, przemienionego przez łaskę Chrystusa. Dlatego piękno liturgii powinno obejmować piękno zewnętrznej i wewnętrznej architektury kościołów i kaplic, piękno muzyki liturgicznej i jej tekstów, a także całość celebracji i przepowiadania.

Koniec końców nie chodzi więc o dylemat „stara” czy „nowa” liturgia. W przekonaniu o. Kupczaka cała „obecna gorąca debata między zwolennikami starej i nowej liturgii jest drugorzędna.” Chodzi raczej o to, aby – niezależnie, czy korzystamy ze „starego”, czy z „nowego” Mszału, celebrować liturgię w taki sposób, aby faktycznie służyła sakramentalnemu i przemieniającemu spotkaniu z Bogiem. Liturgia musi ukierunkowywać człowieka na Boga, a nie realizować nieposkromione zapędy pseudoreformatorów do nieustannej improwizacji i eksperymentowania.

Źródło: First Things

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama