Nadzieja cierpiących

Z cyklu "Wybierajmy życie"

 

Z cyklu: J. Salij, Wybierajmy życie

NADZIEJA CIERPIĄCYCH

Życie niektórych ludzi naznaczone jest cierpieniem szczególnie, niemal ponad dającą się znieść miarę. Jednym z tych ludzi był ponad wszelką wątpliwość założyciel misyjnego Zgromadzenia Ducha Świętego, ojciec Franciszek Libermann. To, co z pomocą łaski Bożej zrobił ze swoim cierpieniem, budzi tak wielki podziw, że zrozumiała staje się chęć podglądnięcia jego tajemnicy. Przecież konkretnego zrozumienia, czym dla nas dzisiaj - dla każdego z nas zapewne inaczej - jest naśladowanie Chrystusa ukrzyżowanego, najlepiej uczyć się u tych, którzy szczególnie wyróżnili się jako Jego naśladowcy.

Libermann należał do tych, zapewne nielicznych, chrześcijan, których choroby i udręki nawet swoje źródła miały ściśle religijne. Stosownie do imienia, jakie nosił, zanim przyjął chrzest - Jakub - odbył zwycięską walkę z samym Bogiem, jednak wyszedł z niej porażony ciężką chorobą. Mam, oczywiście, na myśli okoliczności jego uwierzenia w Chrystusa. Jakub „nie pozwolił” odejść Chrystusowi ze swojego życia, jednak swoją wiarę opłacił epilepsją i ogólną ruiną zdrowia. Bo tak właśnie jego wrażliwa osobowość zareagowała na przekleństwo, jakie jego ojciec, rabin gminy żydowskiej w Saverne, rzucił na rodzonego syna za to, że został chrześcijaninem.

Pan Jezus pomagał jednak swojemu wybrańcowi nie tylko przemieniać przeżywane udręki w ofiarę miłą samemu Przedwiecznemu Ojcu. Franciszek nauczył się znacznie więcej: umiał rozpoznawać w swoich cierpieniach Jego Ojcowską czułość. Słynne zdanie z greckiego przekładu Księgi Przysłów, cytowane w Liście do Hebrajczyków, że „Pan chłoszcze każdego, kogo przyjmuje za syna” - zdanie, które nam, zwyczajnym chrześcijanom, sprawia tyle kłopotów - dla ojca Libermanna stało się światłem rozświetlającym sens jego strasznych i po ludzku bezsensownych cierpień.

Na temat duchowych wyzwań, jakie mogą być zawarte w cierpieniu, ojciec Franciszek wiedział jeszcze więcej: Najdosłowniej rozumiał, że kiedy cierpi, to w gruncie rzeczy nie on cierpi, ale cierpi w nim sam Jezus. Wiemy to dzięki licznym wskazówkom i radom, jakich przez całe ćwierćwiecze swojego chrześcijańskiego życia udzielał różnym ludziom cierpiącym.

Rzecz jasna. Libermann nie byłby chrześcijaninem, gdyby zapomniał o tym, że cierpienie samo w sobie to naprawdę nic dobrego i że należy z nim walczyć, usuwać je zarówno z naszego życia, jak z życia naszych bliźnich. Podleganie cierpieniu, podobnie jak nasza śmiertelność, jest skutkiem i owocem naszej grzeszności. Często nawet naocznie widać, że nie byłoby tego oto cierpienia, gdyby nie mój lub cudzy grzech, mój albo twój egocentryzm, gruboskórność, niewrażliwość, itp. Podstawowym źródłem cierpień na świecie jest nasze kłanianie się bożkom, powie krótko Psalmista (Ps 16,4).

To właśnie dlatego ojciec Libermann wyżej ceni krzyże, których nie szukamy, niż dobrowolne umartwienia. Znamienne, że jeszcze wyżej, niż różne krzyże polegające na bólu fizycznym lub psychicznym, stawia on spadające na nas upokorzenia. Niewątpliwie jesteśmy tu bardzo blisko Augustyńskiej intuicji, że cierpliwie i po Bożemu znosić zło, jakiego nie da się uniknąć, dlatego jest czymś ważniejszym nawet niż czynienie dobra, nawet niż czynienie wielkiego dobra, bo w ten sposób Ojcowska Boża opatrzność już bezpośrednio przygotowuje nas do życia wiecznego.

Jednak powtórzmy: To normalne i zrozumiałe, że cierpienia zazwyczaj się boimy i chcielibyśmy go uniknąć. Czyż sam Jezus - kiedy pocił się krwią - nie błagał swojego Ojca o odsunięcie kielicha? Również bliźnim - jeśli tylko mamy taką możliwość - winniśmy cierpienia ujmować. Jezus mówił o tym nie tylko w przypowieści o dobrym Samarytaninie i nie tylko wtedy, kiedy zapowiadał, że z naszego stosunku do bliźnich znajdujących się w potrzebie będziemy szczególnie rozliczani w Dzień Sądu. Zarazem Pan Jezus nigdy nie obiecywał, że skoro tylko mocno zmobilizujemy się do dzieł miłosierdzia, uda nam się usunąć cierpienie z oblicza ziemi. Wręcz przeciwnie: wyraźnie mówił, że ludzkiej biedy nigdy na tej ziemi nie zabraknie.

Obiecywał natomiast dwie rzeczy. Po pierwsze, że cierpienie nie zniszczy nikogo, kto naprawdę będzie się Go trzymał i w Nim szukał źródła mocy: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Pamiętając o tej obietnicy, Apostoł Paweł napisał pamiętne słowa, które tysiące ludzi uratowały od rozpaczy: „Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając próbę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać”. Ojciec Libermann bardzo uważnie wsłuchał się w tę naukę Zbawiciela i Jego Apostoła.

Druga obietnica Pana Jezusa jest jeszcze większa: Bóg nie tylko ma moc, ale chce nasze cierpienia przemienić w naszą szansę. „Każdą latorośl, która przynosi owoc, Ojciec oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy”. Cierpienie można bowiem, z Bożą pomocą, przemienić w ofiarę, i wówczas nie tylko nie niszczy ono naszej duchowej struktury, ale przyczynia się do jej rozwoju. „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam - mówił Pan Jezus - jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”. Mówiąc inaczej, cierpienie można przemienić w krzyż i jednym z powodów, dla których podjął On straszliwą mękę, było to, że chciał nauczyć nas, jak się to robi: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”.

Franciszek Libermann był jednym z najuważniejszych słuchaczy tej Boskiej nauki. Umiał ją stosować we własnym życiu oraz przekazywać innym. Uważnie wpatrując się w postawę duchową, w jakiej Jezus przeszedł przez swoją świętą mękę, i sam stał się autentycznym naśladowcą ukrzyżowanego Zbawiciela, i innym cierpiącym umiał pomóc w naśladowaniu Go, w przemienianiu swoich cierpień w ofiarę i życiodajny krzyż.

Zrozumiał przede wszystkim, że Chrystus Pan przyjął swoją mękę z miłością i z całą dobrowolnością. Gdybyśmy tego w męce Chrystusa Pana nie zauważyli, umknęłoby naszej uwadze to najważniejsze, w czym możemy Go naśladować w naszych własnych cierpieniach. Mianowicie straszna męka nie tylko nie zniszczyła w Nim miłości do Ojca ani do ludzi (nawet do tych, którzy Go krzyżowali), ale On ją przemienił w szczytowy czyn miłości, jaki w ogóle na tej ziemi został przez Niego wypełniony.

Właśnie o tym pisze, w swoim liście apostolskim Salvifici doloris, Jan Paweł II: „Cierpienie ludzkie osiągnęło swój zenit w męce Chrystusa. Równocześnie zaś weszło ono w całkowicie nowy wymiar i w nowy porządek: zostało związane z miłością... Miłość też jest najpełniejszym źródłem odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia. Odpowiedzi tej udzielił Bóg człowiekowi w Krzyżu Jezusa Chrystusa”.

Na tę dziwną właściwość cierpienia, które można przemienić w czyn miłości i w dar dla dobra innych, zwracał uwagę już Apostoł Paweł: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”.

„Proszę Was zatem: - mówił kiedyś Jan Paweł II do chorych - Pomagajcie nadal Kościołowi, budujcie Kościół poprzez Wasze ukryte ofiary, poprzez Wasze współdziałanie mistyczne i bolesne. Pomagajcie ludzkości, aby osiągnęła to zdrowie wewnętrzne, które jest równoznaczne z pogodą i pokojem duszy, a bez którego zdrowie fizyczne i wszelkie inne zdrowie ziemskie nic nie jest warte”.

Ojciec Libermann podpowiadał, że przyjmować z miłością swoje cierpienia dla dobra Kościoła to jakby uczestniczyć w bólach rodzenia, jakich doświadcza Kościół, przynoszący Chrystusowi coraz to nowe dzieci. „Spodziewam się - pisze do młodego misjonarza - że Chrystus pragnie posłużyć się tobą w celu zbawienia licznych dusz. Niech dusza twoja będzie zraniona, rozbita i niech zostanie zmielona jak pszenica, aby stała się pokarmem dla twych biednych zgłodniałych. Czy będziesz się wzbraniał cierpieć, gdy z twego cierpienia wyniknie wielka chwała Boga i źródło zbawienia dla biednych dusz, które pożera szatan? Przez twoje cierpienia powiększa się społeczność świętego Kościoła. (...) Niewiasta, gdy rodzi, boleje. Podobnie i misjonarz nie może zbawić, rodzić dla Boga dusz bez boleści. Chrystus cierpiał dla zbawienia świata, a ty chciałbyś obrać inną drogę zbawiania ludzi?”

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama