Czy po święceniach biskupich homoseksualisty Gene Robinsona może nadal trwać dialog ekumeniczny z Kościołem anglikańskim?
Drugiego listopada w Dirkham w stanie New Hampshire w USA święcenia biskupie otrzymał pierwszy w dziejach chrześcijaństwa duchowny jawnie żyjący w związku homoseksualnym. Choć, prawdę mówiąc, należałoby się zastanowić, czy możemy tu jeszcze w ogóle mówić o chrześcijaństwie.
56-letni ksiądz Gene Robinson z amerykańskiego Kościoła episkopalnego, należącego do światowej Wspólnoty Anglikańskiej, nie ukrywa, że jest praktykującym homoseksualistą. Czternaście lat temu porzucił swą żonę i dwie córki, by związać się z młodszym od siebie o sześć lat partnerem. Sam Robinson stwierdził, że swój związek z drugim mężczyzną uważa za sakramentalny. Przyznał też, że związki jednopłciowe są co prawda sprzeczne zarówno z Biblią, jak i z Tradycją Kościoła, ale wcale nie musi to oznaczać, że są one błędem. Tym samym Robinson podważył autorytet Biblii i Tradycji jako źródła chrześcijańskich norm.
Co jest wobec tego nowym źródłem? Okazuje się, że jest nim Boże powołanie wobec każdego człowieka, odczytane we własnym wnętrzu. Robinson pisze o tym następująco: „Odpowiedziałem na Boże wezwanie do odkrycia siebie jako mężczyzny homoseksualisty. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Mogłem stracić dzieci i moje kapłaństwo. Ale zrobiłem to, by zachować jedność ze sobą i z Bogiem.” Problem z taką argumentacją polega na tym, że wszyscy przywódcy sekt na świecie mówią dokładnie to samo - oni również usłyszeli Boże wezwanie i na nie odpowiadają. Nawet Adolf Hitler twierdził, że został powołany przez Opatrzność.
Przypadek Robinsona to nie pierwsze odejście od dotychczasowego nauczania Kościoła anglikańskiego w ostatnich dziesięcioleciach. To episkopalianie (czyli anglikanie w USA) byli pionierami w wyświęcaniu kobiet na księży (w 1976 roku) i na biskupów (w 1989 roku). W 1996 roku z kolei synod Kościoła anglikańskiego zdecydowaną większością głosów przegłosował, że po śmierci nie ma piekła, zaś duszę zatwardziałego grzesznika czeka nie potępienie, lecz anihiliacja - czyli unicestwienie. W ten sposób po raz pierwszy w historii jeden z Kościołów chrześcijańskich zerwał z podstawową prawdą wiary - o nieśmiertelności duszy. Głośne było oświadczenie jednego z uczestników owego synodu, ks. Iana Stubbsa z Manchesteru, który oświadczył wprost, że nie wierzy w ogóle w życie po śmierci.
Warto w tym miejscu przypomnieć pokrótce historię Kościoła anglikańskiego, który od samego początku swego istnienia był uznawany przez Stolicę Apostolską za odłam heretycki. Kościół Anglii odłączył się od Rzymu w latach trzydziestych XVI wieku, gdy papież nie chciał udzielić rozwodu królowi Henrykowi VIII. Ten ostatni doprowadził wobec tego do zerwania z papiestwem i utworzenia odrębnego Kościoła narodowego, podporządkowanego państwu. Ci, którzy nie chcieli wyrzec się katolicyzmu, byli prześladowani. Najbardziej znanym męczennikiem stał się skazany na śmierć bliski współpracownik króla, św. Tomasz Morus. Przez następne wieki katolicy byli w Anglii obywatelami drugiej kategorii. W tym czasie sukcesja apostolska w Kościele anglikańskim została złamana, tak więc duchowni tego wyznania nie posiadają ważnych święceń kapłańskich. Kościół ten szybko spełnił zresztą żądania Henryka VIII i odszedł od nauki o nierozerwalności małżeństwa, wprowadzając dopuszczalność rozwodów.
W ciągu następnych wieków konfesja ta rozwijała się głównie w krajach, nad którymi rozciągało się panowanie brytyjskiego imperium. Dziś światowa Wspólnota Anglikańska liczy 77 milionów wiernych i obejmuje 38 lokalnych Kościołów w różnych państwach.
W 1997 roku znany brytyjski historyk Paul Johnson zauważał: „Synod anglikański zachowuje się jak świecki parlament. Jeżeli jest silna grupa nacisku, to nacisk jest stosowany i doktryna się zmienia. Jeżeli brak grupy nacisku, to nie ma presji i doktryna pozostaje taka, jaka jest. Synod po prostu funkcjonuje jak świecka instytucja. Pierwiastek duchowy, pierwiastek etyki absolutnej przeciwstawionej relatywizmowi zanikł. Po drugie, Kościół Anglii zmienia swoje nauczanie, bo przeniknęły do niego świeckie grupy nacisku. Jest w nim bardzo silne lobby homoseksualne, które sparaliżowało rygoryzm moralny Kościoła. Lobby homoseksualistów jest najsilniejszym lobby w Anglii, które infiltruje słabe instytucje, a taką jest bez wątpienia obecnie Kościół anglikański. Właśnie dlatego nazywam Kościół anglikański Kościołem Sodomy”.
Casus Robinsona stawia pod znakiem zapytania jedność Wspólnoty Anglikańskiej. Teologiczne eksperymenty największą popularnością cieszą się bowiem w krajach wysoko rozwiniętych. Natomiast duża część lokalnych Kościołów, zwłaszcza w państwach Trzeciego Świata, sprzeciwia się nowościom w chrześcijańskim nauczaniu. Zdaniem ich przedstawicieli, promowanie homoseksualizmu jest pozostałością kolonialnego i imperialistycznego pojmowania chrześcijaństwa, jakie jest właściwe dla krajów i Kościołów zachodnich. Zarzuty takie pojawiały się zwłaszcza po tym, gdy w niektórych diecezjach anglikańskich dochodziło do „błogosławienia” związków jednopłciowych przez duchownych.
Jednak również we wspólnotach na Zachodzie nie ma pełnej zgody na akceptację homoseksualizmu. Wierni dotychczasowemu nauczaniu konserwatyści stanowią jednak zdecydowaną mniejszość wśród anglikanów. Widać to było podczas wyświęcania Robinsona w New Hampshire - w ceremonii brało udział 50 biskupów, a wyłamał się z nich zaledwie jeden - bp David Ben, który demonstracyjnie opuścił zgromadzenie. Być może więc anglikanie, którzy nie zgadzają się na dalszą liberalizację chrześcijańskiej nauki, utworzą odrębną wspólnotę lub też przejdą do innego Kościoła, np. katolickiego. Kiedy w 1992 roku w Wielkiej Brytanii zaczęto wyświęcać kobiety na księży, wówczas na katolicyzm przeszło m.in. 400 księży, w tym czterech biskupów.
Zdaniem wielu komentatorów, Wspólnota Anglikańska niechybnie zmierza ku swemu rozkładowi. W obliczu poważnych różnic w kwestiach fundamentalnych nie można mówić o jedności wyznawanej wiary. Na przykład to samo, co potępiają lokalne Kościoły w Azji, Oceanii czy Afryce, błogosławią Kościoły w USA czy Anglii. Nie ma natomiast żadnych struktur ani mechanizmów, które mogłyby zobowiązać poszczególne Kościoły lokalne do zaakceptowania wspólnego stanowiska. Tak więc już w tej chwili jedność anglikanizmu jest raczej hipotetyczna.
Przypadek Robinsona stawia pod znakiem zapytania również sens dalszego prowadzenia dialogu ekumenicznego z anglikanami przez katolików. Za jeden z największych sukcesów tego dialogu ekumeniści uznają dokument podpisany w 2000 roku przez Międzynarodową Komisję Anglikańsko-Rzymskokatolicką. W akcie tym stwierdzono, że żaden Kościół nie powinien podejmować jakichkolwiek istotnych jednostronnych decyzji bez konsultacji z innymi Kościołami i bez wzięcia pod uwagę reperkusji, jakie to może wśród nich wywołać. Pod dokumentem tym jako reprezentant strony anglikańskiej podpisał się zwierzchnik Kościoła episkopalnego w USA, arcybiskup Frank Griswold. Ten sam, który 2 listopada przewodniczył ceremonii wyświęcenia Robinsona na biskupa. Tak więc abp Griswold złamał porozumienie, które sam podpisał. Czy dialog ekumeniczny z takim partnerem ma w ogóle sens?
Część publicystów zwraca wręcz uwagę, że anglikanie zdecydowali się na konfrontację z katolikami, gdyż decyzja o mianowaniu biskupem aktywnego pederasty nastąpiła wkrótce po wydaniu przez Watykan specjalnej noty poświęconej homoseksualizmowi. W dokumencie podpisanym przez prefekta Kongregacji Nauki Wiary, kardynała Josepha Ratzingera, homoseksualizm nazwany został grzechem, zaś małżeństwem - jak podkreślono - może być tylko związek kobiety i mężczyzny.
Wspomniany już Paul Johnson, sam deklarujący się jako katolik, nie ma wątpliwości, czy warto prowadzić dialog z anglikanami: „Sprzeciwiam się temu wymiarowi ruchu ekumenicznego, który usiłuje pogodzić obydwa Kościoły. Nie lubię ekumenicznych rozmów z Kościołem anglikańskim, które są prowadzone, bo Kościół anglikański to Kościół z AIDS - i jeśli zjednoczymy się z Kościołem anglikańskim, to my również złapiemy AIDS. To zaraźliwa choroba, ten Kościół niesie w sobie bardzo zaraźliwą herezję.”
opr. mg/mg