Według ateistów religia nie pomaga w wyjaśnianiu świata, a wręcz przeszkadza. Czy tak jest rzeczywiście?
Pojawia się zarzut ze strony ateistów, że religia, w przeciwieństwie do nauki, nie ma żadnych praktycznych sukcesów w zakresie wyjaśniania świata. Tym razem rozpatrzę więc i ten zarzut.
Pojawia się zarzut ze strony ateistów, że religia, w przeciwieństwie do nauki, nie ma żadnych praktycznych sukcesów w zakresie wyjaśniania świata. Ateista stawia tu znowu naukę przeciw religii, choć ci sami ateiści coraz częściej zaprzeczają, że ich ateizm ma cokolwiek wspólnego z nauką.
W zasadzie to nie widzę żadnego sensu w zarzucie, że religia nie ma takich sukcesów w wyjaśnianiu świata jak nauka. Nie wiem zresztą gdzie nauka ma niby takie sukcesy. Nawet w kwestii początków Wszechświata, czyli tam gdzie głos zabiera również religia chrześcijańska, nauka dysponuje jedynie konkurencyjnymi hipotezami, które są względem siebie sprzeczne i rywalizują między sobą. Z kolei hipoteza darwinowska, odnosząca się podobnie jak religia do początków i rozwoju życia, nie jest w sumie niczym więcej jak tylko pewną niezweryfikowaną empirycznie fantazją. Hipotezy to jedynie przypuszczenia a przypuszczenia trudno uznać za ostateczne wyjaśnienie czegokolwiek. Porównując naukę do religii tam, gdzie są one nieporównywalne i tyczą się odmiennych zagadnień, ateista dokonuje więc pewnej manipulacji. Widać to właśnie po tym gdy zaczniemy porównywać naukę do religii tam, gdzie obie krzyżują się w swych wyjaśnieniach i dotyczą tych samych zagadnień (początek Wszechświata i życia) i gdzie nauka nie dysponuje wyjaśnieniem pewniejszym niż religia.
Porównywanie religii do nauki w kwestii wyjaśniania świata jest porównywaniem jabłek do pomarańczy. To tak jakby ktoś stwierdził, że skoro w podręczniku do psychologii nie znajdzie żadnych informacji na temat stukania młotkiem, to instrukcja użycia młotka jest „bardziej skuteczna” niż psychologia i całą psychologię należy spuścić do kosza. Taką samą manipulacją jest więc porównywanie przez ateistów nauki z religią. W sumie podobny pseudoargument można by zastosować nawet w stosunku do nauki i stwierdzić na przykład, że skoro nauka nie ma zielonego pojęcia jak komponować przeboje muzyczne, to ktoś, kto skutecznie komponuje przeboje wie więcej o świecie niż nauka. Mało tego, możemy nawet zapytać o to, czy sam ateizm ma jakieś praktyczne sukcesy w wyjaśnianiu świata. Ateizm nie ma takich sukcesów więc ateista podcina gałąź na jakiej sam siedzi, atakując religię przy pomocy zarzutu, że nie ma ona jakichś praktycznych sukcesów w wyjaśnianiu świata.
Ale załóżmy nawet roboczo, że nauka rzeczywiście ma jakieś sukcesy w wyjaśnianiu świata. No i co z tego? Czy to źle świadczy o religii? Absolutnie nie. Zarzut, że nauka w przeciwieństwie do religii ma jakieś sukcesy w wyjaśnianiu świata jest bowiem tylko kolejnym ateistycznym Strawmanem. Ateista obala tu argument, który sam sobie wymyśla w ramach tworzenia kolejnego sztucznego problemu związanego z religią. Zarzut, że religia nie wyjaśnia świata tak jak nauka jest problemem urojonym. Religia bowiem nigdy nie miała zamiaru tego robić, nie aspiruje do tego również obecnie. Nie taki jest cel istnienia religii i nie po to została ona powołana do życia.
Aby to zobrazować posłużę się znowu pewnym przykładem. Wyobraźmy sobie, że otwieramy poradnik wędkarstwa i ku naszemu zdziwieniu odkrywamy, że nic nie mówi on na temat malarstwa średniowiecznego. Nasze zdziwienie może wynikać choćby stąd, że oto przysiadł się do nas fanatyk zgłaszający konieczność opowiadania wszędzie o zagadnieniu malarstwa średniowiecznego, po czym wystosował zarzut, że nasz podręcznik wędkarstwa nic na ten temat nie mówi, zatem jest do niczego. „Tak - oświadcza on - wędkarstwo nic nie odkryło w dziedzinie malarstwa średniowiecznego, więc jako takie jest do kitu”. Gdybyśmy przeżyli taką sytuację to niechybnie uznalibyśmy autora takiego zarzutu za pomyleńca, a w najlepszym wypadku kogoś, kto trafił pod zły adres. Podobnie możemy uznać w przypadku ateisty, który zarzuca religii, że ta nie ma przynajmniej takich sukcesów jak nauka.
A jaki jest właściwie cel istnienia religii? To zależy o którą religię zapytasz. Najczęściej celem religii jest niesienie zbawienia i obietnicy życia wiecznego, do tego możemy też dodać zasady umożliwiające pogłębienie więzi duchowej z Bogiem i czynienie dobra bliźniemu, z którym też powinniśmy pogłębiać więź o charakterze duchowym. Pewne religie, na przykład religie Wschodu, mogą bardziej kłaść nacisk na rozwój osobisty poprzez różne techniki doskonalenia osobowości, na przykład techniki medytacyjne. Niemniej jednak żaden z tych celów religii nie jest nawet w pobliżu celu jaki stawia sobie nauka. Oczywiste jest więc to, że ateista dokonuje tu mniej lub bardziej świadomie pewnego pomieszania pojęć. Religie nie zostały powołane do wyjaśniania fizycznych relacji zachodzących w świecie, czy do osiągania technologicznej skuteczności w jakiejś dziedzinie, stąd stawianie im zarzutu, że tego nie robią, nie jest niczym innym jak kolejną ateistyczną manipulacją (Strawman).
Nie jest zresztą do końca prawdą zarzut, że religia nie posiada żadnych sukcesów na gruncie praktycznym gdyż wystarczy sobie przypomnieć zalecenia Starego Testamentu odnośnie higieny. Zalecenia Prawa Mojżeszowego dotyczące trądu (Kpł 13,14) dowodzą, że dezynfekcja, niszczenie zakaźnych materiałów i kwarantanny, były powszechne z rozkazu Boga w czasach Mojżesza, czyli 3200 lat wcześniej. Księga Kapłańska (rozdz. 15) oraz Księga Liczb (31,19-24) zalecają wiele środków podejmowanych w celu zachowania czystości. Wszystkie te zasady, jakie wówczas zostały podane, dopiero niedawno zostały uznane przez naukę. Tak więc Bóg przez Mojżesza zalecał stosowanie zasad higieny na długo przed rozpoznaniem zarazków jako nosicieli chorób. Wskazując na sukcesy religii na gruncie praktycznym można odwołać się nawet do przykładów z astronomii. W Księdze Hioba czytamy na przykład, że Bóg „ziemię zawiesza nad nicością” (Hi 26,7, Biblia Warszawska), co Biblia wiedziała już przed nauką.
A czy nauka naprawdę aż tak skutecznie wyjaśnia wszystko co dzieje się w świecie? Sprawa jest tu co najmniej dyskusyjna, wziąwszy pod uwagę to, że jej wyjaśnienia wciąż zmieniają się i zaprzeczają sobie nawet w najprostszych sprawach. Weźmy choćby fundamentalne zagadnienie czasu, dla Newtona czas był niezmienny, dla Einsteina jak najbardziej nie. Wiele innych poglądów w nauce było rewidowane nawet częściej. Nie mamy w sumie żadnej gwarancji, że nie pojawią się kolejne rewizje tych poglądów lub nawet nawrót do dawnych poglądów. Do tego skuteczność nauki w praktyce wcale nie musi być skorelowana z prawdą o świecie gdyż nawet błędne koncepcje naukowe, takie jak teoria flogistonowa i geocentryzm, również były skuteczne w praktyce. Ktoś złośliwy mógłby wręcz powiedzieć, że nauka nie oferuje mu specjalnie więcej w wyjaśnianiu świata fizycznego niż religia. Ale to już temat na osobną dyskusję. W każdym razie ateistyczny zarzut, że religia ma mieć przynajmniej podobne sukcesy jak nauka w wyjaśnianiu otaczającego nas świata, ewidentnie jest jakimś tragikomicznym pomieszaniem pojęć.
Pierwotna publikacja: styczeń 2017. Wykorzystano w Opoce za zgodą Autora
opr. mg/mg