Rozmowa z ks. prof. Andrzejem Szostkiem, etykiem i wieloletnim rektorem KUL, uczniem Jana Pawła II
Co kryje się w słowie — miłosierdzie?
W języku polskim miłosierdzie kojarzy się przede wszystkim z miłością; tu jest jego źródłosłów. Ale łacińska „misericordia" znaczy „serce okazane biednemu”. Metafora zawarta w tym słowie lepiej oddaje istotę miłosierdzia niż polskie "miłosierdzie", które takiego skojarzenia wprost w sobie nie zawiera. Ponieważ bieda jest różnoraka, wobec tego i „serce” musi być okazane różnorako; od tych, których dotykają dolegliwości zdrowotne, po ludzi cierpiących duchowo. Największym aktem miłosierdzia jest przebaczenie. Tak więc miłosierdzie mieści w sobie zarówno pomoc chorym jak i umiejętność przezwyciężania pokusy pomsty albo dochodzenia ślepej sprawiedliwości, umiejętność przebaczenia. Jan Paweł II w swojej encyklice „Dives in misericordia” pokazywał, iż „caritas” nie jest relacją jednostronną lecz uzdrawia także i podnosi na duchu tego, kto miłosierdzie okazuje. Jest to wyjście poza siebie. „Okazać serce biednemu”, tzn. zatrzymać się na czyjejś trosce, bólu, nieszczęściu, a nie pozostawać we własnym świecie. Mogę innym czynić dobro, ale przez takie działanie sam staje się dobry, moje serce „rośnie” wtedy, gdy jest okazywane biednemu.
Myślę, że to nie przypadek, iż kanonizacja Jana Pawła II wyznaczona została na Niedzielę Miłosierdzia Bożego. Często mówi się o Ojcu Świętym jako „świadku miłosierdzia” . Jak to rozumieć?
Jestem pewien, że nie jest to sprawą przypadku i ma związek m.in. z tym, że - zdaniem niektórych bliskich Janowi Pawłowi ludzi - druga w kolejności encyklika papieska „Dives in misericordia”, bliższa była jego sercu. Tak jak w „Redemptor hominis” odwoływał się do Jezusa Chrystusa, tak w „Dives in misericordia” w szczególny sposób poprzez Chrystusa zwraca nasze oczy na Ojca wszelkiego miłosierdzia, bogatego w miłosierdzie. Z wcześniejszej twórczości Karola Wojtyły, zwłaszcza z jego utworów poetyckich, wiemy jak on to ojcostwo głęboko przeżywał. Jego relacja do Ojca od początku miała głęboki, mistyczny charakter, ze szczególnym zaakcentowaniem właśnie tego, że jest on bogaty w miłosierdzie. Z kolei w ostatnich latach życia Ojca Świętego, kiedy sam budził w sercach ludzkich odruch miłosierdzia z powodu stanu zdrowia, w szczególny sposób wołał on o „wyobraźnię miłosierdzia”. Warto w tym miejscu przywołać scenę Sądu Ostatecznego, która jest cała o miłosierdziu, decydującym o tym czy ktoś będzie zbawiony czy nie („byłem głodny a nie daliście mi jeść, byłem spragniony a nie daliście mi pić” .....). Jeśli jednak miłosierdzie nie jest podszyte strachem przed piekłem, ani nie ma charakteru tylko deklaracyjnego, to jego fundamentem jest wdzięczność: Bogu a także ludziom za to, co otrzymaliśmy. A otrzymaliśmy wiele, od życia począwszy, po talenty, możliwości pracy, spotkanie mądrych, dobrych i oddanych ludzi. Jeśli człowiek nie przeżyje wdzięczności, jeśli tego fundamentu zabraknie, wtedy rośnie w nim postawa roszczeniowa, chęć zwracania uwagi na siebie i na to, że nie zostały zaspokojone jego potrzeby. Przeradza się to często w pretensje nie tylko do ludzi ale też do Pana Boga. Całą logikę miłosierdzia trzeba zacząć od wdzięczności, od uświadomienia sobie doznanego miłosierdzia.
Na jakie wymiary Bożego Miłosierdzia wskazywał papież; zarówno w swoim nauczaniu, ale też swoim życiem?
Myślę, że gesty i spotkania Ojca Świętego bardziej nawet mówiły o tym, jak żył miłosierdziem niż piękne skądinąd słowa zapisane w encyklikach i innych dokumentach. Wszyscy pamiętamy kiedy poszedł do więzienia, do Ali Accy. Miało to charakter symboliczny, nie byliśmy świadkami rozmowy, ale sam ten akt był przejmujący. Pamiętam ogromną wrażliwość i pamięć Ojca Świętego o ludzkich sprawach. Zdumiewająca była jego pamięć o wielu ludziach. U początku tego leżała zdolność skupienia uwagi na tym, z kim rozmawiał, na chwili obecnej; skupienia dziecięcego, takiego bez reszty. Widać było, że nie patrzy dalej, nie spogląda znacząco na zegarek, nie śpieszy się (papież chyba nie umiał się spieszyć). Przez to właśnie nosił w sercu wielu ludzi i w modlitwie dziękczynnej po mszy św. słychać było czasem, jak zanosił modlitwy za nich do Pana Boga. W 1994r zmarła nagle moja mama. W pewnym momencie zadzwonił telefon i odezwał się Ojciec Święty. Nie wiedziałam co zrobić, nie mogłem uwierzyć... Myślę, że ktoś powiedział papieżowi o tej śmierci ale pewien jestem, że decyzję o tym, żeby zadzwonić, podjął on sam. Warto przypomnieć też, w jak pięknych słowach papież zwracał się do więźniów. Nie pomniejszał ich winy, ani tego, że spotkała ich sprawiedliwa kara. Ale zarazem w tych słowach było wiele ciepła, męskiego i pełnego mocy i nadziei, że nie są oni straceni, pamięta o nich Bóg, że dla każdego z nas jest miejsce w niebie, że Bóg za nami tęskni...
Przypomnijmy papieskie dokumenty o miłosierdziu ...
Warto sięgnąć do pierwszego dokumentu, jakim jest encyklika „Dives in misericordia”. Szczególnym obrazem rozwijanym tu przez Ojca Świętego jest przypowieść o synu marnotrawnym. Jest ona bardziej przypowieścią o miłosiernym ojcu, który tak stęsknił za swoim synem, że kiedy ten wrócił, ojciec nie dał mu nawet dokończyć przygotowanej "spowiedzi". Cieszył się i gotów był zapomnieć o wszystkim, czym syn go obraził i skrzywdził. Najważniejsze było to, że syn jest i żyje („zaginął był — a odnalazł się”, „umarł był — a ożył”). Następnie Ojciec Święty przechodzi do trudniejszej, głębszej i jeszcze ważniejszej sfery; pokazania jak miłosierdzie jawiło się w Jezusie Chrystusie przez Jego mękę, krzyż i zmartwychwstanie. Papież próbuje zatrzymać naszą uwagę na tym wydarzeniu, pokazać, że Bogu tak zależy na człowieku, iż gotów jest wziąć na siebie jego grzechy, nieść i przenieść przez śmierć do nowego życia. Ale pamiętajmy, że miłosierdzie nie jest relacją jednostronną, pomiędzy wybaczającym łaskawcą a doznającym miłosierdzia grzesznikiem. Wiadomo, że łatwej jest „być proszonym” niż samemu prosić o cokolwiek. Papież podkreśla, że jest to wzajemna wymiana, choć na różnych płaszczyznach, bo dobro odbiera się na innej płaszczyźnie niż to, którego się udziela poprzez akt miłosierdzia. Ojciec Święty mówi także, że miłosierdzie przekracza sprawiedliwość. Miłosierdzie nie polega na zamknięciu oczu na zło, bo byłoby to niebezpiecznym przypadkiem fałszywego miłosierdzia; prawdę o złu, jak każdą prawdę, trzeba ukazać wyraźnie i z mocą. Ale sprawiedliwość woła o miłosierdzie. Moim zdaniem, sprawiedliwość jest w tym sensie "do-rzeczna", ponieważ obie strony relacji sprawiedliwości łączy jakaś "rzecz": to, co komuś jest należne w imię sprawiedliwości. Tym niemniej jest to relacja międzyludzka i nie może z niej zniknąć wrażliwość na człowieka. Raczej przeciwnie, nabierać ona może i powinna coraz większego znaczenia, ta "do-rzeczność" w tym sensie stopniowo może tracić znaczenie - i ta drogą sprawiedliwość niejako prowadzi "ponad siebie", ku miłości i miłosierdziu, ku relacji nade wszystko międzyosobowej. W tym sensie miłosierdzie jest cnotą pokrewną sprawiedliwości: nie mieści się w niej, ale stanowi jej cenną kontynuację. Ten, kogo na to nie stać, kto zatrzymuje się jedynie na płaszczyźnie formalnie pojętej sprawiedliwości, objawia duchowe ubóstwo.
Jan Paweł II z ogromną miłością pochylał się nad ludźmi chorymi, cierpiącymi, niepełnosprawnymi, nazywając ich „skarbem Kościoła”. Powiedzmy o tym...
Przede wszystkim dostrzegł w ich cierpieniu wymiar współuczestniczenia w cierpieniach Chrystusa. Ponieważ cierpienie chorych, niepełnosprawnych woła o miłosierdzie, jest ono skarbem także w tym sensie, że u odpowiadających na to wołanie rodzi się wrażliwość serca, rodzi się świętość. Wrócę raz jeszcze do obrazu Sądu Ostatecznego. Pierwsza jego część nas zachwyca ale druga może przerażać. Czytamy: "Idźcie od mnie precz, przeklęci, w ogień wieczny zgotowany diabłu i jego aniołom". Tak surowa kara spotyka nie tych, którzy zabili, ograbili kogoś, wtrącili do więzienia, ale tych, którzy okazali się na taką ludzką biedę obojętni. Nie jest to kara za popełnione czyny w ludzkim rozumieniu; tak surowy nie jest nawet żaden ludzki sąd. Ale Boży sąd to osąd serca, a nie zapłata za czyny. Chodzi właśnie o „misericordia”, o serce okazane biednemu. Tak więc choroba, niepełnosprawność, ból jaki człowiek przeżywa, z jednej strony pozwala współuczestniczyć w odkupieńczym cierpieniu Chrystusa, z drugiej zaś pobudza do obudzenia wrażliwości serca, miłosierdzia, które rodzi świętość, przybliża do królestwa niebieskiego.
W niedzielę Miłosierdzia Bożego swoje święto obchodzi Caritas. Dziś to sprawna organizacja z profesjonalnymi kadrami, której ludzie powierzają dużo pieniędzy. Czy można być „miłosiernym profesjonalistą”?
Wydaje się, że nie można: miłosierdzie odwołuje się przecież do wrażliwości serca, a nie do profesji, do zawodowego traktowania takiej aktywności. Ale z drugiej strony, paradoksalnie mówiąc, nie można nie być profesjonalistą w zakresie miłosierdzia, nie można się od tej wrażliwości i motywowanej nią aktywności uwolnić, niezależnie od tego, co zawodowo w życiu czynimy. Bo taka jest kondycja świata, że stale mamy do czynienia z ludźmi będącymi w mniej lub bardziej widocznej potrzebie. Na wszystkie potrzeby nie odpowiadamy, bo nie potrafimy, albo mamy zbyt twarde serce. Ale generalnie biorąc, nie można nie być aktywnym w dziedzinie caritas, jeśli się chce być człowiekiem a tym bardziej chrześcijaninem.
Kościół od wieków przypomina wiernym o obowiązku czynienia uczynków miłosierdzia wobec duszy i ciała. Czy któreś z nich są szczególnie ważne w obecnym czasie?
Wolę mówić o tym w kontekście polskim, bo w nim żyjemy i łatwiej pewne tendencje zaobserwować. Nas na ogół bardziej stać na odruch miłosierdzia niż na zorganizowaną miłosierną aktywność. Bardzo dobrze, że działa Caritas, Bogu dzięki. Jest to przykład i droga, którą powinniśmy się starać iść. Gdy pokaże się w telewizji ktoś ciężko chory i wołający o pieniądze, to sypią się hojne datki. To piękny gest i nie chcę go pomniejszać. Ale trudniej nam podjąć długofalowe, dobrze zaplanowane, rozumne działanie. Miłosierdzie kojarzymy bardziej z odruchem serca, niż ze zorganizowaną aktywnością. Po drugie, boli mnie notoryczna skłonność do wzajemnej nieufności i podejrzliwości, do łatwego rzucania przeciwko sobie ciężkich słów. Ósme przykazanie: „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu” jest najbardziej ignorowane z całego Dekalogu. Spowiadamy się jeśli mamy na sumieniu cudzołóstwo albo kradzież a tym bardziej zabójstwo i jest to oczywiste rzecz, by uznać je za grzech. Ale łamanie przykazania Bożego następuje także wtedy, gdy rzuca się oszczerstwa na innych, powtarza niesprawdzone, a krzywdzące kogoś plotki. W ten sposób nie zbudujemy zdrowego, dobrego społeczeństwa. Oczywiście, że zaufanie jest zawsze ryzykowne ale bez tego nie ma szans na zorganizowanie wewnętrznie dobrego społeczeństwa.
Jaki to ma związek z miłosierdziem?
Oczywiście nie jesteśmy aniołami i możemy wskazywać na różne wady nie tylko u siebie ale też u innych. Ale tendencja do skupiania uwagi na tym, co w nas słabe i złe jest obca duchowi miłosierdzia, które pokłada nadzieję w tym, co w człowieku dobre, zasiane przez Boga w naszych sercach i potrzebujące zauważenia i wsparcia. Jak wspomniałem, u podstaw miłosierdzia leży wdzięczność za otrzymane dobra, a jej owocem jest otwartość na innych; ryzykowna - ale jest to jedyna droga do wzajemnego zbliżenia i zbliżenia do Boga bogatego w miłosierdzie. Nie przypadkiem jednym z najważniejszych czynów miłosierdzia jest przebaczenie. Po trzecie: pomimo uwielbianych przez nas narzekań, żyjemy w coraz większym dobrobycie, bogacimy się. A dobrobyt, bogactwo często utrudnia uruchomienie wyobraźni miłosierdzia. Kościół utrzymuje się głównie z darów ludzi ubogich. Np. Towarzystwo Przyjaciół KUL skupia ludzi, którzy zbyt zasobni nie są, a stale i wiernie o nas pamiętają choć nie mają wiele pieniędzy. Trochę się boję, że ten proces bogacenia się, a także towarzysząca mu reklama kariery, sukcesu ekonomicznego, osłabi naszą wrażliwość, zdolność dostrzegania innych i ich potrzeb, gotowość do ofiarnej pomocy.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa zostanie opublikowana w 2 numerze kwartalnika Caritas (2014).
opr. mg/mg