Wspomnienie o śp. Biskupie Janie Chrapku, zmarłym w wypadku 18.10.2001
Dziesięć lat temu, niemal na początku mojej pracy dziennikarskiej w redakcji „Gościa Niedzielnego”, otrzymałem zadanie przeprowadzenia rozmowy z ks. Janem Chrapkiem. Praktycznie go nie znałem, wiedziałem tylko, że zajmuje się mediami, a ponieważ czas wolnych mediów de facto w Polsce się zaczynał, doszedłem do wniosku, że taka rozmowa na pewno się przyda. Trwała, zamiast planowanych dwudziestu minut, ponad godzinę. Późniejszy biskup nie tylko odpowiadał na pytania, ale uczył je zadawać, zwracając uwagę na sprawy, których zupełnie nie dostrzegałem.
To pierwsze spotkanie zaowocowało kolejnymi, kiedy — już jako biskup pomocniczy w Drohiczynie — przyjeżdżał co tydzień na Uniwersytet Warszawski, aby prowadzić zajęcia ze studentami dziennikarstwa. Niemal na każdym roku, zwłaszcza studiów podyplomowych, byli także księża, a bp Chrapek zachęcał: Jak ktoś ma pracować w mediach, niech trochę tu postudiuje i zobaczy, czym to się je. Na jego wykłady przychodziło tak wiele osób, że często nie mogliśmy się pomieścić w sali. Uśmiech, żart, bezpośredniość sprawiały, że niektórzy rewidowali swój stosunek do Kościoła, a nawet do księży. Kiedy Biskup tłumaczył rzeczy najbardziej podstawowe, czasem wydawało mi się, że traktuje dorosłych przecież ludzi trochę jak dzieci. Dopiero potem to, co miało być tak oczywiste i jasne, okazywało się otwieraniem przez niego bramki do zupełnie innej rzeczywistości. Niemal zawsze bp Chrapek, objaśniając kolejne dokumenty czy zagadnienia, umiał odnosić ich treść do tego, co tu i teraz. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek stracił humor czy okazał złość — uśmiech na twarzy towarzyszył mu w każdej sytuacji, zwłaszcza wtedy, kiedy spotykał się z drugim człowiekiem.
Łamał stereotypy: nawet kiedy został biskupem, urząd swój sprawował bez wyniosłości, choć z poczuciem swoistej misji i — co za tym idzie — odpowiedzialności. Może dlatego sposób pełnienia urzędu biskupiego przez ks. Jana Chrapka w Kościele w Polsce miał charakter prawdziwie przełomowy. Był człowiekiem wielkiej pokory i duchowej siły. Nadzwyczaj poważnie traktował każdego rozmówcę, dzięki czemu wielu ludzi odnajdywało nową nadzieję i drogę do Boga. Podczas ostatnich dwóch pielgrzymek, pełniąc obowiązki koordynatora i osoby odpowiedzialnej także za sprawy bezpieczeństwa, musiał rozwiązywać setki mniej lub bardziej ważnych problemów, a i wtedy nie przestawał być dla swoich współpracowników także duszpasterzem. Kilkakrotnie widziałem, jak długo toczył poważne rozmowy z oficerami Biura Ochrony Rządu czy Policji oraz z przedstawicielami rządu — nic więc dziwnego, że ci ludzie po prostu bardzo go lubili i szanowali. Zresztą umiejętność rozmawiania z innymi była u biskupa Jana niemal wrodzona. Mimo nawału zajęć zawsze znajdował czas na wielogodzinne rozmowy, jeśli mogło to komuś pomóc, nawet jeśli cierpiał na tym jego osobisty kalendarz. Można powiedzieć, że z szacunku dla bliźniego czasem wolał wycofać się, niż pokazać komuś, że w jakiejś sprawie nie ma racji. Tak było także na forum Episkopatu, kiedy ciekawe, otwarte i nowoczesne formy obecności medialnej Kościoła i jego otwartości wobec mediów były traktowane ostrożnie. Jednak dziś, po latach, trzeba otwarcie przyznać, że także jemu zawdzięczamy takie inicjatywy jak KAI, Radio Plus czy katolicką telewizję.
Osobnym rozdziałem księgi życia bp. Chrapka są kontakty z dziennikarzami — dostrzegając naszą ciężką pracę, potrafił zwrócić uwagę na odrywanie się od realiów życia i tworzenie medialnych faktów, z których więcej było szkody niż korzyści. Kiedy przeniósł się z Torunia do Radomia i objął stolicę biskupią, zaskoczył niemal wszystkich niezwykłą wrażliwością na ludzką biedę oraz pełnieniem swojej misji ponad wszelkimi podziałami.
Nagła śmierć bp. Jana Chrapka to nie tylko niepowetowana strata dla Kościoła w Polsce, ale i łzy smutku wszystkich, którzy go znali. Będąc człowiekiem dialogu, któremu Kościół w Polsce zawdzięcza w dużej mierze przełamanie bariery dzielącej go od środków masowego przekazu, okazywał się także przyjacielem i nauczycielem gotowym pomóc każdemu w jego aktualnej potrzebie. Tej otwartości biskupiego serca redakcja „Gościa Niedzielnego” doświadczała wielokrotnie, może dlatego tak trudno nam pogodzić się z myślą, że już nigdy nie zagości wśród nas.
opr. mg/mg