Swoimi wspomnieniami o bp. Ignacym Świrskim dzieli się ks. prałat Józef Huszaluk.
20 września przypada 150 rocznica urodzin bp. Ignacego Świrskiego, który stał na czele Kościoła siedleckiego w latach 1946-1968. Pamięta Ksiądz swoje pierwsze spotkanie z księdzem biskupem?
Było to 5 września 1954 r., gdy przybył do mojej rodzinnej parafii Uścimów z wizytacją kanoniczną, podczas której udzielił sakramentu bierzmowania oraz poświęcił kamień węgielny pod budowę nowej świątyni. Proboszcz parafii ks. Edward Kowalik, któremu zawdzięczam wybór kapłaństwa jako drogi życiowej, polecił mi, bym w imieniu młodzieży powitał księdza biskupa. Na przygotowanie tekstu poświęciłem dużo czasu. M.in. gdy rodzice posłali mnie furmanką pod remizę strażacką, bym odbył przed nią kolejkę czuwania przeciwpożarowego, siedząc na żelaźniaku, trudziłem się nad tym tekstem. Bp Świrski z uwagą wsłuchiwał się w słowa powitania. Zapytał o mnie księdza proboszcza, a kiedy usłyszał, że dostałem się do seminarium, uśmiechnął się i pobłogosławił. To pierwsze spotkanie umocniło mnie w podjętej decyzji zostania kapłanem i dało swego rodzaju siłę.
Jakie wspomnienia zachował Ksiądz o bp. I. Świrskim z czasu studiów teologicznych?
Mój rocznik studia teologiczne rozpoczynał w Drohiczynie n. Bugiem w bardzo trudnych warunkach. Nie mieliśmy łączności z pasterzem diecezji, jednak pewne wydarzenia przekonywały mnie o wielkości tego człowieka. Bodajże na drugim roku z mojego liczącego prawie 30 osób kursu usunięto dwóch kolegów. Udali się do bp. I. Świrskiego do Siedlec. Przyjął ich, wysłuchał i podjął decyzję, by pozostali w seminarium. Dało nam to dużo do myślenia, m.in. przekonując o dobroci ojca diecezji, który nikogo nie potępia, ale daje szansę do naprawy.
Kiedy na trzecim roku przeniesiono nas do Siedlec, ksiądz biskup co pewien czas spotykał się z nami w kaplicy seminaryjnej. Zawsze przemawiał ciepło i prosto. Gromadził nas również w katedrze w czasie różnych uroczystości i nabożeństw; sprawował je z wielką godnością. Każdego dnia do Mszy św. służyli biskupowi diakoni. Ja miałem okazję dwukrotnie pełnić posługę, co odczytywałem jako wielki zaszczyt. Po Eucharystii biskup zabierał każdego diakona na śniadanie. Nie był wylewny, ale rozmawiał z nami na różne tematy, m.in. pytał o przygotowanie do kapłaństwa. Dbał o to, by nikt od stołu nie odszedł głodny, pamiętam, że sam nakładał mi jedzenie na talerz. Takim drobnym gestem można onieśmielonemu młodemu człowiekowi przekazać naprawdę wiele.
Znalazł się Ksiądz w gronie diakonów, którzy „wyprzedzili” swój rocznik w święceniach kapłańskich.
Tę niespodziankę przyniósł ostatni rok akademicki - 1959/60. Ze względu na brak księży postanowiono, że pięciu diakonów otrzyma święcenia kapłańskie wcześniej. Sądziliśmy, iż zostaną oni spośród nas wytypowani. Okazało się jednak, że będzie to pierwszych pięciu studentów z listy - ja byłem na niej piąty. Dzięki temu nikt nie poczuł się pokrzywdzony, nie było powodu do zazdrości i spekulacji. Z budynku seminaryjnego przenieśliśmy się do gmachu na ul. T. Kościuszki, gdzie mieścił się „Biskupiak”. Musieliśmy w skróconym czasie zapoznać się z materiałem przeznaczonym na ostatni rok studiów, zdać z każdego przedmiotu egzaminy oraz przygotować się do święceń kapłańskich. Otrzymaliśmy je z rąk bp. I. Świrskiego w bardzo mroźną niedzielę, 17 stycznia 1960 r., w katedrze. Poza mną byli w tej grupie: Czesław Andrzejuk, Leon Balicki, Józef Frańczuk i Eugeniusz Gaładyk. Zostałem w tym dniu pierwszym kapłanem w parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Uścimowie.
W jakich okolicznościach spotykał się Ksiądz Prałat z księdzem biskupem w pierwszych latach pracy?
Z dniem 17 lutego zostałem posłany do dziekańskiej parafii Suchożebry, odległej od Siedlec tylko o 12 km. Po dwóch latach otrzymałem wezwanie do kurii. Ksiądz biskup przyjął mnie ciepło, po ojcowsku. Pytał, jak się czuję w parafii, jak sobie radzę. Szczególną uwagę zwrócił na nauczanie religii, już wtedy wyrzuconej ze szkół. Pod koniec tego spotkania zaproponował mi do wyboru dwie samodzielne placówki: Hannę lub Kościeniewicze. Ze względu na czekające mnie operacje nie chciałem podejmować się nowych obowiązków, ale podziękowałem za zaufanie i zastrzegłem, że do każdej decyzji księdza biskupa się dostosuję.
W wakacje w 1964 r. biskup ordynariusz wezwał mnie do siebie po raz drugi. Po długiej rozmowie zaproponował mi samodzielną placówkę - parafię św. Michała Archanioła w Witorożu. Nie miałem żadnych powodów, aby nie przyjąć propozycji. Na pracę udzielił mi biskupiego błogosławieństwa.
„W bp. Ignacym ojciec przesłania pasterza” - powiedział kard. Stefan Wyszyński, prymas Polski. Jak ksiądz odczytuje te słowa?
Ubodzy ciałem i na duchu przychodzili do niego ze świadomością, że nie odejdą bez pomocy. Zatroskany był o innych w każdej sytuacji: jako ksiądz kapelan szpitala wojskowego przekazywał swoje pobory na lekarstwa i środki sanitarne dla rannych żołnierzy, jako ksiądz profesor pełniący funkcje dziekana wydziału teologii na Uniwersytecie Wileńskim oddawał swoją pensję potrzebującym studentom, jako ksiądz biskup - powołał przy katedrze kuchnię dla ubogich, prowadzoną przez siostry tereski ze Zgromadzenia „Jedność”, i rozdawał biednym to, co miał. Posiadał wyjątkową wrażliwość na każdego człowieka. Nikogo nie peszył. Wprowadził też wschodni zwyczaj zwracania się do pasterza diecezji „ojcze” i całowania krzyża biskupiego, a nie ręki. Jako młody kapłan, witając się z nim, zawsze całowałem jego krzyż, potem rękę.
O ojcostwie bp. Świrskiego wiele mówi również to, że w oczekiwaniu na przyjazd pasterza Kościoła podlaskiego na placu przed katedrą wraz z wielkim orszakiem przedstawicieli duchowieństwa trwały tysiące wiernych. Jeszcze większa liczba żegnała - z wielkim żalem i bólem - swojego ojca biskupa w dniu jego pogrzebu.
Jaki rys duchowości prezentował bp I. Świrski?
Była ona mocno zakorzeniona w silnej wierze, uwarunkowanej głębokim życiem wewnętrznym i pracą nad sobą, co pomagało mu w przezwyciężaniu wszystkich burz życiowych. Był to człowiek Boży. Cechowała Go niespotykana prostota i pokora. Można było wręcz odnieść wrażenie, że czuł się onieśmielony z powodu swego powołania i godności biskupiej. Bardzo dużo modlił się i pościł, bo uważał, że to najskuteczniejsza broń w walce z szatanem. W życiu ojca diecezji przebijało nadzwyczajne przywiązanie i miłość do Kościoła Chrystusowego oraz do ojczyzny. Kiedy przekroczył granice diecezji podlaskiej, upadł na kolana i ucałował świętą męczeńską ziemię. Ślubował, że nie oszczędzi dla niej pracy i cierpienia, a jeśli Pan Bóg zażąda - krwi własnej. W jego życiu wyjątkowe miejsce zajmowała Maryja. Podczas mowy powitalnej swoje rządy powierzył opiece Matki Bożej czczonej w Kodniu i Leśnej Podlaskiej.
Działalność bp. I. Świrskiego świadczyła o niezwykłej gorliwości i trosce o formacje i zbawienie wszystkich bez wyjątku ludzi: kleryków, kapłanów, sióstr zakonnych, młodzieży, dzieci, a w sposób szczególny najbiedniejszych, skrzywdzonych, wyrzuconych poza margines życiowy. Wielką nadzieję ksiądz biskup pokładał w młodzieży. W liście pasterskim z 1 listopada 1967 r. za wzór stawia jej postać św. Stanisława Kostki, pisząc: „Niemożliwe rzeczy stają się nie tylko możliwymi, ale czymś więcej, mianowicie - rzeczywistością przez nas osiągniętą, jeśli przy pomocy Boskiej robimy wszystko, co jest w naszej mocy”.
„Na tle jego życia wielu widziało własną drogę i z głębokim zastanowieniem o niej myślało” - napisał we wspomnieniu o bp. Świrskim ks. Edmund Barbasiewicz. Dlaczego tak się działo?
Bp I. Świrski został posłany przez papieża Piusa XII do naszej diecezji 12 kwietnia 1946 r., w bardzo trudnym okresie dla Kościoła Chrystusowego i naszej ojczyzny. Myślę, że spojrzenie na ich przyszłość ukształtowały w biskupie własne, trudne doświadczenia z okresu rewolucji październikowej i II wojny światowej, które także w pewien sposób go zahartowały.
W tym samym czasie wielu młodych chłopaków nie tylko o trudnej drodze kapłańskiej myślało, ale odpowiedzialnie na nią wchodziło, zdając sobie sprawę z tego, że w duszpasterskiej pracy czeka ich leczenie i formowanie zrujnowanych sumień i zniszczonych lub okaleczonych charakterów. Bp I. Świrski był przykładem odpowiedzialności w kroczeniu do Pana Boga, silnej wiary, prostoty i pokory. Tymi cechami pociągał innych.
Profesorem i wychowawcą bp. I. Świrskiego był bp Adolf Piotr Szelążek, wywodzący się ze Stoczka Łukowskiego kandydat na ołtarze. Co wiemy o relacji uczeń - mistrz?
Wykłady bp. A.P. Szelążka przynosiły wspaniałe efekty i odpowiednio formowały pokolenie przyszłych duchownych. Świadczy o tym list bp. I. Świrskiego, który w latach 1905-1907 był słuchaczem tychże wykładów, napisany 15 lipca 1946 r., tuż po ingresie do katedry siedleckiej. Napisał w nim: „Wasza Ekscelencja był w moim życiu gwiazdą przewodnią. Zapatrzony w tę gwiazdę porwałem się na studia wyższe, potem do kapłaństwa, potem na profesurę, wreszcie na rektora seminarium. Obecnie na tron biskupi. Teraz czeka mnie tylko więzienie i będzie dokładnie «secutus cum Magistrum meum». Postać i Osoba Waszej Ekscelencji zapadła mi głęboko w duszę, jako ideał nie abstrakcyjny, ale konkretny, widzialny i dotykalny. Wasza Ekscelencja naturalnie nie zdaje sobie sprawy z tego, jak dużo zaważył na moim życiu. Teraz, kiedy rzucam wzrok wstecz, aż hen do czasów petersburskich, śmiało mogę powiedzieć, że kierunek i kształt mojemu życiu nadał Wasza Ekscelencja”.
W opinii wielu osób życiem i pracą bp I. Świrski zasłużył na miano świętego.
Przywołam fragment Listu pasterskiego na Nowy Rok 1965, w którym mocno zaakcentował potrzebę dobrego wykorzystania czasu: „...sobie i innym zapewnić wieczność. Jest to cena, za którą możemy kupić niebo. Pozwala nam nasze obowiązki wypełnić. Okazuje się, że wartość i wielkość i świętość człowieka będą zależne od tego, jak on czas wykorzystał”.
Zdanie „Jakby to dobrze było, gdyby rozpoczął się proces beatyfikacyjny bp. I. Świrskiego” - słyszałem nieraz. Podpisuję się pod nim. Była to chodząca świętość. Wypełniając posługę biskupią przez prawie 22 lata na ziemi męczeńskiego Podlasia, w bardzo trudnych czasach dla Kościoła Chrystusowego i naszej ojczyzny, nie zmarnował czasu.
Dziękuję za rozmowę.
LI
Echo Katolickie 38/2015
opr. ab/ab