Pan Bóg ma czas dla swoich świętych

Droga o. Wenantego Katarzyńca do służby Bogu była wyboista. Nie zrażał się jednak trudnościami. Dziś jest potężnym orędownikiem i kandydatem na ołtarze

Z o. Edwardem Staniukiewiczem OFMConv, franciszkaninem, kustoszem grobu sługi Bożego o. Wenantego Katarzyńca w Kalwarii Pacławskiej, rozmawia Agnieszka Warecka.

Józef Katarzyniec - późniejszy o. Wenanty - wywodził się z ubogiej rodziny. Jego rodzice, mimo iż byli pracowici i bogobojni, nie podzielali pragnienia syna o życiu kapłańskim. Z jakiego powodu?

Ojciec tłumaczył, że lepiej byłoby, gdyby Józef ukończył seminarium nauczycielskie. Rodzice uważali, że posada wiążąca się ze stałą pensją zapewni synowi i rodzinie godne życie. Józek, mimo iż o kapłaństwie marzył od dziecka, okazał posłuszeństwo wobec ich decyzji. Podjął naukę w męskim seminarium nauczycielskim we Lwowie. Jednak po ukończeniu 18 roku życia zdecydował się na odważny krok i zapukał do furty franciszkańskiej.

Przyzna Ojciec, że droga o. Wenantego do służby Bogu była wyboista?

Prowincjał odłożył przyjęcie kandydata o rok, zalecając mu najpierw zdać maturę i nauczyć się łaciny. Tę nieoczekiwaną przeszkodę Józef odczytał jednak w kluczu nadziei - jako znak od Pana Boga! Wziął się porządnie do nauki i kiedy po otrzymaniu świadectwa dojrzałości ponownie zawitał w klasztorze, przełożony i egzaminujący Katarzyńca profesorowie nie kryli zaskoczenia jego umiejętnościami oraz determinacją.

Przyjęcie do zakonu franciszkańskiego okazało się przełomowym momentem w życiu o. Wenantego. Rodzice nie podzielali jednak entuzjazmu syna. Jego nieodwołalna decyzja - jak relacjonowali świadkowie - miała być nawet przyczyną kłótni nieznanych wcześniej w tej rodzinie. Wówczas 19-letni Józek wszystkie drobne pieniądze, jakie znalazł w kieszeni, położył na stole ze słowami: „daję, co mam, więcej nie mam, ale obiecuję, że będę się za was modlił”. O spełnieniu tej obietnicy, tj. modlitwie i ofiarowanych Mszach św., świadczą jego późniejsze listy pisane do rodziców z nieodłącznym pozdrowieniem: „całuję wasze dłonie”.

„Wyrzeknę się wszystkiego, choćby mi to nie wiem, jak drogie było, jeśli mi przeszkadza w zbawieniu duszy” - zanotował kilka miesięcy później. „Nie bądźmy skąpi dla Boga” - to kolejne życiowe motto, jakim się kierował. Jaki obraz świętości wyłania się z posługi zakonnej o. Wenantego?

„Cóż takiego uczynił o. Wenanty, że jest tak potężnym orędownikiem?” - pytają często jego czciciele przybywający do Kalwarii Pacławskiej. Odpowiadam humorystycznie, że właściwie... nic. O. Katarzyniec nie założył nowego zgromadzenia, nie prowadził spektakularnych akcji charytatywnych, nie pozostawił po sobie wielkich dzieł teologicznych, nie był nawet doskonałym mówcą, choć jego kazania zapadały głęboko w serce, a jednak ludzie lgnęli do niego i wtedy, i dziś - po 100 latach od jego śmierci - tak licznie gromadzą się przy jego grobie. Myślę, że tajemnicę świętości o. Wenantego odkrył jego młodszy kolega o. Maksymilian Kolbe, mówiąc o nim: „nie silił się na rzeczy nadzwyczajne, ale zwyczajne wykonywał w sposób nadzwyczajny”. O. Wenanty przypomina nam, że droga do świętości jest prosta i kryje się w wierności codziennym obowiązkom. Uczy, że wszystko, co czynimy, mamy czynić na chwałę Bożą i dla dobra dusz, nie pozostawiając niczego dla siebie.

My, ludzie XXI w., za bardzo zabiegamy o świat doczesny. O. Katarzyniec nie chciał dóbr ponad miarę, ale dziękował Bogu za to, co miał. W jednym z listów do rodziców, informując ich o postępach w nauce, pisał: „chleba nie przesyłajcie, bo chleb, który mi wujcio przywiózł, jeszcze mam kawałek”.

Skromny i pokorny dziś oręduje za nami m.in. w sprawach... materialnych. O skuteczności wstawiennictwa o. Katarzyńca świadczyć miał sam św. M. Kolbe, który prosił go o pomoc finansową przy zakładaniu „Rycerza Niepokalanej”. O. Wenanty spełnił swoją obietnicę po śmierci...

Może dlatego o. Wenanty jest tak skutecznym orędownikiem w sprawach materialnych, bo sam doświadczył ubóstwa? On dobrze wiedział, czym jest głód i niedostatek. Był przy tym bardzo pracowity. Nie marnował czasu ani okazji, by nieść pomoc człowiekowi w potrzebie. O jego uczciwości i skrupulatności w podejściu do rachunków świadczą m.in. wspomnienia matki. Opowiadała, że po ukończeniu seminarium nauczycielskiego przedłożył im sprawozdanie finansowe z czterech lat pobytu we Lwowie, rozliczając się co do grosza.

O. Wenanty nie będzie pomagał tym, którzy mają w nadmiarze... On pomaga ludziom w prawdziwej potrzebie: poszukującym uczciwej pracy, mieszkania albo tym, którzy przez nieroztropność popadli w problemy finansowe. Wstawiennictwo o. Katarzyńca okazuje się niezwykle skuteczne, oczywiście pod warunkiem że w podejmowanych działaniach szuka się chwały Bożej.

Wierni przyzywają wstawiennictwa o. Wenantego, modląc się popularną nowenną albo litanią, i dziękują! Ojciec nieustannie spotyka się z pielgrzymami, którzy przy grobie zakonnika szukają ratunku i proszą o błogosławieństwo. W jakich sprawach jego orędownictwo okazuje się szczególnie skuteczne?

Dla czcicieli o. Wenantego przybywających do Kalwarii Pacławskiej każda, choćby najdrobniejsza łaska uproszona za jego wstawiennictwem jest cudem! Świadectwa napływają codziennie; podziękowania przesyłane są mailowo, listownie i zgłaszane telefonicznie. Ludzie okazują wdzięczność za otrzymane zdrowie czy wyjście z uzależnienia. Dzielą się łaską nawrócenia uproszoną - jak wierzą - dzięki orędownictwu o. Katarzyńca. Poruszające są świadectwa małżonków, którzy przez wstawiennictwo o. Wenantego prosili Pana Boga o dar rodzicielstwa i... stał się cud. A dziś pielgrzymują do jego grobu ze swoimi dziećmi. Niektórzy nadają nawet swoim synom imię Wenanty.

„Nie inaczej żyli święci” - mówiono o nim tuż po śmierci. Zakonnik wzorowy pod każdym względem, co podkreślali także jego współbracia i przełożeni, zmarł w wieku niespełna 32 lat. Ludzie całujący wówczas grób o. Wenantego byli przekonani o jego świętości. My na poznanie jego historii czekaliśmy prawie 100 lat. Młyny Boże, rzeczywiście, mielą powoli?

Wolę mądrość powiedzenia, że Pan Bóg ma czas dla swoich świętych! I sądzę, że po prostu nadszedł czas o. Wenantego... Jako społeczeństwo mierzymy się obecnie z trudną sytuacją wywołaną pandemią. A proszę przypomnieć sobie, w jakich realiach żył nasz patron: I wojna światowa, epidemia hiszpanki dziesiątkującej Europę itd. Może Pan Bóg daje nam o. Katarzyńca jako wzór ufności na czasy zamętu? W jednym z kazań do swoich parafian zawarł słowa, że nie trzeba bać się śmierci, lecz tylko tego, by nie umrzeć w grzechu ciężkim, aby nie stanąć jako winowajca na sądzie Bożym, wtedy bowiem rozpocznie się wieczny lęk i wieczny niepokój.

O. Wenanty zmarł - jak słusznie pani zauważyła - w opinii świętości. Współbracia i za jego życia nie mieli wątpliwości, że jest on święty. Proces beatyfikacyjny rozpoczęty na terenie archidiecezji przemyskiej tuż po wojnie toczył się następnie w Rzymie. Jednak o. Wenanty jest tak pokorny, że nawet po swojej śmierci ustępował miejsca współbraciom. W kolejce do wyniesienia do chwały ołtarzy wyprzedzili go zarówno św. Maksymilian, jego przyjaciel, jak i dwaj misjonarze z Peru: o. Michał Tomaszek i o. Zbigniew Strzałkowski. Wszyscy trzej zginęli jako męczennicy, a sam o. Wenanty mówił, że męczeństwo to najpiękniejsza droga do świętości.

„Moda” na o. Wenantego, z jaką mamy do czynienia w ostatnich latach, promowanie jego postaci i kultu, powstające publikacje książkowe (w tym biografia autorstwa o. Alberta Wojtczaka OFMConv) czy liczne świadectwa łask uproszonych za jego wstawiennictwem to efekt wydania przez Ojca Świętego Franciszka w 2016 r. dekretu o heroiczności cnót sługi Bożego o. W. Katarzyńca. To był moment przełomowy: pieczęć Kościoła jest potwierdzeniem świętości o. Wenantego oraz skuteczności jego orędownictwa.

O. Wenanty nie zmarł śmiercią męczeńską, choć nie ominął go krzyż ciężkiej choroby. Jednak, mimo iż nie mamy wątpliwości co do jego świętości, czekamy na cud będący ostatnim ogniwem umożliwiającym beatyfikację.

O. Wenanty był wyznawcą Kościoła katolickiego i do jego beatyfikacji potrzebny jest cud medyczny. Modlimy się i czekamy, pamiętając, że Pan Bóg w swojej mocy posługuje się świętymi. Dziś wydobywa spod kościelnej „pieczęci” o. Katarzyńca i ukazuje go nam jako świadka wiary, nadziei i miłości. O. Wenanty jest niezawodnym patronem na czas niepewności i lęku. Wiele się od niego uczę. Mam wspaniałego mistrza.

Dziękuję za rozmowę.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama