Historia ostatnich dni życia Jana Pawła II
«Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz» (J 21, 18). Tak brzmią ostatnie słowa Jezusa skierowane do apostoła Piotra, zapisane w Ewangelii św. Jana, które padły na brzegu Jeziora Tyberiadzkiego, kiedy Pan po raz ostatni ukazał się uczniom. Słowa te są dla nas obrazem życia i śmierci Jana Pawła II, którego Bóg powołał do siebie właśnie w Oktawie Wielkanocy, najbardziej radosnym i pełnym światła okresie roku liturgicznego.
(homilia w Kalwarii, 19 sierpnia 2002 r.)
Kiedy młody i pełen sił organizm Mu na to pozwalał, Jan Paweł II wiele podróżował, odwiedzając dzielnice Rzymu, poszczególne regiony Włoch, a zwłaszcza przemierzając glob ziemski w swoich ponad stu pielgrzymkach poza terytorium włoskie. Podróże zagraniczne przez pierwszych 20 lat pontyfikatu często były długie i tak wypełnione spotkaniami, wydarzeniami, uroczystościami, że były także niezwykle wyczerpujące dla dziennikarzy i osób towarzyszących Papieżowi; w ostatnich miesiącach pontyfikatu stały się one rzadsze i krótsze, ale wcale nie mniej męczące, zważywszy na słabnące siły Ojca Świętego. Najpierw choroba Parkinsona, której pierwsze objawy wystąpiły na początku lat dziewięćdziesiątych i którymi prawdopodobnie On sam niezbyt się przejął, a potem stopniowo kolejne utrudnienia: laska, którą podpierał się przy chodzeniu, a w ostatnich trzech latach ruchomy fotel. On, który przez długie lata jako Papież nazywany był l'Atleta di Dio (Bożym Atletą), globtroterem Pana, wielkim Comunicatore, powoli tracił zdolność posługiwania się trzema środkami wyrazu, za których pośrednictwem świat mógł Go lepiej poznawać. Były to: fizyczna obecność, umiejętność wykonywania niezwykle wymownych gestów oraz główny sposób przekazu — słowo wypowiadane donośnym i pełnym ciepła głosem w licznych językach wschodniej i zachodniej Europy. Jak wielu Słowian, Jan Paweł II potrafił mówić wieloma językami i z łatwością uczył się nowych.
Najbardziej podniosły i dramatyczny moment, w którym Jan Paweł II wyraził chęć porozumienia się ze światem zewnętrznym, przeżyliśmy w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego (27 marca): po upływie zaledwie kilku dni od dziesiątego pobytu w rzymskiej Poliklinice im. Agostina Gemellego, po tracheotomii, szóstym z kolei zabiegu chirurgicznym, o godzinie 12 ukazał się w oknie swojej biblioteki prywatnej, by udzielić błogosławieństwa Urbi et Orbi. Papież usiłował wypowiedzieć słowa błogosławieństwa, ale mikrofony radia i telewizji przekazały jedynie słaby szmer w tle; jasny był jedynie gest błogosławieństwa prawą ręką, podczas gdy twarz Ojca Świętego była skurczona bólem, a ręce wyrażały pragnienie, wręcz determinację, by dotrzeć słowami do wiernych obecnych na placu i milionów innych na całym świecie za pośrednictwem radia i telewizji. Jednakże w tym momencie i tym gestem, wykonanym w ciszy i bez słów, Ojciec Święty osiągnął być może szczyt swej komunikatywności, przemawiając do serca każdego wierzącego, każdego człowieka dobrej woli.
Gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia Ojca Świętego nastąpiło w nocy 30 marca. Jeszcze późnym rankiem tego dnia, w porze tradycyjnej środowej audiencji generalnej, chciał być na swoim cotygodniowym spotkaniu z wiernymi: pojawił się na kilka chwil w tym samym co zawsze oknie swojej biblioteki prywatnej na trzecim piętrze Pałacu Apostolskiego. Ukazał się wówczas publicznie po raz ostatni. W czwartek 31 marca, kiedy opiekujący się Nim lekarze z drem Renato Buzzonettim, osobistym lekarzem Papieża, na czele wyrazili przekonanie, że wskazana byłaby hospitalizacja, umożliwiająca zastosowanie sztucznego odżywiania systemem PEG (Percutaneous endoscopic gastronomy), polegającego na wprowadzeniu sondy bezpośrednio do żołądka, by uniknąć bardzo uciążliwego odżywiania przez nos, Ojciec Święty miał zapytać: «Czy jest to rzeczywiście konieczne?» Odpowiedź brzmiała: «Nie», ponieważ niezbędna opieka mogła być zapewniona również w domu. Ojciec Święty zdecydował, że zostanie w domu, który był miejscem Jego pracy i ośrodkiem Jego kościelnej i uniwersalnej posługi.
W pełni świadomie chciał przygotować się na śmierć, pozostając w pobliżu grobu apostoła Piotra, którego był 264. następcą jako Biskup Rzymu. Będąc chrześcijaninem, uznającym w Panu życia Zwycięzcę bólu i śmierci, odrzucił możliwość uporczywej terapii, której prawdopodobnie zostałby poddany podczas następnego pobytu w szpitalu. I już to stanowi dla Kościoła i świata znaczący przykład pozostawiony przez Papieża, który uczynił obronę życia, od narodzin do śmierci, obronę godności chorego i umierającego jednym z głównych tematów swego długoletniego Magisterium. Jan Paweł II, «Papież z dalekiego kraju», jak sam siebie określił na początku pontyfikatu, był świadomy, że Biskup Rzymu to najwyższa godność i najwyższy urząd apostolski, i dlatego chciał cierpieć i umrzeć w swoim domu, oczekując na ostateczne spotkanie ze swoim Panem, dives in misericordia — bogatym w miłosierdzie.
Ojciec Święty pogodnie zasnął w Panu o godz. 21.37 w sobotę 2 kwietnia 2005 r., zbiegającą się z obchodami Oktawy Wielkanocy i II Niedzieli Wielkanocnej, dnia, który On sam — kanonizując 30 kwietnia 2000 r. na placu św. Piotra siostrę Faustynę Kowalską (1905-1938) — ustanowił świętem Bożego Miłosierdzia, z którym wiążą się specjalne odpusty dla wiernych. Gdy myślimy o tym zbiegu okoliczności, który towarzyszy «kresowi» ziemskiej egzystencji tego niezłomnego «żołnierza Chrystusa», wracają na pamięć słowa wypowiedziane przez Niego — i nie był to jedyny raz — z okazji ósmej i ostatniej podróży do Ojczyzny, Polski, i siódmej wizyty w Jego Krakowie: był to środek lata 2002 r. (16--19 sierpnia); dwa tygodnie wcześniej przewodniczył Światowemu Dniu Młodzieży w Toronto (Kanada) oraz odwiedził stolice Gwatemali i Meksyku, gdzie odbyły się dwie kanonizacje (por. «L'Osservatore Romano, wyd. polskie, n. 9/2002, ss. 43-55; n. 10-11/2002, ss. 7-18). Zrezygnował z tradycyjnego wypoczynku letniego w górach i mimo swoich 82 lat i nadwerężonego już zdrowia wolał udać się w męczącą pielgrzymkę do Polski, którą jakaś włoska gazeta określiła jako «podróż bezpowrotną». Ojciec Święty, komentując słowa starożytnej antyfony Salve Regina (Witaj, Królowo) w sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, tak się modlił:
«Matko Najświętsza,
Pani Kalwaryjska,
wypraszaj także i dla mnie
siły ciała i ducha,
abym wypełnił do końca misję,
którą mi zlecił Zmartwychwstały.
Tobie oddaję wszystkie owoce
mego życia i posługi; (...)
Tobie ufam
i Tobie jeszcze raz wyznaję:
Totus Tuus, Maria!
Totus Tuus. Amen».
Modlitwa Papieża została wysłuchana; choć ciało było słabe, pozostał silny duchem i doprowadził do końca swoją misję: Jego oczy zgasły w świetle Zmartwychwstałego, odnowił na łożu śmierci swoje «Amen» dla woli Boga.
W obliczu śmierci Jana Pawła II brzmią niezwykle stosownie słowa modlitwy przypisywanej św. Ambrożemu z Mediolanu, która z pewnością znana jest wielu czytelnikom, bo sami wypowiadali ją, gdy odchodziła z tego świata szczególnie droga im osoba: «Panie, nie płaczę, że mi go zabrałeś, ale dziękuję Ci za to, że mi go dałeś». Papież, którego już za życia niektórzy określali tytułem Magnus (Wielki), był rzeczywiście wielkim darem Boga dla Kościoła i świata, zwłaszcza dla osób starszych i chorych, które w swym bólu odczuwały Jego szczególną bliskość, wielkie współczucie i solidarność w cierpieniu. Także w swej chorobie i aż po ostatnie tchnienie, choć był świadomy tego, że niejednokrotnie naraża się na krytyki, iż zbyt «ostentacyjnie» pokazuje słabości swego ciała, Papież pojmował swoje życie jako misję, dając na tysiące różnych sposobów świadectwo, że zarówno zaawansowany wiek, jak i choroba mogą być uważane przez każdego człowieka za dar Boży.
Ale odtwórzmy po kolei ostatnie dni choroby Papieża. Być może On sam, kiedy po dziesiątej hospitalizacji, błogosławiąc, opuszczał Poliklinikę Gemellego, nie myślał, że to wyjście ze szpitala było preludium do pożegnania w krótkim czasie życia ziemskiego. «Tydzień męki» Jana Pawła II zbiegł się z Wielkim Tygodniem i przeciągnął się poza Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego, przez całą Oktawę Wielkanocy, aż po wigilię niedzieli zwanej in Albis, kiedy to rozstał się ze swym ziemskim życiem, by dostąpić udziału, o co się modlimy i w co wierzymy, w radości Pana zmartwychwstałego.
Wielki Czwartek (24 marca) można uznać za początek wydłużonego «tygodnia pasyjnego» Papieża — którego stan stał się wyraźnie krytyczny 7 dni później (w czwartek 31 marca) — trwającego aż po kulminacyjny moment śmierci w sobotę wieczorem po kilkugodzinnej agonii. W Wielki Czwartek, rozpoczynający Triduum Paschalne, nie mógł przewodniczyć, po raz pierwszy od 26 lat, uroczystej liturgii Mszy św. Krzyżma (rano) i wieczornej Mszy św. in Coena Domini — Wieczerzy Pańskiej; Papież nieobecny był również w następnych dniach Triduum Paschalnego, w Wielki Piątek (liturgia Męki Pańskiej i Droga Krzyżowa w Koloseum) i w Wielką Sobotę (Wigilia Paschalna). Łatwo można się domyśleć, jak wiele musiało kosztować Go zrezygnowanie z udziału w tych wielkich wydarzeniach liturgicznych, których nigdy przedtem nie opuścił. Zwłaszcza podczas nabożeństwa Drogi Krzyżowej, którą prowadził kard. Camillo Ruini, silnie odczuwana była nieobecność Ojca Świętego — «obecnego» poprzez obraz telewizyjny: w czasie nabożeństwa pojawiał się wielokrotnie na telebimach, pokazywany przez kamery od tyłu, jak siedząc przed ołtarzem swojej kaplicy prywatnej, śledzi rozważanie czternastu stacji Drogi Krzyżowej; przy XIV stacji sam uniósł wysoko krzyż, o który od czasu do czasu opierał swoją naznaczoną cierpieniem twarz.
Na swój sposób Papież starał się, aby Jego nieobecność podczas wymownych obrzędów Wielkiego Tygodnia nie była całkowita: na każdą z czterech wspomnianych celebracji wystosował swoje, choćby krótkie, przesłanie: «Łączę się duchowo z wami wszystkimi, zgromadzonymi w Bazylice Watykańskiej na uroczystej Mszy św. Krzyżma. (...) Pozostając w moim mieszkaniu, duchowo jestem pośród was, moi drodzy, za pośrednictwem telewizji. Razem z wami dziękuję Bogu za dar i tajemnicę naszego kapłaństwa, razem z wami i z całą rodziną wierzących modlę się, aby w Kościele nigdy nie zabrakło licznych i świętych kapłanów» (przesłanie do uczestników Mszy św. Krzyżma, której przewodniczył kard. Giovanni Battista Re, prefekt Kongregacji ds. Biskupów). Bliskość duchową wyraził także w krótkich słowach przesłania do kapłanów i wiernych uczestniczących we Mszy św. Wieczerzy Pańskiej, odprawionej tego samego dnia (w Wielki Czwartek) po południu, którą sprawował kard. Alfonso López Trujillo, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny. Pozdrawiając «bardzo serdecznie» wszystkich obecnych, Papież przypomniał i zaznaczył, że właśnie Eucharystii «poświęcił obecny rok; ta Liturgia jest jego bardzo znamiennym momentem».
Uczestnictwo Ojca Świętego w Męce Pańskiej stało się jeszcze bardziej widoczne, a nawet stało się publicznym «wyznaniem» podczas Drogi Krzyżowej, prowadzonej przez kard. Camilla Ruiniego, do której medytacje napisał kard. Joseph Ratzinger, transmitowanej przez mondowizję: «Duchem jestem z wami w Koloseum» — zapewniał Ojciec Święty. Dalej, cytując autobiograficzne słowa św. Pawła («dopełniam niedostatki udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół», Kol 1, 24), Papież pisał: «I ja także ofiaruję moje cierpienia, aby dopełnił się Boży plan, a Jego słowo trwało wśród ludów. Jestem blisko tych wszystkich, którzy w tej chwili doświadczają cierpienia. Modlę się za każdego z nich. W tym dniu, w którym wspominamy ukrzyżowanego Chrystusa, wraz z wami patrzę na Krzyż i oddaję mu cześć, powtarzając słowa liturgii: O Crux, ave spes unica! Witaj, Krzyżu, jedyna nadziejo, daj nam cierpliwość i odwagę i obdarz świat pokojem!» Także w wielkosobotni wieczór podczas Wigilii Paschalnej, której przewodniczył kard. Ratzinger, prefekt Kongregacji Nauki Wiary, Papież zaznaczył swoją obecność przesłaniem: «Prawdziwie niezwykła jest ta Noc, w którą jaśniejące światło zmartwychwstałego Chrystusa ostatecznie zwycięża moc mroków zła i śmierci oraz rozpala na nowo w sercach ludzi wierzących nadzieję i radość. (...) módlmy się do Pana Jezusa, aby świat zobaczył i uznał, że dzięki Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu to, co uległo zniszczeniu, zostaje odbudowane, to co było stare, odnawia się, i wszystko powraca — jeszcze piękniejsze — do swej pierwotnej doskonałości».
Jednak najbardziej wzruszające chwile przeżyliśmy w Niedzielę Wielkanocną, na końcu Mszy św. celebrowanej przez Sekretarza Stanu kard. Angela Sodana na placu św. Piotra, wypełnionym przez ok. 70 tys. wiernych: o godz. 12, po odczytaniu przez celebransa papieskiego przesłania, Jan Paweł II ukazał się w oknie swojej biblioteki prywatnej; wzruszony tłum powitał Jego pojawienie się gromkimi oklaskami; widoczny przy pulpicie mikrofon pozwalał oczekiwać, że Papież wypowie formułę błogosławieństwa Urbi et Orbi; skinieniem dłoni odpowiedział na pozdrowienie wiernych, prawą ręką pobłogosławił, lecz jedynie słaby flatus vocis towarzyszył temu błogosławieństwu. Właśnie ten znak błogosławieństwa, uczyniony praktycznie bez słów, był bardzo wymowny i poruszył serca wiernych obecnych na placu oraz tych, którzy uczestniczyli w liturgii za pośrednictwem telewizji: Ojciec Święty w istocie przemówił językiem cierpienia i miłości, którego wymowa jest uniwersalna. Jednocześnie owo nieukrywanie choroby i fizycznej słabości, co więcej, publiczne wystąpienie trwające ok. 10 minut właśnie w święto Paschy Pana było widocznym znakiem, że «męka» Papieża trwała również w dniu zmartwychwstania Chrystusa. Następnego dnia, w Poniedziałek Wielkanocny, w czasie modlitwy Regina caeli okno papieskiej biblioteki pozostało zamknięte. Chciał z pewnością przynajmniej skinieniem ręki pozdrowić licznych wiernych zgromadzonych na placu św. Piotra, którzy wznosili głośne okrzyki; jednak wobec stanowczego sprzeciwu lekarzy musiał z tego zrezygnować.
Ostatnie przesłanie, liczące zaledwie 6 linijek, Jan Paweł II skierował w środę rano, 30 marca, do wiernych zgromadzonych na placu św. Piotra na cotygodniowej audiencji. Niespodziewanie, niedługo po godz. 11, Papież, który się «nie poddaje» («Avvenire», 31 marca), pobłogosławił wiernych. Były to długie minuty wzruszenia; na próżno do pulpitu przystawiono mikrofon, Papież pomimo wysiłków nie był w stanie wypowiedzieć formuły i podobnie jak w Wielkanoc, mógł jedynie uczynić gest błogosławieństwa. Tego samego dnia w godzinach przedpołudniowych dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej Joaquín Navarro-Valls wydał następujące oświadczenie dla dziennikarzy: «Ojciec Święty przechodzi wolno postępującą rekonwalescencję. W ciągu dnia Papież spędza wiele godzin w fotelu, celebruje Mszę św. w swej kaplicy prywatnej, utrzymuje kontakty robocze ze swoimi współpracownikami, bezpośrednio śledzi działalność Stolicy Apostolskiej i życie Kościoła». Po czym dodał: «W celu usprawnienia dostarczania kalorii i umożliwienia znacznego odzyskania sił zastosowano karmienie dojelitowe przez wprowadzenie sondy żołądkowej. Audiencje publiczne pozostają zawieszone». W tej sytuacji Ojcu Świętemu zaproponowano ponowną hospitalizację, ale z tej ewentualności nie zechciał skorzystać. W czwartek 31 marca Jego stan nagle się pogorszył.
Tego dnia, 31 marca, po południu, dokładnie w tydzień od początku Triduum, które przeżywał Kościół powszechny, wspominając mękę i śmierć Pana, rozpoczęło się triduum mortis Papieża. Przyczyną pogorszenia się stanu zdrowia było «znaczne podwyższenie temperatury, spowodowane infekcją układu moczowego», w której leczeniu zastosowano terapię antybiotykową. Z komunikatu podanego nazajutrz, 1 kwietnia, sporządzonego o godz. 6.30, można było dowiedzieć się więcej szczegółów zarówno odnośnie do poprzedniego, jak i pierwszych godzin rozpoczynającego się dnia: dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej powiedział, że chwilę wcześniej (o godz. 6) Ojciec Święty koncelebrował Mszę św.; poinformował, że stan zdrowia Papieża jest «bardzo ciężki», wskutek «zakażenia krwi i kryzysu kardiologicznego», który nastąpił poprzedniego dnia; pomimo zastosowania odpowiedniej terapii i wspomagania pracy serca i układu oddechowego późnym popołudniem tego dnia po «chwilowej stabilizacji obrazu klinicznego» w następnych godzinach stan ulegał pogorszeniu; o godz. 19.15 Papież przyjął Wiatyk. Dwa kolejne komunikaty prasowe z piątku 1 kwietnia przedstawiały prawie godzina po godzinie rozwój sytuacji, która stopniowo i nieuchronnie się pogarszała. W komunikacie ogłoszonym o godz. 12.30 poinformowano, że o godz. 7.15 Papież, pamiętając, że jest to piątek, dzień, w którym zwykle odprawiał Drogę Krzyżową, poprosił, aby odczytano mu 14 rozważań — słuchał uważnie i przy każdej stacji czynił znak krzyża; następnie poprosił o przeczytanie Modlitwy przedpołudniowej z Liturgii Godzin. Później przyjął kilku swoich współpracowników: Sekretarza Stanu kard. Angela Sodana, substytuta abpa Leonarda Sandriego; kardynałów Ruiniego, Szokę i Ratzingera oraz abpa Giovanniego Lajola i abpa Paola Sardiego. Sytuacja wydawała się stabilna, jednak stan Papieża był «bardzo ciężki», gdyż parametry biologiczne były zaburzone, a ciśnienie tętnicze zmienne. Ojciec Święty był jednak przytomny i «bardzo spokojny». Jak informował popołudniowy komunikat, odczytany o godz. 18.30, ogólny stan serca i układu oddechowego Papieża uległ dalszemu pogorszeniu: postępował spadek ciśnienia tętniczego, oddech stawał się płytki; parametry biologiczne wykazywały znaczne zaburzenia: obraz kliniczny wykazywał niewydolność serca, układu krążenia i nerek. Ojciec Święty nadal słuchał modlitw odmawianych przy Jego łóżku. W piątek 1 kwietnia wieczorem i do późnej nocy plac św. Piotra był wypełniony tłumem wiernych (ok. 70 tys. osób), zwłaszcza młodych, którzy trwali na modlitwie. Wydaje się, że to do młodzieży, którą zawsze darzył szczególną miłością i otaczał szczególną troską duszpasterską, skierowane były słowa, wielokrotnie powtarzane przez środki społecznego przekazu: «Szukałem was, teraz wy przyszliście do mnie, i za to wam dziękuję».
W sobotę 2 kwietnia nad ranem ogólny stan Papieża wskazywał na bliski koniec: w pierwszych godzinach tego dnia, który miał być ostatni w Jego ziemskim życiu, zaobserwowano ponawiającą się chwilową utratę świadomości. O godz. 7.30 została odprawiona Msza św. w obecności Papieża, który odpowiadał na wezwania. W godzinach południowych gorączka znacznie się podniosła, spadało ciśnienie tętnicze, a bicie serca wyraźnie spowolniało. Przed południem, a także jeszcze po południu w sobotę 2 kwietnia wielu współpracowników Papieża, w tym wielu kardynałów, udało się do Jego pokoju, by się pożegnać i pomodlić. Ale Jan Paweł II coraz bardziej oddalał się z tego świata. Jeszcze raz skierował wzrok ku oknu, które wychodzi na plac św. Piotra, wypełniony modlącymi się wiernymi. Nad Rzymem zapadła noc. O godz. 21.37 — po tym jak Ojciec Święty cicho wyszeptał «Amen» — Jego wielkie serce przestało bić. W tym momencie przy łóżku Papieża byli Jego rodacy. Oprócz sekretarza osobistego abpa Stanisława Dziwisza i dra Renata Buzzonettiego z zespołem medycznym były polskie siostry, kard. Marian Jaworski, abp Stanisław Ryłko, ks. prał. Mieczysław Mokrzycki i bliski przyjaciel Papieża ks. prof. Tadeusz Styczeń. Na wiadomość o śmierci Jana Pawła II pospiesznie przybyli substytut abp Leonardo Sandri, Sekretarz Stanu kard. Angelo Sodano, dziekan Kolegium Kardynalskiego kard. Joseph Ratzinger, penitencjarz większy kard. James Francis Stafford, który rozpoczął rytualną modlitwę: «Parti anima cristiana da questo mondo — Duszo chrześcijańska, odchodzisz z tego świata». Dr Buzzonetti sporządził lekarskie orzeczenie zgonu. Następnie kamerling kard. Eduardo Martínez Somalo dopełnił rytualnych aktów przewidzianych w przypadku śmierci papieża rzymskiego: stwierdził on zgon Papieża (vere Papa mortuus est).
Wiadomość natychmiast obiegła świat. Abp Leonardo Sandri przekazał ją wiernym odmawiającym różaniec na placu św. Piotra. Najpierw wybuchły oklaski, a potem zapadła wielka cisza; cały tłum przyklęknął, po czym rozpoczął się drugi różaniec, teraz już za duszę Ojca Świętego. Kard. Sodano, który również zszedł na plac, odmówił De profundis. Następnego dnia, w II Niedzielę Wielkanocną, kard. Sodano przewodniczył na placu św. Piotra Mszy św. za duszę Ojca Świętego, a abp Sandri odczytał rozważanie, które sam Jan Paweł II przygotował wcześniej na niedzielną modlitwę Regina caeli. W liturgii, na którą przybyło ok. 100 tys. osób, uczestniczył cały korpus dyplomatyczny, znaczna część rządu włoskiego z premierem Silviem Berlusconim i główni przedstawiciele wszystkich włoskich ugrupowań politycznych. Wielu z nich, poczynając od prezydenta Republiki Carla Azeglia Ciampiego i jego małżonki, oddało następnie hołd zmarłemu Papieżowi, którego ciało, odziane w szaty pontyfikalne, było wystawione w Sali Klementyńskiej od wczesnego popołudnia w niedzielę 3 kwietnia do godzin popołudniowych 4 kwietnia, kiedy zostało przeniesione do Bazyliki Watykańskiej, gdzie od godz. 19.45 wierni mogli się przy nim modlić i składać hołd. W poniedziałek 4 kwietnia przed południem odbyła się pierwsza kongregacja ogólna kardynałów już obecnych w Rzymie oraz tych, którzy zdążyli przybyć do Wiecznego Miasta: ustalono na niej, że uroczysty pogrzeb Papieża Jana Pawła II odbędzie się w piątek 8 kwietnia o godz. 10.
Pontyfikat Jana Pawła II trwał 26 i pół roku, był nadzwyczaj intensywny: 14 encyklik, 15 adhortacji apostolskich, 11 konstytucji apostolskich, 45 listów apostolskich, 30 motu proprio, 104 podróże poza granice Włoch do 129 różnych krajów, 144 podróże po Włoszech, poza Rzym i Castel Gandolfo, 784 wizyty w diecezji rzymskiej oraz w Rzymie i w Castel Gandolfo, 3228 przemówień wygłoszonych podczas podróży po Włoszech i świecie, 1338 beatyfikacji i 482 kanonizacje, w sumie 1820. Jan Paweł II dokonał ponad połowy wszystkich kanonizacji, które odbyły się od 1594 r. do 2004 r. (czyli 784). Podróżując po Włoszech i świecie, przemierzył 1 271 000 km, co odpowiada 31-krotnemu okrążeniu kuli ziemskiej. Teraz, kiedy ten wielki Papież — «który przybył z dalekiego kraju» i stał się bliski sercu każdego człowieka na ziemi, zgodnie z tradycją kanoniczną nazywany Summus Pontifex, i który rzeczywiście był «największym budowniczym mostów» braterstwa i dialogu, solidarności i pokoju — odbył swą ostatnią, najtrudniejszą i najbardziej tajemniczą «podróż», drogę śmierci, do wieczności, możemy jedynie dziękować Bogu za dar, jakim był On dla Kościoła i dla całej ludzkości.
Ks. Giovanni Marchesi SJ
(«La Civiltà Cattolica», 16 kwietnia 2005 r., ss. 167-176)
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (5/2005) and Polish Bishops Conference