Pozostał niezmieniony

Seminaryjny kolega Karola Wojtyły wspomina Papieża w 80 rocznicę jego urodzin


Ks. Franciszek Konieczny, emerytowany proboszcz z Jejkowic, seminaryjny kolega Karola Wojtyły

POZOSTAŁ NIEZMIENIONY

W czasie okupacji, miałem wtedy 19 lat, spotykałem się z Karolem Wojtyłą na kółku różańcowym w parafii salezjańskiej na Dębniku. Mimo ryzyka aresztowań przychodziło prawie czterdzieści osób. Wielką rolę odgrywał w tej grupie Sługa Boży Jan Tyranowski. Widziałem nieraz Karola przechadzającego się z nim nad Wisłą. To były rozmowy dwóch charyzmatyków.

Któregoś dnia w 1942 roku, kiedy byłem już alumnem konspiracyjnego seminarium duchowego, rektor ks. Piwowarczyk zapytał mnie, czy chcę służyć do Mszy Świętej Księciu Metropolicie. Na drugi dzień zgłosiłem się do kaplicy domowej kard. Sapiehy, i tam spotkałem Karola Wojtyłę. Okazało się, że był stałym ministrantem Księcia Metropolity. Służyliśmy razem aż do 10 sierpnia 1944 r., kiedy po słynnej łapance na Krzemionkach kard. Sapieha zatrzymał nas wszystkich u siebie.

W tym naszym tajnym seminarium jeden nie wiedział o drugim. Ks. prof. Kłósak wyznaczał każdemu indywidualnie przedmioty do zaliczenia. Gdy zamieszkaliśmy w pałacu przy Franciszkańskiej, w salonie arcybiskupim, patrzyliśmy codziennie na kolejki biedaków chcących uzyskać posłuchanie u Księcia. Pamiętam, jak pewien mężczyzna zapukał do naszego pokoju, by porozmawiać z ks. Karolem. Po chwili Karol sięgnął pod łóżko, schował sweter pod sutannę i wyszedł. Okazało się, że oddał nowy sweter, który dostał na zimę od pana Kotlarczyka, dyrektora Teatru Rapsodycznego. W nieogrzewanej kaplicy dygotał potem z zimna.

Karol imponował nam skromnością i mądrością. Miał dar modlitwy. Wstąpiłem raz do kościoła na Poselskiej (z wieczną adoracją Najświętszego Sakramentu). Wojtyła trzymał głowę między prętami kraty, a w ręce — książkę. To był podręcznik historii Kościoła powszechnego. On na klęczkach uczył się historii Kościoła, a dzisiaj tę historię tworzy.

Po święceniach co roku spotykaliśmy się w parafii u któregoś z szesnastu kolegów, po kolei. Karola Wojtyły nigdy nie zabrakło. Nawet jako kardynał — to był wciąż ten sam Karol, niezmieniony. Chętnie słuchał naszych żartów, bo my, ze Śląska, nie czuliśmy wobec niego takiego respektu, jak księża z jego diecezji. Kiedyś Karol zwierzył się, że najlepiej wypoczywa w górach i na spotkaniach koleżeńskich. Po inauguracji pontyfikatu pojechaliśmy do Castel Gandolfo, kiedy indziej zorganizowaliśmy spotkanie w Wadowicach — po poświęceniu kościoła św. Piotra zjedliśmy wspólny obiad. Na ostatnim spotkaniu byłem trzy lata temu; w tym roku, niestety, nie mogłem pojechać.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama