Najwyższym prawem jest zbawienie dusz

Rozmowa o o. Rudolfie Warzecha OCD, kandydacie na ołtarze

Ojcze, Konferencja Episkopatu Polski, pismem z 5 lipca 2008 roku (Nr SEP-6.3-61), wyraziła pozytywną opinię w sprawie rozpoczęcia dochodzenia diecezjalnego zmierzającego do wprowadzenia w Krakowskiej Kurii Metropolitalnej procesu beatyfikacyjnego o. Rudolfa od Przebicia Serca św. Teresy od Jezusa Stanisława Warzechy, kapłana Zakonu Karmelitów Bosych, zmarłego w opinii świętości w Wadowicach 27 lutego 1999 roku. Czy w tym czasie wydarzyło się w tej sprawie coś nowego?

Tak, zarówno ks. kard. Stanisław Dziwisz, nasz krakowski Arcybiskup Metropolita, jak i ja sam, jako postulator sprawy beatyfikacji o. Rudolfa, skierowaliśmy do Konferencji Episkopatu nasze podziękowanie, wyrażone na ręce jej Przewodniczącego, ks. abp. Józefa Michalika, za przychylne ustosunkowanie się do sprawy. A nadto został podjęty kolejny krok zmierzający do rozpoczęcia dochodzenia diecezjalnego, tj. została skierowana prośba do Stolicy Apostolskiej o jej opinię w tej sprawie. Takie skądinąd są wymogi prawa kanonizacyjnego i postępujemy zgodnie z jego wytycznymi. Żywimy nadzieję, że odpowiedź Stolicy Apostolskiej nadejdzie tej jesieni, i że też będzie ona pozytywna, co pozwoli na podjęcie dalszych prac zmierzających do rozpoczęcia postępowania procesowego.

Stanisław Warzecha urodził się 14 listopada 1919 roku w Bachowicach. Dwanaście lat później — 31 sierpnia 1931 roku — podjął decyzję o kontynuowaniu nauki w niższym seminarium duchownym, noszącym wówczas nazwę Collegium Męskie OO. Karmelitów Bosych. Jaki wpływ na jego wybór tej drogi życia miał ówczesny proboszcz Bachowic ks. Franciszek Gołba?

Ks. Franciszek Gołba, rodem z Bachowic, zmarły w 1944 roku, był wielkim społecznikiem, budowniczym kościoła w swej rodzinnej wiosce i pierwszym bachowickim proboszczem, mianowanym na to stanowisko w 1929 roku. Staszek Warzecha miał wtenczas 10 lat i wspominał, jak z kolegami pomagali przy budowie, podając cegły i posadzkę. Sam proboszcz żył w skrajnym ubóstwie, a dochody przeznaczał na potrzeby religijne i społeczne, troszcząc się o oświatę i rozwój życia religijnego swoich rodaków. Stanisław Warzecha wychowywał się pod jego duszpasterską opieką i raz był nawet świadkiem jego zemdlenia przy ołtarzu z wyczerpania. Z pewnością gorliwy kapłan zachęcał Staszka do zdobywania wiedzy w wadowickim kolegium karmelitów bosych. O. Rudolf nigdy o tym nie mówił, ale przykład gorliwego kapłana spotkanego w dzieciństwie wywarł wpływ na całe jego życie, by gorliwie służyć Bogu i bliźnim. Nie zapominajmy, że ks. Gołba wadowicki klasztor karmelitański obierał na miejsce swoich dorocznych rekolekcji.

Jak wyglądała nauka i czas wolny w tej szkole?

W roku szkolnym 1932/33, gdy zgłosił się tam Staszek Warzecha, istniały w szkole dwie klasy gimnazjalne: trzecia i czwarta. Trzecia, do której został on przyjęty, liczyła 20 uczniów, natomiast w klasie czwartej było 25 uczniów. Koledzy Staszka pochodzili z bliższych i dalszych wiosek, ale także z Wadowic, Kalwarii, Żywca, Zatora, Trzebini, Krakowa, Radomia, Rzeszowa..., czyli przede wszystkim z dawnej Galicji. Dyrektorem szkoły i wychowawcą był wtenczas o. Jacek Komendera, a później o. Józef Prus. Nauczycielami zaś byli świeccy z innych szkół wadowickich, zwłaszcza z gimnazjum im. ks. Marcina Wadowity.

Chłopcy przeżywali wspólnie nie tylko godziny nauki, ale również czas wolny, wspólnie spożywali posiłki, każdy dzień zaczynali i kończyli wspólną modlitwą. Do domów rodzinnych udawali się tylko latem oraz na ferie Bożego Narodzenia i Wielkanocy. W czasie cotygodniowych przechadzek wychodzili na okoliczne górki, a dłuższe wycieczki prowadziły ich szlakami turystycznymi aż na szczyt Babiej Góry czy do Krakowa. Poznając piękno okolicznych gór i zabytki przeszłości pogłębiali swoją wiedzę o ziemi ojczystej, nabywali także sprawności fizycznej, a nadto organizowali różnego rodzaju imprezy artystyczne jak tradycyjne jasełka, akademie religijne i patriotyczne. Wszystko to wpływało na właściwe kształtowanie ich charakterów i wyrastali na uczciwych i prawych ludzi.

Decydujący wpływ na decyzję Stanisława Warzechy o wyborze zakonu karmelitańskiego jako swojej drogi powołania odegrała lektura „Dziejów duszy” św. Teresy od Dzieciątka Jezus. 28 sierpnia 1935 roku został obłóczony i otrzymał nowe imię — Rudolf od Przebicia Serca św. Teresy od Jezusa. Czy mógłby Ojciec opowiedzieć o jego latach seminaryjnych?

Swój roczny nowicjat zakonny Staszek, już pod zakonnym imieniem br. Rudolfa od Przebicia Serca św. Teresy, przeżył gorliwie w Czernej pod Krakowem, po czym powrócił do Wadowic, aby kontynuować studia przygotowujące do kapłaństwa: matura, filozofia, teologia. Jednak gdy miał przybyć na teologię do Krakowa, wybuchła wojna, a wraz z nią tułaczka, aż pod Lwów. Przełożeni jednak starali się umożliwić braciom klerykom studia i odbywali je oni potajemnie przed Niemcami w klasztorach w Wadowicach, w Krakowie i w Czernej. Święcenia odbyły się też podczas wojny, bo diakonat 29 czerwca 1943 roku w Krakowie, a długo oczekiwany dzień kapłaństwa 24 czerwca 1944 roku w Czernej.

W czasie tych lat seminaryjnych Brat Rudolf miał możność wzrastać w otoczeniu wielu świątobliwych ojców karmelitańskich. Czy mógłby ich Ojciec przedstawić?

Tak, już w Wadowicach poznał wybitnego naszego współbrata, o. Józefa Prusa, zmarłego w 1962 roku, długoletniego prowincjała; habit przyjął z rąk bł. Alfonsa Marii Mazurka, męczennika drugiej wojny światowej; jego mistrzami w nowicjacie byli o. Gabriel Klimowski, zmarły w 1981 roku i o. Bazyli Jabłoński, zmarły w 1978 roku, szanowani jako świątobliwi; znał Sługę Bożego Anzelma Gądka i szerzył za jego przykładem kult Dzieciątka Jezus; był świadkiem śmierci prowincjała, o. Franciszka Kozickiego, zmarłego w czasie wojny na tyfus, którym się zaraził posługując heroicznie chorym i opuszczonym. Słowem, na jego życiowej drodze Pan postawił osoby, które były sprawdzianem autentyczności karmelitańskiego charyzmatu i stylu życia.

Święcenia kapłańskie Brat Rudolf otrzymał 24 czerwca 1944 roku z rąk ks. bp. Stanisława Rosponda. Po święceniach został pomocnikiem magistra nowicjuszy w Czernej. Dwa miesiące później — 24 sierpnia 1944 roku — w Czernej ma miejsce tragiczne wydarzenie.

Tak, i opisał nam je on sam i to w szczegółach. To męczeństwo br. Franciszka Powiertowskiego zastrzelonego przez Niemców, któremu o. Rudolf udzielił pierwszego w życiu rozgrzeszenia i który dziś jest kandydatem na ołtarze w tzw. procesie pelplińskim, tj. procesie drugiej grupy polskich męczenników drugiej wojny światowej, prowadzonym przez Kurię Diecezjalną w Pelplinie.

W dniu 24 sierpnia 1944 roku, bracia nowicjusze pod opieką o. Rudolfa wybrali się z Czernej do Siedlca, by pomóc pracującym przy żniwach klerykom. Wracali stamtąd ubrani w habity zakonne brzegiem lasu, na co pozwoliły im dwa patrole żołnierzy niemieckich. Jednak po pewnym czasie kolejny partol oddał do nich strzały, z których jeden ugodził br. Franciszka. Ze słowem „Jezu” upadł on na ziemię, wydając ciche jęki bólu. Wtenczas o. Rudolf udzielił mu rozgrzeszenia, a Niemcy, zorientowawszy się kogo zabili, nie wyrazili żadnego zakłopotania, ale gratulowali temu, który strzelał za bardzo celny strzał w sam kręgosłup. Tym samym naocznie potwierdzili, że zabójstwo to było owocem ich wrogości i nienawiści do Kościoła katolickiego i do chrześcijaństwa, jaką wszczepiano oddziałom faszystowskim w czasie ich formacji i objawiającej się na sam widok stroju zakonnego.

O. Rudolf często opowiadał nam o tej męczeńskiej śmierci br. Franciszka i stawiał go jako wzór do naśladowania. Należy żywić nadzieję, że spełnią się słowa, jakie napisał on we wstępie do Wspomnień o nim oraz w Kronice Nowicjatu w Czernej: „Odszedł, by przed tronem Bożym był orędownikiem, tak swych Ukochanych na świecie, jak i rodziny zakonnej, a może kiedyś i wielu, wielu dusz...”.

Od czasu święceń kapłańskich Ojciec Rudolf Warzecha — z bardzo krótkimi dwiema przerwami — pełnił do 1993 roku posługę wychowawcy młodzieży zakonnej. Co należało do jego obowiązków?

W Niższym Seminarium jako ojciec duchowny był spowiednikiem i organizatorem życia religijnego alumnów. W nowicjacie wprowadzał młodych w życie zakonne, przede wszystkim jednak w życie modlitwy w konferencjach i rozmowach osobistych. Zaś praca z klerykami była jeszcze bardziej wymagająca, szczególnie kiedy oczekiwali oni pomocy w podejmowaniu decyzji przed złożeniem uroczystych ślubów zakonnych i przyjęciem sakramentu kapłaństwa. Uczył nade wszystko wierności powołaniu, ukochania Kościoła i Zakonu, uczył miłości do Pana Boga, do Najświętszej Maryi Panny, do św. Józefa, świętych Karmelu i wówczas jeszcze sługi Bożego Rafała Kalinowskiego. I uczył przede wszystkim przykładem własnego życia. Naczelną zasadą jego pracy wychowawczej było zaufanie do wychowanka i szacunek wobec każdego zakonnego współbrata, jak zresztą i każdego człowieka.

Dla wielu Ojciec Rudolf był wielką nadzieją w nieszczęściu. Udawali się do niego z przeróżnymi prośbami. Jak on się wówczas zachowywał?

            Nie uciekał przed chorymi, nieszczęśliwymi, konającymi, ale wręcz ich poszukiwał. Odwiedzał chorych w domach i w szpitalach. Był oczekiwany i lubiany wśród chorych, którzy spędzali w szpitalu jakiś czas, i zdrowi wracali do domów, wdzięczni Jezusowi za uzdrowienie, jak i wśród tych chorych, którzy w szpitalu kończyli swą wędrówkę życiową. Im Bóg był szczególnie drogi i potrzebny, by jeszcze raz okazać miłosierdzie i miłość w ostatnich chwilach życia. A o. Rudolf dawał im właśnie Boga i rozsiewał Jego miłosierdzie.

Wielu nazywało go „Wujkiem”. Potrafił skupić wokół siebie za swojego życia bardzo wielu ludzi. Na pewno można stwierdzić, że był charyzmatyczny.

Bez wątpienia. Miał swoją „grupę” studentek jeszcze z pierwszych lat swej kapłańskiej posługi, gdy pracował w Krakowie jako duszpasterz akademicki, która to grupa spotykała się z nim corocznie na dniach refleksji i modlitwy w Czernej, do końca jego życia. Do grupy tej należały siostry zakonne, matki rodzin, osoby samotne. Było to jego „środowisko”, które dziś propaguje sławę świętości jego życia.

Domyślam się, że Ojciec zapewne osobiście znał Ojca Rudolfa Warzechę?

Tak, był on też i moim wychowawcą, mistrzem mojego nowicjatu w latach 1977-1978. I bardzo sobie to cenię. Zajmując się procesem ukazania świętości jego życia spłacam choć po części dług, jaki mu winienem, za szkołę świątobliwego życia, jaką nam dał przede wszystkim swoim przykładem. A całego duchowego przesłania, jakie nam zostawił, z nauk jakie nam głosił, najbardziej zapamiętałem dwie, mianowicie scalające modlitewno-apostolski charyzmat Karmelu: „karmelita bez modlitwy, to jak wódz przegranej bitwy” — pierwsza, i „salus animarum suprema lex” (najwyższym prawem jest zbawienie dusz) — druga... 

Ojciec Rudolf zmarł w opinii świętości 27 lutego 1999 roku. Jego pogrzeb zgromadził rzesze wiernych. W jaki sposób kształtowały się później starania o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego? W jaki też sposób rosła jego popularność wśród wiernych?

Wspomniałem już wyżej o „środowisku” o. Rudolfa. Z niego wytworzyła się tzw. grupa inicjacyjna, zbierająca pamiątki, organizująca spotkania i modlitwę w rocznicę jego śmierci, dbająca o jego grób. W czerwcu 2006 roku zorganizowano w Sanktuarium św. Józefa w Wadowicach Sesję wspomnieniową o o. Rudolfie. W końcu 5 kwietnia 2008 roku, w odpowiedzi na list tejże grupy inicjacyjnej Kapituła Prowincjalna Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych podjęła decyzję w sprawie wprowadzenia procesu beatyfikacyjnego o. Rudolfa, co zaledwie miesiąc później poparło Definitorium Generalne naszego Zakonu w Rzymie, a 29 maja 2008 roku Postulator Generalny — o. Ildefonso Moriones OCD mianował mnie wicepostulatorem tegoż procesu. Sprawę poparł też nasz Arcybiskup Metropolita Krakowski, ks. kard. Stanisław Dziwisz.

Właśnie 4 czerwca 2008 roku udzielił on imprimatur dla Modlitwy o beatyfikację karmelitańskich kandydatów do chwały ołtarzy, zaliczając do nich także Ojca Rudolfa. Czy mógłby Ojciec przytoczyć tutaj tę modlitwę?

Oczywiście, znam ją na pamięć, bo recytujemy ją codziennie w naszych wspólnotach zakonnych: „Boże, nagrodo Sług Twoich, spraw aby dla Twojej chwały i pożytku wiernych, nasi bracia i siostry: ojciec Anzelm Gądek, ojciec Rudolf Warzecha, brat Franciszek Powiertowski, matka Teresa Marchocka, matka Teresa Kierocińska i Kunegunda Siwiec, złączeni z nami zbawczą wodą Chrztu i świętymi więzami Karmelu, dostąpili chwały ołtarzy, przyczyniali się do pogłębiania naszej wiary i wspierali wszystkich w drodze do osiągnięcia ewangelicznej doskonałości i zbawienia. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.

Wiem, że o. Czesław Gil OCD napisał książkę o Ojcu Rudolfie „Jestem kapłanem dla was. O. Rudolf Warzecha w oczach świadków”, wydaną w 2005 roku przez Wydawnictwo Karmelitów Bosych. Gdzie jeszcze możemy zapoznać się z biografię Ojca Rudolfa?

            Książka „Jestem kapłanem dla was” jest już drugą biografią o. Rudolfa. Wcześniej bowiem ukazała się książka o. Czesława Gila pt. „Ojciec Rudolf. Kapłan z otwartymi oczami” (Kraków 2000). Warto też sięgnąć do nekrologu pt. „O. Rudolf od Przebicia Serca św. M.N. Teresy (Stanisław Warzecha, 1919-1999) OCD”, pióra o. Benignusa Wanata w biuletynie „Życie Karmelu” (Kraków, 1999, nr 36, ss. 82-93), czy do pracy magisterskiej p. Krzysztofa Salachny: „O. Rudolf Warzecha OCD apostoł środowiska lokalnego. Apostolstwo o. Rudolfa Warzechy” (Kraków 2004). Nadto bogaty materiał znajduje się też na http://www.karmel.pl/hagiografia/warzecha/index.php

 

Serdeczne Bóg zapłać Ojcu za przybliżenie postaci Ojca Rudolfa i za możliwość spotkania go w tej naszej rozmowie.

Wrzesień 2008

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama