Prymas Wyszyński chciał, aby cały naród świadomie wszedł na drogę naśladowania Maryi - temu miał służyć program związany ze Ślubami Jasnogórskimi
Wielka Nowenna, peregrynacja jasnogórskiego wizerunku, program obchodów milenium chrztu Polski... Prymas decyduje się na zorganizowanie środowiska, które podejmie trud budowania polskiej drogi maryjnej.
Ten szlak jest nieprzetarty, wszystko trzeba budować od początku, a warunki do pracy są trudne. Rządy sprawują w kraju komuniści, w których programie jest unicestwienie Kościoła. Tymczasem kard. Stefan Wyszyński chce Kościół umocnić i rozwinąć!
To, co zaplanował, wymaga wiele pracy. To dlatego decyduje się na powołanie przy Episkopacie Polski specjalnej komórki — Komisji Maryjnej.
Minął zaledwie miesiąc od powrotu z Komańczy. Jest 3 grudnia 1956 r., w maryjnym kalendarium widnieje wspomnienie Matki Bożej Zwycięskiej. To dobra data, by zorganizować na Jasnej Górze spotkanie sześciu osób i omówić prymasowską ideę powołania do życia zespołu odpowiedzialnego za realizację Ślubów Narodu.
Jasnogórskie ślubowania muszą mieć swój ciąg dalszy — mają wpisać w codzienność narodu ewangeliczne cnoty.
Nie dziwi zatem, że kardynał decyduje się nadać temu zespołowi najwyższą rangę. Staje się on „Komisją Maryjną do spraw realizacji Ślubów Narodu”, działającą przy Episkopacie Polski. (Z czasem nazwa komisji zostanie skrócona do pierwszych dwóch słów).
W protokole z pierwszego spotkania zanotowano: „Trzeba przygotować cały naród do ponowienia Jasnogórskich Ślubów w dniu 5 maja 1957 r. Aby pracy tej nadać charakter jednolity i bardziej intensywny, prymas powołuje do pomocy Komisję Maryjną...”.
Prymas Wyszyński chce, aby cały naród świadomie wszedł na drogę naśladowania Maryi i czerpania duchowych mocy z Jej Niepokalanego Serca. Dlatego proponuje, by w pierwszą niedzielę po uroczystości Matki Bożej Królowej Polski we wszystkich parafiach została raz jeszcze odmówiona rota Ślubów Jasnogórskich. Zgromadzeni pod Jasną Górą w sierpniu 1956 r., wypowiadający Śluby Jasnogórskie, to tylko przedstawiciele narodu. Nie wszyscy Polacy wypowiedzieli słowa przyrzeczeń. Teraz mają ku temu sposobność. Cała Polska w dniu swej Królowej ma do Niej zawołać: „Przyrzekamy!”.
Na tym osobistym ślubowaniu będzie można budować maryjną świętość narodu.
„I patrzymy spokojnie w przyszłość. Chociażby się poruszyły niebiosa i ziemia, nic to, Najmilsi, gdy Ona, «obleczona w słońce», włada światem, gdy Ona zwycięża i ściera głowę węża. Moc Polski katolickiej jest w tej chwili w Niej, bo Bóg tak chce. To jest nasza nadzieja” — woła prymas.
Wie, że ludzi trzeba przygotować do tej drogi, więc Komisja Maryjna otrzymuje pierwsze polecenie: opracowanie listu pasterskiego, który podpiszą wszyscy biskupi. Będzie on odczytany we wszystkich parafiach przed niedzielą odnowienia ślubowań. Zostanie w nim wytłumaczona ranga wypowiadanych słów — znaczenie maryjnego ślubowania.
Komisja ma się zająć sprawą najważniejszą dla prymasa — umacnianiem nowej formy pobożności maryjnej w Polsce. Właściwie nie należy mówić o czymś nowym, bo ta forma maryjności zawsze była obecna w Kościele i historii Polski. Charakteryzowała jednak nie tyle zwykłych katolików, ile ludzi świętych. Teraz prymas pragnie, by Maryja stała się bliska każdemu członkowi Kościoła w Polsce.
Po sierpniu 1956 r. tradycyjny kult maryjny, skupiający się na celebrowaniu nabożeństw i odprawianiu modlitw, na uciekaniu się do Maryi i śpiewaniu Jej pieśni dziękczynnych, ma zostać utwierdzony naśladowaniem Maryi. Naśladowanie życia Matki Bożej nie jest dla prymasa uzupełnieniem czy dodatkiem do tradycyjnej pobożności, wyrażającej się w procesjach i nabożeństwach. To jest jego priorytet — on wie, że prawdziwa pobożność, która owocuje świętością i przemienia świat, nie polega na czymś zewnętrznym, ale jest sprawą serca: polega na naśladowaniu Maryi — najdoskonalszej uczennicy Jezusa.
Teologowie powiedzieliby, że „maryjność do” ma nie zniknąć, lecz stać się owocem „maryjności jak”. Przede wszystkim staramy się żyć tak jak Ona, zaś owo „do” ma dawać ludziom siłę do wytrwania w cnotach Matki Najświętszej. Jesteśmy zatem wezwani do tego, by naśladować Maryję, a potrzeba bliskości z Nią właśnie z takiej chęci wynika. I odwrotnie — ta bliskość daje siłę do wytrwania w naśladowaniu Maryi.
W ten sposób naród Polski, nie rezygnując z tego, co stanowi jego wielowiekowe dziedzictwo, ma się stać narodem doskonałych uczniów Zbawiciela.
Wyszyński zresztą mocno podkreśla znaczenie tradycyjnej pobożności. Członkom komisji wyjaśnia, że polska maryjność „musi być serdeczna i mieć te wszystkie cechy, które miała dotychczas”. Dodaje: „To jest niezmiernie ważne zadanie dla Komisji Maryjnej, aby uchronić się od racjonalizmu, od przesadnego obiektywizmu w naszej czci do Matki Chrystusowej...”. Wie, że naśladować można tylko kogoś, kogo się kocha.
Niejednego dziwi, że komisji, która promuje „nowe nabożeństwo”, prymas poleca stać po stronie ludowej pobożności. Przypomina: „Ponieważ mamy przed sobą Matkę Chrystusa i Matkę Kościoła, odnosimy się do Niej nie tylko w aspekcie dogmatyczno-teologicznym, lecz także, przede wszystkim, jako do Matki. Nasza religijność maryjna musi więc być także uczuciowa”.
Kardynałowi Wyszyńskiemu marzy się naród „na obraz i podobieństwo” Matki Najświętszej. „Maryja jest — twierdzi z przekonaniem — polskim charyzmatem, i to na Niej trzeba budować przyszłość Ojczyzny”. Wpisana w dzieje, przekazywana z pokolenia na pokolenie, stała się częścią narodowego krwiobiegu. Nie będzie szukał obcych metod ewangelizacyjnych, bo naród ma Jasną Górę. To dlatego niektórzy będą go nazywać konserwatystą i „hamulcowym”. Prymas wie, że budowanie w polskim ludzie świętości „jak Maryja” jest możliwe, bo człowiek w głębi swego serca tęskni za świętością. Trzeba mu jednak pomóc, ktoś musi mu wskazać drogę, podać dłoń, pokazać, skąd można zaczerpnąć łaskę. Tu rola Maryi jest nie do przecenienia! „I moja nadzieja jest w Niej” — mówi. „Cały spokój, z jakim prowadzimy sprawy Kościoła świętego, z Niej wypływa. To jest Królowa pokoju naszych serc, Ona jest źródłem naszych nadziei” — dodaje.
Prymas zleca Komisji Maryjnej kilka zadań. Wśród nich są nie tylko organizacja i koordynowanie Wielkiej Nowenny i — za chwilę — nawiedzenia cudownego wizerunku. Rolą komisji jest też budowanie nowej teologii maryjnej, która — prosta i zrozumiała dla wszystkich — pomoże ludziom poznać nową drogę i się nią zachwycić. Na jej końcu znajduje się święty naród, żyjący złożonymi przyrzeczeniami. Naród, z pewnością, zwycięski.
Kardynał Wyszyński wierzy w prawdziwość proroctwa, które wygłosił w ostatnich chwilach życia jego poprzednik na stolicy prymasowskiej kard. August Hlond: „Zwycięstwo przyjdzie przez Maryję”. Wie jednak, że to zwycięstwo my sami musimy przywołać — wielką pracą, heroicznym oddaniem, bezgranicznym zaufaniem Bogu. Czy nie tak należy rozumieć dalsze słowa kard. Hlonda, który mawiał: „Pod opieką Matki Bożej pracujcie”?
Ten proces nie miał być podobny do podniesienia się wysokiej fali, która zresztą zazwyczaj opada tak samo szybko, jak się wznosi. Kardynał Wyszyński wiedział, że osiągnięcie tego celu wymaga czasu, cierpliwości, ogromnego wsparcia Kościoła i... skupienia się najpierw na elitach.
Tym samym pojawiają się dwa nurty pracy komisji. Pierwszym z nich jest opracowanie w szczegółach programu nowenny i przygotowanie do niej koniecznych materiałów. Drugim jest kształtowanie elit. Stąd kierowane do ludzi zaproszenie do udziału w Społecznej Krucjacie Miłości i ruchu Pomocników Maryi Matki Kościoła. To już będą apele adresowane do kształtującej się elity maryjnego narodu. Komisja otrzyma też zadanie wyjaśnienia treści i znaczenia ogłoszonego przez papieża Pawła VI nowego tytułu Maryi: Matka Kościoła. To też sposób na kształtowanie nowej katolickiej elity, nie tylko zaangażowanej w działalność Kościoła, lecz także świadomej swojej wiary.
Kardynał Wyszyński widzi rolę Komisji Maryjnej jasno — ma ona być gwarantem, że naród, rok po roku, kroczy drogą Ślubów Jasnogórskich. Oto, co podkreśli wiele lat później, podczas obrad komisji w 1974 r.: „Chciałbym poruszyć sprawę Jasnogórskich Ślubów Narodu. Pamiętajmy, że do nich doprowadziliśmy, że jest to zobowiązanie trwałe, to program, który nie może się zdezaktualizować, pomimo że już liczy sobie sporo lat. Ten program nadal żyje, dlatego przed Komisją Maryjną leży troska o upowszechnienie ślubów na nowo”.
By promocja prawdziwej pobożności była poprawna, Komisja Maryjna staje się również miejscem nieustannego dokształcania jej członków. Oni sami staną się niebawem ekspertami na skalę światową. Skutecznie wesprą kardynałów Wyszyńskiego i Wojtyłę w opracowaniu prośby skierowanej do papieża, by podczas trwającego soboru ogłosił Maryję Matką Kościoła.
Zmieńmy na chwilę perspektywę patrzenia na historię. Czas spojrzeć na nią z zupełnie innej strony i dostrzec to, co zostało napisane na rewersie dziejotwórczych wydarzeń związanych z „epoką Wyszyńskiego” — na ukrytej nieco stronie dziejów, na której znajdują się opowieści widoczne dla niewielu. Bóg nie pisze księgi życia jednym piórem. Nie sam Wyszyński wiedzie historię w stronę zaplanowaną przez Pana dziejów. Są też inni i jest ich naprawdę wielu.
Na tej długiej liście znajduje się garstka anonimowych ludzi, od pewnego momentu bezpośrednio wpisanych w posługę prymasa. Ich życiem Bóg zapisuje dzieje Kościoła i Polski na liniach sąsiadujących z tą, na której historię pisze Wyszyński.
O kim mowa? O „żeńskiej elicie”, już gotowej do podjęcia prymasowskich idei. Jest nią grupa kobiet, przez lata żyjąca ideą stworzenia w Polsce Miasta Dziewcząt — wielkiego ośrodka, który stawia sobie za cel formację młodych dziewcząt. Miejsca, w którym zadba się o ich rozwój duchowy, moralny i intelektualny w taki sposób, by miały one w przyszłości wpływ na rozwój chrześcijańskiej Polski. Idea zrodziła się w niewielkim gronie dziewcząt jeszcze podczas wojny, a ks. Wyszyński ujrzał w niej jeden z filarów powstającej nowej, lepszej ojczyzny. Szybko został opiekunem i duchowym przewodnikiem grupy.
Niestety, w sytuacji powojennej zbudowanie Miasta Dziewcząt okazuje się niemożliwe. Wówczas grupa ta podejmuje stałą służbę w sanktuarium jasnogórskim, by wesprzeć prace mające na celu przemianę całego polskiego narodu. Podczas Wielkiej Nowenny i nawiedzenia jasnogórskiego wizerunku wspiera wysiłki Komisji Maryjnej. Praca grupy dokonuje się w tle, poza areną wydarzeń, w ramach powołanego przez prymasa Wyszyńskiego Instytutu Prymasowskiego Ślubów Narodu na Jasnej Górze.
Ich główna rola? Największą troską kard. Wyszyńskiego było zachowanie przez naród Ślubów Jasnogórskich z 1956 r. Służyły temu Wielka Nowenna, peregrynacja obrazu, uroczystości związane z milenium i akcje duszpasterskie dotyczące Soboru Watykańskiego II. Kardynał wiedział, że Polacy nie dochowują w pełni wierności przysięgom. Miał jednak grupę osób, która pozostała do końca wierna złożonym ślubowaniom i podejmowała wszelkie działania, by przypominać o nich rodakom, ukazywać ich piękno, mówić o nich jako o recepcie na jasną przyszłość ojczyzny i szczęście Polaków. Tą „resztą Polski” jest wspólnota, która obecnie, z nadania papieża Jana Pawła II, nosi nazwę: Instytut Prymasa Wyszyńskiego i trwa w wierności Bogu, Kościołowi i ojczyźnie.
Pewnie zdziwimy się, czytając kiedyś Boże zapiski z tamtych lat, bowiem może się okazać, że ważne i „epokowe” wydarzenia zewnętrzne będą się tam znajdować w innym miejscu, niż oczekiwaliśmy. Ujrzymy je zaledwie w tle obrazu. Co znajdzie się w jego centrum? Maryjna, ukryta, anonimowa służba, ofiarowanie, rezygnacja z własnych planów, mówienie Bogu trudnego „tak”. Stwórca patrzy w serce, bo to ono w niewidoczny dla oka sposób zmienia świat. Najważniejsze mogą się okazać pozornie najmniej istotne nazwiska...
opr. mg/mg