"Najwyższy czas się skompromitować"

Kapelusz na wodzie. Gawędy o księdzu Tischnerze (fragmenty)

"Najwyższy czas się skompromitować"

Wojciech Bonowicz

Kapelusz na wodzie

Gawędy o księdzu Tischnerze

ISBN: 978-83-240-1348-7
wyd.: Wydawnictwo ZNAK 2010

Spis wybranych fragmentów
Wstęp
„Najpierw jestem człowiekiem...”
Dwa światy
Marzenie o skakaniu
Kałamarz na szczycie
Kto się udał Panu Bogu
Solidarność
Internowani
Scena
„Najwyższy czas się skompromitować”

„Najwyższy czas się skompromitować”

W styczniu 1995 roku wręczano Tischnerowi honorowy doktorat na Uniwersytecie Łódzkim. „Wielka pompa, laudacje, rektorzy, gronostaje”, wspomina Cezary Wodziński. „I Józek Tischner, który znosząc pokornie to wszystko, musi odreagować: »Czy taka sytuacja jak dzisiejsza — pyta publicznie sam siebie — nie powoduje wzrostu pychy? Powoduje. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że pokusa była wielka. Już widzę siebie na sądzie ostatecznym. I kiedy już tam stanę, to 'gwarantowi imperatywu kategorycznego', jak Kant mawiał, szepnę, by wprowadził koniecznie jedenaste przykazanie: Gdzie pokusa wielka, tam grzech mały«”.

Rok wcześniej Tischner wystąpił w przywoływanym tu niejednokrotnie programie telewizyjnym Godzina szczerości. Prowadzący Krzysztof Turowski zaczął na wstępie wyliczać rozmaite zasługi Tischnera, korzystając z przedmowy do tomu Zawierzyć człowiekowi. Trwało to dobrą chwilę, w końcu redaktor zwrócił się do gościa z pytaniem: „Czy coś do tego dodać?”. „No najwyższy czas, wie pan, się skompromitować”, odparł Tischner. A ponieważ zebrani nagrodzili tę odpowiedź oklaskami, dodał, zwracając się do nich: „Myślę, że mi pomożecie”.

W programie tym towarzyszyła Tischnerowi duża grupa przyjaciół: górali, filozofów, publicystów, nawet polityków. Wszystkich przedstawił jako „ludzi z duszą”. „Stasiu Szewczyk na pewno mo duszę, Józek Zatłoka — podejrzewają, że nawet kilka... I także tu siedzący minister Rokita — to też człowiek z duszą”. Do tej prezentacji nawiązała potem w rozmowie Janina Paradowska i zapytała o dusze zebranych w studiu dziennikarzy. „Okażą się”, powiedział Tischner. „Chodzi mi tylko o jedno: żeby ich dusza nie była określona przez byt”. Rozwinął tę odpowiedź w dalszej części rozmowy: „Dziś za dużo, moim zdaniem, przemawia się do ciał, a za mało do duszy. Na przykład »Polityka« — tak mi się wydaje, że ona więcej się interesuje cielesnością”, uśmiechnął się szelmowsko Tischner, a widząc zaskoczoną minę pracującej w „Polityce” dziennikarki, dodał: „Nie, ja o gazecie mówię...”.

Tischner znakomicie czuł media elektroniczne, a może raczej — szybko się ich uczył. Jego wypowiedzi w telewizji czy w radiu były krótkie i dosadne, znakomicie ripostował, zgrabnie formułował puenty. Kiedy w dalszej części programu Krzysztof Turowski zaczął wypytywać gości o to, w czym nie zgadzają się z księdzem Tischnerem, ten co chwila wtrącał jakąś dowcipną uwagę. Gdy redaktor zwrócił się do Jerzego Turowicza z pytaniem: „Panie profesorze, cóż najbardziej denerwuje pana w głoszonych poglądach profesora?”, zaskoczony Turowicz sprostował najpierw, że nie jest profesorem: „To w Krakowie takie zaszczyty się przyznaje bez podstaw żadnych...”. A na to Tischner ze śmiechem: „Dziękuję, Jerzy, dziękuję!”. „Ja nie bardzo śmiałbym nawet mówić, z czym się nie zgadzam”, kontynuował Turowicz, „bo straciłbym jednego z najcenniejszych współpracowników pisma, które redaguję. Ja mogę powiedzieć tylko tyle: ksiądz Józef Tischner jest filozofem profesjonalnym, ja jestem filozofem amatorem. Jestem przywiązany do realistycznej filozofii świętego Tomasza z Akwinu. Ksiądz Tischner nie bardzo świętego Tomasza z Akwinu uważa... Nawet na ten temat jakieś się kiedyś spory toczyły na łamach »Tygodnika«...” „Które wygrałem”, znów wtrącił z uśmiechem Tischner. „Zawsze chce mieć ostatnie słowo”, podsumował Turowicz.

Przebieg Godziny szczerości pokazał zresztą, że na krytykę ze strony przyjaciół Tischner nie ma co liczyć. Kiedy prowadzący zwrócił się do Józka Zatłoki z pytaniem: „A wy, górale, ze wszystkim się zgadzacie ze swoim księdzem?”, ten odpowiedział rozważnie: „Byłoby nienormalnie, jakby góral tak od razu zgadzał sie z tym, co jegomość powie. Casem górol będzie kiwał głową tak i tak, dopiyro na drugi roz do kościoła przyjdzie, to może zrozumie. No i tak, kie juz ta scyrość przysła, to byk może tego nigdy nie pedzioł, ale... Włośnie ze taki troche zol jest tutok do księdza Tischnera: ze rzadko sie możemy z nim nie zgadzać”.

Bardzo ciekawą charakterystykę autora Filozofii dramatu dał we wspomnianym programie Jan Rokita. „Panie ministrze, jest pan uważany za człowieka niepokornego. Czyżby to krakowski wpływ księdza Tischnera?”, zapytał redaktor Turowski. „Z pewnością ksiądz profesor jest odpowiedzialny za wytworzenie we mnie tej skazy”, odparł Rokita. „To jest plon wysłuchania około setki fascynujących, jak pamiętam z młodości, wykładów księdza profesora Tischnera. Ale ja słuchałem nie tylko wykładów, słuchałem też więcej niż setki kazań w krakowskim kościele Świętej Anny. I chcę powiedzieć, że te kazania nie były jakieś szczególnie »rogate«. To były kazania, które w gruncie rzeczy otwierały perspektywę takiego Kościoła, jaki ja najbardziej kocham: takiego Kościoła w pełni otwartego, Kościoła pełnego w gruncie rzeczy ludzi bardzo pokornych, ludzi bardzo zwykłych, w którym nie ma jakiejś szczególnej przewagi »rogatego« intelektualisty czy kontrowersyjnego polityka. Nie to, ale właśnie coś zupełnie innego było duchem tych kazań. I to jest jakby ta druga strona tej »rogatości« profesora Tischnera”.

Oczywiście media chętnie czerpały z tego, co w Tischnerze było „rogate” i efektowne. Dziennikarzy fascynował ksiądz, który pozwalał sobie na przykład na porównywanie łaski Bożej do... pięknej dziewczyny. „Łaska to wdzięk, gracja”, tłumaczył. „Człowiek działa pod jej wpływem dlatego, że pociąga go wdzięk dobra, a nie dlatego, że pcha go do działania jakaś nieprzezwyciężalna siła. Kiedy przez drogę idzie wdzięk w postaci ładnej dziewczyny, jest to właśnie metaforą łaski. Nie wiadomo, skąd się wzięła, nie wiadomo, dokąd idzie, a zmienia sens otaczającego ją świata”.

Intrygowały ich też żartobliwe komentarze Tischnera pod adresem Kościoła. Kiedyś, wspominając lata licealne, zażartował, że był to „okres socjalizmu łagodzonego przez bałagan. Tak zresztą jak teraz mamy katolicyzm również łagodzony przez bałagan”. W jednej z rozmów z Jackiem Żakowskim o katechizmie, opowiadając o rozmaitych wyobrażeniach nieba, zacytował powiedzenie mówiące o tym, „że katolicy w niebie będą mieli specjalne miejsce odgrodzone wysokim murem od reszty. Bo katolikom do pełni szczęścia potrzebne jest to, żeby myśleli, że są w niebie sami”. „Gdybyś tak ze czterysta, pięćset lat temu sobie takie żarty stroił, tobyś się najpewniej spalił na jakimś stosie”, zwrócił mu uwagę Żakowski. „Pewnie dlatego Pan Bóg przysłał mnie na świat teraz, a nie czterysta lat temu”, padła odpowiedź.

Czasem pytano go o sprawy drugo- i trzeciorzędne, licząc na żartobliwą odpowiedź, którą będzie można potem posłużyć się na antenie. Kiedy w Krakowie rozgorzał spór, czy można wpuścić restaurację McDonald's na Rynek Główny, do „Tygodnika Powszechnego” wparowała ekipa z kamerą i „upolowała” siedzących tam akurat księdza Tischnera i Jana Józefa Szczepańskiego. Szczepański nic nie powiedział, tylko z rozbawieniem przyglądał się zamieszaniu. Tischner natomiast zwrócił uwagę, że trzeba będzie zmówić modlitwę za tych, którzy tam będą jadali. „I nie będzie to prośba o to, żeby im nie zaszkodziło, ale raczej: »Przebacz, bo nie wiedzą, co czynią«”.

W pewnym momencie sam Tischner zaczął się orientować, że jest go w mediach za dużo, że dziennikarze biegną do niego z każdym tematem, proszą o komentarz i powstaje wrażenie, że on na wszystkim się zna. Kiedy go spytano raz o sprawę przeszczepów, odpowiedział, że na ten temat ma do powiedzenia tyle, ile piosenka: „Ładne oczy masz, komu je dasz...”. Skądinąd nie odmówił jednak konsultacji profesorowi Zbigniewowi Relidze, który chciał porozmawiać o etycznych aspektach eksperymentu polegającego na wszczepieniu człowiekowi świńskiego serca. Tischner miał powiedzieć wybitnemu kardiochirurgowi, że nie widzi tu żadnego dylematu, bo serce po wszczepieniu się „uczłowieczy”.

Nie lubił kultu własnej osoby, a jego przejawy najczęściej rozpraszał autoironicznym komentarzem. Na przyjęciu z okazji pięćdziesiątego wydania Godziny szczerości podszedł do grupy rozmawiających, w której byli między innymi redaktor naczelny „Wprost” Marek Król, Jerzy Waldorff i Urszula Sipińska. Pani Urszula uściskała go serdecznie, a wtedy Marek Król zaczął wołać: „Gdzie moi fotoreporterzy! Replay! Replay!”. „Nie może pan zrobić takiego zdjęcia”, odparł Tischner, „bo panią Sipińską na relikwie rozerwą”.

 

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama