Wywiad z Benedyktem XVI
Peter Seewald Światłość świata |
|
Castel Gandolfo latem. Droga do rezydencji papieża prowadzi przez puste boczne drogi. Na polach zboże porusza się na lekkim wietrze, w hotelu, w którym zarezerwowałem pokój, bawią się goście weselni. Tylko znajdujące się poniżej jezioro wydaje się ciche i spokojne, niebieskie i wielkie jak morze.
Jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary dał mi już dwa razy okazję do przeprowadzenia z nim trwającego wiele dni wywiadu. Kościół nie powinien się ukrywać — to była jego postawa — wiara musi być wyjaśniana i może być wyjaśniana, bo jest czymś racjonalnym. Sprawiał na mnie wrażenie młodego i nowoczesnego, nie kogoś małostkowego, ale człowieka odważnego, który ciągle pozostaje ciekawy świata. Niezależny nauczyciel źle odnajdujący się w sytuacji, gdy widzi, jak zaprzepaszcza się sprawy, z których nie wolno rezygnować.
W Castel Gandolfo niektóre rzeczy wyglądały inaczej. Kardynał to kardynał, a papież to papież. Nigdy jeszcze w historii Kościoła pontifex nie zgodził się na wywiad w formie osobistej i bezpośredniej rozmowy. To nowy i ważny akcent. Benedykt XVI obiecał mi oddać codziennie jedną godzinę, od poniedziałku do soboty podczas swoich wakacji w ostatnim tygodniu lipca. Zastanawiałem się jednak: Jak często nie będzie udzielał odpowiedzi? Jak ocenia swoją dotychczasową pracę? Jakie ma plany na przyszłość?
Nad Kościołem katolickim pojawiły się ciemne chmury. Skandal seksualnych nadużyć rzucił cień na ponty? kat Benedykta. Interesowały mnie przyczyny tych zjawisk, podejście do nich, a zarazem palące troski papieża w czasach, o których naukowcy uważają, że są absolutnie rozstrzygające dla przyszłości planety.
Kryzys Kościoła to jedna rzecz, kryzys społeczeństwa to rzecz druga. Obydwa są ze sobą powiązane. Chrześcijanom zarzucano, że ich religia to iluzja. Czy nie widzimy dzisiaj całkiem innych iluzji we właściwym sensie tego słowa? Iluzje rynków ?nansowych, mediów, luksusu i różnych mód? Czy nie doświadczamy boleśnie, że nowoczesność pozbawiona własnego fundamentu wartości grozi ześlizgnięciem się w bezdenną przepaść? Ukazuje się to jako system bankowy, który niszczy ogromne zasoby bogactw narodów. Jako życie na wysokich obrotach, które literalnie sprawia, że jesteśmy chorzy. To świat Internetu, dla którego nie znaleźliśmy jeszcze odpowiedzi. Dokąd właściwie zdążamy? Czy rzeczywiście mamy prawo robić to wszystko, co jesteśmy w stanie uczynić? Gdy patrzymy w przyszłość, pojawiają się nowe pytania: Jak sobie poradzą następne pokolenia z problemami, które my im pozostawiamy? Czy przygotowaliśmy odpowiednio następne pokolenia i uczyniliśmy je silnymi? Czy posiadają one fundament, który daje pewność i siłę, aby móc przetrwać także burzliwe czasy?
Kolejne pytanie brzmi: Gdy chrześcijaństwo na Zachodzie traci swoją moc oddziaływania na społeczeństwo, kto lub co zajmuje jego miejsce? Areligijne „społeczeństwo świeckie”, które nie jest w stanie znieść w konstytucji jakiegokolwiek odniesienia do Boga? Radykalny ateizm, który gwałtownie zwalcza wartości kultury judeochrześcijańskiej?
W każdej epoce istniały dążenia, aby ogłosićśmierć Boga; zwrócić się do tego, co wydaje się bardziej namacalne, gdyż są rzeczy konkretne jak złote cielce. Biblia jest pełna takich historii. Dotyczą one nie tyle braku atrakcyjności wiary, ile raczej siły pokusy. Dokąd jednak dąży społeczeństwo oddalone od Boga i całkowicie go pozbawione? Czyż właśnie nie w XX wieku przeprowadziło ono ten eksperyment na Zachodzie i Wschodzie i to wraz z tego strasznymi konsekwencjami w postaci zniszczonych narodów, kominów obozów zagłady, morderczych gułagów? Dyrektor papieskiej rezydencji, bardzo miły starszy pan, prowadził mnie przez niekończące się pokoje. Znałem Jana XXIII i wszystkich jego następców — oznajmił mi szeptem. — Ten obecny jest niezwykle miłym papieżem i niesamowicie pracowitym.
Czekaliśmy w przedpokoju wielkim jak hala sportowa. Po krótkim czasie otworzyły się drzwi. Pojawiła się w nich drobna postać papieża, który szedł do mnie z ręką wyciągniętą na powitanie. Prawie przepraszająco zwrócił uwagę, że jego siły są nadwątlone. Nie czuło się jednak, aby trudy urzędu pomniejszyły jego energię czy charyzmę. Wprost przeciwnie. Jako kardynał Joseph Ratzinger ostrzegał przed utratą tożsamości, kierunku, prawdy, jeśli nowe pogaństwo przejmie władzę nad myśleniem i działaniem ludzi. Krytykował krótkowzroczność nastawionego na konsumpcję społeczeństwa, w którym jest coraz mniej odwagi, aby wierzyć i mieć nadzieję. Kładł nacisk, aby rozwinąć nową wrażliwość wobec zagrożonego stworzenia i w zdecydowany sposób przeciwstawić się siłom zniszczenia.
W tej kwestii nic się nie zmieniło. Od swojego Kościoła obecny papież oczekuje, że podda się on gruntownemu oczyszczeniu po strasznych przypadkach nadużyć seksualnych i błędów. Podkreśla konieczność tego, aby po wielu całkowicie bezowocnych dyskusjach i nużącym zajmowaniu się samym sobą wreszcie na nowo poznać tajemnicę Ewangelii, Jezusa Chrystusa w całym Jego kosmicznym wymiarze. W kryzysie Kościoła tkwi ogromna szansa, a mianowicie odkrycie tego, co jest rzeczywiście katolickie, powszechne. Zadanie brzmi: ukazywać ludziom Boga i mówić im prawdę. Prawdę o tajemnicy stworzenia. Prawdę o ludzkiej egzystencji. A także prawdę o naszej nadziei, która przekracza to, co wyłącznie ziemskie.
Czyż już od dawna nie przechodzą nas dreszcze na myśl o tym, co sami zrobiliśmy? Katastrofa ekologiczna postępuje bez ustanku. Upadek kultury przyjmuje niebezpieczne formy. Wraz z medyczno-technicznymi manipulacjami życiem, które kiedyś uważało się za święte, przekracza się ostatnie bariery.
Równocześnie ważna pozostaje nasza tęsknota za światem, który jest solidny i wiarygodny, który jest bliski i ludzki, który chroni nas w tym, co małe, i umożliwia osiągnięcie tego, co wielkie. Czy nie jesteśmy przez sytuację niosącą tak ostateczne skutki właściwie zmuszeni do przemyślenia rzeczy podstawowych: Skąd idziemy? Dokąd zdążamy? Zmuszeni postawić pytania, które wydają się banalne jednak jak nieugaszony ogień płoną w sercach, tak że żadna generacja nie może przejść nad nimi obojętnie? Pytanie o sens życia. O koniec świata. O ponowne przyjście Chrystusa zapowiedziane w Ewangelii.
Sześć godzin wywiadu z Papieżem to dużo czasu, a zarazem sześć godzin to bardzo mało. W ramach tej rozmowy mogliśmy poruszyć niewiele kwestii, a wielu nie mogliśmy rozwinąć. Autoryzując tekst, Papież nie zmieniał wypowiedzianych słów i wprowadził jedynie drobne korekty w miejscach, gdzie rzeczowe doprecyzowanie uważał za konieczne. Posłanie Benedykta XVI jest dramatycznym apelem do Kościoła i świata, do każdego z osobna: musimy robić nadal to, co niemożliwe — wzywa. Ludzkość stoi na rozdrożu. Czas na zastanowienie się. Czas na zmianę. Czas na nawrócenie. Niezachwianie stwierdza: „Jest wiele problemów, które wszystkie domagają się rozwiązania, jednak nie będą rozwiązane, dopóki Bóg nie znajdzie się w centrum i na nowo nie stanie się widoczny w świecie”.
W tym pytaniu, „czy istnieje Bóg — Bóg Jezusa Chrystusa — i czy zostanie uznany, czy też zniknie”, decyduje się dzisiaj, „w tej dramatycznej sytuacji, los świata”. Dla dzisiejszego stylu życia bronione przez Kościół stanowisko stało się ogromną prowokacją. Przyzwyczailiśmy się, aby tradycyjne, wypróbowane poglądy i sposoby zachowania traktować jako coś, co powinno być przełamywane i dostosowywane do tanich trendów. Papież wierzy jednak, że czas relatywizmu, „który niczego nie traktuje jako ostateczne i za ostatni punkt odniesienia uważa własne ja i jego pragnienia”, zbliża się do swojego końca. Dzisiaj w każdym razie powiększa się grupa tych, którzy cenią sobie w tym Kościele nie tylko liturgię, lecz także jego zdolność do sprzeciwu; a tymczasem po okresie udawania i zachowywania pozorów widać zmianę w świadomości — i dążenie do tego, aby ponownie poważnie brać chrześcijańskie świadectwo i żyć autentycznie chrześcijańską religią.
Co się tyczy samego Papieża: „Jak to jest — byłem pytany — gdy się tak nagle siedzi blisko obok niego?”. Pomyślałem o Emilu Zoli — w jednej ze swoich powieści opisuje on księdza, który czeka drżący i prawie sparaliżowany na audiencję u Leona XIII. U Benedykta XVI nikt nie musi drżeć. Papież ten sprawia, że gość czuje się u niego bardzo dobrze. Benedykt nie jest Księciem Kościoła, lecz jego Sługą, jest tym, który daje i w swoim dawaniu całkowicie się zatraca.
Czasami spogląda na kogoś trochę sceptycznie. Przez okulary. Poważnie, uważnie. A gdy się go tak słucha i siedzi obok niego, czuje się nie tylko precyzję jego myślenia i nadzieję, która pochodzi z wiary, ale też w specy?czny sposób dostrzega się widzialny blask światłości świata, oblicza Jezusa Chrystusa, który chce spotkać każdego człowieka i nie wyklucza nikogo.
opr. ab/ab