Fragmenty książki "Niewidzialne światło", abp. Józefem Życińskim rozmawiają Dorota Zańko i Jarosław Gowin
Józef Życiński, Dorota Zańko, Jarosław Gowin Niewidzialne światło |
|
Jak wyglądał świat dzieciństwa Księdza Arcybiskupa — dom, rodzina, miejsce zamieszkania?
Dzieciństwo wypadło mi spędzić w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego, na granicy diecezji częstochowskiej i łódzkiej, w małej wiosce, która najpierw nazywała się Stara Wieś, potem Kolonia Stara Wieś, a w późniejszych dokumentach widnieje już jako Nowa Wieś. W moich pierwszych wspomnieniach pojawia się Ojciec — pracował na kolei i pamiętam, jak z radością wybiegałem mu na spotkanie, gdy wracał do domu. Kontakt z przyrodą utkwił mi w pamięci może mniej romantycznie, bo wiązało się to z ciężką pracą na roli, prowadzoną nieraz od wczesnych godzin rannych aż do zmroku. W kręgu rodzinnym bardzo żywa więź łączyła mnie z Mamą i z Babcią. To one najmocniej chyba wpłynęły na moją religijność.
A ówczesne otoczenie Księdza Arcybiskupa? Czy Ksiądz Arcybiskup identyfikował się z religijnością „wiejską”, czy odczuwał ją jako coś specyficznego?
Utkwiły mi w pamięci rozmowy religijne, które jako pięciolatek prowadziłem z Rodzicami i z Babcią. Babcia miała w domu gruby, liczący kilkaset stron modlitewnik, zawierający bardzo szeroki wybór modlitw. Pamiętam modlitwę św. Bernarda, rozważanie Męki Pańskiej... Często rozmawiałem z nią na tematy religijne. Kiedy w 74. roku życia Babcia zmarła, rozmowy o Bogu najczęściej prowadziłem z Matką. Pamiętam równocześnie, jak moją wizją świata wstrząsnęły jakieś rekolekcje ludowe, których tekst odnalazłem w starej książce w szafie, kiedy miałem chyba sześć lat. Kiedy Rodzice wychodzili do pracy w polu, opiekowałem się młodszym o pięć lat Bratem i czytałem z tej książki konferencje o życiu wiecznym, niebie, czyśćcu i piekle. Mój świat, oglądany z perspektywy sześciolatka, zawirował po tej lekturze. Wszystko, co mnie otaczało, wydało mi się mało ważne i drugoplanowe. Bardzo przejąłem się tamtą wizją i chyba ona najbardziej wpłynęła na kształtowanie się moich zainteresowań w dzieciństwie.
A religijność Rodziców i domu rodzinnego Księdza Arcybiskupa?
Obok troski o zachowanie bytu rodziny czymś bardzo ważnym w domu była miłość do ojczyzny i ta miłość wywodziła się z ducha żywej wiary. Jako jedno z pierwszych wspomnień dzieciństwa zapamiętałem dzień, w którym Ojciec wrócił do domu z wiadomością o śmierci Stalina. Miałem wtedy niespełna pięć lat. Widziałem, z jaką radością Ojciec rozmawiał z Mamą, i nie rozumiałem tej radości. Próbowałem pojąć, o co chodzi. Rodzice stopniowo starali się wprowadzić mnie w tajniki tamtego świata, z tym, że na tematy polityczne rozmawiali z pewnym lękiem, były to przecież jeszcze lata stalinowskie. Natomiast o sprawach dotyczących religii zwłaszcza Mama rozmawiała bardzo chętnie, poświęcała mi dużo uwagi, odpowiadała na wszystkie metafizyczne pytania i wyjaśniała problemy, jakie pojawiały się na horyzoncie pięciolatka.
Czy padały takie pytania? Przecież dziecku czy nawet nastolatkowi czasem bardzo trudno sformułować tego rodzaju pytanie albo przekroczyć próg własnego zażenowania w stosunku do rodziców.
Między mną a Rodzicami nie było żadnej bariery. Chciałbym podkreślić, jak wielki wpływ miała Mama na kształtowanie naszej — mojej i Brata — wrażliwości na świat i na ludzkie cierpienie. Pamiętam, jak opisywała mi rok 1939 — ostatnią wiosnę przed wojną. Na wsi przednówek był zawsze bardzo ciężki. W tym okresie chodził po domach wędrowny sprzedawca śledzi — Żyd Icek. Kiedy przyszedł do naszego domu, akurat gotowano na obiad ziemniaki. Przeżywano rozterkę, czy Icka zaprosić do stołu, gdyż porcje były i tak głodowe, wśród domowników zaś znajdowały się małe dzieci. Nim podjęto decyzję, podczas tłuczenia ziemniaków jeden kartofel wypadł z garnka na klepisko, które zastępowało podłogę. Icek złapał go i wybiegł z domu. W ten sposób sam rozwiązał problem: Dziadkowie nie musieli już decydować, czy zaprosić go do stołu, co nakazywała chrześcijańska kultura, czy też w ramach walki o byt pamiętać przede wszystkim o tym, że cała rodzina głodowała i każdy ziemniak był niemal na wagę złota. O trudnym życiu Icka Mama opowiadała nam ze wzruszeniem i smutkiem, tym bardziej że potem przyszła wojna i Icek zniknął — ktoś widział, jak zabrano go z transportem do Oświęcimia.
Moje relacje z Mamą naznaczone były wielką ufnością. Zwracałem się do niej ze wszystkimi sprawami, gdy Ojciec był zajęty. Ponieważ zauważyłem, że zmęczony Ojciec modli się, przyklękając na jednym kolanie, zacząłem go naśladować, starając się przenosić „męski” styl na poziom pięciolatka. Wówczas właśnie Mama wytłumaczyła mi, że modlitwa na obu kolanach ma większą wartość, i od tej pory starałem się unikać zachowań, w których forma byłaby ważniejsza od treści...
A zatem to religijność domu rodzinnego, zwłaszcza Matki, wywarła decydujący wpływ na wybór drogi życiowej przez synów, bo przecież Brat również jest kapłanem?
Pewną rolę odegrał w jego przypadku także mój przykład. Między mną a Bratem istniała tak silna więź, że kiedy widział, jakim pozytywnym przeżyciem był dla mnie okres spędzony w seminarium i z jaką radością przyjmowałem potem życie w kapłaństwie, marzył o tym samym i wiele ze mną na ten temat rozmawiał. Natomiast, w przeciwieństwie do mnie, Mamie powiedział o tym dopiero na kilka tygodni przed maturą.
Jak to przyjęła?
Tym razem przeżyła to bardziej, bo zrozumiała, że będzie musiała pozostać sama w pustym domu...
Jak w ogóle wyglądały lata pięćdziesiąte? Jaki był wtedy typ stosunków międzyludzkich? Jak zapamiętał Ksiądz Arcybiskup materialne warunki życia? Jest to przecież epoka, która w świadomości większości Polaków należy już do przeszłości niemal tak samo odległej jak czasy zaborów.
Czymś bardzo bliskim było wtedy wspomnienie wojny. Niektórzy żyli lękiem przed nawrotem wojny, a inni jak gdyby oczekiwaniem na nią: że przyjdzie i znowu wszystko zrówna z ziemią, nie warto więc brać się do pracy. W mojej rodzinie warunki życia były jeszcze trudniejsze niż przeciętne, ponieważ Rodzice zaczęli budować dom, co wtedy było wielkim przedsięwzięciem — sam zakup wapna czy cegieł wymagał ogromnych zdolności organizacyjnych. Ojciec ciężko więc pracował na kolei, „na przetokach”, nie przesypiał nocy i po drzemce w pociągu, kiedy wracał z Częstochowy do domu, rozpoczynał pracę przy budowie, gromadził materiały. Nabawił się wtedy wrzodów żołądka i, przepracowany, zmarł w 41. roku życia, zostawiając żonę z dwójką dzieci — ja miałem wtedy trzynaście lat, młodszy Brat osiem.
opr. ab/ab