Basen Morza Śródziemnego około 1095 roku

Fragmenty książki "Historia wypraw krzyżowych"

Basen Morza Śródziemnego około 1095 roku

Hans Eberhard Mayer

HISTORIA WYPRAW KRZYŻOWYCH

ISBN: 978-83-7318-947-8

wyd.: WAM 2008



1. BASEN MORZA ŚRÓDZIEMNEGO OKOŁO 1095 ROKU

Geograficzny obraz świata u schyłku XI wieku nie różnił się bardzo od antycznego. Trzeba to sobie uświadomić, zanim przystąpi się do bardziej wnikliwych badań nad dziejami krucjat, albowiem pod koniec tej epoki wraz z wielu innymi rzeczami uległ zmianie także i ów obraz: wciąż obowiązywała teoria aleksandryjczyka Ptolemeusza, ale rosnące zainteresowanie jego pismami ponownie utorowało drogę nauce o kulistości Ziemi, wypracowanej przez Greków, we wczesnym średniowieczu omalże całkowicie zapomnianej pod wpływem twórcy ówczesnej encyklopedii Izydora z Sewilli. Przede wszystkim jednak w czasie wypraw krzyżowych wydatnie poszerzona została wiedza o zamieszkanych na Wschodzie obszarach Ziemi, i to rozumiana jako opis rzeczywisty, po części kartograficzny, nie zaś jedynie jako powtarzanie tradycji. Natomiast w okresie pomiędzy rozkwitem Cesarstwa Rzymskiego a początkiem krucjat horyzont geograficzny Europy przesunięty został znacząco za sprawą chrystianizacji właściwie tylko na obszarze Niemiec i Skandynawii oraz w niektórych częściach Cesarstwa Wschodniorzymskiego.

Centrum świata — gdy spojrzeć z perspektywy europejskiej — znajdowało się około 1095 roku wciąż jeszcze w krajach położonych nad Morzem Śródziemnym. Tu miał swą siedzibę papież, tu leżały stolice wschodniego i zachodniego cesarstwa rzymskiego, Konstantynopol (Bizancjum) i Rzym. Co prawda korona cesarska Zachodu przypisana była do godności króla Niemiec, ale ów król niemiecki (czy raczej, jak wówczas powiadano: rzymski) mógł tę koronę otrzymać wyłącznie w Rzymie z rąk papieża. Morze Śródziemne było także, jeśli pominąć Hiszpanię, wyrazistą linią oddzielającą od siebie dwie religie uniwersalistyczne, chrześcijaństwo i islam. Upraszczając nieco: północne wybrzeże Morza Śródziemnego było chrześcijańskie, południowe — islamskie. Tam, gdzie muzułmanie przedarli się przez tę linię ku północy (zob. s. 12-13), już ich wyparto, jak we Francji (około 973 roku) i na Sycylii (1091), albo przynajmniej, jak w Hiszpanii, właśnie się do tego szykowano.

Można by się spodziewać, że Europa, mobilizując się do zdecydowanego kontrnatarcia przeciwko muzułmanom, którzy między VII a X wiekiem sprowadzili na nią tyle nieszczęść, zachowa jedność. Jednak choć już przezwyciężyła co prawda bezpośrednie następstwa tych inwazji, których przebieg skomplikowali jeszcze Węgrzy i Normanowie, i znajdowała się ponownie na fali wznoszącej, to nie mogło być mowy o jakiejś jej jednolitej, choćby tylko połowicznie, woli politycznej, tak jak niegdyś reprezentowało ją w odniesieniu do całego właściwego kontynentu cesarstwo karolińskie. Wręcz przeciwnie, Europa była uwikłana w niezmiernie ciężkie walki wewnętrzne. Okrzepłe w XI wieku i spragnione reform papiestwo starało się w tak zwanym sporze o inwestyturę zrzucić z siebie kuratelę władzy świeckiej, która symbolicznie przejawiała się w tym, że król przez wręczenie pierścienia i laski wprowadzał biskupów i opatów Kościoła Rzeszy na ich urzędy eklezjalne, domagając się zarazem — na podstawie tak zwanego prawa kościołów prywatnych — uznania nad nimi swojej zwierzchności. Naturalną koleją rzeczy najpoważniejszym przeciwnikiem papieża w tym sporze był cesarz. Cesarz Henryk IV (1056—1105) zerwał całkowicie z papieżem i uznawał jedynie protegowanego przez siebie antypapieża Wiberta z Rawenny (Klemens III, 1080—1100). Punkt kulminacyjny sporu o inwestyturę został już co prawda przekroczony w momencie słynnej pielgrzymki pokutnej Henryka IV do Canossy (1077) i obalenia jego papieskiego adwersarza, Grzegorza VII (1073—1085), które nastąpiło w kilka lat później, ale cesarz wciąż obłożony był klątwą kościelną i długo jeszcze nic nie zapowiadało ugody, która miała zostać zawarta w 1222 roku w konkordacie wormackim. W kalkulacjach papieża planującego krucjatę dla cesarza nie było w każdym razie miejsca. W równie niewielkiej mierze mógł on jednak liczyć na królów Francji i Anglii. Filip I Francuski (1060—1108) został w 1094 roku ekskomunikowany, ponieważ kilka lat wcześniej oddalił swą małżonkę Bertę, Wilhelm II Rufus Angielski (1087—1100), potomek owego Wilhelma Zdobywcy, który w 1066 roku zdobył anglosaską Anglię, wciąż jeszcze zajęty był konsolidacją władzy normańskiej i uprawiał politykę na ogół mocno antykościelną. Północna Italia uwikłana była w papieski zatarg z cesarzem, Italia południowa zaś podbita dopiero co przez Normanów, którzy wypędzili stamtąd Bizantyjczyków i Saracenów. Na Półwyspie Iberyjskim Asturia—Leon, Nawarra i Aragonia oraz Portugalia usiłowały wyprzeć muzułmanów, co ostatecznie miało się powieść dopiero w 1492 roku.

Od 1054 roku także Kościół chrześcijański nie był już jednością1. Podział niezaleczony do dzisiaj nastąpił z pozoru w następstwie zachodniego wtrętu w Credo, którego Wschód nie chciał przyjąć bez sprzeciwu, oraz na tle kwestii liturgicznej, czy do Eucharystii używać należy chleba na zakwasie czy niezakwaszonego. Zagadnienia natury kościelnopolitycznej i politycznej, jak problem prymatu biskupa Rzymu oraz rywalizacja między cesarstwem wschodniorzymskim i zachodniorzymskim odgrywały wszakże równie poważną rolę, jak postępujące oddalanie się od siebie obu gałęzi Kościoła chrześcijańskiego w rycie i w teologii: greckojęzycznego Wschodu i łacińskiego Zachodu. Kulturowe zróżnicowanie tych dwu światów stało się zbyt wielkie, by można było zachować trwałą jedność chrześcijaństwa. Jednak po 1054 roku wcale nie zerwano wszystkich stosunków między Zachodem i Wschodem, wręcz przeciwnie: pragnienie jakiejś unii kościelnej przewijało się przez całą politykę papieską średniowiecza i wywarło trwały wpływ także na dzieje wypraw krzyżowych. W Rzymie dobrze zdawano sobie sprawę z tego, że schizma nie zwalniała Zachodu z odpowiedzialności za braci chrześcijan na Wschodzie. Już w przededniu krucjat, w 1074 roku, Grzegorz VII chciał przyjść z pomocą cesarstwu wschodniemu nękanemu napaściami Seldżuków (por. s. 40) przez zorganizowanie jakiejś ekspedycji wojskowej, choć przypuszczalnie nie całkiem bezinteresownie. W 1078 roku całkowicie zmienił swoją politykę, gdy w następstwie jednej z bizantyjskich rewolucji pałacowych bezprzedmiotowy stał się kontrakt ślubny, zawarty na krótko przedtem przy poparciu papieża, pomiędzy południowoitalskim księciem normańskim Robertem Guiscardem a pewną księżniczką bizantyjską. Papież ekskomunikował nowego cesarza bizantyjskiego i rozciągnął tę sankcję także na Aleksego I Komnena (1081—1118), który po ponownej rewolucji pałacowej zdobył w końcu tron i w którego osobie Bizancjum po wielu latach niepokojów wewnętrznych otrzymało wreszcie znowu władcę energicznego pod każdym względem. Jakaś unia Kościołów była w tych warunkach na razie nie do pomyślenia.

W tym samym roku, w którym Aleksy wstąpił na tron, Normanowie zaatakowali cesarstwo bizantyjskie, od którego w 1071 roku oderwali Bari, jego ostatni przyczółek w Italii, także w Epirze. Aleksy Komnen zdołał ich stamtąd wyprzeć z pomocą Wenecji, zwłaszcza że niepokoje w południowej Italii odwołały Roberta Guiscarda do ojczyzny, gdzie dopadła go śmierć (1085). Głównym zwycięzcą była Wenecja. Swoją pomoc kazała sobie wynagrodzić daleko idącymi przywilejami handlowymi, które rozszczelniły tradycyjny system handlowy Bizancjum i równocześnie ugruntowały trwałe wpływy polityczne Wenecji nad Adriatykiem, dostarczając jej odskoczni do późniejszej ekspansji w kierunku Bizancjum, wschodniej części Morza Śródziemnego oraz Lewantu. Groźniejsza od Normanów była dla Bizancjum sytuacja na obszarach islamskich. Już wkrótce po śmierci Mahometa okazało się, jak olbrzymia polityczna siła uderzeniowa tkwiła w nowej religii. Uskrzydleni ideą dżihadu, świętej wojny (od swej chrześcijańskiej odmiany różniła się zasadniczo tym, że ani w teorii, ani w praktyce nie była wojną obronną, lecz od początku przedsięwzięciem ofensywnym), Arabowie rozpoczęli oszałamiającą ekspansję na wschód i na zachód. W drugiej połowie VII wieku zdobyli całą zachodnią Afrykę. W 711 roku Tarik z dynastii Umajjadów przeprawił się pod Gibraltarem do Hiszpanii i unicestwił państwo Wizygotów. Dopiero w 732 roku Karol Młot z dynastii Karolingów zdołał powstrzymać arabski potop w bitwie pod Poitiers. Jednak Arabowie ruszyli na podbój także innych części Europy. Podczas gdy na wschodzie poważnie zagrozili cesarstwu bizantyjskiemu, na zachodzie zdobyli w IX wieku Sycylię i usadowili się w południowej Italii, gdzie w 982 roku zadali dotkliwą klęskę cesarzowi rzymskiemu Ottonowi II. Z przyczółków na wybrzeżu prowansalskim pustoszyli południową Francję i Szwajcarię, kontrolowali przełęcze alpejskie, a w 972 roku dokonali sensacyjnego wypadu, w którego następstwie pojmali na Wielkiej Przełęczy św. Bernarda powszechnie szanowanego opata Majolusa z Cluny. Wtedy karta się odwróciła. Stopniowo mobilizowano się do zdecydowanego przeciwdziałania. Arabowie zostali wyparci zarówno z Francji, jak i — przez Normanów — z Italii i Sycylii. Mocniejszą stopą stanęli wszakże w Hiszpanii; tu rekonkwista, odbijanie zajętych ziem, trwała do końca średniowiecza.

Pod względem religijnym także islam był widownią rozłamu pomiędzy sunnitami a szyitami. Jego ewolucję należy tu przedstawić nieco obszerniej, albowiem silnie wpłynęła ona na bieg dziejów islamu w epoce krucjat2. Obie te orientacje religijne miały swe korzenie w sytuacji, jaka zaistniała w chwili śmierci Mahometa. Podczas gdy jedni uznali za kalifa (= zastępcę proroka) Abu Bakra, bliskiego współpracownika Mahometa, inni byli zdania, że Ali, jego kuzyn i zięć, ma jako krewny większe prawa do schedy po nim, którą też faktycznie przejął jako czwarty kalif. Jego zwolennicy zwali się szyitami (od sziat Ali = stronnictwo Alego) i uznawali za kalifów już tylko jego potomków. Drugie ze stronnictw określało się natomiast mianem sunnitów, gdyż uważało się za posiadacza prawowitej tradycji (sunna = ustnie przekazywane wypowiedzi Mahometa). Zwolennikami orientacji sunnickiej byli zwłaszcza abbasydzcy kalifowie w Bagdadzie, ponieważ jako parweniusze, którzy wymordowali Umajjadów, prawowitą dynastię kalifów z Damaszku, musieli się odtąd wykazywać szczególną ortodoksją. Z drugiej strony nieuchronne były także rozłamy wewnętrzne wśród szyitów, albowiem Ali miał kilka żon. Główną doktryną wszystkich kierunków była ta, zgodnie z którą łańcuch imamów (= następców Alego) musi ulec w pewnym momencie przerwaniu, gdyż ostatni z nich będzie działał dalej w ukryciu, by jako mahdi, zbawiciel wyobrażany w kategoriach eschatologicznych, przynieść kiedyś mieszkańcom Ziemi sprawiedliwość i nawrócić ich na szyizm. Spierano się jednak, na kim to właściwie miałby się urwać ów łańcuch, i w zależności od liczby uznawanych jeszcze imamów rozróżniano „pięciowców”, „siedmiowców” i „dwunastowców”, przy czym ci ostatni stanowili skrzydło umiarkowane, podczas gdy „siedmiowcy” za mahdiego uważali siódmego imama, Ismaila, i utworzyli skrzydło skrajne, zwane też izmailitami. Dzięki tendencjom społeczno-rewolucyjnym, obecnym w ich ruchu, oraz mocnym związkom z islamskimi cechami rzemieślniczymi zdołali pozyskać licznych zwolenników i ustanowić w 909 roku w północnej Afryce kalifat fatymidzki (od 973 roku w Kairze), konkurujący z abbasydzkim w Bagdadzie. Kalif fatymidzki uchodził teraz za objawionego mahdiego, wkrótce jednak popadł w podobną zależność od armii i biurokracji, jak jego rywal w Bagdadzie. Gdy w 1094 roku egipski wezyr al-Afdal uczynił kalifem nie Nizara, najstarszego syna poprzedniego kalifa, lecz uległego i młodego al-Mustalego, Fatymidzi utracili poparcie izmailitów, a głównym ośrodkiem sekty stało się skrajne skrzydło nizarytów, którego perski odłam zasłynął pod mianem asasynów, zwanych tak od łacińskiego zniekształcenia słowa „haszysz”, oznaczającego narkotyk, którym jakoby wprawiali się oni w stan zbliżony do transu. Prężnie zorganizowani pod przywództwem swego rodzaju „wielkiego mistrza”, podnieśli mord do rangi obowiązku religijnego i broni politycznej. Na początku XII wieku usadowili się także w północnej Syrii. Krwawo prześladowani przez sunnitów, stali się odtąd żywiołem niepewności i terroru dla tychże sunnitów oraz dla chrześcijan, których przerażeniu dobitny wyraz nadali zachodni trubadurzy XIII wieku. Asasyni czynili wszystko, by udaremnić stworzenie jakiegoś jednolitego frontu sunnickiego, który zwróciłby się nie tylko przeciwko państwom krzyżowców, powstałym w następstwie Pierwszej Krucjaty, lecz także przeciwko szyitom, co sprawiało znów, że pożyteczni byli i dla owych państw.

Polityczne oblicze świata islamskiego w XI wieku, dotychczas zdominowanego przez Arabów, ukształtowało wtargnięcie Turków z Azji Środkowej3. Turcy byli pierwotnie wyznawcami szamanizmu, jednak w X wieku nawrócili się na islam sunnicki. Ocalili oni islam w tym sensie, że przynieśli z sobą wojowniczego ducha ludów koczowniczych w tym właśnie momencie, gdy polityczna siła uderzeniowa Arabów już wygasła. Szczególne znaczenie zyskali Seldżucy, lud turecki, którego władcy w czasie niewiele dłuższym niż połowa stulecia zbudowali olbrzymie imperium, rozciągające się od Chorasanu przez Iran aż po Kaukaz, na zachodzie i południu przez dolną i górną Mezopotamię po Syrię, Palestynę i Hidżaz, kolebkę islamu. Prawowierni kalifowie, wyzwoleni spod dotychczasowej dominacji perskich Bujjidów, byli jedynie narzędziami w rękach sułtanów seldżuckich. Sułtan Arp Arslan (1063—1073) posunął się jeszcze dalej na zachód i pokonał w 1071 roku pod Mantzikertem we wschodniej Anatolii wojska bizantyjskie. Od tego czasu Turcy przenikali niepostrzeżenie do Anatolii i podkopywali tam powoli, ale skutecznie panowanie bizantyjskie. Ten proces wypierania Bizantyjczyków z terenów będących właściwie źródłem siły ich państwa, zakończony za panowania sułtana Malika Szacha (1073—1092), wpędził w opresję Kościół grecki w Anatolii i utrudnił także pielgrzymki drogą lądową do świętych miejsc Palestyny, jednak dawniejsi badacze niewątpliwie przeceniali nieco te utrudnienia. Tylko dla Bizantyjczyków utrata Anatolii była katastrofą. Nie sposób dowieść, by Turcy uciskali wschodnich chrześcijan, jak podawały to źródła zachodnie oraz jak rzekomo twierdził także Urban II w Clermont. Na zdobytych obszarach miejscowi chrześcijanie nie byli traktowani inaczej niż zawsze pod panowaniem islamu: uchodzili za mniejszość religijną, podbitą, ale korzystającą z ochrony prawa islamskiego, zobowiązaną do płacenia podatków i posiadającą ograniczoną swobodę kultu. To, czego doświadczali chrześcijanie w podbijanym kraju, wiązało się z przebiegiem działań wojennych i dotyczyło wszystkich warstw ludności. Zwłaszcza niemelkickie kościoły Wschodu (niemówiący po grecku jakobici i nestorianie), które pod władzą Kościoła greckoprawosławnego poddawane były prześladowaniom z powodu swej sympatii do monofizytyzmu i innych herezji, nie miały żadnego powodu, by opłakiwać zmianę władzy, a ich pisarze z tym samym zapałem co kronikarze islamscy głosili chwałę Malika Szacha, który po niepokojach wojny symbolizował powrót porządku. Poza prześladowaniami za panowania kalifa Hakima (1009) nie sposób wykazać w XI wieku żadnych pogromów antychrześcijańskich. Prześladowania, które Turkmeńczyk Atsiz rozpętał w 1078 roku w Jerozolimie, miały charakter wyraźnie antyfatymidzki, to znaczy antyarabski, a chrześcijan prawdopodobnie oszczędzono. Znamienne jest zresztą, że wschodni chrześcijanie nie dopominali się o pomoc Zachodu. Gdy Urban II i propaganda krucjatowa akcentowali prześladowania, jakim ich poddawano, to czynili tak albo z nieznajomości prawdziwej sytuacji, albo po to, by wzbudzić w Europie określone resentymenty.

Cesarz bizantyjski miał jednak do czynienia z Turkami nawet w Europie. Pieczyngowie, lud pochodzenia tureckiego osiadły nad Dunajem, sprzymierzyli się z małoazjatyckimi Seldżukami i w latach 1091—1092 z tej dogodnej pozycji, umożliwiającej wzięcie przeciwnika w kleszcze, prowadzili groźną wojnę z Bizancjum. Aleksy, z właściwą sobie energią, zdołał w kwietniu 1091 roku zadać Pieczyngom tak dotkliwą klęskę, że nieomal całkowicie zniknęli oni z kart historii. Jednak Seldżucy w Azji Mniejszej siedzieli zbyt mocno w siodle, by Aleksy także im mógł zadać skuteczny cios. Musiał zadowolić się zawarciem w 1092 roku porozumienia z sułtanem Kilidżem Arslanem (1092—1107). Gdy państwo wielkoseldżuckie rozpadło się po śmierci Malika Szacha (1092), Kilidż Arslan przejął z masy spadkowej część ziem Anatolii, z których stopniowo wykształcił się rumseldżucki Sułtanat Ikonium (Rum = [wschodni] Rzym). Układ z Aleksym początkowo zapewnił temu ostatniemu spokój od napaści seldżuckich, a sułtanowi pozwolił na skonsolidowanie jego pozycji w Azji Mniejszej. W Syrii śmierć Malika Szacha wywołała wszakże objawy poważnego rozkładu, które trwały ponad dziesięciolecie. Kresem tej ewolucji był system emiratów seldżuckich w Azji Przedniej, których wzajemne stosunki były zrównoważone tak subtelnie, że nawet drobne zmiany w politycznym układzie sił czyniły konieczną przebudowę owego systemu. To wyjaśnia bardzo skomplikowane i nieustanne zmiany aliansów syryjskich w pierwszej połowie XII wieku, w które nowo powstałe państwa krzyżowców zostały natychmiast wciągnięte jako dodatkowy element polityki lewantyńskiej.

Zmiany nastąpiły tymczasem i na Zachodzie. Grzegorz VII zmarł w 1085 roku, a po krótkim pontyfikacie Wiktora III na Stolicę Piotrową wstąpił Urban II (1088—1099). Był on dyplomatą bardziej giętkim niż Grzegorz i próbował polepszyć ponownie stosunki z Bizancjum4. W 1089 roku wysłał poselstwo do Aleksego, by się z nim pojednać. Ekskomunika została cofnięta. Aleksy wyszedł naprzeciw tym usiłowaniom i w rezultacie między cesarzem a papieżem zapanowały przyjazne stosunki, których żadna ze stron nie chciała zaostrzać przez uwypuklanie sporów teologicznych. Aleksy był gotowy wpisać imię Urbana, jak za dawnych czasów, do dyptyków (list patriarchów) w Konstantynopolu, jeśli Urban w określonym terminie złożyłby zadowalające wyznanie wiary. Nic z tego nie wyszło, albowiem Urban nie okazywał ku temu gotowości, jednak żadna ze stron nie nadawała tej sprawie wielkiej wagi, tak że nie wynikły stąd jakiekolwiek niekorzystne następstwa. Urban był zadowolony, że Aleksy, uznawszy się za uwolnionego od zagrożenia normańskiego i pozostając w znośnej zgodzie z papieżem, zrezygnował teraz z pertraktacji wcześniej energicznie prowadzonych z cesarzem Henrykiem IV. Aleksy mógł teraz pomyśleć o zreorganizowaniu armii bizantyjskiej, znajdującej się w stanie postępującego rozkładu od niszczącej bitwy pod Mantzikertem. Miał nadzieję dokonać tego między innymi z udziałem zachodnich najemników. Te zamiary mogły być jedną z przyczyn, które sprawiły, że ponownie wdał się z Urbanem II w rokowania na temat unii kościelnej. Zachodnie oddziały najemne nie były w Bizancjum niczym nowym. Już w poprzednich wiekach istniała w Konstantynopolu elitarna formacja cudzoziemska, tak zwana gwardia wareska. Także kontyngenty normańskie, mimo tradycyjnej wrogości państw normańskich wobec Bizancjum, często walczyły w szeregach armii bizantyjskiej, a ich waleczność była powszechnie znana i budziła lęk. Choć Bizancjum po 1092 roku przeżywało okres spokoju, naturalne było, że Aleksy nie chciał rezygnować z kontyngentów najemnych. I tak na przykład prosił w owym czasie o takie oddziały hrabiego Flandrii, Roberta I, którego poznał podczas jednej z pielgrzymek. A gdy Urban II w marcu 1095 roku zwołał w Piacenzy sobór poświęcony ogólnym kwestiom reformy kościelnej, byli na nim obecni zrządzeniem losu także posłowie cesarza bizantyjskiego, którzy podkreślali, jak mili byliby Aleksemu zachodni najemnicy. Najwyraźniej przesadzili nieco w opisie groźnej sytuacji cesarstwa, gdyż w kręgach Kurii wytworzyło się mniemanie, jakoby cesarstwu bizantyjskiemu (a tym samym i Kościołowi chrześcijańskiemu na Wschodzie oraz sprawie ponownego zjednoczenia, rozdzielonych od 1054 roku, Kościołów, najlepiej pod rzymskim prymatem) można było pomóc jedynie drastycznymi środkami. Ów fragment u Bernolda z Konstancji, który informuje nas o soborze w Piacenzy, często gwałtownie atakowano, jednak nigdy naprawdę nie obalono, a relację Bernolda przyjmuje się dziś powszechnie za prawdziwą. Istnieje ponadto bizantyjska kronika z XIII wieku, która, jak się wydaje, czerpała z wiarygodnych historyków współczesnych i która potwierdza zapiski Bernolda. Ujawnia ona także fakt, iż Aleksy w swej prośbie o pomoc, skierowanej w Piacenzy do papieża, wyraźnie umieścił na pierwszym planie ideę pomocy Jerozolimie, albowiem obiecywał sobie po tym wielki efekt propagandowy w Europie, chociaż w rzeczywistości miał na oku zupełnie inne cele, a mianowicie odzyskanie Anatolii dla Bizancjum. Krucjata była wszakże ostatnią rzeczą, której pragnął. Myślał o niewielkich kontyngentach najemników, które mógłby kontrolować, nie zaś o licznych wielkich armiach rycerskich, jakie później uczestniczyły w Pierwszej Krucjacie. Byłby prawdopodobnie bardziej powściągliwy, gdyby przeczuwał, co go czeka. Ale hasło już padło i sprawy toczyły się swoim biegiem. Niewiele ponad pół roku po prośbie z Piacenzy Urban II wezwał w Clermont do krucjaty.


1 St. Runciman, The Eastern Schism (1955).

2 B. Lewis, The Isma'ilites and the Assassins, w: A History of the Crusades 1 (1955), s. 99 nn. M.G. Hodgson, The Order of the Assassins (1955).

3 C. Cahen, Pre-Ottoman Turkey. A General Survey of the Material and Spiritual Culture ca. 1071—1330 (1968). Tenże, La premiere pénétration turque en Asie Mineure, „Byzantion” 18 (1946/48), s. 5 nn. Tenże, En quoi la conquete turque appelait-elle la croisade?, „Bulletin de la Faculté des Lettres de Strasbourg” 29 (1950), s. 118 nn.

4 W. Holtzmann, Studien zur Orientpolitik des Reformpapsttums und zur Entstehung des ersten Kreuzzuges, „Historische Vierteljahresschrift” 22 (1924/25), s. 176 nn. Tenże, Die Unionsverhandlungen zwischen Kaiser Alexios I. und Papst Urban II. im Jahre 1089, „Byzantinische Zeitschrift” 28 (1928), s. 38 nn. F. L. Ganshof, Robert le Frison et Alexis Comnene, „Byzantion” 31 (1961), s. 57 nn. Wokół listu cesarza Aleksego do Roberta I z Flandrii, który Ganshof datował na 1089/90 r., Erdmann zaś (zob. niżej przyp. 5), s. 365 n., i Joranson („American Historical Review” 55, 1950, s. 811 nn.) na rok 1105 jako sfałszowany materiał propagandowy na potrzeby krucjaty Boemunda I z Antiochii przeciwko Bizancjum, odbyła się wnikliwa dyskusja. C. Cahen, La politique orientale des comtes des Flandre et la lettre d'Alexis Comnene, w: Mélanges d'Islamologie (pamięci A. Abela, 1974), s. 84 nn., zgłosił tak fundamentalne zastrzeżenia wobec datowania na rok 1105, że można je uznać za obalone, choć jednocześnie nie sposób się zgodzić z M. de Waha, La lettre d'Alexis Comnene a Robert Ier le Frison, „Byzantion” 47 (1977), s. 113 nn., który wbrew źródłom obstaje przy tym, że list, w swej materii autentyczny, skierowany był już do biorącego udział w krucjacie hrabiego Roberta II z Flandrii. D.C. Munro, Did the Emperor Alexios I Ask for Aid at the Council of Piacenza 1095?, „American Historical Review” (1922), s. 731 n. P. Charanis, Byzantium, the West and the Origin of the First Crusade, „Byzantion” 19 (1949), s. 17 n.

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama