"Wszędzie wnosić Chrystusa"

Bł. Jerzy Matulewicz i odrodzenie Zakonu Marianów

„Wszędzie wnosić Chrystusa. Wszystko odnawiać i odbudowywać w Chrystusie, wszystkich pozyskiwać dla Chrystusa” — te słowa brzmią jak manifest ideowy. Zapisał je na kartach swojego Dziennika duchowego ks. Jerzy Matulewicz, przeszło rok po wstąpieniu do skazanego przez władze zaborcze na wymarcie Zakonu Ojców Marianów (pierwszej męskiej wspólnoty zakonnej założonej na terenie Rzeczpospolitej przez bł. Stanisława Papczyńskiego). W powyższych słowach ks. Matulewicz wyraził to, co zawsze było treścią jego życia i aktywności. O apostolsko-społecznych działaniach o. Jerzego można by pisać wiele: wybitny ojciec duchowny i rekolekcjonista zatroskany zwłaszcza o duchowieństwo i stan zakonny, propagator ewangelicznej troski o robotników narażonych na antykościelną propagandę, zwolennik zaangażowania świeckich w apostolat, kapłan wrażliwy na wszelką ludzką biedę... Wstąpił do marianów, pociągając przy tym do zakonu swoich przyjaciół z Akademii Duchownej w Petersburgu, w której był profesorem. Jak stwierdził — od dawna pragnął wieść życie zakonne. Wiedział też, że w zorganizowany sposób, zespołowo, bardziej może służyć Kościołowi, który nazywał „najgorętszym swoim ukochaniem”.

29 sierpnia 1909 r. ks. Jerzy złożył pierwsze śluby zakonne w mariańskiej wspólnocie. Jego przyjaciel — ks. Franciszek Buczys — został przyjęty do nowicjatu. Działo się to w tajemnicy przed rosyjskimi władzami, ale za zgodą i w porozumieniu ze Stolicą Apostolską. To był początek odrodzenia zakonu, w którym żył już tylko jeden marianin — o. Wincenty Sękowski, przełożony generalny. Inni marianie albo już odeszli do wieczności, albo przeszli w szeregi duchowieństwa diecezjalnego.

Za przykładem o. Jerzego (który po śmierci o. Sękowskiego w 1911 r. został generałem zgromadzenia) poszli inni, w większości księża diecezjalni, którzy osobiście go znali. W zreformowanym mariańskim zgromadzeniu widzieli oni formację otwartą, zdolną oddziaływać na różne dziedziny życia religijnego i społecznego.

Pierwsi marianie w odrodzonym zakonie zakładali szkoły i kolegia, wydawali czasopisma i książki, pracowali na uczelniach i wśród prostych wiejskich ludzi, prowadzili misje i rekolekcje; w końcu — na życzenie Stolicy Świętej — udali się także do pracy misyjnej wśród Rosjan wschodniego rytu w dalekim Harbinie, w Mandżurii. Ojciec Jerzy marzył także o pracy marianów w samej Rosji, ale to marzenie do końca się nie ziściło. Ważną rzeczą był natomiast fakt, że w odrodzonym Zgromadzeniu w pracy dla Kościoła połączyli się przedstawiciele zwaśnionych narodów: głównie Polacy, Litwini, Białorusini. Do nich dołączyli Łotysze, którzy nie mieli dotąd żadnego męskiego klasztoru na terenie swojej ojczyzny. I na ogół potrafili oni żyć ze sobą zgodnie, choć posługiwali raczej pośród swoich własnych rodaków. To też był fenomen osobowości mariańskiego Odnowiciela, oddziałującej na wszystkich współbraci.

Zakonników ze zreformowanej mariańskiej kongregacji od dawnych marianów odróżniał brak białego habitu. W warunkach konspiracji trzeba było zrezygnować z tego znaku; księża zaczęli używać zwykłej sutanny, bracia zakonni — stroju świeckiego. Nawet po zakończeniu czasu niewoli nie powrócono do stroju zakonnego. Ojciec Odnowiciel chciał, by marianie nie odznaczali się tym, co zewnętrzne, ale duchem, świętością życia i apostolską gorliwością, tak jak ich Wzór i Patronka — wiodąca życie ukryte Maryja z Nazaretu. Zresztą, dla braci zakonnych przewidział też dużą rolę — wchodzenia w środowiska świeckie, głównie takie, do których duchowni nie mieli dostępu. Brak habitu miał być w tym dla nich wydatną pomocą. Oni też mieli „wszystkich pozyskiwać dla Chrystusa”.

Odnowione zgromadzenie musiało sobie jednak wciąż stawiać pytania o własną tożsamość, o swoją rolę w Kościele w nawiązaniu do idei Założyciela. Próbowano nawiązać do dawnej mariańskiej przeszłości, ale było to zadanie niełatwe z uwagi na brak dokumentów po dawnych marianach oraz stosownych opracowań; to wypracowano dopiero z biegiem lat. Niemniej w postawie pietyzmu wobec dawnej tradycji zakonu czyniono próby przejęcia kościoła Wieczerzy Pańskiej w Górze Kalwarii k. Warszawy, gdzie spoczywają doczesne szczątki Ojca Założyciela, a na jednej z kapituł uchwalono wniosek o działaniach na rzecz wznowienia jego procesu beatyfikacyjnego, przerwanego przez rozbiory. Urządzano pielgrzymki do grobu świątobliwego zakonodawcy. Rzeczywistość dnia codziennego, a także prawne zapisy ówczesnych Konstytucji mariańskich zadają kłam twierdzeniom niektórych osób, jakoby zreformowane zgromadzenie nie miało nic wspólnego z dawnym zakonem założonym przez o. Papczyńskiego. Potwierdziła to swego czasu Stolica Apostolska, która musiała wyjaśnić jednemu z biskupów, że Zgromadzenie Księży Marianów jest tym samym organizmem zakonnym, który został założony w XVII wieku, ale którego forma uległa zmianie ze względu na nowe warunki.

Inną trudnością, przed którą stanęli marianie, były kwestie czysto organizacyjne. Wszystko trzeba było budować niejako od początku; zdobywać fundusze na dzieła apostolskie i odzyskiwać dawne klasztory oraz zakładać nowe. Stosunek prowadzonych dzieł do stanu personalnego zakonników i marnych możliwości finansowych był jednak imponujący! Ojciec Odnowiciel czuwał osobiście nad wieloma sprawami. Korespondencja z tego okresu pokazuje jak wielkim autorytetem cieszył się u współbraci i jak bardzo był szanowany, wręcz kochany. Niezależnie czy pisał doń Polak, Litwin, Białorusin, czy Łotysz — zwracał się zawsze w postawie zaufania, bo i miał ku temu powody. Każdy pisał przecież do ojca generała, który wyznał kiedyś, że „jego partią jest Chrystus” i że „kocha wszystkie narody bez różnicy”. I bez cienia hagiograficznej przesady można rzec, że każdy, kto go znał, odczuwał, iż powyższe stwierdzenia to nie żadne gołosłowie.

Ojciec Matulewicz w 1918 r. został prekonizowany na biskupa wileńskiego. Stało się to wbrew jego oczekiwaniom, a na pewno — wbrew pragnieniom. Chciał bowiem poświęcić wszystkie swe siły dla Zgromadzenia, widział, jak wiele jeszcze trzeba spraw uporządkować. Wola Boża okazała się inna. Stanął na kilka lat na czele podzielonej narodowościowo diecezji, bo w jego osobie widziano nie polityka, ale pasterza zdolnego stać na straży katolickiej jedności. Zgromadzenie odczuło kolejny organizacyjny brak, związany tym razem z zaangażowaniem swego generała dla innej cząstki Kościoła. Z drugiej strony doświadczyło, że bardziej wypełnia swoją misję, którą wyraża mariańskie zawołanie „dla Chrystusa i Kościoła”. A ten sam duch, który kierował o. Jerzym przez lata duszpasterskiej posługi najpierw jako kapłana diecezji kieleckiej, następnie jako marianina, ujawnił się w jego rządach w diecezji wileńskiej. Był to duch katolickiego uniwersalizmu, tego samego jaki wszczepiał w mariańską wspólnotę; duch umiłowania Chrystusa nade wszystko, a w Chrystusie — wszystkich ludzi.

Odnowione Zgromadzenie Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, przeżywające w bieżącym roku jubileusz 100. rocznicy pamiętnego aktu z 1909 r., to jaskrawy przykład tego, jak jedna osoba, która jest w stanie rozpoznać Bożą miłość, może pociągnąć za sobą wiele innych, wrażliwych ludzi. Ojciec Jerzy, odchodząc z tego świata w 1927 r., pozostawił Zgromadzenie, które liczyło już prawie 300 członków. Ten historyczny fakt jest przykładem dla każdego z nas, że dobro, prawda, miłość to wartości, które mają ogromną zdolność rozprzestrzeniania się zawsze wtedy, gdy zastaną podatny grunt. Często dzieje się to bez wielkiego rozgłosu, tak jak odradzane na początku w konspiracji mariańskie zgromadzenie. Warto więc — w nawiązaniu do zacytowanych na początku słów bł. Jerzego — zapytać siebie: jaki jest mój chrześcijański „ideowy manifest”?

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama