O hipotezach dotyczących osoby, której wizerunek znajduje się na Całunie Turyńskim
Przez wieki nie zwracano większej uwagi na wizerunek, który odbity jest na Całunie. Nic dziwnego - jest tak niewyraźny, że niemal zlewa się z płótnem. Nie badano też samej tkaniny. Ludziom wystarczała świadomość tego, że - jak wierzyli - Całun okrywał ciało Chrystusa i są na nim ślady Jego krwi.
Tajemnice Całunu zaczęto odkrywać dopiero na przełomie XIX i XX w. W 1898 r. włoski fotograf-amator Secondo Pia zrobił pierwsze w historii zdjęcie tej tkaniny. Gdy oglądał w ciemni negatyw, jego oczom ukazała się z niezwykłą wyrazistością postać człowieka, odsłoniły się niedostrzegalne szczegóły wizerunku. Zrozumiał, że Całun może wiele opowiedzieć...
W pierwszym momencie patrzącemu rzuca się w oczy nie sam wizerunek postaci, lecz uszkodzenia płótna. Właściwie to cud, że tak delikatna tkanina przetrwała tyle wieków, i to pomimo burzliwych wydarzeń. Paradoksalnie, do najcięższych uszkodzeń Całunu doszło nie wtedy, gdy był przewożony i ukrywany, lecz w czasie, gdy go troskliwie przechowywano. Największe zniszczenia pozostawił pożar w kaplicy w Chambery w 1532 r. Ołowiana skrzynia, w której przechowywano Całun, zaczęła się topić. Kilka kropel metalu spadło na złożone płótno i wypaliło szesnaście dużych dziur. Gaszący pożar - dwaj franciszkanie, dworzanin i kowal - próbowali schłodzić relikwiarz, wylewając na niego wiadra wody. Ta, przedostawszy się do skrzyni, przemoczyła płótno i pozostawiła siedem czworokątnych jasnych plam. Po pożarze siostry klaryski naprawiły tkaninę, łatając ją kawałkami korporału i podszywając całość lnianym płótnem holenderskim.
Na Całunie są też starsze ślady ognia, rozłożone symetrycznie w czterech miejscach. Nie wiadomo jednak, kiedy i w jaki sposób powstały. Być może był to efekt dotknięcia nieostrożnie trzymaną kadzielnicą. Mówi się też, że jest to ślad po ordaliach, czyli "sądzie Bożym". Podczas takiego "sądu" przytykano do relikwii rozżarzony pręt, jeśli zapaliła się, uznawano ją za fałszywą. Nie ma jednak pewności, czy Całun był poddawany takim próbom.
Samo płótno jest jedyne w swoim rodzaju, naukowcy nie znają podobnego. Najprawdopodobniej powstało na Bliskim Wschodzie, być może w Syrii, w pierwszych wiekach naszej ery. Jest to lniana drogocenna tkanina, tkana splotem ukośnym zygzakowatym, bardzo rzadko używanym, najczęściej w tkaninach wełnianych lub jedwabnych, nigdy zaś w lnianych. Ponadto, każda nić osnowy przechodzi kolejno nad trzema a potem pod jedną nicią wątku, co jest również nietypowe i jeśli się zdarza, to w materiałach o znacznie mniejszej gęstości niż Całun.
Płótno ma kształt prostokąta o wymiarach 4,36 na 1,1 m. Zauważono, że wymiary te stanowią wielokrotność łokcia, miary długości powszechnie stosowanej m.in. w starożytnej Palestynie (łokieć liczył ok. 54 cm). Nie wiadomo jednak, czy nie jest to czysty przypadek, tym bardziej że w przeszłości małe kawałki Całunu odcinano na relikwie. Przypuszcza się, że skrócono w ten sposób m.in. tę część, na której odbita jest przednia strona stóp.
Wzdłuż jednego z dłuższych boków Całunu doszyto pas o szerokości ok. 8 cm, krótszy od płótna o 46 cm. Pas ten wygląda na odcięty, a następnie starannie doszyty w to samo miejsce, o czym świadczy splot, który w obu fragmentach idealnie do siebie pasuje. Nie wiadomo jednak, dlaczego to uczyniono.
Na Całunie zauważono prostokątne pasy, ułożone wokół twarzy mężczyzny, tworzące jakby dwie litery U. Naukowcy wciąż nie są pewni, co pozostawiło taki ślad. Najpopularniejsza teoria głosi, że są to odciski specjalnej podpórki, na której w starożytności i średniowieczu układano głowę zmarłego (wykonywano ją przeważnie z drewna lub słomy). Nie wiadomo jednak, z jakiego powodu na Całunie są odciśnięte dwie litery U, skoro nie znany jest przypadek użycia podwójnej podpórki.
Na Całunie są również fragmenty napisów, ułożone głównie wzdłuż wspomnianych pasów. Nie wiadomo kto, kiedy i w jakim celu je tam umieścił. Nie jest pewne nawet, czy naniesiono je na Całun ,gdy jeszcze było w nim ciało, czy już później. Najprawdopodobniej pojawiały się w różnym czasie. Nie ma pewności co do ich znaczenia, gdyż litery są niewyraźne. Mimo wszystko, podejmowane są próby ich odczytania.
Po lewej stronie twarzy dostrzeżono napis przypominający starogreckie słowo PEZ, oznaczające „czynić, spełnić ofiarę” lub „zaświadczam”. Po prawej stronie znajduje się ciąg znaków, tworzących napis INNECE. Odczytuje się go przeważnie jako fragment łacińskiej formuły IN NECEM IBIS — „Pójdziesz na śmierć”. Obok widać znaki: NAZAPHNO lub NAZARENUS, czyli „Nazarejczyk”. Są też inne symbole, mogące określać tożsamość zmarłego: napis HEOY pod brodą, co może być fragmentem słowa Yheoi, czyli „Jezus”, i znajdujące się nad głową litery IC, uważane za skrót imienia Jezus Chrystus.
To nie wszystkie napisy, jakie znaleziono, są one jednak najistotniejsze dla badań. Wśród pozostałych warto wspomnieć fragmenty wezwania Sanctissime Iesu Miserere Nostri („Najświętszy Jezu, zmiłuj się nad nami”), znajdujące się nad prawym kolanem postaci. Jego powstanie tłumaczy się następująco: napis najprawdopodobniej przesiąkł z pergaminowej kartki, przytkniętej na jakiś czas do Całunu po to, by poświęcić ją przez kontakt z relikwią.
Na powierzchni Całunu przez wieki osadzały się mikroskopijne pyłki roślin. Są one bardzo trwałe, można je zidentyfikować nawet po setkach lat. W 1973 r. szwajcarski kryminolog Max Frei przeprowadził badania i na ich podstawie rozpoznał pyłki pięćdziesięciu ośmiu roślin. Siedemnaście z nich występuje we Włoszech i Francji, trzy czwarte w Palestynie: trzynaście spotyka się wyłącznie na pustyni Negew i w rejonie Morza Martwego, kolejne trzy tylko w okolicach Jerozolimy, np. Gundelia tournefortii. Na Całunie jest tak dużo jej pyłku, że można przypuszczać, że spadł na tkaninę prosto z kwitnącej rośliny. Część pyłków jest charakterystyczna dla roślin ze wschodnich obszarów dzisiejszej Turcji, m.in. z Konstantynopola. Znaleziono też pyłki pochodzące z Północnej Afryki i Sahary. Wyniki analizy pyłkowej wspierają przypuszczenia o wędrówce Całunu przez okolice Morza Śródziemnego.
Na Całunie nie znaleziono żadnych śladów farby, barwnika ani substancji, którym wizerunek mógłby być namalowany. Z pewnością też nie powstał wskutek odbicia na tkaninie krwi pokrywającej ciało ofiary: plamy krwi i obraz ciała są od siebie „niezależne” i łatwo je odróżnić. Co więcej, w miejscach, w które wsiąkła krew, wizerunek nie powstał. Nie wiemy więc, dlaczego ciało odbiło się na płótnie; wiadomo tylko, że powierzchnia włókien ma zmienioną strukturę. Naukowcy mówią o rozpadzie celulozy we włóknach, wskutek czego powstały słomiano - żółte plamy.
Badając materiał, naukowcy znaleźli natomiast fragmenty tkanin, drobiny ziemi, bakterie, grzyby i owady. Najistotniejszą substancją organiczną jest jednak wspomniana krew, która z pewnością jest krwią ludzką. Specjaliści rozpoznali, która krew wypłynęła przed, a która po śmierci mężczyzny, odróżnili też krew tętniczą od żylnej. Niezwykłe, że krew widoczna na Całunie do dziś zachowała intensywny czerwony kolor, chociaż zazwyczaj z upływem czasu brunatnieje. Próbowano tłumaczyć to m.in. konserwującym działaniem mirry i aloesu, których ślady znaleziono na płótnie. Odkryto też, że krew z Całunu zawiera wyższy niż przeciętny poziom bilirubiny, mogącej wpływać na zabarwienie krwi. Substancja ta występuje w krwi osób, które przed śmiercią doświadczyły wycieńczających cierpień.
Możemy być pewni, że płótno okrywało zwłoki okrutnie torturowanego mężczyzny. Ale jak zginął? Kim był?
Mężczyzna z Całunu w chwili śmierci liczył trzydzieści, czterdzieści lat. Był silnie zbudowany. Jego wzrostu i wagi nie da się dokładnie określić, gdyż płótno było wielokrotnie rozkładane i lekko się rozciągnęło. Ponadto wizerunek jest trochę zniekształcony, gdyż tkanina dopasowała się do budowy ciała. Ocenia się, że miał 175-180 cm wzrostu i ważył 75-81 kg.
Chociaż jego twarz jest wręcz zmasakrowana, wciąż widać, że miała bardzo proporcjonalne rysy. Oczy były osadzone blisko nosa, kości policzkowe są wysokie i nie wystające. Nosił wąsy i brodę, miał jasne, długie, lekko falujące włosy. Niedawno odkryto, że były one zaplecione w gruby, spuszczony na plecy warkocz.
Udało się określić grupę jego krwi: AB Rh+. To bardzo rzadka grupa, spotykana u 3-4 proc. ludzi na świecie, lecz znacznie częściej występująca wśród ludów Bliskiego Wschodu.
Twarz widoczna na Całunie jest jakby pokryta drobinkami krwi. Niektórzy uważają, że jest to ślad po „krwawym pocie” (hematidrozie), którego człowiek może doświadczać w sytuacjach skrajnego osłabienia, silnego wstrząsu psychicznego i strachu. Dalsza analiza wskazuje, że mężczyznę bardzo brutalnie bito po twarzy: oblicze jest zdeformowane, pokrywają je rany, prawdopodobnie uszkodzona jest czaszka. Uderzano przede wszystkim od lewej strony, dlatego prawa część twarzy jest szczególnie zniekształcona: na policzku widać trójkątną ranę, oko silnie spuchło, powieka została naderwana. Kości łuków brwiowych przecinają skórę, nos jest złamany. Przypuszcza się, że człowieka z Całunu mocno uderzono jakimś narzędziem, np. kijem lub biczem. To musiało spowodować obfity krwotok, o czym świadczy duża ilość krwi, która spłynęła na wąsy. Widać również, że wyrywano mu włosy z wąsów i brody, miejscami odrywając nawet kawałki skóry. Ten mężczyzna przewracał się i upadał na twarz, bowiem w okolicy nosa odkryto zmieszane z krwią drobiny ziemi. Są to kryształy aragonitu, rodzaj osadu wapiennego, przypominający ten, spotykany do dziś w okolicach Jerozolimy. Niewykluczone, że właśnie stamtąd pochodzi.
Przez wieki ludzie oglądający Całun byli przekonani, że w odbitej na nim twarzy widzą ogromne szeroko otwarte oczy. Dopiero w 1977 r. zauważono, że postać bynajmniej nie ma otwartych oczu, lecz położono na nich leptony, monety z brązu, będące w obiegu w Cesarstwie Rzymskim w I w. n.e. Na monecie z prawego oka znajduje się rysunek lituus, tj. laski pasterskiej, na lewej zaś simplum — pucharu. Na obu z nich widnieje grecki napis Tiberiou Kaicapos — są to więc monety cezara Tyberiusza. Ta leżąca na prawej powiece zawiera błąd w nazwie, charakterystyczny dla monet wybijanych w prowincjach Cesarstwa: Caicapos, zamiast Kaikapos. Data wybicia wskazuje na szesnasty rok panowania Tyberiusza, tj. 29-30 r. n.e.
W okolicach Jerycha i Morza Martwego znaleziono przypadki pochówków, w których zmarłym kładziono na powiekach monety lub kawałki glinianych skorupek. Nie był to zwyczaj powszechny, nie miał też nic wspólnego z greckim mitem, głoszącym, że umarły musi mieć ze sobą pieniążek za przewiezienie przez Styks, rzekę umarłych. Żydzi kładli na powiekach zmarłym drobne pieniądze, żeby nie widzieli drogi, którą ich niesiono na miejsce ostatniego spoczynku.
Mężczyźnie z Całunu nałożono czepiec z gałęzi cierniowych (być może była to palestyńska roślina nazywana dziś spina Christi), pokrywający całą głowę. Na jego karku, czole i pod włosami jest wiele śladów po ranach kłutych, układających się w formę łuku. Najwięcej jest ich na karku, gdzie gałęzie ciernia najmocniej wbiły się w skórę. Na głowie, tam, gdzie biegną żyły i tętnice, plamy krwi są dużo większe, gdyż kolce spowodowały obfite krwotoki. Najwyraźniejsza strużka krwi znajduje się na środku czoła mężczyzny. Ma kształt odwróconej trójki. Prawdopodobnie w tym miejscu, jak u wielu osób, biegła u niego duża żyła, rozszerzająca się przy wysiłku. Jeśli uszkodził ją kolec, krew mogła płynąć długo po jego usunięciu. Przypuszczalnie, gdy zaczęła płynąć, mężczyzna z bólu odruchowo zmarszczył czoło, strumień krwi przesunął się i przybrał nietypowy kształt.
Na prawie całym ciele skazańca znajduje się około stu dwudziestu ran, pogrupowanych po dwie lub trzy. Naukowcy są zgodni, że są to ślady bicza, zwanego flagrum romanum, o dwóch, trzech rzemieniach, zakończonych ołowianymi kulkami lub haczykami, powodującymi rany tłuczone i szarpane. Skazany był w trakcie chłosty całkiem nagi, gdyż ślady uderzeń widoczne są nawet na pośladkach. Z układu ran wynika, że podczas biczowania miał skrępowane ręce i przywiązany był do niskiego słupa. Biczujących było dwóch, obaj wymierzali ciosy od tyłu. Stojący po prawej był nieco wyższy i chłostał bardziej brutalnie. Bito przede wszystkim po plecach, udach i łydkach, natomiast oszczędzono okolice głowy i serca, nie chcąc dopuścić do przedwczesnego zgonu. Niewykluczone jednak, że prawą stronę twarzy zmasakrowało ofierze przypadkowe uderzenie bicza.
Aby nie doprowadzić do zabicia, tradycja hebrajska ograniczała karę chłosty do trzydziestu dziewięciu batów. Wiek płótna, szacowany na I w. n.e., i odtworzone metody chłosty sugerują, że oprawcami byli Rzymianie. Nie przywiązywali wagi do tradycji żydowskiej i traktowali biczowanego z wyjątkowym okrucieństwem.
Mężczyzna najprawdopodobniej dźwigał ciężki chropowaty przedmiot, który boleśnie otarł jego skórę nad łopatkami. Uszkodzony jest zwłaszcza prawy bark: skóra i mięśnie są miejscami starte aż do splotów nerwowych. Ta rana ma kształt przypominający prostokąt, o wymiarach 10 na 9 cm. Otarcie nad lewą łopatką jest bardziej zaokrąglone i ma średnicę ok. 12 cm. Te rany nakładają się na ślady po biczowaniu, powstały zatem po karze chłosty.
Ale co pozostawiło te ślady? Najczęściej uważa się, że powstały pod ciężarem patibulum, poprzecznej belki krzyża. Skazańcy na własnych plecach zanosili ją na miejsce kaźni, gdzie przytwierdzano ją do pionowej belki wbitej w ziemię. Patibulum było przeważnie potężnym konarem drzewa, długim na ok. 2 m i ważącym ponad 50 kg. Nic dziwnego, że jego ciężar rozjątrzył rany po biczowaniu. Mężczyzna z Całunu, niosąc patibulum, musiał mieć na sobie ubranie, które trochę ochroniło jego ciało.
Prawy bark wygląda na zniekształcony i być może wybity. Niektórzy badacze uważają, że potwierdza to tezę, jakoby ten człowiek wykonywał zawód, który powodował nadwyrężanie prawej ręki, np. zawód cieśli. Według innych opinii to zniekształcenie wiąże się ze złożeniem do grobu. Po śmierci, kiedy ciało zaczynało sztywnieć, złączono szeroko rozłożone ręce skazańca, co spowodowało wybicie barku. Nie jest też wykluczone, że bark uległ deformacji pod wpływem dźwiganego ciężaru.
Ślady na rękach dowodzą, że człowiek z Całunu został ukrzyżowany. Zastygłe strumienie krwi na ramionach świadczą o tym, że w czasie, gdy płynęła po nich krew, mężczyzna miał ręce wysoko wzniesione. Widać też, że próbował podciągać się do góry — wtedy kierunek strumienia krwi zmieniał się. Nie udawało mu się jednak podnieść się na długo, więc ponownie się osuwał.
Po zbadaniu płótna znaleziono miejsca, w które wbito gwoździe. Wbrew powszechnemu przekonaniu, nie przebijano dłoni. Gdyby tak było, ich mięśnie zostałyby rozerwane pod wpływem ciężaru ciała. Skazanemu przebito więc nadgarstek, trafiając w tzw. pole Destota, szczelinę między kośćmi nadgarstka. Gwóźdź bez problemu przeszedł przez ciało i mocno przytwierdził je do krzyża. Jednakże przebicie uszkodziło nerw środkowy, przez co kciuki automatycznie zgięły się do wnętrza dłoni (dlatego na Całunie nie widać kciuków). Grzbiety dłoni noszą ślady otarcia. Prawdopodobnie „szorowały” o drewno, wówczas gdy mężczyzna podciągał się na krzyżu, aby zaczerpnąć powietrza i choć na chwilę ulżyć nieznośnemu bólowi w przebitych nadgarstkach.
Również wygląd klatki piersiowej świadczy o tym, że człowiek z Całunu zmarł na krzyżu: jest ona bardzo napięta i rozciągnięta, mięśnie przepony są uniesione a brzuch wklęśnięty. Najwyraźniej skazany z trudem walczył o każdy łyk powietrza, podpierał się na stopach i prostował. Robił to, dopóki miał siłę. Śmierć na krzyżu następowała najczęściej w wyniku uduszenia.
Kiedy męka przeciągała się, łamano skazańcom nogi. Bez tego konanie mogło trwać nawet ponad dobę. Kiedy ukrzyżowani nie mogli się już podnosić, dusili się. Możliwe jest też inne wytłumaczenie: po złamaniu nóg krew szybko spływała ku dolnym częściom ciała, a nagły spadek ciśnienia tętniczego i niedokrwienie mózgu (zapaść ortostatyczna) doprowadzała do śmierci. Wykazano, że człowiekowi z Całunu nie łamano nóg, najwyraźniej zmarł szybko.
Na wysokości piątego i szóstego żebra widać na płótnie obszerną plamę krwi. Rana, której wynikiem był krwotok, jest owalna i stosunkowo nieduża. Wszystko wskazuje na to, że została zadana po śmierci mężczyzny, kiedy jego ciało znajdowało się jeszcze na krzyżu. Ostrze przeszło między żebrami i przebiło prawy przedsionek serca. Wypłynęły z niego dwa płyny: gęsta ciemna krew i niemal przeźroczysta ciecz, przypominająca wodę, która pozostawiła na Całunie jasne zacieki. Mogła być to albo surowica krwi, od której oddzieliły się czerwone krwinki, albo limfa. Zebrała się ona w prawym boku, po tym jak mężczyznę biczowano, lub podczas niesienia patibulum, gdy jego narządy wewnętrzne zostały bardzo poważnie uszkodzone.
Na plecach postaci widoczne są dwa strumienie, w których krew miesza się z wodą. One również pochodzą z rany na piersi. Krew spłynęła na plecy wówczas, gdy zmarłego zdjęto z krzyża i ułożono na boku.
Najprawdopodobniej serce skazańca przebił rzymski żołnierz. Po pierwsze mówi o tym wielkość rany, odpowiadająca rozmiarom ostrza lancei, włóczni używanej w rzymskim wojsku, o charakterystycznym kształcie liścia. Po drugie — wygląd rany wskazuje, że włócznię wbito z niewspółmiernie dużą siłą jak na cios zadany martwemu człowiekowi. Ten, kto przebił ciało, uczynił to automatycznie i rutynowo. Także fakt, że cios wymierzono w prawy bok, może świadczyć, że uczynił to doświadczony żołnierz, przyzwyczajony do uderzania w prawy bok wrogów, których lewa strona przeważnie była zasłonięta tarczą, chroniącą serce.
Cząstki ziemi, które znaleziono na twarzy mężczyzny, pojawiają się również na jego stopach i kolanach — z pewnością przewracał się wielokrotnie. Upadki te były bardzo bolesne: nogi są poranione, kolana uszkodzone (zwłaszcza lewe jest zdeformowane i zakrwawione, rzepka uszkodzona), a staw biodrowy wybity. Najprawdopodobniej pod koniec drogi na miejsce ukrzyżowania mężczyzna nie był już w stanie iść o własnych siłach.
Podczas przybijania do krzyża jego stopy połączono na siłę i przymocowano jednym gwoździem. Lewą stopę wykręcono i ułożono na prawej, przyciskając do krzyża. W nienaturalny sposób wygięto nogi i w wyniku tego zwichnięto staw skokowy prawej stopy. Gwóźdź wbito tak, aby przeszedł między kośćmi śródstopia i — jak w przypadku nadgarstków — nie uszkodził żadnej kości. Wbity w ten sposób, mocno przytwierdzał skazanego do krzyża i podtrzymywał cały ciężar ciała.
Po zdjęciu ciała z krzyża, stopy dalej przylegały do siebie, gdyż zesztywnienie pośmiertne utrwaliło ich deformację. Może więc wydawać się, że prawa noga jest dłuższa o kilka centymetrów od lewej.
Całun przez kilkadziesiąt godzin okrywał zwłoki człowieka, który był torturowany i zmarł na krzyżu — co do tego nie ma wątpliwości. Nie ma bowiem tak genialnego fałszerza, który byłby w stanie podrobić wszystkie szczegóły, jakie specjaliści najróżniejszych dyscyplin naukowych odkryli, prowadząc badania nad Całunem. A jednak przez wszystkie publikacje przewija się pytanie: czy postacią z Całunu jest Jezus Chrystus?
Zdumiewająca jest zgodność śladów męki, jaką przeszedł mężczyzna z Całunu, z ewangelicznymi relacjami o ostatnich godzinach życia Jezusa. Jedną z nich jest opis rany boku. Św. Jan pisze: jeden z żołnierzy przebił Mu bok, a natychmiast wypłynęła krew i woda (J 19, 34). Płyn, który razem z krwią wypłynął z serca skazańca i zostawił ślad na Całunie, mógł być przez świadków ukrzyżowania uznany za wodę. Również fakt, że ciało mężczyzny przed owinięciem w płótno pogrzebowe nie zostało, wbrew zwyczajom, dokładnie obmyte, może wskazywać, że został pochowany w pośpiechu. Czy wynikało to z faktu, że starano się zdążyć z pochówkiem przed szabatem (por. Łk 23, 56)?
Ale nie tylko zgodność z przekazem Ewangelii może wskazywać, że Całun okrywał ciało Jezusa. Znamienny jest charakter płótna, czas i miejsce jego powstania, wyniki analiz pyłkowej i mineralogicznej. Do tego dochodzą odtworzone rzymskie metody totur i ekspertyzy medyczne. Kolejna zbieżność dotyczy monet położonych na powiekach zmarłego: pochodzą z 29/30 r. n.e., a za najbardziej prawdopodobną datę Męki Chrystusa uważa się 7 kwietnia 30 r. Mężczyzna z Całunu bardzo przypomina Żydów sefardyjskich, pochodzących z Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej czy Hiszpanii. Jego wzrost był nietypowy, ale znajdowano w Judei pochodzące z I w. szkielety mężczyzn o porównywalnym wzroście. Nawet warkocz nie powinien nas dziwić — była to popularna fryzura wśród Żydów.
Czy to wszystko dowodzi, że człowiekiem, którego wizerunek znajduje się na Całunie, był Jezus Chrystus? Trzeba wielkiej odwagi, aby jednoznacznie odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Zbieżność informacji, które można „wyczytać” z Całunu, z tym wszystkim, co wiemy o Jezusie, jest ogromna. A jeśli nie jest to autentyczne płótno pogrzebowe Zbawiciela i — aby zdobyć taką „relikwię” — popełniono straszliwą zbrodnię i zamęczono kogoś w identyczny sposób? Vittorio Messori napisał kiedyś, że w przypadku Całunu „nauka zdaje się mówić: aut Deus, aut Diabolus, tertium non datur”, to znaczy „albo Bóg, albo diabeł, trzeciej możliwości nie ma”.
Źródła:
P. Baima Bollone, Całun Turyński. 101 pytań i odpowiedzi, Kraków 2002
A. Marion, A. Courage, Całun Turyński. Nowe odkrycia nauki, Kraków 2000
V. Messori, Wyzwania wiary. Teraźniejszość w perspektywie chrześcijańskiej, t.I, Kraków 1998
Z. Treppa, Całun Turyński. Fotografia Niewidzialnego, Warszawa 2004
Wilson, Całun Turyński, Kraków 1983
opr. aw/aw