Mieć upośledzone dziecko

Pedagog w Zespole Szkół Specjalnych w Siemianowicach Śląskich o swoich podopiecznych


Justyna Janik

Mieć upośledzone dziecko

Rodzi się dziecko! Radość, zadowolenie, spełnienie. I nowe oczekiwania, plany, marzenia... Kim będzie? Najlepiej, żeby było geniuszem! Na pewno musi odnieść sukces! Z pewnością jest jedyne, niepowtarzalne, niezwykłe

 

Czasami jednak - choć fizycznie dziecku nic nie dolega - pojawiają się symptomy, że coś jest nie tak. Problemy mogą zacząć się w przedszkolu lub w szkole. Wśród rówieśników izoluje się lub bywa nieakceptowane, ma kłopoty z nauką pisania i czytania. Rodzice szukają pomocy i lekarstwa. Zaczynają się wizyty u psychologów, pedagogów, specjalistów. W końcu diagnoza: upośledzenie umysłowe...

I co teraz? Szok, rozpacz, żałoba po niespełnionych planach, lęk i żal. Niezgoda na rzeczywistość, odrzucenie, brak akceptacji. Szukanie winnych. Czasami wyparcie problemu, które działa jak dobry „znieczulacz", a dziecko i jego kłopoty stają się tematem tabu. Kwalifikacja do szkoły specjalnej to porażka i koniec świata. W gruzach legły wszystkie marzenia i nadzieje...

Ale dlaczego? Przecież to ciągle to samo jedyne i nie-zwykłe dziecko! Wrażliwe, czułe, kochające. Pragnące miłości i akceptacji. To ciągle dziecko niepowtarzalne! I tą niepowtarzalność trzeba z niego wydobyć na miarę jego własnych, indywidualnych możliwości i umiejętności, które przecież jak każdy posiada.

być jak inni

Basia, Paweł, Dorotka, Sebastian, Dawid, Małgosia - mogę wymieniać jeszcze wielu moich niepełnosprawnych intelektualnie uczniów, których codziennie spotykam w pracy w szkole specjalnej. Język polski, religia, matematyka, angielski, historia, wf, sztuka i wiele innych przedmiotów, klasówki, testy i egzaminy, lekcje i przerwy, uczniowie i nauczyciele - jak w każdej szkole. Tylko metody pracy inne. Przede wszystkim dokładne, wszechstronne poznanie dziecka po to, by móc dostosować treści dydaktyczne i wychowawcze oraz sposób ich przekazu do możliwości i potrzeb naszych uczniów. Każde dziecko ma inny potencjał, inne deficyty, a w związku z tym wymaga indywidualnego podejścia. Nie ma porównywania z innymi. Szukamy sposobów, by wydobyć z uczniów ich talenty, kompensować braki, kształcić w nich nowe umiejętności. Czasami długo musimy czekać na efekty naszych działań...

Magda była uczennicą o dużych problemach w nauce. Jeszcze w klasie piątej nie potrafiła czytać. Nie chciała i nie lubiła. A nie lubiła, bo nie umiała. I tak kółko się zamykało... Ale bardzo chciała występować w szkolnym teatrze. Nauczycielka języka polskiego wykorzystała ten fakt i zaproponowała jej udział w przedstawieniu. Magda stanęła przed koniecznością nauczenia się roli na pamięć - a więc musiała nauczyć się czytać. I nauczyła się!

Basia świetnie tańczy. Chce przychodzić do szkoły nawet w sobotę, żeby poćwiczyć, wymyślić nowy układ taneczny. Swoją pasją „zaraziła" kilka dziewczyn i teraz każdą wolną chwilę spędzają w świetlicy z ulubioną panią Anią. Ćwiczą, ćwiczą i ćwiczą. Basia niechętnie wraca do domu, w szkole czuje się dobrze. Ma koleżanki, ludzi, którzy ją rozumieją. I ona ich rozumie, ma z kim pogadać, pożartować. Jest taka jak wszyscy. Normalne życie...

Paweł doskonale gra w piłkę nożną. Ale wśród rówieśników jest zawsze gdzieś z boku, czasami bywa złośliwy, dokucza innym. Jego rodzice rzadko przychodzą na zebrania, niechętnie przekraczają próg szkoły. Tato ani razu nie przyszedł zobaczyć go, jak gra w piłkę i genialnie strzela bramki... Może wstydzi się, że ma upośledzonego syna?

Kasia potrafi pięknie malować. Pokazując mi swoje rysunki mówi: „Brzydkie, prawda? Ja nie umiem malować". I jest smutna, bo w domu są z niej niezadowoleni, wymagają czegoś, czego nie potrafi... Chcieliby, żeby poszła do ogólniaka, potem na studia...

Piotrek jest rewelacyjnym aktorem. Jego zdolności aktorskie zachwyciły wiele festiwalowych komisji i niejedną widownię. Nie dość, że potrafi wykuć „na blachę" wszystkie swoje role, to jeszcze zna na pamięć teksty występujących z nim kolegów. I zupełnie naturalnie pełni na scenie dwie funkcje: aktora i suflera.

Wszyscy moi uczniowie mają takie lub inne zdolności: dobrze gotują, pięknie śpiewają, szyją, potrafią pomalować mieszkanie, naprawić samochód, robić porządki.

Wystarczy jednak trochę z nimi pobyć, żeby zorientować się, że są inni: nie rozumieją wszystkiego, co się do nich mówi, mają kłopoty z odpowiedzią na najprostsze pytania, bywają niezdarni, nie potrafią opowiedzieć filmu, który niedawno oglądali, trudno jest im zapanować nad emocjami. Mają utrudnione myślenie abstrakcyjne, słabą wyobraźnię... A przecież chcieliby być tak jak wszyscy, bo wcale nie jest im z tą innością dobrze. Odczuwają ją bardzo boleśnie, gdyż ludzie ciągle się dziwią, wytykają ich palcami, wyśmiewają się z nich. Niewiele osób akceptuje ich takimi jacy są. A bez akceptacji nie da się żyć.

Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu

Więc co robić, żeby nie zwariować? Usiąść i posłuchać swojego dziecka. Usłyszeć co mówi: co chciałoby robić, o czym marzy, czego nie lubi, posłuchać jego skarg, a czasem i milczenia. Obserwować i patrzeć: zobaczyć co może robić, co już potrafi, czego unika. Każdego dnia coraz bardziej odkrywać swoje dziecko. Zdobyte w ten sposób informacje pozwolą stawiać mu realne wymagania. Realne czyli takie, które nie są zbyt wygórowane, ale i - co bardzo ważne - nie zaniżają jego możliwości. Istotne jest też, by nie skupiać się tylko na wadach i deficytach, których być może nie da się zlikwidować, ale szukać tego, co można w niepełnosprawnym intelektualnie dziecku rozwijać. Wszystkie te działania wymagają olbrzymiej dozy cierpliwości i czasu. Wymagają wielkiej miłości - miłości twórczej, bo łatwo pomylić, utożsamić własne ambicje i plany z potrzebami dziecka. Wychowywanie osoby upośledzonej umysłowo przypomina nieco historię oswajania lisa przez Małego Księcia z opowieści Antoine'a de Saint Exupéry'ego...

Czasami jednak trudności mogą być tak duże, że będzie brakować wytrwałości i zrozumienia, pojawi się poczucie bezsilności i bezradności. Warto wówczas skorzystać z pomocy fachowców. Wielokrotnie rozmawiałam ze zniechęconymi, zmęczonymi rodzicami dzieci upośledzonych umysłowo, których irytował brak efektów w pracy z ich pociechami, narastające problemy wychowawcze, brak perspektyw. Jednak po odwiedzeniu naszej placówki, po zapoznaniu się z jej ofertą, oddychają z ulgą i podejmują decyzję o kształceniu swojego dziecka w naszej szkole.

W szkole, w której pracuję, uczniowie nie odczuwają swojej inności, ponieważ nie tylko stawiamy im wymagania, ale i akceptujemy ich takimi, jakimi są- to najważniejsza zasada pracy szkoły specjalnej. Szkoła jest miejscem - swoistego rodzaju oazą, w której nabierają sił do życia wśród ludzi, na „pustyni" społeczeństwa, nie umiejącego uszanować ich odmienności. Daje im również perspektywę przyszłości. Nauka w szkole podstawowej i gimnazjum a potem możliwość wyboru zawodu w szkole zawodowej pozwala na pełne przygotowanie ich do życia, życia godnego, z poczuciem własnej wartości oraz szacunkiem dla siebie samego i innych.

Spotykam często moich byłych uczniów. Pracują w firmach budowlanych i remontowych, w przedsiębiorstwach dbających o czystość miasta, piekarniach, dużych supermarketach, małych sklepikach lub innych zakładach pracy. Założyli swoje rodziny, mają dzieci - prowadzą samodzielne życie. Znaleźli własne miejsce wśród ludzi.

„A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu." („Mały książę" Antoine de Saint Exupéry)

Justyna Janik - pedagog w Zespole Szkół Specjalnych w Siemianowicach Śląskich.

opr. aw/aw



List
Copyright © by Miesięcznik List 12/2008

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama