Postawa nieufności względem Boga - źródła życia i miłości - ma konkretne konsekwencje psychologiczne. Wpływa na nasz stosunek do samego siebie i do otoczenia
Przyjęta w sercu nieufność do Boga, źródła życia i miłości, ma swoje konsekwencje nie tylko w przyjęciu siebie samego, ale także w odniesieniu do drugiego człowieka, który jest „obrazem Boga”.
A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski (Rdz 3,7).
Poznali, że są nadzy — to odkrycie rodzi się z poczucia zagrożenia, z lęku. Nagi jest odsłonięty, nie ma nic do ukrycia, wszystko u niego jest jawne, każdy może zobaczyć, jaki jest, jakie jest jego serce, czym żyje. Jako taki jest bezbronny wobec siebie i drugiego, jest wydany „miłości bez granic”, bez osłony. Nie przeszkadzało to człowiekowi zupełnie, dopóki żył w raju jako szczególnie umiłowane stworzenie — dziecko Boga, wychowywane przez Niego do życia miłością, którą On sam żyje. Zwątpienie w miłość podważa całe to nastawienie do życia. Pojawia się lęk, a z nim potrzeba ukrycia. Człowiek stara się coś zachować wyłącznie dla siebie. Wycofuje się w siebie, zaczyna patrzeć na drugiego jak na kogoś na zewnątrz, kogoś obcego, czasem nawet zagrażającego mu, wobec kogo trzeba przyjąć postawę obronną lub zdobywczą.
Zwątpienie w miłość nie oznacza, że odrzucamy miłość w ogóle. Miłość nadal pozostaje dla człowieka dobrem, czymś, czego w sercu pragnie, do czego dąży, co jest jego ideałem i w pewnym stopniu siłą napędową życia. Jednak zwątpienie, jakie nastąpiło w grzechu, zdegradowało miłość do rzędu jednej z wartości — być może nawet najbardziej szlachetnej, ale jednej z wielu. Miłość traci w człowieku moc realizmu, moc fundamentalnej zasady istnienia, metafizyczną moc stanowienia o byciu lub nie byciu, o życiu lub śmierci. Zostaje ona przesunięta do szeregu idealnych wartości, które często pozostają jedynie marzeniem. Zwątpienie w miłość oznacza zejście na poziom innego realizmu, realizmu rzeczy, przedmiotowego konkretu. Wszystko jest przede mną do zdobycia, do przekształcenia, albo przeciwnie, zagraża mi i muszę się przed tym bronić.
Pewne jest to, co trzymam w ręku. „Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”, jak mówi znane przysłowie. Niepokój budzi to, co niepewne, nieuchwytne, niepojęte, co mnie przewyższa. Wszystko to chciałbym opanować, zdobyć, posiadać, aby mieć pewność, poczucie panowania. Taka postawa degraduje miłość do poziomu przyjemności, mniej lub bardziej kulturalnie zaspokajanej. Wcześniej czy później jednak prowadzi ona do frustracji, poczucia pustki i niezaspokojenia.
Czasem miłość rozumiana jest jako swoisty „luksus życia ideałem”. Dla miłości człowiek, w imię ideału harmonii, czyni wyjątek w ogólnej zasadzie walki o panowanie. Miłość pozostaje marzeniem, subiektywnym przeżyciem, nierzeczywistością, czymś, co nie stanowi zasady życia. Zatem lęki, które wywołały pragnienie panowania, także tutaj ostatecznie wygrywają, sprowadzając miłość do kolejnej rozgrywki.
Dramat człowieka, który szuka pewności, polega na tym, że to, co ostatecznie opanowuje i zdobywa, staje się czcze, banalne, puste. To tak jak gdyby człowiek, łowiący ryby, stale wyciągał martwe sztuki. W tym mechanizmie chyba ma swoje źródło mit Syzyfa. Chęć zdobycia, opanowania czegoś, co fascynuje, a jednocześnie niepokoi przez swoją inność, spowodowana jest przez lęk. Zdobyte, opanowane, przestaje budzić lęk, ale jednocześnie przestaje mieć większą wartość, bo oto pojawiają się inne lęki.
W miłości człowiek zawsze stoi przed czymś, co go przerasta, ale to nie budzi jego lęku, bo odnosi się do tego z ogromnym zaufaniem.
W miłości nie ma lęku,
lecz doskonała miłość usuwa lęk,
ponieważ lęk kojarzy się z karą.
Ten zaś, kto się lęka,
nie wydoskonalił się w miłości (1 J 4,18).
W miłości istnieje wolność. Z jednej strony wolność „od”:
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie jest bezwstydna,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą (1 Kor 13,4—6).
Z drugiej zaś strony staje się wolnością „ku”:
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma (1 Kor 13,7).
Rezygnuje ona z chęci posiadania pewności na rzecz zaufania. Tworzy się w ten sposób zupełnie nowa zasada życia, taka, jaką żył człowiek przed grzechem. W tej ogromnej tajemnicy, wobec której staje człowiek, mieszka dobry Ojciec. Ostatecznie zatem nic złego nie może mu się stać.
Nowina, którą usłyszeliśmy od Niego
i którą wam głosimy, jest taka:
Bóg jest światłością,
a nie ma w Nim żadnej ciemności (1 J 1,5).
Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby także wraz z Nim wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej — zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami? Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo, czy miecz? (Rz 8,31—35).
Włodzimierz Zatorski OSB, Przebaczenie, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. mg/mg