Biskup o swojej posłudze biskupiej
Moja nominacja na biskupa włocławskiego została ogłoszona 25 marca 1992 roku. Decyzja Ojca Świętego zaskoczyła mnie, należałem bowiem już do starszego pokolenia księży. Obejmując diecezję, nie wiedziałem dokładnie, jaki będzie zakres moich obowiązków i z jakimi zagadnieniami będę musiał się zmierzyć. Wcześniej — jako ksiądz — właściwie niewiele wiedziałem o posłudze biskupiej. Związane z nią trudności i problemy poznawałem stopniowo już jako ordynariusz włocławski. Początek mojej posługi wypadł w niełatwym okresie, w trzy lata po odzyskaniu wolności, gdy wielu było rozczarowanych, bo nie spełniły się ich tęsknoty związane ze zmianą sytemu władzy; rychło także zaczęło się nadużywanie wolności. Szybko okazało się, że moje zadania sytuują się na różnych płaszczyznach i że na różne trudności mogę trafić.
Mówi się o biskupie diecezjalnym, że jest ojcem diecezji. Ojciec pragnie dobra swoich dzieci, raduje się ich sukcesami, a martwią go ich przegrane — tym więcej, im bardziej szanuje ich godność. Biskup powinien mieć takie nastawienie do wszystkich, do których jest posłany, a zwłaszcza do kapłanów. Ceniłem sobie spotkania z księżmi w czasie kanonicznych wizytacji parafii. Prosiłem, żeby wszyscy księża z dekanatu zbierali się u wizytowanego proboszcza przynajmniej na jeden wspólny posiłek, żebyśmy mogli pobyć razem w atmosferze przyjaźni i dobrego humoru, a także bym mógł podzielić się swoimi uwagami na tematy związane z naszą posługą duszpasterską.
Przywiązywałem wielką wagę do konferencji rozpoczynającej każde zebranie księży dziekanów. Zwracałem też księżom uwagę na konieczność zajmowania należytego stanowiska wobec obecnej sytuacji w Polsce. Uwrażliwiałem ich na sprawy społeczne i na właściwą postawę polityczną, pamiętając o aktualnych do dziś słowach ks. Władysława Korniłowicza z 1927 roku: „Żaden człowiek zaangażowany w politykę, przywiązujący religię do jakiejś ideologii, nie może apostołować, bo partykularyzm przeszkodzi mu w obiektywnej ocenie. Trzeba zdjąć z siebie uprzedzenia, predyspozycje, jakie się posiada, trzeba zbliżyć się do człowieka, niezależnie od tego, kim on jest. Umysł zacieśniony poglądami nie zdobędzie się na podejście obiektywne”.
Uważałem i nadal uważam, że konieczne jest wychowywanie wiernych do dialogu w dziedzinie społeczno-politycznej, a także do dialogu z niewierzącymi oraz do dialogu ekumenicznego. Każdy dialog opiera się na prawdzie i miłości. Ksenofobia i niechęć do inaczej myślących jest w Polsce realnym problemem. Świadczą o tym również radykalne poglądy, wyrażane w listach, jakie otrzymywałem z różnych stron przed kolejnymi wyborami, a także przed referendum akcesyjnym do Unii Europejskiej.
Biskup nie może nie zabierać głosu w sprawach politycznych. Powinien wypowiadać się zgodnie z nauczaniem społecznym Kościoła, ale w taki sposób, by inaczej myślący świecki katolik, a nawet człowiek niewierzący, także zwolennik partii zasadniczo antychrześcijańskiej, który jednak zaczął szukać prawdy Bożej, nie bał się odtrącenia. Tak rozumiem cytowane wyżej słowa ks. Korniłowicza. Najwspanialszy przykład takiego zabierania głosu w trudnych sprawach politycznych i etycznych daje nam Jan Paweł II.
Cieszyłem się nowymi powołaniami i towarzyszyłem im we wzrastaniu do kapłaństwa. W przemówieniach do alumnów często podkreślałem, że człowiek, wbrew temu, co głoszą niektórzy psychologowie, jest zdolny do zachowania przez całe życie wierności małżeńskiej lub do zachowania celibatu dla królestwa Bożego. Sądzę też, że wykłady, jakie wygłaszałem do diakonów, o intelektualnych podstawach naszej wiary i o dialogu z niewierzącymi, odniosły jakiś skutek.
Podczas kanonicznych wizytacji parafii i przy okazji różnych uroczystości starałem się przekazać wiernym świeckim to, czym sam żyłem. Próbowałem zwłaszcza uwrażliwić ich na tajemnicę ofiary krzyżowej Jezusa, która jest uobecniana w każdej Mszy świętej.
Pole działania biskupa jest ogromne. Wspomnę tylko niektóre zadania: odwiedzanie szkół przy okazji wizytacji, rozmowy z pedagogami, nawiedzanie domów opieki, spotkania z ich mieszkańcami i z personelem, spotkania z chorymi w szpitalach i z personelem medycznym, zwłaszcza w Światowym Dniu Chorego. Ciekawe były też kontakty z przedstawicielami lokalnych samorządów przy zmieniającej się sytuacji politycznej. Za każdym razem starałem się podkreślać potrzebę wspólnego działania przedstawicieli różnych opcji dla dobra społeczności lokalnej.
Zawsze z wielką radością uczestniczyłem w spotkaniach ekumenicznych. Ważne dla dialogu ekumenicznego jest tworzenie atmosfery serdeczności w spotkaniach z tymi, którzy inaczej myślą w wierze.
Pewien problem stanowi udział biskupa w oficjalnych uroczystościach, na jakie jest zapraszany, takich jak: poświęcenie pomnika, zakładu pracy czy innego budynku, oraz w uroczystościach patriotyczno-religijnych. Może bowiem rodzić się pytanie, czy osoby zapraszające chcą przez to oddać chwałę Bogu, czy pragną tylko zdobyć społeczną akceptację dla swojej działalności, nie bardzo biorąc pod uwagę uwielbienie Boga.
Wielkim bólem napełniało mnie każde odejście z kapłaństwa. Zdarzały się też nieposłuszeństwa. Uwzględniając jednak ogólną liczbę księży, procent tych, którzy nie dochowali obietnic złożonych przy święceniach, był znikomy. Trudno mi o tych bolesnych sprawach mówić bardziej konkretnie. Staram się pamiętać w modlitwie o wszystkich, którzy załamali się w swym powołaniu. Jestem przekonany, iż spotkają się z miłosierdziem Boga, który zna skrytości serc ludzkich.
Zdarzały się też bolesne nieporozumienia w związku z treścią moich przemówień. Gdy poruszałem trudne problemy społeczno-polityczne, potem zdarzało mi się dostawać listy oskarżające mnie nawet o zdradę Polski i chrześcijaństwa. Dotyczyło to na przykład homilii, w której mówiłem o zbrodni w Jedwabnem, a także gdy mówiłem o potrzebie prośby o przebaczenie, chociaż mam wyrzuty sumienia, że podkreślałem to znacznie słabiej niż Jan Paweł II. Bywałem też oskarżany — już jako biskup — za udział w rozmowach „Okrągłego Stołu”, co czyniłem na prośbę Księdza Prymasa, zanim zostałem biskupem.
Wielką radością mojego biskupiego posługiwania było zetknięcie się z różnymi inicjatywami społecznymi, w których widziałem troskę o dobro wspólne; towarzyszenie powstawaniu różnych grup formacyjnych, jak Odnowa w Duchu Świętym, Ruch Światło-Życie, neokatechumenat i inne. Cieszyły mnie również domy rekolekcyjne, ośrodki pomocy społecznej, osiągnięcia diecezjalnej Caritas i jej parafialnych oddziałów oraz klubów AA.
KS. BP BRONISŁAW DEMBOWSKI
opr. ab/ab