Kościół w obliczu odrzucenia norm moralnych i wartości duchowych

Refleksja nad współczesnym zjawiskiem negowania norm moralnych i wartości duchowych



Wstęp

We wszystkich okresach historii człowieka występuje zjawisko odrzucania norm moralnych i wartości duchowych. Odnotowujemy jednak istotne różnice pomiędzy poszczególnymi epokami ze względu na zakres i sposób negowania podstawowych norm i wartości. Gdy chodzi o zakres, to zwykle mieliśmy w historii do czynienia z odrzucaniem niektórych jedynie norm czy wartości, a czynili to na ogół poszczególni ludzie czy małe grupy społeczne, od których większość społeczeństwa wyraźnie się dystansowała. Gdy chodzi natomiast o sposób odrzucania norm i wartości, to na ogół w historii czyniono to w sposób ukryty, bez afiszowania się z tego typu postawami czy przekonaniami.

Specyfiką schyłku dwudziestego wieku w krajach zaliczanych do cywilizacji Zachodu nie jest sam fakt odrzucania norm i wartości, lecz zakres i sposób występowania tego zjawiska. Gdy chodzi o zakres, to obecnie można mówić o powszechności negowania norm i wartości. W konsekwencji w wielu społecznościach tylko wyraźna mniejszość ludzi opowiada się stanowczo po stronie obiektywnych norm moralnych i wartości duchowych, próbując je respektować we własnym życiu. Gdy chodzi o sposób odrzucania norm i wartości, to w większości krajów cywilizacji Zachodu obserwujemy otwartą walkę z zasadami moralnymi i wartościami duchowymi oraz wyraźne promowanie postaw i stylów życia, które są zaprzeczeniem najbardziej nawet podstawowych norm i wartości. Ta powszechność co do zakresu oraz agresywność i otwartość co do sposobu negowania norm i wartości stanowi bolesną specyfikę przełomu drugiego i trzeciego tysiąclecia. Celem niniejszej refleksji jest ukazanie podstawowych przyczyn, strategii oraz konsekwencji negowania norm moralnych i wartości duchowych we współczesnym świecie. Chodzi także o ukazanie zadań duszpasterskich, jakie stoją przed Kościołem początku trzeciego tysiąclecia w obliczu tego właśnie zjawiska. Niniejsze opracowanie odwoływać się będzie głównie do analizy psychopedagogicznej i duszpasterskiej.

1. Człowiek w obliczu odrzucenia norm moralnych i wartości duchowych

1.1. Normy moralne i wartości duchowe: próba definicji

Gdy obserwujemy zachowanie człowieka i zwierząt, to dostrzegamy istotną różnicę. Otóż zwierzęta działają w sposób oparty na instynktach lub na zachowaniach wyuczonych. Nie potrafią zachowywać się w sposób świadomy i wolny. Nie programują swoich zachowań, ani nie przewidują ich skutków. Nie podejmują decyzji. Reagują jedynie biernie na określone bodźce czy potrzeby. Tymczasem człowiek ma szansę być świadomym własnych zachowań. Może rozumieć to, co czyni. Potrafi programować swoje zachowania, potrafi określać ich cel oraz przewidywać ich skutki. Może decydować o tym, jaką postawę zająć wobec siebie i życia, wobec ludzi i Boga. Codzienne doświadczenie ukazuje cenę, jaką płaci człowiek za tę zdolność do działania świadomego i autonomicznego. Ceną jest możliwość błędnego postępowania. Człowiek potrafi tak bardzo manipulować własną świadomością i w tak bardzo błędny sposób korzystać ze swojej wolności, że może żyć w świecie fikcji zamiast faktów i w świecie nienawiści zamiast miłości.

Nie każde zachowanie człowieka ma jednakową wartość. Pewne zachowania prowadzą do rozwoju i szczęścia, do budowania więzi miłości z Bogiem, z samym sobą i z innymi ludźmi. Są jednak i takie zachowania, które prowadzą do nienawiści, egoizmu, agresji czy desperacji. W tej sytuacji konieczna jest analiza ludzkiego zachowania w wymiarze moralnym. Normy moralne można określić jako zasady, które chronią nas przed wyrządzaniem krzywdy sobie i innym ludziom oraz które ukazują sposoby postępowania zgodne z naturą i powołaniem człowieka. Z kolei wrażliwość moralna to zdolność odróżniania zachowań, które krzywdzą od zachowań, które służą dobru człowieka.

Fakt, że nie wszystkie sposoby życia są równoważne i jednakowo dobre, wprowadza nas empirycznie nie tylko w problematykę norm moralnych, lecz także w problematykę wartości, w tym zwłaszcza wartości duchowych. Duchowość można określić jako zdolność człowieka do zrozumienia samego siebie: własnej natury, sensu życia, powołania. Wartości to cele i dobra, które służą rozwojowi człowieka w jakiejś sferze jego życia. Istnieją zatem wartości dotyczące sfery cielesnej (np. zdrowie fizyczne,), psychicznej (np. zdrowie psychiczne), moralnej (np. świętość, pokój sumienia), społecznej (miłość, sprawiedliwość społeczna, pokój), religijnej (nadprzyrodzona wiara, nadzieja i miłość). Wartości duchowe można określić jako najbardziej podstawowe cele i dobra, które umożliwiają rozwój człowieka w tym, co w jego życiu jest najważniejsze i specyficznie ludzkie. Stąd podstawowe wartości duchowe to: miłość, prawda, odpowiedzialność, wolność.

Istnieje ścisły związek między normami moralnymi a wartościami duchowymi. Celem tej refleksji nie jest jednak szczegółowa analiza ich wzajemnej relacji. W aspekcie psychopedagogicznym i duszpasterskim istotne jest stwierdzenie faktu, że zarówno normy moralne, jak i wartości duchowe pełnią podobną funkcję: bronią człowieka przed błędnym postępowaniem i krzywdą, a jednocześnie ukazują mu drogę optymalnego rozwoju. Normy moralne ukazują konkretne zasady postępowania i wyrażane są poprzez system zakazów (zwłaszcza Dekalog) oraz poprzez system pozytywnych wskazań (dwa przykazania miłości, kazanie na Górze). Z kolei wartości duchowe ukazują ostateczny sens zasad moralnych oraz kryteria ich tworzenia ze względu na naturę człowieka i na ostateczny sens jego życia. Umożliwiają określenie właściwej hierarchii między różnymi dobrami i celami życiowymi, które człowiek uznaje za wartościowe.

Skoro normy moralne i wartości duchowe bronią człowieka przed jego własną słabością oraz przed krzywdą doznaną z zewnątrz, to wydawać by się mogło, że żaden człowiek nie będzie chciał odrzucić czy zanegować tego typu cennych drogowskazów na drodze swojego życia. Okazuje się, że jest niestety inaczej. Przypatrzmy się podstawowym przyczynom tego zjawiska.

1.2. Przyczyny odrzucania norm i wartości: iluzja łatwego szczęścia i kryzys życia

Podstawową przyczyną odrzucania norm moralnych i wartości duchowych jest fakt, że po grzechu pierworodnym łatwiej jest człowiekowi czynić zło, którego nie chce i które go krzywdzi, niż dobro, którego pragnie i które przynosi trwałą radość. Gdyby łatwiej było czynić dobro niż zło, to nikt z ludzi nie wyrządzałby sobie krzywdy i nie negował norm i wartości, których zasadność jest intelektualnie i empirycznie zupełnie oczywista. Zwykle zatem najpierw następuje odrzucenie jakiegoś dobra, którego osiągnięcie jest trudne, albo jakiejś prawdy, która stawia człowiekowi wymagania. Dopiero w konsekwencji następuje odrzucenie norm i wartości, które owo dobro lub ową prawdę chronią. Odrzucenie norm i wartości nie jest zatem celem samym w sobie, ani punktem wyjścia. Bezpośrednią przyczyną odrzucenia norm i wartości jest kryzys życia, a ostatecznym celem jest szukanie łatwego szczęścia w sytuacji, czyli takiego szczęścia, które byłoby osiągalne według zasad i norm subiektywnych, określanych przez samego człowieka.

Tego typu iluzja o istnieniu łatwego szczęścia według subiektywnie ustalanych kryteriów jest najbardziej niebezpieczną pułapką, jaką człowiek może zastawić na samego siebie. W taką właśnie pułapkę wpadli pierwsi ludzie na początku historii. Grzech pierworodny polegał na przekonaniu, że człowiek potrafi własną mocą odróżnić dobra od zła i że wystarczy złamać Boży zakaz, aby samemu stać się jak Bóg. Gdy zerwiemy zakazany owoc — będziemy jak bogowie! Czyż można wymyślić sobie łatwiejszą drogę do szczęścia? Okazało się jednak, że takie łatwe szczęście, według recepty ułożonej przez człowieka, po prostu nie istnieje. Już na początku historii okazało się, że człowiek nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie, zwłaszcza w aspekcie ocen moralnych i że własną mocą nie potrafi odróżniać dobro od zła, lecz raczej mieszać dobro ze złem i czynić zło. Odrzucenie norm moralnych i wartości duchowych jest zawsze w jakimś stopniu powtórzeniem dramatu grzechu pierworodnego.

Pogoń za iluzją łatwego szczęścia, która stoi u podstaw odrzucenia norm i wartości, może mieć różne oblicza. Może oznaczać szukanie szczęścia bez wysiłku, bez autorytetów, w oparciu o pieniądze, doraźną przyjemność, alkohol czy narkotyk. Może też oznaczać dążenie do manipulowania innymi ludźmi, do traktowania ich jak rzeczy, do szukania łatwego zarobku ich kosztem. W dzieciństwie każdy z nas przeszedł fazę kierowania się logiką doraźnej przyjemności, fizycznej czy emocjonalnej. Dla małego dziecka taka postawa jest czymś normalnym. Jednak powinna być ona tylko fazą rozwoju, a nie sposobem na życie. Freud zauważył, że dziecko kieruje się zasadą przyjemności, natomiast człowiek dojrzały kieruje się zasadą realizmu. Kto nie przechodzi takiej przemiany, ten zatrzymuje się na poziomie dziecka i wchodzi na drogę zaburzeń psychicznych. Kierowanie się doraźną przyjemnością oznacza bowiem, że dany człowiek czyni to, co łatwiejsze, a nie to, co wartościowsze. Ktoś, kto kieruje się jedynie logiką przyjemności, nie jest zdolny, by kochać i być odpowiedzialnym. Nie jest zdolny do wierności i wytrwałości. Stopniowo staje się coraz bardziej niewolnikiem ciała, popędów, egoizmu, wygodnictwa. Wchodzi w coraz bardziej bolesny konflikt z samym sobą, z drugim człowiekiem i z Bogiem. Popada w kryzys życia. Ma wtedy dwie możliwości: odrzucić swój dotychczasowy styl życia lub odrzucić normy moralne, których nie respektuje i wartości duchowe, których nie szuka. Ponieważ to drugie jest łatwiejsze, stąd im większy kryzys życia, tym większa pokusa, by zanegować najbardziej nawet oczywiste fakty, prawdy, normy i wartości. Kryzys życia prowadzi do ucieczki od rzeczywistości (mówiąc językiem Ewangelii: do ucieczki od światła) w każdej dziedzinie życia.

1.3 Strategie odrzucania norm i wartości: subiektywność, „tolerancja” i antywartości

Odrzucanie norm i wartości dokonuje się zwykle nie poprzez oficjalną z nimi walkę lecz raczej poprzez stosowanie strategii pośrednich. Gdy chodzi o strategie odrzucania norm moralnych, to sposób najbardziej obecnie popularny polega na absolutyzowaniu ludzkiej subiektywności oraz na promowaniu przewrotnie rozumianej tolerancji. Gdy chodzi natomiast o strategie odrzucania wartości duchowych, to metodą najczęściej stosowaną jest wypaczone interpretowanie rzeczywistych wartości lub promowanie antywartości. Przypatrzmy się bliżej obu tym zjawiskom.

Negowanie norm moralnych dokonuje się najczęściej poprzez sugerowanie, że wszystkie sposoby postępowania są jednakowo wartościowe, że każdy człowiek ma prawo do własnych przekonań w tym względzie, że jego subiektywnych przekonań nie należy konfrontować z obiektywną rzeczywistością, bo nikt nie może tu mieć rozstrzygającego głosu. Drugi człowiek nie ma prawa niczego narzucać innym ludziom. Powinien być natomiast wobec innych tolerancyjny. Tolerancję traktuje się jako najwyższą wartość, która jest ważniejsza od miłości i prawdy. Tak rozumiana „tolerancja” oznacza w praktyce zakaz odróżniania dobra od zła, prawdy o fałszu. W świecie, w którym największą wartością jest tolerancja, wszystko staje się absurdalne i bezsensowne, gdyż nie ma już różnicy między dobrem a złem, szlachetnością a podłością, zdrowiem a chorobą. W takim świecie wszystko jest jednakowo dobre tylko "inaczej": zabijanie to ochrona życia inaczej, narkomania to wolność inaczej, kradzież to zarabianie inaczej, choroba to zdrowie inaczej, a kłamstwo to prawda inaczej.

Gdy chodzi z kolei o odrzucenie wartości duchowych, to dokonuje się ono głównie na dwa sposoby. Pierwszym z tych sposobów jest błędne, a czasem wręcz absurdalne interpretowanie rzeczywistych wartości. Przykładem może tu być traktowanie miłości jako uczucia, mylenie jej z popędem, zakochaniem czy miłym byciem razem. Jest to wtedy bardzo mała miłość: niewierna, niepłodna, na próbę, do pierwszej trudności. Taka miłość nie stawia żadnych wymagań, ale też nie przynosi żadnej satysfakcji. Skutecznie natomiast odwodzi współczesnego człowieka od miłości prawdziwej.

Podobnie ma się sprawa z drugą z podstawowych wartości, jaką jest prawda. Mamy często do czynienia z promowaniem zupełnie zaburzonego rozumienia prawdy, która bywa utożsamiana z subiektywnymi przekonaniami czy ze spontanicznością określonych zachowań. Taka rozumiana prawda nie wyzwala lecz .przeciwnie, staje się sposobem na ucieczkę od faktów i rzeczywistości. Również wolność bywa ukazywana zupełnie opacznie, np. jako czynienie tego, na co dana osoba ma ochotę („róbcie, co chcecie”), albo jako powstrzymywanie się od wszelkich zobowiązań. W naszej cywilizacji promowana jest z reguły wolność do zła, a nie do dobra. Obrońcy tak opacznie rozumianej wolności twierdzą, że jest ona niepodzielna, dlatego nie wolno niczego zakazywać, nawet narkotyków czy pornografii. Tymczasem jedyne, co powinno być rzeczywiście niepodzielne to dobro człowieka. W przeciwnym wypadku będziemy mieli jeszcze więcej tych ludzi młodych i dorosłych, którzy używają własnej wolności po to, by ją utracić.

Analogicznie wygląda sprawa z kolejną istotną wartością, jaką jest odpowiedzialność. Zostaje ona często zredukowana do odpowiedzialności prawnej, a więc do pytania, czy danemu człowiekowi da się udowodnić naruszenie prawa. W ten sposób sama idea odpowiedzialności zostaje zbanalizowana, a czasem zupełnie ośmieszona.

Obok zaburzonego interpretowania wartości — drugim sposobem odrzucania wartości duchowych jest absolutyzowanie wartości cząstkowych. Wtedy zaczynają one pełnić rolę antywartości, gdyż zaczynają szkodzić człowiekowi i wprowadzać go w błąd. Typowym przykładem może być obecnie karykaturalne wręcz podkreślanie i przecenianie roli doraźnej przyjemności, roli spontaniczności i subiektywnych przekonań, roli dobrego zdrowia fizycznego i nastroju emocjonalnego, roli rozrywki, popędu, dobrobytu materialnego, itp.

1.4. Mechanizmy odrzucania norm i wartości: naiwność i cynizm

Z dotychczasowych analiz płynie wniosek, że im większy kryzys życia przeżywa dany człowiek, im mniej jest szczęśliwy, tym bardziej ulega pokusie szukania łatwego szczęścia, a w konsekwencji pokusie odrzucenia norm moralnych i wartości duchowych. Nie każdy jednak, kto przeżywa kryzys życia i kto tęskni za łatwym szczęściem, odrzuca normy i wartości. Podstawowe normy moralne i wartości duchowe są tak bardzo oczywiste, że aby je negować, trzeba być nie tylko w głębokim kryzysie egzystencjalnym. Trzeba być jednocześnie naiwnym lub cynicznym.

To właśnie ludzka naiwność stała się podstawą grzechu pierworodnego, a więc owego pierwszego odrzucenia obiektywnych norm i wartości.. Adam i Ewa okazali się aż tak skrajnie naiwni, że zaufali wężowi bardziej niż Bogu. Uwierzyli, że Bóg chce ograniczyć ich wolność, że boi się ich wolności i mądrości. Nawet nie próbowali zweryfikować podszeptów węża. Okazali się bezkrytyczni wobec pokusy. Uwierzyli, że własną mocą odróżnią dobro od zła. Okazało się, że własną mocą potrafią jedynie czynić zło i ukrywać się przed Bogiem.

Każdy z nas powtarza dramat grzechu pierworodnego za każdym razem, gdy ulega naiwności, gdy oszukuje sam siebie, gdy pozwala, by nim manipulował współczesny wąż oszustwa i przewrotności. Oszukiwanie samych siebie stało się epidemią naszych czasów. Okazuje się, że coraz lepiej rozumiemy świat, który nas otacza, a coraz mniej rozumiemy samych siebie i sens naszego życia. Coraz trudniej odróżniamy to, co nas rozwija, od tego, co nas krzywdzi i niszczy. Istnieje wiele modnych form naiwności oraz ucieczki od prawdy o człowieku. Przykładem ogromnej naiwności może być kierowanie się przez wielu młodych ludzi subiektywnymi przekonaniami. Oto przykład typowych iluzji. Niektórzy z nastolatków stwierdzają, że chcą w przyszłości założyć rodzinę, ale uważają, że małżeństwo wcale nie musi być nierozerwalne. Jeśli w ich przyszłym życiu małżeńskim pojawią się jakieś trudności, wtedy mogą po prostu wziąć rozwód. W obliczu takiego rozumowania stawiam wychowankom proste pytanie: a zatem nie mielibyście nic przeciwko temu, gdyby jutro wasi rodzice powiedzieli wam, że się rozwodzą? Wszyscy przyznają, że byłby to dla nich wielki dramat i że nie chcą nawet dopuszczać do siebie takiej myśli. Uświadamiają sobie, jak naiwne były ich dotychczasowe poglądy na temat nierozerwalności małżeństwa.

Brama naiwności jest bardzo szeroka i początkowo miła. Wprowadza bowiem w miłe iluzje o istnieniu łatwego szczęścia, o tym, że można żyć na luzie i być szczęśliwym, o tym, że możemy poradzić sobie w życiu bez Boga, bez autorytetów, bez zasad moralnych, bez stawiania sobie wymagań. W uleganiu tego typu toksycznym złudzeniom „pomagają” młodym cyniczni dorośli, którzy próbują zbijać majątki na słabości i naiwności dziewcząt i chłopców, sprzedając im alkohol, narkotyk, papierosy, pornografię, filmy przemocy, toksyczne psychiczne czasopisma, zachęcając ich do kierowania się doraźną przyjemnością i do tolerowania wszystkiego. Zwłaszcza do tolerowania zła.

Przejawem cynizmu jest ukazywanie demokracji jako wartości najważniejszej. Tymczasem demokracja jest jedynie mechanizmem podejmowania decyzji w życiu publicznym. I jak każdy mechanizm, demokracja może być wykorzystywana w sposób dojrzały, wartościowy lub w sposób błędny, nawet okrutny, ludobójczy. Demokracja nie gwarantuje automatycznie podejmowania dojrzałych decyzji. Jakość podejmowanych decyzji nie wynika ze stosowania procedur demokratycznych, lecz zależy od stopnia dojrzałości ludzi, którzy się tym mechanizmem posługują, od ich wrażliwości moralnej i hierarchii wartości. Zupełnie inne decyzje podejmą większością głosu ludzie chorzy psychicznie czy przestępcy, a inne ludzie dojrzali i odpowiedzialni. Jeszcze większym cynizmem jest sugerowanie, iż demokratycznie można ustalać zasady postępowania w życiu osobistym czy w dziedzinie moralności. Tymczasem większością głosów można ustalać np. wysokość podatków, ale nie można ustalać, jaki jest dzisiaj dzień tygodnia czy jakie postępowanie jest uczciwe. Drastycznym przykładem cynizmu jest wmawianie ludziom np., że antykoncepcja gwarantuje bezpieczny seks, że piwo to nie alkohol, że istnieją miękkie narkotyki, że rozwój człowieka jest spontaniczny. Cynizm niektórych osób i środowisk jest tak wielki, że potrafią oni sugerować młodym, iż seksualność to wyłącznie ich prywatna sprawa. A przecież ci ludzie zdają sobie doskonale sprawę z tego, że seksualnością można aż tak bardzo źle kierować i tak bardzo poranić siebie i innych, że wiele zachowań seksualnych zakazanych jest nie tylko normami moralnymi, ale także kodeksem karnym.

Powodem cynicznego manipulowania człowiekiem i wmawiania mu absurdalnych przekonań, jest najczęściej chęć zdobycia władzy i pieniędzy. Ludzie cyniczni z premedytacją negują najbardziej nawet oczywiste normy moralne i wartości duchowe, gdyż wiedzą, że wtedy pojawi się wiele osób nieszczęśliwych. A osobami nieszczęśliwymi łatwo kierować, łatwo ich uzależnić i łatwo na nich zarobić. Nieszczęśliwi — w pogoni za iluzją szczęścia — stają się bezkrytyczni i potrafią kupić najbardziej nawet toksyczne towary. Kupią zatem alkohol, narkotyk, nikotynę, leki psychotropowe, tabletki odchudzające, antykoncepcję, pornografię, prostytucję, usługi terapeutyczne, leki psychotropowe. Kupią te wszystkie towary, które produkuje się z myślą o ludziach cierpiących, uzależnionych i nieszczęśliwych. Ponadto u ludzi nieszczęśliwych łatwo wytworzyć sztuczne potrzeby. Wystarczy w reklamie skojarzyć nowe ubranie, perfumy czy samochód z uśmiechem i poczuciem szczęścia, aby to wszystko oni kupili. Gdyby zabrakło milionów ludzi nieszczęśliwych i uzależnionych, to upadłyby całe gałęzie gospodarki w Europie i Ameryce i potężne lobby finansowe straciłyby ogromne fortuny. Ostatecznym celem odrzucenia norm moralnych i wartości duchowych jest zatem walka o pieniądze, władzę i dominację.

1.5. Ikony człowieka w świecie bez norm i wartości: Józef sprzedany przez braci i syn marnotrawny

Podstawową konsekwencją odrzucania norm moralnych i wartości duchowych jest cierpienie człowieka i oddalanie się od szczęścia. Nigdy jeszcze w historii cywilizacji Zachodniej nie mieliśmy do czynienia z odrzucaniem na taką skalę, co obecnie, podstawowych norm i wartości. I w związku z tym nigdy jeszcze w historii nie było tyle, co obecnie, dramatycznych krzywd i cierpienia wśród dzieci, młodzieży i dorosłych. Nigdy nie było w Europie i Ameryce tylu milionów ludzi chorych psychicznie, uzależnionych od alkoholu i narkotyków, nigdy nie było tylu samobójców, przestępców, tylu rozwiedzionych, tylu niezdolnych do miłości.

Sytuację człowieka w świecie, który odrzuca podstawowe normy i wartości, bardzo czytelnie symbolizują dwie opowieści biblijne: historia Józefa, sprzedanego przez braci do Egiptu oraz historia syna marnotrawnego, który opuszcza kochającego go ojca. Józef, młody i szlachetny syn Jakuba jest zagrożony z zewnątrz, ze strony swych najbliższych, którzy mu zazdroszczą i którzy chcą go skrzywdzić. Niektórzy z nich są naiwni i ulegają namowom gorszych od siebie. Inni okazują się okrutni i bezwzględni. Nie zabijają Józefa tylko dlatego, że mogą zarobić pieniądze, sprzedając go do niewoli. Wiele osób, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży, znajduje się obecnie w podobnej sytuacji. Są krzywdzeni przez innych ludzi. Bywają krzywdzeni przez niedojrzałych czy naiwnie kochających rodziców. Bywają zagrożeni przez niekompetentnych czy powierzchownych nauczycieli. Bywają krzywdzeni przez cynicznych dorosłych, którzy chcą nimi manipulować i pragną szybko wzbogacić się ich kosztem. Mamy obecnie wśród polskich dziewcząt i chłopców — a także wśród niemałej liczby dorosłych - wielu Józefów sprzedanych w niewolę różnego rodzaju uzależnień, w niewolę popędów i agresji, w niewolę toksycznych programów telewizyjnych i radiowych, w niewolę psychicznie trujących książek, czasopism i obyczajów.

Opowiedziana przez Jezusa przypowieść o mądrze kochającym ojcu i o jego marnotrawnym synu ukazuje drugą prawdę o człowieku. Historia odchodzącego syna uświadamia nam fakt, że człowiek zagrożony jest nie tylko z zewnątrz, ale także od wewnątrz. Jest zagrożony przez samego siebie. Potrafi kierować się iluzjami i fałszywymi wartościami. Potrafi utracić wszystko: miłość, prawdę, zdrowie, radość życia, nadzieję na przyszłość. Człowiek potrafi kierować się szukaniem doraźnej przyjemności także wtedy, gdy prowadzi to do bolesnych konfliktów i krzywd. Syn marnotrawny nie został oszukany przez złych ludzi. Miał szczęście rosnąć u boku kochającego go ojca. Ale również w takiej sytuacji człowiek pozostaje kimś zagrożonym. Jest bowiem wewnętrznie zraniony. Łatwiej jest mu wybierać drogę przekleństwa i śmierci niż drogę błogosławieństwa i życia. Łatwiej jest czytać te książki czy gazety, które nie stawiają wymagań niż te, które ukazują miłość i prawdę. Łatwiej jest integrować się z ludźmi, którzy są prymitywni niż z tymi, którzy są szlachetni. Łatwiej praktykować demokrację i tolerancję niż miłość i prawdę. Schyłek dwudziestego wieku raz jeszcze potwierdził, że przekonanie o istnieniu łatwego szczęścia bez respektowania obiektywnych norm moralnych i wartości duchowych jest groźnym mitem, który usypia czujność wielu ludzi i pozbawia ich zdrowego rozsądku. W konsekwencji przychodzi ogromne cierpienie.

2. Kościół w obliczu odrzucenia norm moralnych i wartości duchowych

Na progu trzeciego tysiąclecia uświadamiamy sobie z dramatyczną oczywistością, że człowiek — tak, jak dwa tysiące lat temu — nadal potrzebuje Zbawiciela. Przekonujemy się raz jeszcze, że nie zbawimy się własną mądrością, nie zbawi nas ani demokracja, ani tolerancja, ani wolny rynek, ani prawa obywatelskie, ani wolność słowa. Nie przemieni nas i nie umocni nic i nikt poza Chrystusem, poza Jego miłością i prawdą. Przekonujemy się raz jeszcze, że być człowiekiem to być kimś zagrożonym. To być kimś zagrożonym wewnętrznie i zewnętrznie. Człowiek jest kimś jedynym na tej ziemi, kto potrafi skrzywdzić, a nawet zniszczyć samego siebie. Mimo powiększającego się zakresu samoświadomości człowieka oraz szybko rosnącego zasobu wiedzy o świecie zewnętrznym, wielu ludzi nie rozumie samych siebie i własnej tajemnicy. W tej sytuacji zadaniem Kościoła — nowym a jednocześnie zawsze aktualnym - jest uczyć myśleć i uczyć kochać. Myśleć jak Chrystus i kochać tak, jak On. Mądre myślenie jest najlepszym lekarstwem na naiwność, a mądra miłość jest najlepszym sposobem na przezwyciężanie cynizmu.

2.1. Uczyć myśleć jak Chrystus

Kształtowanie dojrzałego myślenia to trudne zadanie. Człowiek ma bowiem spontaniczną tendencję, by używać zdolności myślenia po to, aby uciekać od świata faktów w świat subiektywnych fikcji i miłych iluzji. Trzeba jednak podjąć się pracy nad leczeniem myślenia u współczesnego człowieka, gdyż od sposobu myślenia zależy sposób postępowania. Człowiek nie zawsze potrafi postępować zgodnie z tym, co zrozumiał, że jest słuszne i dojrzałe. Gdy jednak jego myślenie o sobie i o własnym postępowaniu jest błędne, wtedy pozbawia się szans, by żyć w sposób dojrzały i szczęśliwy. W sposób obrazowy można powiedzieć, iż każdy człowiek posługuje się dwoma zupełnie odmiennymi strategiami myślenia. Z jednej strony mamy zdolność myślenia logicznego, precyzyjnego, naukowego. Potrafimy obiektywnie obserwować i analizować rzeczywistość, opisywać fakty, wyciągać prawidłowe wnioski z określonych doświadczeń. Z drugiej strony potrafimy być bardzo nielogiczni. Potrafimy „myśleć” w sposób magiczny, zaburzony, emocjonalny, życzeniowy, naiwny. Czasem „rozumujemy” w sposób wręcz śmieszny lub absurdalny. Okazuje się, że myśleniem pierwszego typu, a więc myśleniem logicznym i precyzyjnym (nazwijmy je myśleniem typu „A”), posługujemy się z reguły wtedy, gdy myślimy o zjawiskach, osobach czy wydarzeniach, które nie mają związku z naszym życiem i postępowaniem. Wtedy jesteśmy zwykle obiektywnymi i precyzyjnymi obserwatorami. Kiedy natomiast myślimy o rzeczach, zjawiskach, sytuacjach czy osobach, które mają bezpośredni związek z nami samymi, z naszą sytuacją życiową czy z naszym postępowaniem, to często tracimy logikę i precyzję myślenia, ulegając myśleniu zaburzonemu i naiwnemu (nazwijmy je myśleniem typu „B”).

Manipulowanie własnym myśleniem i oszukiwanie samego siebie nie jest zjawiskiem przypadkowym. Zwykle jego celem jest próba usprawiedliwiania własnych błędów. Kryzys życia prowadzi zatem do kryzysu myślenia. A kryzys myślenia może przybierać zupełnie chorobliwie rozmiary, gdyż człowiek posiada całkowitą władzę nad własnym myśleniem: może sobie wmówić wszystko to, w co z jakiegoś względu chce przyjąć za swoją „prawdę”. W oszukiwaniu samego siebie nie ma granic. Przykładem drastycznym takiej sytuacji są sposoby myślenia osób uzależnionych od alkoholu. Gdyby uznały one fakt, że straciły kontrolę nad alkoholem, to powinny podjąć decyzję o całkowitej abstynencji do końca życia. Ponieważ wytrwanie w abstynencji jest trudne, gdyż wymaga przezwyciężenia mechanizmów choroby alkoholowej oraz gruntownej przemiany życia, więc łatwiej wtedy o dostosowanie myślenia do błędnego postępowania. W przypadku alkoholizmu mamy do czynienia z systemem iluzji i zaprzeczeń. Oznacza to sytuację, w której dany alkoholik łudzi się, że nie ma problemu z alkoholem oraz zaprzecza najbardziej nawet bolesnym konsekwencjom sięgania po alkohol.

Najgroźniejszą iluzją, jakiej może ulec człowiek, jest przekonanie, że istnieje łatwe szczęście: bez wysiłku, bez dyscypliny, bez respektowania obiektywnych wartości, bez prawdy i miłości, bez przyjaźni z Bogiem, bez kierowania się Jego przykazaniami, bez respektowania własnego sumienia. Tymczasem gdyby istniało łatwe szczęście, to wszyscy ludzie byliby szczęśliwi. Nie byłoby ani jednego człowieka uzależnionego, chorego psychicznie, załamanego, przeżywającego stany samobójcze. To bowiem, co jest łatwe (np. zdolność spożywania pokarmów czy poruszania się), osiągają wszyscy. Obiektywna analiza ludzkiej rzeczywistości prowadzi do oczywistego wniosku, że człowiek stoi w obliczu wyboru między trudnym szczęściem, a łatwym nieszczęściem. Część ludzi ucieka jednak od tej prawdy po to, by nie stawiać sobie wymagań. Wtedy jednak wchodzą na drogę szybkiego nieszczęścia.

Ucieczka od faktów w świat naiwnej subiektywności jest syndromem naszej cywilizacji. Nawet niektórzy naukowcy przestali badać obiektywną rzeczywistość i zajęli się jedynie subiektywnymi przekonaniami określonych osób czy grup społecznych. Symptomatycznym dla mnie przykładem w tym względzie jest to, co obserwuję, gdy uczestniczę w sympozjach na temat profilaktyki i terapii uzależnień. Już kilka razy zdarzyło mi się słyszeć z ust poważnych autorytetów w tej dziedzinie, że z ich badań wynika, iż dzieci i młodzież sięgają po alkohol z... czystej ciekawości, dla podkreślenia niezależności czy dla lepszej integracji z rówieśnikami. Tymczasem jedyne, co naprawdę z takich badań wynika, to stwierdzenie, że tego typu badacze nie odróżniają obiektywnych faktów od subiektywnych deklaracji! Po alkohol sięgają ci młodzi, którzy cierpią, którzy nie radzą sobie z życiem, z emocjami, którzy chcą o czymś zapomnieć lub pragną „poprawić” sobie nastrój, nie poprawiając własnego postępowania. W takich sytuacjach subiektywnie są przekonani, że sięgają po alkohol, czy inne substancje uzależniające, jedynie z czystej ciekawości, albo po to, by być bardziej akceptowanymi przez rówieśników. Nie jest jednak przypadkiem, że takich młodych ciekawi alkohol, a nie np. matematyka, geografia, czy poezja. Nie jest też przypadkiem, że szukają oni akceptacji u rówieśników, którzy sięgają po alkohol, a nie u tych, którzy są abstynentami i którzy nie wyrządzają sobie krzywdy.

Podobne trendy widzimy w psychologii i pedagogice. Okazuje się, że najbardziej modne są te kierunki psychopedagogiczne, które promują zaburzone myślenie! Typową ilustracją jest popularna także w Polsce książka G. Jampolskiego i D. Cirincione pt. Miłość (Warszawa 1994). Autorzy twierdzą, że "niesympatyczny sąsiad, nieuprzejmy sprzedawca, kierowca autobusu, który nie chciał poczekać, ukochana osoba, która nas odrzuciła - wszyscy ci ludzie mogą wydawać się źródłem naszej ogromnej złości czy bólu. A jednak żaden z nich nie jest prawdziwą przyczyną tego, że czujemy się zranieni. To nie ludzie czy sytuacje, w jakich się znaleźliśmy, wywołują frustrację, lęk, rozczarowanie czy irytację. To nasze myśli i postawy, związane z tymi osobami czy sytuacjami, stanowią przyczynę. (...) Jeszcze raz przypominamy, że to nie ludzie czy zdarzenia są powodem twojego zdenerwowania i oburzenia - ranią cię jedynie własne myśli i postawy" (s. 147-8). Czasami spotykamy w tym kontekście stwierdzenia, które są wręcz absurdalne. Przykładem może tu być następująca zasada lansowana przez psychologów humanistów: "Nic poza moimi myślami nie może mnie skrzywdzić" (G. Jampolski, Leczenie uzależnionego umysłu, Warszawa 1992, s. 192). To już jest zupełnie bezkrytyczne powielanie buddyzmu, który zakłada, że wszystko zależy od naszego sposobu myślenia.

Co w tej sytuacji ma czynić Kościół? Po pierwsze, trzeba pomóc współczesnemu człowiekowi, by myślał o sobie w sposób całościowy i realistyczny. Każdy z nas ma spontaniczną tendencję, by widzieć i rozumieć samego siebie w sposób naiwny lub zawężony. Rozumienie całościowe oznacza, że człowiek nie zawęża rozumienia samego siebie do niektórych jedynie wymiarów (np. cielesność czy emocjonalność) lecz uwzględnia całe bogactwo swojej natury (sfera fizyczna, psychiczna, moralna, duchowa, religijna, społeczna.). Z kolei rozumienie realistyczne oznacza, że człowiek się coraz bardziej świadomy, że być człowiekiem, to być kimś zagrożonym wewnętrznymi słabościami oraz zewnętrznymi naciskami. Poczucie realizmu sprawia, że człowiek zdaje sobie sprawę, iż potrzebuje wsparcia ze strony ludzi i Boga, potrzebuje wewnętrznej dyscypliny, czujności, dojrzałej hierarchii wartości.

Drugi istotny cel formacji intelektualnej, to pomaganie człowiekowi, by rozumiał, że nie może odłączyć swoich zachowań od ich naturalnych konsekwencji. Jeśli nie chce być alkoholikiem, to w wieku rozwojowym nie powinien sięgać po piwo czy inne napoje alkoholowe. Jeśli nie chce być chorym na AIDS, to musi uczyć się życia w czystości i wierności małżeńskiej. Jeśli nie chce cierpieć, to nie powinien czynić niczego, co wyrządza krzywdę jemu samemu lub innym ludziom. Jeśli chce być szczęśliwym, to powinien kierować się miłością i prawdą, to powinien respektować ludzką naturę i własne powołanie. W przeciwnym wypadku nikt i nic nie uchroni go od kryzysu życia oraz od cierpienia: ani substancje chemiczne (np. alkohol czy narkotyk), ani rzeczy, ani pieniądze, ani ludzie.

Uczenie współczesnego człowieka, by myślał w sposób realistyczny i prawy, wymaga kompetencji i stanowczości, gdyż znacznie łatwiej wprowadzić ludzi w błąd, niż uczyć ich realistycznego myślenia na temat ludzkiego życia i postępowania. Wprowadzanie w błąd polega bowiem najczęściej na sugerowaniu, że nie istnieją żadne fakty ani obiektywne prawdy; że tylko subiektywność jest obiektywna; że każde zachowanie jest jednakowo dobre i należy je tolerować, że ludzie mogą w dowolny sposób ustalać własną hierarchię wartości. Przykładem iluzji kierowanych bezpośrednio do dzieci i młodzieży jest mówienie im o prawach ucznia bez mówienia o obowiązkach, a także mówienie o wychowaniu bez stresów, o szkole bez stopni, o seksualności bez miłości i odpowiedzialności, o rodzicach i nauczycielach bez władzy wychowawczej.

W obliczu tego typu irracjonalnych twierdzeń czy ideologicznych manipulacji ludzie okazują się często bezkrytyczni. Natomiast każdy, kto mówi prawdę o człowieku i o ludzkim życiu, staje się dla wielu znakiem sprzeciwu. Odsłania bowiem prawdę, która nie tylko wyzwala, ale która stawia jasne wymagania, a czasem niepokoi. Ludzie stają się wtedy bardzo krytyczni. Szukają wyjątków. Wymyślają nierealne lub skrajne przypadki, które nie odnoszą się do ich życia. Selekcjonują i interpretują wydarzenia. A wszystko po to, by uciekać od prawdy, by podważać oczywiste fakty i podstawowe normy moralne. Stają się przez to bardzo wymagającymi rozmówcami dla wszystkich, którzy chcą ich uwolnić od iluzji i wprowadzać w świat prawdy i prawego myślenia.

Wzorem w sposobach wychowania prawego myślenia jest Chrystus. Stanowczo demaskuje on cynizm i naiwność człowieka. Komentując postawę faryzeuszów, stwierdza: „Przyszedł Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: Zły duch go opętał. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników. A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swoje czyny” (Mt 11, 18-19). Jezus wielokrotnie podkreślał fakt, że kryzys życia danego człowieka czy grupy społecznej, prowadzi do kryzysu myślenia: „Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczyma nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się” (Mt 13, 14-15). Jezus wykazuje w ten sposób, że nasz sposób myślenia o rzeczach zależy głównie od ilorazu inteligencji, natomiast nasz sposób myślenia o człowieku zależy głównie od jakości naszego życia.

Gdy faryzeusze zarzucają mu, że wyrzuca złe duchy mocą Belzebuba, wtedy Jezus demaskuje wewnętrzną sprzeczność ich rozumowania (por. Łk 11, 14-20). Jest On tym, który uczy realistycznego myślenia nowoczesnymi metodami. Uczy obserwacji życia i wyciągania wniosków (por. Mt 13, 18 — 52). Wykazuje, że ludziom łatwiej jest rozumieć świat rzeczy i przewidywać zjawiska przyrodnicze, niż rozumieć własną tajemnicę i przewidywać konsekwencje własnego postępowania (por. Łk 7, 31-35)). Stosuje dramę (por. J 8, 1-11). Prowokuje burzę mózgów (Mt 18, 12-14). Opowiada dydaktyczne historie i przypowieści (por. Mk 4, 1-33), demaskuje cynizm współrozmówców: „Czemu mnie wystawiacie na próbę, obłudnicy? Gdy to usłyszeli, zmieszali się i zostawiwszy Go, odeszli” (Mt 22, 18-22)). Nowa ewangelizacja to uczenie się od Chrystusa strategii formowania prawego myślenia.

2.2. Uczyć kochać jak Chrystus

Prawidłowe myślenie nie wystarczy, aby człowiek mądrze kierował swoim życiem i aby nie uciekał od prawdy. Konieczne jest także to, by nauczył się kochać. Życie poza miłością sprawia, że człowiek nie ma siły i motywacji, by żyć prawdą. Uczenie się miłości nie jest procesem spontanicznym ani łatwym. Miłość jest najtrudniejszym ze wszystkich sposobów korzystania z wolności. Stawia największe wymagania. Z tego względu uczenie się dojrzałej miłości nie może nastąpić nagle czy bez wysiłku. Obejmuje konkretne procesy i fazy rozwoju. Faza pierwsza to więź emocjonalna dziecka z rodzicami. Faza druga to zakochanie, które oznacza intensywne zauroczenie emocjonalne w drugiej osobie. Początkom zakochania towarzyszą na ogół bardzo radosne przeżycia i doświadczenia. Gdy zakochanie osiąga szczyt zauroczenia emocjonalnego, wtedy osoba zakochana czuje się ogromnie szczęśliwa. Z czasem jednak zakochanie odsłania inne, bolesne oblicze, które rzadziej ukazywane jest na ekranach kin czy w czasopismach dla młodzieży. Zakochani przeżywają pierwsze nieporozumienia i rozczarowania. Pojawiają się wzajemne pretensje, zazdrość i emocjonalne zranienia. Przeżycie zakochania pozwala na wyciągnięcie wniosku, że człowiek tęskni za miłością, która jest czymś więcej niż uczuciem czy fascynacją emocjonalną.

Zadaniem Kościoła jest wyjaśnianie współczesnemu człowiekowi istoty tej miłości. Istnieje bowiem wiele błędnych przekonań na ten temat. Błędem najbardziej rozpowszechnionym jest przekonanie, że miłość to uczucie. Gdyby miłość była uczuciem, wtedy nie można by jej było ślubować. Nie byłaby możliwa wierna, dozgonna miłość. Nie możemy przecież ślubować, że będziemy zawsze przeżywali określone uczucia. Dojrzała miłość jest decyzją. Jest troską o los drugiego człowieka, a nie romantycznym szukaniem dobrego nastroju. Realizacja miłości dokonuje się głównie poprzez określone słowa i czyny. Kochać to w taki sposób rozmawiać z drugim człowiekiem i tak wobec niego postępować, by to służyło jego rozwojowi, by wprowadzało go w świat dobra, prawdy i piękna.

W taki właśnie sposób kochał Chrystus tych, których spotykał i takiej miłości uczy nas w przypowieści o marnotrawnym synu (por. Łk 15, 11-32). Ojciec z przypowieści ma dwóch dorosłych synów. Jeden z nich wiernie mu służy, drugi natomiast chce odejść. Ojciec go kocha i nigdy go nie skrzywdził, a mimo to syn wierzy, iż poza domem rodzinnym będzie mu lepiej. Kusi go perspektywa wolności i niezależności. Ma własny pomysł na to, jak być szczęśliwym. Jest to sytuacja znana wielu matkom i ojcom, których dorastające dzieci uważają, że styl życia proponowany przez rodziców, nie przyniesie im szczęścia. Oni chcą żyć "nowocześniej", czyli bez stawiania sobie wymagań, bez norm i wartości. Syn oznajmia ojcu, że odchodzi i że chce zabrać ze sobą swoją część majątku. Ojciec nie próbuje go zatrzymać mimo, że kocha syna i że niepokoi się o jego los. Mógłby użyć nacisku, na przykład nie dając mu jego części majątku. Nie czyni jednak tego gdyż wie, że do miłości i dobra nie da się przymusić. Przymuszać można tylko do nienawiści i zła.

Syn odchodzi i szuka łatwego szczęścia, jednak boleśnie przekonuje się, że tego typu szczęście jest iluzją, że prowadzi do umierania tego, co w człowieku najpiękniejsze. Aby przeżyć w sytuacji głodu i osamotnienia, marnotrawny syn godzi się na rolę niewolnika i pasie świnie. Odchodząc od ojca łudził się, że idzie w kierunku ziemi obiecanej, którą sobie wymarzył. Tymczasem w rzeczywistości zgotował sobie piekło.

Co w tak dramatycznej sytuacji czynią rodzice tej ziemi? Zwykle nie wiedzą jak postępować wobec syna i jak go kochać. Kierują się bardziej emocjami niż miłością. U jednych zwycięża rozżalenie a nawet nienawiść. Przekreślają syna i wyrzekają się go na zawsze. Odmawiają mu prawa powrotu do domu. Wtedy synowi pozostaje już tylko rozpacz. Nawet gdyby któregoś dnia zastanowił się i uznał swój błąd, to nie ma do kogo wrócić. Inni z kolei rodzice popełniają błąd przeciwny: usprawiedliwiają syna za wszelką cenę. wynajdując tysiące okoliczności łagodzących. Twierdzą na przykład, że jest on jedynie ofiarą kolegów, środowiska, telewizji, gazet. Usprawiedliwiając syna, czynią jednocześnie wszystko, aby nie cierpiał mimo, że nadal błądzi! Płacą za szkody wyrządzane przez syna i dbają o to, by jemu samemu nadal niczego nie brakowało. W takiej sytuacji syn będzie błądził dalej. Czasem tak długo aż umrze. Czemu bowiem miałby się zmieniać skoro nie ponosi naturalnych konsekwencji własnych błędów?

Ojciec z przypowieści Chrystusa nie popełnia żadnego z tych błędów, tak typowych dla rodziców tej ziemi. On nawet w tak dramatycznych okolicznościach potrafi kochać w sposób dojrzały i dostosowany do powstałej sytuacji. Nie przekreśla syna. Jego dom i jego ramiona pozostają dla syna ciągle otwarte. Ale też nie próbuje go uchronić od cierpienia, które syn sprowadza na siebie własnym postępowaniem. Ojciec jest bogatym człowiekiem. Mógłby posyłać służących, aby się opiekowali synem i nie pozwolili, by cierpiał głód. Ale ojciec doskonale wie, że tak postępując nie kochałby syna dojrzale i nie pomógłby mu w przemianie życia.

Syn zachowa szansę na ocalenie tylko w jednym przypadku: gdy będzie cierpiał! Cierpienie, które przychodzi jako konsekwencja błędów, jako konsekwencja pomieszania dobra i zła, jest dobrodziejstwem, bo otwiera błądzącemu oczy. Pozwala przejrzeć. Uczy odróżniania dobra od zła. Kochający ojciec o tym wie i dlatego nie próbuje chronić syna przed zawinionym cierpieniem. Syn wykorzystuje szansę: zaczyna się zastanawiać. Uświadamia sobie, że pomylił się i że u ojca było mu znacznie lepiej. Pod wpływem cierpienia syn marnotrawny przemienia się w powracającego syna. Wraca już nie dlatego, że jest głodny (wtedy zdecydowałby się raczej na kradzież niż na powrót) ale dlatego, iż zrozumiał, że znacznie lepiej być choćby sługą u kochającego ojca niż pozostawać niewolnikiem tego świata. Powracający syn odzyskuje wszystko: miłość i prawdę. Odtąd nie będzie wątpił, że ojciec go kocha ani nie będzie się już łudził, że może być szczęśliwym bez ojca czy wbrew ojcu. To jest właśnie istota posługi Kościoła w obliczu odrzucenia norm moralnych i wartości duchowych. Trzeba przyprowadzać współczesnego człowieka do Chrystusa. Jego prawda wyzwala z iluzji, a Jego miłość wprowadza nas w świat prawdziwego szczęścia.

Zakończenie

Celem wszystkiego, co czynił i co mówił Jezus, było pomaganie człowiekowi, by nauczył się myśleć i kochać tak, jak On. Chrystus przyszedł, aby nas wyzwalać swoją prawdą i aby zaprosić nas na ucztę swojej wielkiej miłości: tej bezwarunkowej, wiernej i nieodwołalnej. On zaprasza na ucztę wybawienia od wszystkiego, co nas niepokoi, krzywdzi, boli, co odbiera nam radość życia i co zagraża naszej przyszłości (Łk 14, 15-24). Jednocześnie On sam nam uświadamia i przypomina, że na tej ziemi wiele osób i środowisk kieruje do nas zaproszenia na inne uczty. Na uczty znacznie mniejszej miłości: niewiernej i odwołalnej. Na uczty egoizmu, agresji, naiwności. Na uczty alkoholizmu, narkomanii, pornografii. Na uczty, które kończą się cierpieniem, utratą wolności, rozgoryczeniem. Na takie uczty łatwo zapraszać i łatwo przyjąć zaproszenie, bo są to uczty, na których nie trzeba mieć szaty ludzkiej godności i dojrzałości. Są to uczty, które obiecują iluzję łatwego szczęścia i perspektywę doraźnej przyjemności. Bóg, który zna serce człowieka, wie o tym lepiej od nas samych. On nieustannie znajduje ludzi, wydarzenia i doświadczenia, poprzez które ponawia swoje zaproszenie: Jeśli chcesz, pójdź za mną na ucztę tej miłości, za którą najbardziej tęsknisz. Przed tobą droga błogosławieństwa i szczęścia oraz droga przekleństwa i nieszczęścia. Wybieraj. Zadaniem Kościoła jest pomaganie współczesnemu człowiekowi, by wybierał drogę szczęścia i życia, a więc drogę, którą wskazują normy moralne i wartości duchowe.

Tekst niniejszy wygłoszony został 12.04.2000 na KUL-u w ramach Tygodnia Eklezjologicznego.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama