Tekst do refleksji na Wielki Post i nie tylko...
Chodnik,
miejscami wyszczerbiony, jeszcze z komunistycznych czasów, ułożony z betonowych, szarych płyt, popękany, połatany, brudny, pełen większych i mniejszych kałuż, a miejscami, po przejściu kilkudziesięciu metrów, przemyślnie ułożony z kolorowej, wielokształtnej, klinkierowej kostki, gładki, czysty, bezpieczny. Przechodzi na drugą stronę ulicy, po dwu krokach wpada w wyrwę w asfalcie, ciemno, niewiele widać, samochody oślepiają go długimi światłami. Paręset metrów dalej pasy zebry bielutkie jak śnieg, dobre oświetlenie, asfalt gładki.
Reklamy
wszędzie ich pełno. Małe, sprowadzone do kartki z notesu i ręcznego napisu, ale tez olbrzymie, podświetlone, oblepiają przystanki, słupy trakcji tramwajowej, kamienice i wieżowce. Pełno ich na obrzeżach dróg. Poniewierają się na chodniku, wyglądają z koszy na śmieci, przygniecione wycieraczką przyklejają się do szyby auta. Czasami zasłaniają rusztowania ustawione przy ścianach remontowanych budynków, kościołów również.
Kolorowe, tęczowieją, lśnią, narzucają się wielkimi literami, przymilają, podlizują, czasami zadziwiają, bywa że przerażają, czy też próbują przerazić.
Czegoż na nich nie ma? Śnieg w lipcu, a słoneczne plaże w styczniu. Piękne kobiety i przystojni mężczyźni. Dzieci i niemowlęta. Zwierzęta, kwiaty, przedmioty codziennego użytku i luksusowe samochody, oraz wyborne trunki i wykwintne jedzenie. Coraz częściej również smutne twarze głodnych dzieci, znak krzyża, logo instytucji charytatywnych.
Wystawy
sprawiają, że obrazy z tablic reklamowych staje się realną rzeczywistością. Za szybą, albo i nie, stosy wędlin, ławice ryb morskich, a w basenach słodkowodnych. Owoce ze wszystkich ciepłych krajów. Trunki ze wszystkich stron świata. Chleby z najrozmaitszych piekarń. Warzywa. Czego tylko dusza zapragnie.
Zza szyb salonów samochodowych auta tęsknie spozierają na swoich kolegów sunących ulicą. W sąsiednim sklepie wystawa ubrań i sukien. Czernie i granaty, błękity, biele, różę i czerwienie. Szał kolorów i kształtów. No i buty, buciki, pantofelki. Krawaty, kapelusze, muszki jak motyle.
Wreszcie księgarnie. Kioski z gazetami. Coraz częściej bukiniści i ich składane księgarenki.
Restauracje, bary, budki
Po upadku komunizmu, po woli, a raczej dość szybko, zaczął zmieniać się zapach naszych ulic, to znaczy restauracji, barów, sklepów, dworców kolejowych i autobusowych, jak też pociągów, tramwajów, autobusów. Dzisiaj ulica, coraz częściej, pachnie ziołami i przyprawami ze wszystkich kontynentów. Obok bardzo wytwornych restauracji, nie na każdą kieszeń, mamy pizzerie, bary, piwiarnie, budki, gdzie już za niewielkie pieniądze można coś zjeść i innych ugościć.
Nie wiem, czy jeszcze jest, ale do niedawna była budka do której tłoczyła się spora gromada ludzi biednych, bezdomnych, schorowanych, kalekich po miskę zupę, parę kromek chleba, czasami cos jeszcze, równie skromnego.
Szkoły, teatry, kina, dyskoteki
nie każdego dnia, z wyjątkiem szkoły, do nich uczęszczamy, ale bez nich trudno sobie wyobrazić miejski krajobraz. Wiejski zresztą również, jeśli chodzi o kina i dyskoteki, a i o amatorskich teatrach też czasami słychać. Czasami. Bywa jednak i tak, że już nic nie słychać. Kino zamknięto pięć lat temu. Bibliotekę przeniesiono do gminy. W dawnym kiosku z gazetami sprzedają teraz najtańsze z możliwych piwo, choć w tym samym czasie, w sąsiedniej wsi, otworzono nowy kiosk nie tylko z gazetami, ale i z książkami, przyborami szkolnymi, płytami.
Telewizja co jakiś czas pokazuje ludzi broniących swojej szkoły przed zamknięciem.
W sejmie uchwalają budżet, słyszymy z radia, trąbiącego nam w ucho z kąta sklepu. Ile dadzą na kulturę?
Kościoły
nie sposób je nie zauważyć. Stare, gotyckie i barokowe. Pełne światła, kolorowego, witrażowego światła, które sprawia, że kamienne mury tracą ciężar i zdają się ulatywać w niebo. Nowe, beton, żelazo, zamiast okien szczeliny strzelnicze. najczęściej bez światła, beton. Potężne hale, nie ma się gdzie schronić, oddzielić od świata. Nie ma gdzie odpocząć, odetchnąć, poszeptać z Bogiem, wypłakać się.
W kruchcie żebraczka, narkoman, widać na pierwszy rzut oka. Pod chórem skarbonka z napisem, „Na chleb św. Antoniego”.
Na tablicy ogłoszeń afisz. Duszpasterze zapraszają na spotkanie poświęcone wyborom do parlamentu europejskiego. Na drugim afiszu informacja o studium biblijnym.
W niedzielę chrześcijanin w kościele słyszy:
„Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu i przebywał w Duchu [Świętym] na pustyni czterdzieści dni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie odczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem. Odpowiedział mu Jezus: Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek. Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje. Lecz Jezus mu odrzekł: Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz. Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na szczycie świątyni i rzekł do Niego: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół. Jest bowiem napisane: Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli, i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień. Lecz Jezus mu odparł: Powiedziano: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego. Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu. Potem powrócił Jezus w mocy Ducha do Galilei, a wieść o Nim rozeszła się po całej okolicy. On zaś nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich.” (Łk 4, 1-15)
I co z tym wszystkim począć?
opr. mg/mg
Copyright © by Księża Jezuici