Doświadczenie piękna

O pięknie jako sakramencie obecności Boga

„Brzydota zabija”
Fiodor Dostojewski

Trudno jest pisać o pięknie. Próba uchwycenie tego doświadczenia rodzi zakłopotanie. Bo gdy człowiek doświadcza piękna, sam czuje się uchwycony, ogarnięty, wy-jaśniony, zdefiniowany. Człowiek nie jest początkiem definicji, zrozumienia i teorii. Człowiek narodził się z piękna — ono inspiruje i określa jego rozwój.

Pytanie o doświadczenie

Podejmując temat „doświadczenie piękna”, trzeba liczyć się z pytaniem dotyczącym koncepcji doświadczenia. Jedna z nich odwołuje się do etymologii i podkreśla rolę świadectwa, świadczenia (do-świadczenia). Doświadczenie dane jest temu, kto doszedł lub dojrzał do świadczenia. W języku niemieckim słowo doświadczenie (Erfahrung) podkreśla znaczenie dynamiki dojścia — wjechania (fahren, hinein-fahren) w przestrzeń jakiegoś świadectwa. W doświadczeniu potrzeba więc świadectwa i procesu wejścia w jego przestrzeń.

Świadectwo jest zawsze czyjeś — świadczyć może tylko osoba. Piękna widokówka z Kazimierza, urocze mieszkanie, pielęgnowany dialog, ciepłe słowo i podana dłoń — to znaki, jakby sakramenty, świadczące o osobie i jej miłości. Najcenniejsze, najbardziej upragnione i konieczne, aby żyć, są miłosne więzi osób. Osoba nie ma więzi — osoba jest więzią. Jak „chleba powszedniego” potrzebujemy nieustannego do-świadczenia trwającej więzi.

Co najbardziej świadczy o niej? To, co najbardziej przekonuje o miłosnej relacji, to doświadczenie jej trzech ramion: piękna — dobra — prawdy. Ich nierozdzielne współbrzmienie świadczy o autentyczności spotkania, które jest zawsze piękne, dobre i prawdziwe.

Próba oddzielenia piękna od osoby i więzi prowadzi do „rewolucji estetycznej” — do dylematu Kierkegaarda: człowiek estetyczny albo etyczny. Za pięknem ukrywa się wtedy kłamliwe uwodzenie — jak mówi Baudelaire — „estetyczne piekło”. Iluzja doświadczenia odsłania się w zbyt szybkim odejściu — pisze o tym Norwid w wierszu Piękno-czasu:

Zgasły lilie i róże omdlewające,

Odejma im wiatr liście jedwabne

Dziś nie szuka nikt Piękna... żaden poeta —

Żaden sztukmistrz — amator — żadna kobieta1.

Przeświadczenie Piękna

Co to za Piękno, o którym pisze Norwid? Czego szuka człowiek, gdy nie szuka Piękna? W wierszu odsłania się dramatyczna alternatywa:

— Dziś szuka się tego, co jest powabne

I tego — co uderzające!...

Powab i grzmot... dwie siły,

Skąd-kolwiek-bądź by były!...

To — dwa wdzięki Uranii, dwa jej ramiona.

Powabne i wdzięczne ramiona Uranii okazać muszą ostatecznie swoją iluzoryczność:

Czy obejmą?... uścisną?... i czy Tobie

Łzę obetrą?... — przypomnisz w grobie — 2.

Norwid przeczuwa istnienie Piękna, które jest rzeczywistością obiektywną, istniejącą niezależnie od człowieka, owszem — przynależną światu boskiemu. Podobnie czytamy u Platona: „Boskim pierwiastkiem jest piękno, mądrość, dobro i wszystko temu podobne”3. Jak jednak rozumieć to, co boskie, i czy jego ramiona „obejmą, uścisną i łzę obetrą”? Czy człowiek potrafi o własnych siłach wejść w przestrzeń boskiego piękna, aby go doświadczyć?

W wydarzeniu Objawienia Bóg sam „wkracza” w rzeczywistość człowieka, aby świadczyć o swoim pięknie. To do-świadczenie Boga ukazuje Jego piękno: Przed Nim kroczą majestat i piękno (1 Krn 16, 27; Ps 96, 6). Jego mądrość jest piękna: stałem się miłośnikiem jej piękna (Mdr 8, 2). Doświadczenie Boga — Chwały Pańskiej (wspaniałości Boga) — najpełniej objawiło się na Obliczu Chrystusa: Albowiem Bóg, Ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Jezusa Chrystusa (2 Kor 4, 6). Chrystus odkupił świat także poprzez swoje piękno. W Nowym Testamencie niewiele się mówi wprost o pięknie, aby skoncentrować uwagę na samym jego źródle — Chrystusie — i uchronić człowieka przed naiwnym estetyzmem. Piękno Boga jest w swym Objawieniu Prze-piękne, a jego świadczenie jest Prze-świadczeniem. To ono jest przed wszelkim innym świadczeniem. U podstaw wszelkich „reguł” życia duchowego będzie do-świadczenie tego trójjedynego Prze-świadczenia. Św. Bazyli Wielki tak napisał w dziele Reguły Dłuższe: „Cóż jest bardziej godne podziwu od piękna Bożego? [...] Gdy zaś jego promień spotkał któregoś ze świętych, pozostawił w nim nieugaszone zarzewie gorącego pragnienia [...] Nienasyceni oglądaniem Bożego piękna modlili się, aby na całe życie wieczne rozciągało się oglądanie wspaniałości Boga”4.

Doświadczenie piękna

Człowiek może doświadczyć piękna (dotrzeć do jego świadectwa), ponieważ pierwszy został ogarnięty jego blaskiem. W życiu duchowym tak rozumiane doświadczenie piękna nie jest czymś drugorzędnym, istniejącym poza jego istotą, lecz warunkiem zaistnienia. Mierność lub zaburzenie życia duchowego mogą być spowodowane także brakiem tego doświadczenia. Piękno ma takie samo fundamentalne znaczenie dla rozwoju człowieka jak dobro i prawda — jest bramą, która do nich prowadzi. Hans Urs von Balthasar napisał we wstępie do swojego dzieła Herrlichkeit, że kto nie doświadczy wpierw piękna, „wpada w pustkę, gorzej, w nie-prawdę i nie-dobro”5.

Co daje człowiekowi doświadczenie piękna? Daje nade wszystko zachwyt — „Bo piękno na to jest, by zachwycało”6. Życie duchowe nie rodzi się z lęku, z natrętnego poczucia obowiązku, lecz z zachwytu. Chrześcijaństwo jest wcielonym zachwytem. Tym samym to, co piękne, zwraca na siebie uwagę. Brzydota dekoncentruje. Piękno oczekuje uwagi i rodzi kontemplację — spojrzenie, które sięga coraz głębiej. Kontemplacyjny „wzlot” daje dystans pozwalający przeczuć rozmiar całości (z góry widać lepiej). Nie zawęża na fragmencie, lecz uczy widzenia wielu elementów w ich harmonijnym współbrzmieniu. Rodzi spojrzenie, a nie „punkt widzenia”. Pozbawienie chrześcijaństwa wymiaru estetycznego jest przekreśleniem możliwości modlitwy kontemplacyjnej, a tym samym przerwaniem rozwoju życia duchowego.

Patrząc na to, co piękne, nie pytamy: „Dlaczego to tu jest?”. Piękno usprawiedliwia byt. W konfrontacji z brzydotą pytamy: „Czy nie można by tego zniszczyć, zmienić, poprawić?”, „Dlaczego to tu jest?”. Gdy jawi się piękno, próba zmiany odbierana jest jako zdrada. To w tym doświadczeniu rodzi się przeczucie, że istnieje świat obiektywny, którego człowiek nie potrafi, ale i nie chce zmieniać. W nim odnajduje swoje zakorzenienie: W tobie są wszystkie me źródła (Ps 87, 7).

Piękno zatrzymuje i wycisza. Ma w sobie coś nieporuszonego, co uspokaja i zatrzymuje. Nawet jeśli fale morza się poruszają, liście przesuwają w takt wiatru, to całość w swej niedostępnej głębi pozostaje nieporuszona. Kto nie doświadczył mistycznego uroku tego bez-ruchu, nie doświadczy spokoju swoich czynów. Kto nie potrafi nie-działać, nie powinien działać. Niespokojna aktywność, której przerażony pośpiech nakazuje działać coraz więcej, ma swój początek w tragedii brzydoty, gdzie nawet to, co nieporuszone, porusza do głębi — niespokojnie i destrukcyjnie. Cisza jest drugą stroną estetycznego nieporuszenia. Mówimy: „Zamilkł z wrażenia”. Piękno przekazuje ciszę. W tej ciszy, milczeniu, staje się jasne, że pierwsze słowo nie należy do człowieka. On nie jest źródłem słowa, tylko jego słuchaczem. Słowo rodzi się z piękna i zostaje przekazane człowiekowi — jest piękne albo nie ma go wcale. Nie ma brzydkich słów — jest tylko brzydki bełkot. Milczący zachwyt nie może ogarnąć piękna i jego słowa, nie może go zdefiniować. Człowiek sam zostaje ogarnięty i zdefiniowany. U początku życia duchowego nie istnieje zrozumienie i definicja, lecz milczący, adorujący zachwyt. Zbyt duże pragnienie definiowania, klasyfikowania, precyzowania pojęć może być w życiu znakiem wewnętrznej pustki i duchowego wyobcowania. Definicje nie znajdują się ani na początku, ani na końcu życia duchowego.

Piękno nie oczekuje od człowieka natychmiastowego czynu, lecz trwania. Mówi mu: „Pozostań tu, nie musisz odchodzić, nie musisz nic zrobić, aby zasłużyć sobie na pozostanie”. Piękno usprawiedliwia także istnienie tego, który je ogląda — „dobrze, że tu jesteśmy, zbudujemy trzy namioty...” (por. Łk 9, 33). Kto wejdzie zimą na Nosal i zobaczy panoramę Tatr, nie chce odchodzić. Piękno stwarza klimat przynależności — więzi. Boskie Piękno jest wspólnotą trzech osób. Trynitarna komunia rodzi wspólnotę. Więź, relacja należy do istoty tego, co piękne. Brzydota jest osamotniona i zrywa relację. W tym trwaniu człowiek nie jest sam, przeczuwa świat, który istnieje poza nim i nie jest jego własnością. Ten świat jest inny i wymyka się spod jego kontroli i władzy. Ostatecznie pojawia się pytanie: „Kto?” — „Kto stworzył piękne góry, kto namalował ten zachwycający obraz?”. Piękna ostatecznie jest twarz osoby, której ślad pozostaje wpisany w jej dzieła. Droga do osoby prowadzi przez piękno, które zwiastuje spotkanie.

Piękno jest jednocześnie bardzo bliskie, mówi: „Pozostań”, i dalekie: mówi „Nie podchodź zbyt blisko”. Stwarza dystans, który jest sercem miłości. Dystans podkreśla misterium inności. Kochasz Innego, który nie jest niewolnikiem twoich pragnień i oczekiwań. Nie możesz z nim zrobić wszystkiego, czego chcesz. Piękno nie pozwala ogarnąć — wziąć na własność, do końca zrozumieć. Biada kochającemu, gdyby kochanemu wydarł ostatnią tajemnicę. Piękno przyciąga i jednocześnie odpycha, chroniąc przed zabójczym, symbiotycznym zlaniem. Jednocześnie pozwala odczuć specyficzny ból, jakby gorycz — ból inny niż ten, który rozdziela, ból nienasycenia i dystansu w miłości. Piękno wyrywa mnie z osamotnienia, ale pozostawia samotnym. Samotność to przestrzeń pomiędzy kochającymi się osobami. Piękno karmi, ale nie nasyca. Gorycz nienasycenia daje energię rozwoju. Piękno to doświadczenie spotkania i szukania jednocześnie.

Piękno jest bramą do dobra i prawdy. Zapowiada dobro, ale go nie daje. Trzeba dokonać wyboru i przejść przez bramę. Wydarza się dramat wolności. Tym, którzy żyją w nie-dobru i nie-prawdzie, którzy w beznadziejności znaleźli ulgę, piękno zadaje ból. Przypomina: istnieje dobro, prawda, sprawiedliwość — nawet jeżeli w twoim życiu jest ich krzywdząco niewiele. Piękno odradza nadzieję i pragnienie — a tym samym wywołuje głód dobra i prawdy. Św. Bonawentura mówił, że piękno z natury swej pobudza duszę do miłości. Piękno jest czyste, niewinne i święte. Jak wielka jest siła jego oddziaływania, widać na przykładzie grupy chłopców, którzy niszczą piękny park albo smarują farbą pięknie odnowioną starą kamienicę. Piękno ma wymiar mesjański, nie można pozostać wobec niego obojętnym — albo się klęka, albo rzuca kamieniami.

W doświadczeniu piękna wymiar wieczny („przeświadczenie piękna”) spotyka się z wymiarem przemijającym. Pragnienie wiecznego trwania konfrontowane jest z doświadczeniem kruchości i ograniczoności życia. W blasku tego doświadczenia oba te światy ukazują swoją bliskość i rozdzielność. Piękno chroni przed zaczarowaniem światem skończonym, uczy przeżywania siebie jako bytu niedopełnionego, który ostatecznie w Bogu odnajdzie swoje szczęście. Brzydota dzieł człowieka może być znakiem utraty wiary. Zabijanie piękna (w malarstwie, muzyce czy filmie) jest próbą niszczenia „bramy”, które odsłania kłamstwo ateistycznej koncepcji świata. Piękno jest „sakramentem” obecności Boga.

Zaświadczenie piękna

Możliwość doświadczenia piękna jest odkupieńczym darem Boga, jest uczestnictwem w Jego pierwotnym „przeświadczeniu”. O tym, czego doświadczyliśmy, chcemy świadczyć. Pragnienie świadczenia jest znakiem, że doszło do doświadczenia. Piękno wyrywa z egoistycznego zamknięcia. Robimy zdjęcia kwiatów, aby podzielić się ich pięknem z innymi.

Piękna jednak nie można posiąść, nigdy nie będzie ono naszą własnością. Człowiek może wytworzyć formę, kształt, ale do piękna należy także wewnętrzny blask, światło. Forma i przenikający ją blask, światło tworzą piękno. Blasku człowiek nie potrafi wyprodukować, on jest zawsze pierwotny. Człowiek daje formę (na przykład namalowany obraz), a Bóg przekazuje blask. Ludzkie świadectwo o pięknie jest zawsze za-świadczeniem Boga. To Bóg świadczy, człowiek za-świadcza. Za wszelkim świadczeniem stoi zawsze „za-świadczenie” piękna — „Żadne piękno dające się wyobrazić nie dosięga Twojego oblicza. Każde oblicze ma swoje piękno, ale nie jest samym pięknem. Natomiast Twoje, Panie, oblicze posiada takie piękno, że posiadanie jego jest samym bytem. Jest samym absolutnym pięknem, a ono jest kształtem, dzięki któremu istnieją wszelkie kształty piękne”7.

Troska o piękno jest „liturgiczna” albo nie ma jej wcale. Jest formą kultu, a osobista więź ze źródłem blasku daje mu gwarancję autentyczności. Początek wszelkiej kultury musi mieć charakter religijny. Troska o piękno dokonuje się na wszystkich płaszczyznach antropologicznych: fizycznej, psychicznej i duchowej. Troska o piękno ciała, wypowiadanych słów, gestów jest nierozerwalnie powiązana z pięknem ludzkich charakterów, osobowości. Piękno duchowe człowieka jest najmniej uchwytne, ale najmocniejsze. Blask świętości człowieka jest najbardziej urzekającym „dowodem” na istnienie Boga. Klemens z Aleksandrii napisał w jednym ze swoich dzieł: „Pięknem najlepszym, po pierwsze, jest duchowe [...] pojawia się ono wtedy, gdy dusza jest ozdobiona przez Ducha Świętego i natchniona Jego blaskiem, sprawiedliwością, rozsądkiem, męstwem, umiarkowaniem, umiłowaniem dobra i wstydliwością, od której nie ma powabniejszej barwy. Następnie należy się miejsce pięknu cielesnemu, proporcji członków i składników połączonych z dobrą barwą [...] Piękno jest szlachetnym kwiatem wyrastającym ze zdrowia; zdrowie jest wewnątrz ciała, a piękno rozkwita na zewnątrz”8.

Piękni ludzie tworzą piękne dzieła. Istnieje pewna kolejność w procesie „zaświadczenia”. Na pierwszym miejscu znajduje się troska o liturgię, która nie pozwala zapomnieć źródła. Niedbalstwo i brzydota liturgiczna są znakiem braku wiary (nie tylko u księży). Najpiękniejsza na świecie powinna być liturgia. Następnie kroczy kultura — głęboko powiązana z liturgią (na przykład msze Brucknera, ołtarz Stwosza). Kultura tworzy pomost pomiędzy liturgią a codziennością. Rodzi się ze słuchania Boga i człowieka. Jest jak wędrujący Mesjasz, który odwiedza domy, przenika do głębi ludzkie sprawy, przynosząc światło. Kultura to „sakrament” codzienności. Doświadcza tego Krystyna z powieści Sigrid Undset: „Przez mgnienie oka spojrzała w górę na zachodni szczyt kościoła, ale w tej chwili olśniona, spuściła oczy. Tego dzieła nie stworzyli zaiste ludzie własnymi tylko siłami, tutaj działał chyba sam Bóg przez świętego Öisteina budowniczych. «Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi» — teraz dopiero zrozumiała te słowa. Odblask wspaniałości królestwa Bożego w tych kamieniach świadczył, że wolą Boga jest piękno”9.

 Taka kolejność ukazuje i chroni piękno codzienności. Sformułowanie „szare życie” świadczy o braku wewnętrznego Blasku — W Twej światłości oglądamy światłość (Ps 36, 10). Szarej duchowości codzienność jawi się jako szara. Liturgia — kultura — codzienność: tylko w takiej kolejności codzienność objawia swoje piękno. W spojrzeniu świętych, w ich mistyczno--estetycznej wrażliwości, każda chwila jawi się jako „miejsce” wcielenia Piękna. Zauważają piękno ludzkich twarzy, urok poranka, południowy wiatr, blask słońca odbijający się na uciszonym stawie, śpiew ptaka, delikatne liście wierzby w wiosenne popołudnie, czerwony buk pomiędzy dębami. Nie potrzebują estetycznych, mówiąc językiem Norwida, „powabów i grzmotów”, ponieważ nie muszą zakrywać wewnętrznej brzydoty i mroku. Codzienność jest zasadniczym miejscem doświadczenia piękna. Liturgia i kultura są drogą do tego doświadczenia i jego ochroną. Troska o ubogie piękno codzienności jest znakiem wewnętrznego bogactwa i doświadczonej przez odwieczne Piękno wiary. Brzydkie napisy na pięknie odnowionych murach są brutalnym przypomnieniem, że piękno nie jest uroczą tapetą, która przykryje śmiertelną brzydotę ukrytą gdzieś w głębi tak zwanego społeczeństwa. Będzie wychodzić jak rdza, która przypomina o wewnętrznym rozkładzie.  

Norwid pisał, że piękna trzeba szukać. Doświadczenie piękna jest spotkaniem kochających i szukających się osób. Rodzi tym samym ból, który jest ratunkiem dla miłości — „Gdzie się ukryłeś, Umiłowany, i mnie wśród jęków zostawił?”10. Zadając ból, każe szukać, odkrywać Innego, który nie jest projekcją mojego zgłodniałego „ja”. Na jego twarzy pozwala przeczuć obecność innego świata. Nie pozwala spocząć — rani i całuje — aż ludzie zrozumieją i zaśpiewają jak tancerze: „W tobie są wszystkie me źródła” (Ps 87, 7).

Ks. Krzysztof Grzywocz (ur. 1962), ojciec duchowny w Wyższym Seminarium Duchownym w Opolu, wykładowca na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego.

Przypisy

1 C.K. Norwid, Pisma wszystkie, t. II, Warszawa 1971, s. 247.

2 Tamże.

3 Platon, Phaidros, 246 e.

4 Św. Bazyli Wielki, Pisma ascetyczne, t. II, Kraków 1995, s. 59.

5 H.U. von Balthasar, Herrlichkeit. Eine theologische Ästhetik, t. I, Einsiedeln 1961, s. 18.

6 C.K. Norwid, Promethidion, [w:] Pisma wszystkie, t. III, Warszawa 1971, s. 440.

7 Mikołaj z Kuzy, De visione Dei, VI.

8 Klemens z Aleksandrii, Paedagogus, III, 11.

9 S. Undset, Krystyna córka Lavransa, t. II, Warszawa 1987, s. 107.

10 Św. Jan od Krzyża, Dzieła, Kraków 1986, s. 52.

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama