O ekologii z punktu widzenia duchowości franciszkańskiej
Otwórz swoje oczy, uczyń czujnymi uszy twego ducha, pozwól mówić twoim ustom i zwróć się do swego serca, abyś mógł widzieć, słyszeć, chwalić, kochać i adorować wspaniałość i wielkość twojego Boga we wszystkich stworzeniach, aby przypadkiem cały świat nie zwrócił się przeciw tobie, ponieważ cały świat będzie walczył z głupotą. św. Bonawentura
Kim jest istota zwana człowiekiem? Błogosławieństwem czy śmiertelnym zagrożeniem dla życia innych istot? Czy „błękitna planeta” jest bogatsza dzięki jego istnieniu?
Pytania o człowieka stawia sobie dzisiaj wielu naukowców, przyrodników i działaczy ekologicznych zaniepokojonych postępującymi w ciągu ostatnich kilku dekad procesami niszczenia wspaniałych ekosystemów, które kształtowały się przez miliony lat ewolucji. Z całą pewnością bowiem wiadomo, że to właśnie ludzie uruchomili te groźne dla życia na Ziemi procesy. Istnieją więc motywy do stawiania dramatycznych pytań. Również chrześcijanie oraz inni ludzie wierzący w Boga Stwórcę powinni w tej sytuacji zapytać: Czy Pan Bóg chciał stworzyć takich właśnie ludzi dla tej biosfery?
Wiele nagrzeszyli ludzie w ciągu wieków, ale nigdy jak dzisiaj nie popełnili tylu i tak ciężkich grzechów przeciwko Stwórcy ładu-kosmosu, przeciwko Miłośnikowi życia i przeciw Jego dziełom. Budowniczy współczesnej cywilizacji grzeszą zachłannością i nieumiarkowaniem w konsumowaniu bogactw Ziemi, brakiem poszanowania praw rządzących przyrodą, przywłaszczeniem sobie tego, co jest własnością Boga, i zawłaszczeniem tego, co On dał także dla przyszłych pokoleń. Na dodatek niewielka część ludzkości niesprawiedliwie urządziła na Ziemi wygodny dom dla siebie, zostawiając za drzwiami ubogą większość i pozbawiając domu wiele innych stworzeń. W tych grzechach społecznych wszyscy jakoś bierzemy udział.
Można zrozumieć tych, którzy rozczarowali się człowiekiem — autorytarnym panem stworzenia — i nie chcą mu przyznawać szczególnego miejsca w świecie; stanęli po stronie zwierząt i roślin, aby bronić słabszych w tym konflikcie. Chrześcijanin nie powinien jednak tracić nadziei ani rezygnować ze szczególnej ludzkiej godności, ani uchylać się od obowiązków „zarządcy dóbr” swojego Pana.
Człowiek jest ukoronowaniem dzieła stworzenia, jest największym osiągnięciem ewolucji. Jego inteligencji, świadomości siebie, odczuć moralnych nie można nawet porównać ze zdolnościami innych organizmów. Na poziomie organizacji społecznej osiągnięcia naszego gatunku też są wyraźne. Można mieć wiele słusznych zastrzeżeń wobec cywilizacji, które stworzyli ludzie, ale sam fakt stworzenia cywilizacji jest osiągnięciem niezaprzeczalnym i wyjątkowym na tej planecie.
Ziemia zapewne dałaby sobie radę i bez człowieka, bo przecież najpiękniejsze i najbogatsze ekosystemy to te, w które ludzie najmniej wkroczyli. Jednak Bóg uczynił Ziemię mieszkaniem dla wielu istot z człowiekiem włącznie, co więcej, z człowiekiem nazwanym w Biblii najwspanialszym dziełem Stwórcy. Bóg bowiem, kończąc wcześniejsze etapy stwarzania, widział, że te dzieła były dobre, a gdy stworzył ludzi, stwierdził z zadowoleniem, że teraz całe dzieło było bardzo dobre (Rdz 1, 31).
Biblia ukazuje człowieka jako koronę stworzenia, ale to „szlachectwo” zobowiązuje i jest zadaniem. Być pomocnikiem Boga w dziele tworzenia świata to wielka godność, ale nie zapominajmy, że szefem jest nadal tylko Bóg i praca ma być wykonana według Jego projektu, z zachowaniem Jego wartościowania fenomenu życia i każdego ze stworzeń. Szef może prowadzić dzieło sam, bez niczyjej pomocy, i wynik nie będzie gorszy ani prace nie potrwają dłużej z powodu braku rąk do pracy. Jednak zechciał wciągnąć nas do współpracy, dał pełnomocnictwa i wyznaczył granice kompetencji. Wiedział, co robi, i był świadomy możliwych konsekwencji. Na koniec każdego swojego sługę sprawiedliwie rozliczy z wyników administrowania dobrami Pana, które mu zostały powierzone.
Gdyby chodziło tylko o przywileje związane z byciem koroną stworzenia, człowiek mógłby abdykować w dowolnym momencie, uznając się niegodnym piastowania królewskiej godności wśród wszystkich dzieł Boga. Kiedy jednak to królowanie rozumiemy według Chrystusa Króla mającego za tron sam krzyż, kiedy królować znaczy tyle, co służyć, to nie możemy zrzec się obowiązków, jakie Stwórca na nas nałożył. Nie możemy podać się do dymisji.
Nie raz i nie dwa razy w ciągu całej historii zbawienia Bóg wzywał obdarzonych wolnością ludzi do opamiętania i do nawrócenia. Dzisiaj można chyba odczytać znaki zagrożeń ekologicznych jako ponowne wezwanie skierowane do ludzkiej inteligencji i ludzkiego serca. Bóg nigdy nie odmawiał swojego miłosierdzia grzesznikom. Także dzisiaj ofiaruje miłosierdzie nam, grzesznikom ekologicznym, i zaprasza do nawrócenia.
Jan Paweł II w encyklice Redemptor hominis wyraził swoje zaniepokojenie jakością postępu rozwijanego przez panującą cywilizację oraz przedstawił obawę, że może przezwyciężyć dążenie zwłaszcza do tego, aby cały rozwój materialny, techniczno-produkcyjny wykorzystać dla celów wyłącznego panowania nad drugimi, dla celów takiego czy innego imperializmu. Zauważył też z troską, że współczesny człowiek zdaje się często nie dostrzegać innych znaczeń swego naturalnego środowiska, jak tylko te, które służą celom doraźnego użycia i zużycia. Tymczasem Stwórca chciał, aby człowiek obcował z przyrodą jako jej rozumny i szlachetny „pan” i „stróż”, a nie jako bezwzględny „eksploatator” (RH 15). Papież dostrzegał porażki, ale także niewątpliwe osiągnięcia współczesnej cywilizacji świadczące o wielkości człowieka. Wskazywał na cienie współczesności i jednocześnie pokazywał znaki budzące nadzieję na dobre wypełnienie przez człowieka jego szczególnego powołania. W encyklice Centesimus annus Jan Paweł II postulował chronienie nie tylko środowiska naturalnego, ale także zadbanie o ekologię ludzką, czyli respektowanie naturalnej i moralnej struktury człowieka.
Warto tu powołać się także na osobisty przykład innego przedstawiciela gatunku ludzkiego — niebieskiego patrona ekologów — św. Franciszka z Asyżu, który rozpoznając wyjątkową wśród stworzeń godność człowieka stworzonego i ukształtowanego według ciała na obraz Syna Bożego, pozostawał wolny od pragnienia panowania nad jakimkolwiek stworzeniem. Raczej chciał tworzyć wraz z innymi stworzeniami wspólnoty modlitwy połączone więzami o charakterze rodzinnym. I tak: Gdy napotykał dużo kwiatów, przemawiał do nich i zapraszał je do chwalby Pańskiej, tak jakby miały rozum. Podobnie z najczystszą szczerością zachęcał do miłości i do radosnej służby Bożej zasiane zboża i winnice, kamienie i lasy, i całe piękno pól, źródła wód i zielone ogrody, a także ziemię i ogień, powietrze i wiatr. Wreszcie wszystkie stworzenia nazywał braćmi i w ten sposób uwznioślony, wzrokiem serca rozpatrywał głębokie tajemnice stworzeń, tak jak ten, co już wszedł do wolności chwały dzieci Bożych (Życiorys pierwszy św. Franciszka z Asyżu według brata Tomasza z Celano, 81).
Odczytując pierwszy rozdział Biblii z pokorą św. Franciszka z Asyżu, możemy być błogosławieństwem dla planety Ziemi i wszystkich jej prawowitych mieszkańców. Stajemy się niebezpieczni dla innych stworzeń, gdy nam się wydaje, że stanowimy centrum świata. Człowiek jest ważny, ale świat może istnieć i cieszyć się pełnią życia tylko wtedy, gdy krąży wraz z człowiekiem wokół Boga — swojego Stwórcy.
Ks. Zbigniew Świerczek — franciszkanin, inżynier budownictwa, misjonarz w Boliwii (1986-2006), asystent kościelny Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z Asyżu (REFA), przewodniczący krakowskiego Kręgu REFA.
opr. aw/aw