Dlaczego Adwent jest czasem radości?
Przeżywamy czas radości. Oczekujemy na Wcielone Słowo, na narodziny Zbawiciela. Kształt chrześcijańskiej radości, choć jest oparty na wiecznej perspektywie, w dużej mierze zależy od naszego spojrzenia na świat.
Z radości chrześcijańskiej rodzi się nasze nastawienie do świata. Przez tę radość staję się optymistą, lecz nie wesołkiem z przyszytym uśmiechem. Staję się człowiekiem gotowym na przyjmowanie tego, co nam przynosi życie. Wiara w Chrystusa powinna dawać nam radość, bo przecież wiemy, jak „to wszystko” się skończy. Radości należy zatem szukać w sobie przez kontakt z Bogiem, bo inaczej można zbłądzić. Ludzie szukający radości na własną rękę bardzo często stają się ofiarami swoich wyborów. Bo przecież pod słowo „radość” można podpiąć bardzo wiele znaczeń. Niebezpieczeństwa na drodze poszukiwania radości będą istniały dopóty, dopóki nie uświadomimy sobie, że radość jest darem od Boga.
Przywykliśmy już chyba do ponurych twarzy ludzi, których mijamy na ulicy. Można powiedzieć, że każdy nosi oblicze swego boga na twarzy. Dla jednych bogiem jest pieniądz, dla innych własny egoizm i pycha. Twarz chrześcijanina powinna być pełna życia. Powinniśmy nosić oblicze naszego Boga na swojej twarzy. Chrześcijanin staje się przecież narzędziem radości Boga, bo - czyż człowiek nie jest uśmiechem Boga?
Radość powinna stać się stylem życia chrześcijanina, który potrafi zaakceptować siebie ze swoimi wadami i zaletami. Należy także obrać cel, jakim dla chrześcijanina jest spotkanie z Bogiem. Człowiek, który akceptuje siebie, wie, że jest słaby i że będzie w życiu upadał. I tu jest miejsce na chrześcijańską radość, która nie pozwala nam na krótkowzroczność. Chrześcijanin wie, że ilekroć upadnie, tylekroć może powstać. Początkiem i końcem chrześcijańskiej radości jest Chrystus.
Antoni Gołubiew w „Listach do przyjaciela” pisał, że prawdziwa radość może płynąć jedynie z posiadania prawdziwego dobra. Im zaś dobro jest większe, tym jest ona wyższa, wartościowsza. Stąd istnieje hierarchia radości ze względu na wartość i stopień dobra, którym się cieszymy. Gołubiew wyróżnia radość płynącą z zabawy, która jest niższa od wynikającej z poznania prawdy o świecie czy z artystycznej twórczości. Jeszcze wyżej stoi radość zaktualizowanej miłości do człowieka, a najwyższą radość daje bezpośrednio sam Bóg, jako pełne i czyste dobro. Gołubiew odrzuca pogląd, że dozwolona jest jedynie radość z bezpośredniego „posiadania” Boga, a wszelką „radość ziemską” należy uznać, jeśli nie za grzeszną, to w każdym razie za konkurencyjną wobec tamtej, pełnej radości. Ci, którzy tak myślą, „wyobrażają sobie Boga jako ponurego osobnika, który zazdrości ludziom każdego zadowolenia, każdego uśmiechu, zachwyconego spojrzenia rzuconego na świat lub na innego człowieka, który drży nieustannie z obawy, żeby człowiek nie ukradł jakiejś należnej Mu cząstki”.
Wielokrotnie o radości pisał ksiądz Józef Tischner. Lubił powoływać się na opowieść z „Kwiatków św. Franciszka”, która mówi właśnie o radości doskonałej. Oto widzimy Biedaczynę z Asyżu, jak idzie z bratem Leonem w zimowy wieczór w stronę klasztoru, i słyszymy zadane bratu pytanie: „Co to jest radość dokonała?”. Brat Leon nie wiedział. Wtedy Franciszek zaczął objaśniać. „Kiedy staniemy u Panny Maryi Anielskiej deszczem zmoczeni, zlodowaciali od zimna, błotem ochlapani i zgnębieni głodem, i zapukamy do bramy klasztoru, a odźwierny wyjdzie gniewny i rzeknie: coście za jedni - a my powiemy: jesteśmy dwaj z braci waszej, a on powie: kłamiecie, wyście raczej dwaj łotrzykowie, którzy włóczą się świat oszukując i okradacie biednych z jałmużny, precz stąd, i nie otworzy nam, i każe stać na śniegu i deszczu, zziębniętym i głodnym, aż do nocy; wówczas, jeśli takie obelgi i taką srogość, i taką odprawę zniesiemy cierpliwie, bez oburzenia i szemrania, i pomyślimy z pokorą i miłością, że odźwierny ten zna nas dobrze, lecz Bóg przeciw nam mówić mu każe, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała”. Jest to zatem radość człowieka wyzwolonego z ociężałości, rezygnacji i choroby beznadziejności. Jest to radość człowieka prawdziwie wolnego, ale czy osiągalna dla zwykłego grzesznika? Ks. Tischner mówił, że franciszkanizm daje w ten sposób świadectwo, iż cierpienie i radość nie wykluczają się nawzajem. Pod warunkiem - że cierpi się z Chrystusem. „Zawsze jakieś cierpienie człowieka dopadnie i wgryzie się w jego ciało i duszę”.
Największy paradoks chrześcijaństwa
Połączenie z Chrystusem zamienia krzyż w radość doskonałą. I to jest obraz człowieka franciszkańskiego: na zewnątrz widać radość, we wnętrzu cierpienie (które wcale nie musi być wielkie), krzyż. Między jednym i drugim - pisze Tischner - żyje nadzieja. Człowiek chciałby wyrzucić, wykląć, oskarżyć tych, którzy nie podzielają jego smutków, jest bardzo przywiązany do swojego bólu. Święty Franciszek mówi, że wyjściem jest powrót do źródeł, a wtedy człowiek zdobędzie się na uśmiech prawdziwego szczęścia.
opr. mg/mg