Droga do diamentowej twierdzy duszy

Wywiad ze św. Teresą od Jezusa

Święci mawiali, że po Bogu nie ma nic cenniejszego i piękniejszego nad ludzką duszę...

Dusza człowieka posiada ogromną wartość w królestwie stworzonych duchów. Dlatego misją aniołów jest ją chronić i strzec. W duszy Bóg ustanowił swoje mieszkanie. Złe i dobre duchy nie mają tam swobodnego dostępu.

Na czym polega działanie Boga w duszy? Jest On nie tylko obecnością, ale także istotą aktywną...

Niewiele na ten temat można powiedzieć komuś, kto wciąż jeszcze żyje w doczesności. To jedna z największych tajemnic, jaką skrywa w sobie człowiek. W wizji twierdzy wewnętrznej dane mi było zrozumieć, że jej najbardziej centralną komnatę Bóg wypełnia sobą. Gdyby cofnął z niej swą obecność, dusza w jednej chwili przestałaby istnieć. Wnętrze duszy wypełnia intensywne Boże światło duchowej natury, które dla człowieka jest ciemnością, to znaczy tajemnicą nie do przeniknięcia. Bóg udziela tam duszy daru istnienia i kształtuje piękno według wzoru jaki dla niej zamierzył. W doczesnym życiu umysł ludzki musi jednak pochylić się z pokorą przed tą tajemnicą.

Czy to oznacza, że świat duszy jest ogrodem zapieczętowanym, niedostępnym?

Nic podobnego! Bóg pragnie, by człowiek podejmował podróż do własnego wnętrza i odkrywał tajemnice, które tam na niego czekają. Ta wędrówka nazywa się życiem duchowym.

Jak ją rozpocząć?

Bramą, która otwiera drogę do świata wewnętrznej twierdzy jest modlitwa. Zwodzi sam siebie ten, kto sądzi, że istnieją jakieś inne drogi do poznania tajemnic duszy. Dopóki nie zacznie się modlić, stoi w miejscu, na zewnątrz twierdzy.

Skoro więc punkt wyjścia jest tak wyraźny — wystarczy zacząć się modlić — to dlaczego ludziom podróż ta idzie tak opornie?

Ponieważ boją się trudu i nie są wytrwali. Modlitwa tymczasem nie jest sprawą samych tylko pragnień i dobrych chęci. Ona całkowicie przynależy do walki duchowej, dlatego sama sprowadza do ludzkiego życia doświadczenie zmagania. Na modlitwie człowiek musi pokonywać siebie, spoczywającą w nim spuściznę grzechu pierworodnego i grzechów osobistych: lenistwo, szukanie siebie, niechęć do ofiary, ślepe zawierzenie sobie. Musi także podejmować walkę z szatanem, który zrobi wszystko, by odwieść go od modlitewnego stylu życia.

Modlitwa jest kluczem do twierdzy. Bywa jednak różnie rozumiana...

Gdy powiedziałam, że bramą wiodącą do wnętrza duszy jest modlitwa, nie miałam na myśli jakiejkolwiek modlitwy. Modlitwę pojmuje się często jako czynność, tymczasem jest ona spotkaniem. Jeśli więc ktoś naprawdę chce poczynić postępy w drodze do wewnętrznych mieszkań, ku którym pociąga go Bóg, musi pamiętać o tym, że nie wymaga się od niego, by dużo myślał, planował i analizował, lecz by dużo kochał. Dopóki modlitwę będzie pojmował w kategoriach intelektualnych: „wykonać pracę” lub „udoskonalić metodę”, twierdza duszy pozostanie zamknięta.

Jak by więc Siostra zdefiniowała modlitwę, która wprowadza do twierdzy wewnętrznej?

Modlitwa, którą mam na myśli, nie jest niczym innym, jak tylko poufnym i przyjacielskim z Bogiem przebywaniem i wylaną, po wiele razy powtarzaną rozmową z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje.

Serce modlitwy stanowi więc miłowanie...

Tak... Chodzi bowiem o spotkanie osób, nie o „pracę”, nie o „metodę”, nie o „technikę”. Dlatego jest spotkaniem z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje. I tylko takim spotkaniem.

Gdyby ktoś poprosił Siostrę o krótkie scharakteryzowanie tej poufnej rozmowy z Bogiem, jak by to Siostra uczyniła?

Powiedziała bym mu tak: Twoja modlitwa jest niepowtarzalna tak jak ty sam. Pomiędzy tobą a Bogiem istnieje więź jedyna w swoim rodzaju. Słowa „kocham” lub „proszę”, które wypowiadasz na modlitwie, chociaż brzmią tak samo w ustach innych ludzi, zawierają w sobie koloryt właściwy tylko tobie. Bóg od razu wie, że to ty mówisz do Niego. Nikt inny nie jest zdolny wypowiedzieć „kocham” lub „proszę” tak jak ty. Nikt nie może ciebie podrobić, nie może się podszyć pod ciebie. Ale też nikt nie może ciebie zastąpić w modlitwie. Zostałeś pokochany miłością jedynego rodzaju. To jest początek modlitwy, początek drogi do sekretnej komnaty Boga, którą w sobie skrywasz.

Czy oprócz modlitwy jest jeszcze jakiś inny warunek wejścia do twierdzy duszy?

Trzeba także oddać Bogu swoje życie; w każdym aspekcie: duchowym, moralnym, psychicznym, fizycznym... Człowiek wchodzi bowiem w świat, który — chociaż w nim się znajduje — w pełni do niego jednak nie należy. Ta wędrówka wymaga też sił, których nikt z ludzi w swoich rękach nie posiada, a stawiać trzeba będzie czoła szatanowi i własnej słabości.

Jakie powinno być to oddanie?

Przede wszystkim całkowite i często ponawiane. Wielu ociąga się z oddaniem siebie Bogu w sposób całkowity. Łudząc siebie, że oddali wszystko, tak naprawdę ofiarują Mu tylko dochód i owoc, a grunt i własność zatrzymują sobie.

Czy mogłaby Siostra wyjaśnić pojęcia: „dochód i owoc” oraz „grunt i własność”?

„Dochód i owoc” to wytwory rąk, umysłu i ducha, czyli dobre dzieła, które człowiek jest w stanie, z pomocą Bożą, uczynić. Najczęściej tak właśnie rozumie on oddanie: oddać dobre dzieła. Ale to jest dopiero połowa, i to nie najważniejsza. „Grunt i własność” to sam człowiek, jego wolna wola. Oddać własną wolę, to najtrudniejszy wymóg na drogach życia duchowego; to istota oddania się Bogu. Dlatego niewielu ludzi dochodzi do wielkiej zażyłości z Bogiem, bo ich oddanie się jest wybiórcze. Człowiek ofiarowuje tylko to, co nie wiąże się z uniżeniem, traceniem, upokorzeniem, byciem ostatnim.

Decyzja zaangażowania się w życie duchowe oznacza podjęcie walki. Nie należy naiwnie sądzić, że szatan będzie przyglądał się obojętnie naszym poczynaniom... Czego możemy się spodziewać z jego strony?

Zdecydowanego działania na wielu frontach jednocześnie. Głos Boga, który pociąga i zaprasza do wejścia w siebie, jest cichy i subtelny. Szatan będzie się przede wszystkim starał, by człowiek żył w zewnętrznym i wewnętrznym hałasie, zagłuszającym ten głos. Jako wartości, którym należy się bezgranicznie i nieustannie oddawać, będzie ukazywał rodzinę, pracę, przyjaciół, ciekawe zainteresowania, życie społeczne... Byle tylko człowiek trzymał się z dala od tego, co może go pociągnąć do zainteresowania się własnym wnętrzem.

Wspomniane wartości są jak najbardziej szlachetne.

Oczywiście! Pod warunkiem jednak, że nie zamykają w granicach świata materialnego. Duch ludzki, jak tlenu, potrzebuje ciszy, milczenia i okresów samotności, połączonych z refleksją sięgającą w głębię serca.

Dlaczego cisza, milczenie i samotność są tak ważne?

Tworzą one środowisko odpowiednie dla modlitwy. To środowisko jest także warunkiem pojawienia się ważnej umiejętności — wsłuchiwania się we własne wnętrze. Aby móc się modlić trzeba zasłuchiwać się we własne wnętrze, bo tam zamieszkuje Duch Święty. Jest On nauczycielem modlitwy, a także przewodnikiem po komnatach wewnętrznej twierdzy.

Cisza nie jest łatwa, szczególnie dla człowieka nastawionego na odbieranie jak największej ilości zewnętrznych doznań...

To prawda... Ciszy trzeba się uczyć, trzeba ją oswajać. Wsłuchiwanie się w siebie nie jest łatwym doświadczeniem. Zwykle rodzą się wówczas poważne pytania: Jak żyję? Dlaczego tak żyję? Czy nie powinienem czegoś zmienić? Szatan nie chce, by człowiek je sobie zadawał.

Dlaczego szatan tak zawzięcie odwodzi od wchodzenia do wewnętrznej twierdzy?

Czyni tak, ponieważ Bóg, który przebywa w głębi duszy udziela odpowiedzi na trzy najważniejsze dla człowieka pytania: Skąd się wziąłem? Kim jestem? i Dokąd podążam? Szatan nie chce, by człowiek doświadczył Boga jako swojego Ojca, bo wówczas odkryje swoje prawdziwe pochodzenie i godność. Gdy pozna swoje odwieczne korzenie w Bogu, doświadczy głębokiego pokoju w swoim sercu; pokoju, który trwa pomimo trudności. Ten pokój daje poczucie przynależności, którego nie może podarować świat. Człowiek, który przynależy do Boga, ma sens istnienia, mam pewność jutra, mam wieczną perspektywę, która nie przeminie, choć przeminie ten świat. Staje się niebezpieczny dla szatana, któremu coraz trudniej toczyć z nim walkę.

Czy to jedyny powód?

Nie... Jest jeszcze jeden, równie ważny. Im bardziej żyje ktoś skupiony w sobie, w swoim wnętrzu, gdzie przebywa Bóg, tym silniej promieniuje i pociąga innych. Człowiek o czystym sercu wyraża swą czystość również poprzez ciało. Jest prostolinijny, nieskomplikowany, przejrzysty. Czystość, jakiej nabywa jego dusza, udziela się również ciału, czyniąc je bardziej „uduchowionym”. Nie chodzi tutaj o jakieś sztuczne, teatralne gesty czynione dla doraźnych korzyści czy próżnej chwały, lecz o naturalną głębię i przenikliwość spojrzenia, o pokój emanujący z wypowiadanych słów, ujawniający się w zewnętrznym zachowaniu, o pogodę, która rysuje się na twarzy. Ludzie żyjący blisko Boga wyrywają z wpływów szatana wiele dusz, pociągając ich ku dobru. To doprowadza upadłego anioła do wściekłości.

O czym należy pamiętać tocząc walkę z szatanem?

Przede wszystkim o tym, że człowiek ma realne możliwości przeciwstawienia się szatanowi, nigdy jednak sam. Może mu się przeciwstawić tylko i wyłącznie mocą Jezusa, Jego sakramentów i krzyża, na którym upadły anioł został pokonany. Każdy, kto lekceważy tę bezcenną pomoc Jezusa obecnego w sakramencie pokuty i Eucharystii, wcześniej czy później upadnie.

Kto jest najbardziej podatny na ataki upadłego anioła?

Szatan rani śmiertelnie tylko tego, kto nie podejmuje pracy nad sobą i sam daje mu do ręki broń, ulegając pożądliwościom. Jeżeli człowiek oddaje się intrydze i obmowie, upadły anioł uderzy w niego intrygą i obmową. Jeżeli oddaje się pożądliwości ciała, sięga po niewłaściwą literaturę i film, on uderzy w niego brudną wyobraźnią, utrudniając modlitwę i raniąc bardzo głęboko serce. Jeżeli bez pamięci oddaje się zdobywaniu pieniędzy, zapominając, co w życiu jest najważniejsze, pieniądze zabiją miłość w jego rodzinie, osłabią jej więzy, zasklepią w egoizmie i spowodują liczne upadki.

Gdy ktoś nie decyduje się wchodzić w siebie... Co wówczas?

Było by czymś niezrozumiałym, gdyby ktoś sądził, że może doświadczyć Boga, nie wszedłszy najpierw w siebie, aby poznać swoją godność, to kim naprawdę jest w oczach Boga. Świat doczesny bogaty jest w Jego ślady, jednak On sam upodobał sobie przebywać w ludzkiej duszy. Tam należy

Go szukać. Powiedział o tym Jezus w słowach: „Gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki”.

Jak najlepiej zabierać się za życie duchowe?

Do życia duchowego trzeba przystąpić z determinacją, czyli niezachwianym postanowieniem, iż się nie spocznie, póki się nie stanie u celu. Niech przyjdzie co chce, niech boli jak chce, niech szemrze kto chce, niech własna nieudolność stęka i mówi: nie dojdziesz, umrzesz w drodze, nie wytrzymasz tego wszystkiego, niech i cały świat się zwali z groźbami.

Chodzi więc o wytrwałość...

Kto podejmuje drogę do centrum wewnętrznej twierdzy musi odważnie przetrwać wszystko, gdyż Bóg jest cierpliwy, umie czekać długie dni, owszem, i lata całe, zwłaszcza, gdy widzi wytrwałość i dobre pragnienia. Wytrwałości tu przede wszystkim potrzeba. Dzięki niej odnosi się zwycięstwa.

Wielu, chcąc szybko doświadczyć owoców i zdobyczy duchowych, ulega pokusie gwałtowności...

Człowiek wytrwa na drogach życia duchowego bądź nie w zależności od tego, czym się będzie karmił: roztropnością czy gwałtownością. Gwałtowność, w której sercu znajduje się subtelnie skryta pycha rzeczy duchowych, jest materiałem łatwopalnym, ale i szybkopalnym. Roznieca wielki ogień pragnień, lecz szybko wygasa, zużywa siły i pozostawia człowieka w zniechęceniu. Jedynie roztropność zdolna jest utrzymać ogień wytrwałości przez całe życie. Ta królewska cnota wie, że podążanie duchową drogą jest podróżą całego życia, nie tylko pewnej jego części. Jest też pokorna, pamiętając przestrogę Bożej Mądrości: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić”.

Jakie jeszcze niebezpieczeństwa czekają na wchodzących przez bramę modlitwy?

Trzeba koniecznie wspomnieć o wygodnictwie. Tam, gdzie bujnie rozrasta się wygodnictwo nie ma szans na modlitwę. Wygodnictwo i modlitwa nie mogą chodzić w parze. Wygodnictwo nie rozumie wymagań modlitwy i ich nie podejmuje. Modlitwa natomiast obumiera w atmosferze wygodnictwa.

Wygodnictwo i modlitwa charakteryzują się zatem odmienną logiką...

Oczywiście... Wygodnictwo jest monologiem; oddaje się służbie ludzkiego „ja”. Chce zaspokoić wszystkie jego dążenia i zachcianki. „Ja” jest dla niego królem. Wygodnictwo jest też ślepe. Brak mu odpowiedzialnego patrzenia. Za główny cel stawia sobie zaspokojenie pragnień posiadania jakiejś rzeczy lub doznania jakiejś przyjemności. „Ja” nie interesuje się konsekwencjami, tym że liczne rzeczy i doznania mogą niszczyć człowieka. Nie stawia sobie pytań: Co jest dla mnie naprawdę dobre? Czy sięgając po tę konkretną rzecz ubogacam siebie czy też niszczę? Liczy się doznanie, często bez względu na skutki. Wygodnictwo jest egoistyczne, skupione na sobie. Nie chce służyć, boi się trudu wymagań.

A jaka jest logika modlitwy?

Modlitwa jest inna; to dialog. Zwraca się zawsze ku „Ty”, ku Bogu. On jest jej królem i jemu chce oddać wszystko. Z miłości do Boga człowiek modlitwy zdolny jest oddać siebie, podjąć wymagania, trudzić się, złożyć ofiarę, zakwestionować siebie... Modlitwa świętych miała w sobie wielką siłę, ponieważ opierała się na „Ty” a nie na „ja”.

W pismach Siostry można odnaleźć inne jeszcze ostrzeżenie. Dotyczy ono niepodejmowania krzyża...

Jest wielu takich, którzy już dawno zaczęli swoją duchową wędrówkę, ale niewiele postąpili do przodu. Główna przyczyna tego małego postępu bierze się stąd, że nie chwycili się krzyża od samego początku. Trzeba pamiętać słowa Jezusa: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną... niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”.

Proszę o jakieś słowo nadziei na zakończenie naszej rozmowy dla tych, którzy podążają drogą ku centrum twierdzy wewnętrznej?

Oto moja zachęta: Niczym się nie trap, niczego nie bój, Bogu zaufaj, nic ci nie grozi. Kto posiadł Boga, otrzymał wszystko. Bóg sam wystarczy!

Dziękuję Siostrze za rozmowę.

Rozmawiał o. Jerzy Zieliński OCD

opr. mg/mg


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama