Życiowe marzenia rozbijają się o twardą rzeczywistość. Czas dojrzewania, wyboru studiów, studencka codzienność, perspektywa pracy lub bezrobocia - jak w tym wszystkim się nie zagubić? Rozmowa z rektorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie
Panie Rektorze, obowiązki rektora wyższej uczelni nie ograniczają się do czystej administracji, przez rektorat codziennie przewija się mnóstwo ludzi w różnych sprawach: każdy ma swoją historię, każdy liczy na to, że będzie wysłuchany. Jak udaje się Panu funkcjonować w takim gąszczu relacji?
To prawda, obowiązki rektora nie ograniczają się do czystej administracji, choć i ta w przypadku uczelni, na której studiuje ponad 20 tysięcy studentów i jest 1300 pracowników, nie jest łatwa. Niemniej jednak zawsze człowiek był i jest dla mnie najważniejszy i dlatego na początku swojej kadencji postanowiłem zastosować politykę tzw. drzwi otwartych, tzn. przyjąć każdą osobę, która z różnych powodów chce ze mną porozmawiać. Uważam, że kontakt ze społecznością akademicką będzie pełniejszy i bardziej szczery, jeśli odbywać się będzie w zaciszu mojego gabinetu — często bez świadków. Organizacja tzw. otwartych zebrań z pracownikami jest w przypadku naszego dużego uniwersytetu praktycznie niemożliwa. Ponadto wypowiedzi pracowników na takich spotkaniach są częściowo ograniczone z uwagi na obecność ich kierownictwa. Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że dokonałem słusznego wyboru, chociaż zdarzają się sytuacje, że niestety na takie spotkanie w niektórych okresach roku akademickiego trzeba nawet kilka dni poczekać. Chcę dodać, że często zdarzają się sytuacje, w których rozmówcy dzielą się nie tylko swoimi osiągnięciami, problemami zawodowymi, ale również troskami życia prywatnego. Na przykład cieszę się, że mogę się spotkać z osobami, które dawno już przeszły na emeryturę. Przychodzą, dzielą się, proszą o pomoc w załatwieniu trudnych spraw.
Numer drugi w tym roku naszego dwumiesięcznika poświęcony jest dojrzewaniu. Chociaż czasy zmieniają się w zawrotnym tempie, ten szczególny okres ma swoje stałe cechy, jak: budowanie tożsamości i związany z tym sprzeciw wobec zastanego świata. Czy był Pan zbuntowanym nastolatkiem?
Oczywiście, nie byłem w tym względzie wyjątkiem. Miałem, jak każdy młody człowiek, okres buntu. Nie starałem się go jednak manifestować, natomiast poszukiwałem logicznego wytłumaczenia zjawiska, które stało w sprzeczności z moim wyidealizowanym światem nastolatka.
Rodzina, przyjaciele, szkoła i Kościół są świadkami naszego dojrzewania: jakie postawy każdej z tych grup wyróżniłby Pan jako niezbędne dla dorastającego nastolatka?
Myślę, że nie będę tu odkrywczy. Jestem tradycjonalistą i uważam, że każda z tych grup ma określone zadanie i miejsce w procesie formowania postaw młodego człowieka. Rodzina jest odpowiedzialna za stworzenie wzorca, modelu do przyszłego naśladowania nie tylko w kręgu rodzinnym, ale i zawodowym — odpowiedzialność, podział ról, uczciwość. Przyjaciele są bardzo ważnym elementem w życiu człowieka: to wzajemna pamięć, możliwość podzielenia się troskami (odreagowania psychicznego), serdeczność i zaufanie. Kiedy rozmawiam z ludźmi, którzy nie mają przyjaciół, polecam im przyjaźń jako najlepszą terapię życia. Co to za radość, której nie mogę dzielić z innymi? Szkoła natomiast jest drugą rodziną, ale i źródłem zdobywania wartościowej wiedzy i kompetencji. Wejście w relacje z innymi ludźmi funkcjonuje na zasadzie wspólnoty społecznej. Wreszcie Kościół jest odpowiedzialny za głębszą sferę duchową, chrześcijańskie wartości, kształtowanie postaw moralnych i etycznych. Przyglądając się jednak tym, którzy są — jak to ojciec redaktor określił — świadkami naszego dojrzewania, muszę podkreślić, że ich postawy przenikają się, zazębiają, a często powielają. Jeśli tworzą harmonię, stwarzają szansę poprawnego ukształtowania osobowości młodego człowieka.
Ma Pan wieloletnie doświadczenie dydaktyczne i nieraz stykał się ze studentami pierwszego roku, którzy niosą ze sobą własne wyobrażenie na temat kierunku, który wybrali. Co by Pan podpowiedział młodemu maturzyście, który stoi przed wyborem nie tylko kierunku studiów, ale i przyszłości?
W mojej opinii to zależy od celu, który student sobie wyznaczył. Szczęśliwi ci, których zainteresowania są zbliżone z potrzebami rynku pracy. Mają oni bowiem szansę robienia tego, co lubią i za to jeszcze mogą się utrzymać. Z doświadczenia też wiem, że studenci przy wyborze studiów kierują się również zdobyciem w przyszłości dobrze płatnej pracy, uzyskaniem wysokiego statusu społecznego. Sam uważam, że młody człowiek powinien zwracać uwagę przy wyborze studiów na to, co mu da w przyszłości zadowolenie, aby mógł powiedzieć: jestem szczęśliwy. Choć muszę przyznać, że w wielu przypadkach nie jest to takie klarowne i jednoznaczne. Takie wybory zawsze trzeba przedyskutować.
Święty Jan Paweł II przy okazji krótkiej wizyty na ul. Rakowickiej złożył w jednym wyrażeniu karmelitańską obecność z profilem uczelni, używając określenia „ekonomia na bosaka”. Czy ekonomia ma swoją moralność?
Raczej skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że moralność jest pojęciem uniwersalnym i nie można mówić o moralnej ekonomii. Mogę się tu wypowiedzieć bardziej kategorycznie, tzn. stwierdzić, że coś jest moralne lub nie i nie dotyczy to żadnego konkretnego obszaru dziedziny wiedzy. Natomiast ocena moralności jest postępowaniem złożonym i z pewnością zależy od wielu czynników. Chcemy wykształcić studentów świadomych tego, co robią: stąd chociażby wykłady z zakresu odpowiedzialności w biznesie.
Ostatnie pytanie: czy spacerując po kampusie Uniwersytetu i spoglądając na twarze młodych ludzi, nie przychodzi Panu do głowy myśl, że pomiędzy nimi wzrastają nie tylko wybitni specjaliści, ale i ambitne żony i matki, pracowici mężowie i ojcowie?
Patrząc na naszych studentów, staram się widzieć przede wszystkim całą złożoność, a więc ich poszczególne historie i przyszłość. Znam wiele przykładów pokazujących, że z naszych studentów wyrośli ludzie zajmujący wysokie stanowiska w administracji państwowej, w różnych spółkach i na uczelniach. Mogę się pochwalić, że w ostatnich latach zajmujemy bardzo wysokie pozycje, jeśli chodzi o zatrudnienie naszych absolwentów na najwyższych kierowniczych stanowiskach. Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie ma wysokie szóste miejsce pośród wszystkich uczelni, a w Krakowie drugie po AGH. Zależy mi jednak na tym, abyśmy wykształcili konkretnego i uczciwego pracownika, który będzie realizował swoje szczęście, niekoniecznie będąc prezesem dużej korporacji. Niejednokrotnie podziwiam moich studentów. Zdarza się, że spora część zakłada rodziny już w trakcie studiów: stają się ojcami i matkami. Spora część podejmuje również pracę. Aby ułatwić młodym matkom i ojcom ich studiowanie i pracę, przygotowujemy projekt specjalnego przedszkola dla dzieci naszych studentów i pracowników — wszystko po to, żeby obowiązki rodzinne nie odbierały możliwości wykształcenia, a w konsekwencji również lepszego stanowiska pracy.
Rozmawiał: Damian Sochacki OCD
opr. mg/mg