Uskrzydlające zaproszenie

Człowiek musi wiele dać z siebie, ale ostatecznie bez mocy z wysoka jego wysiłki byłyby bezskuteczne. Jeśli zapomnimy o tej mocy - mocy Ducha Świętego, chrześcijaństwo będzie się wydawać trudne, smutne i obciążające

Musimy wiele z siebie dawać i się wysilać, ale ostatecznie to darowana moc z wysoka pozwala w pełni odpowiedzieć na wezwanie Pana Jezusa. O tej mocy zdarza się nam zapominać. Wtedy chrześcijaństwo wydaje się bardzo trudne, a może nawet obciążające. Tymczasem samo przypomnienie obietnicy Jezusa pozwala doświadczyć Jego pomocy i dodać siły, przemieniając chrześcijaństwo z obciążającego trudu w uskrzydlające zaproszenie.

Z księdzem biskupem Andrzejem Siemieniewskim, profesorem teologii duchowości, rozmawia Cezary Sękalski


Uskrzydlające zaproszenie

Czym jest chrzest w Duchu Świętym?

Odpowiedź znajdziemy oczywiście w Piśmie Świętym. Pan Jezus zapowiada uczniom, że spotkanie z Nim zmartwychwstałym to jeszcze nie koniec historii zbawienia, jaką Pan Bóg przygotował dla ludzi. Mówi do nich: „Oczekujcie w Jeruzalem, aż przyjdzie Pocieszyciel”. I chociaż spotkali Zmartwychwstałego i poznali całą Ewangelię, chociaż już wiedzą, że Jezus żyje, czekają na dar. Nie jest nim nowa informacja ani wiedza, ani nowa organizacja. Tym darem jest... No właśnie! Trzeba tu chyba użyć określeń: chrzest w Duchu Świętym albo namaszczenie Duchem Świętym oznaczających zanurzenie w Jego obecności. A zatem ów chrzest bądź namaszczenie oznaczają spotkanie, napełnienie, dzięki któremu chrześcijanin wie, że działa w nim Duch Święty.

Skoro chrzest w Duchu Świętym sięga swoimi korzeniami do Biblii i obietnicy Jezusa, to dlaczego wielu katolikom wydaje się on nowością, a nawet pewną nowinką?

Nie widzę w tym nic złego, ponieważ nie powinniśmy przyzwyczajać się do różnych elementów życia chrześcijańskiego, jak do starej, świetnie znanej rzeczywistości. Dobrze jest, kiedy odkrywamy na nowo, czym jest chrzest, bierzmowanie, Eucharystia... Dobrze też, że chrzest Duchem Świętym wydaje się nowością, bo powinien zaskakiwać każde pokolenie chrześcijan. Dzięki temu głębiej rozumiemy, że chrześcijaństwo to nie tylko rutyna, ale przede wszystkim odkrywcze spotkanie.

Wskazuje Ksiądz Biskup na niebezpieczeństwo rutyny, podczas gdy niektórzy mówią: „Po co mi jakiś chrzest w Duchu Świętym, przecież już zostałem ochrzczony sakramentalnie!”.

Myślę, że człowiek, który tak mówi, przeciwstawia sobie oba chrzty i w swoim myśleniu idzie w stronę niezgodną z duchem Biblii. Jeżeli bowiem zajrzymy do Pisma Świętego, okaże się, że chrzest sakramentalny jest chrztem w Duchu Świętym! Pan Jezus przecież mówi, że ten, kto narodzi się na nowo z wody i z Ducha Świętego, wejdzie do Królestwa Niebieskiego. Wtedy też doświadczy, że Duch tchnie, kędy chce.

Rozdzielanie tych dwóch pojęć nie jest słuszne. Nie ma czegoś takiego, jak chrzest z wody. Jest chrzest z wody i z Ducha: „Jan chrzcił wodą, kiedy zaś przyjdzie On, będzie was chrzcił Duchem Świętym”. Pan Jezus mówił: „Kto z wody i z Ducha narodzi się”. Również św. Paweł powtarzał, że obmyciu wodą towarzyszy modlitwa przywołująca Ducha Świętego. Czasem o tym zapominamy.

Bardzo dobrze zatem, że czujemy się zaskoczeni terminem chrzest w Duchu Świętym. Dzięki temu możemy sobie przypomnieć istotę chrztu sakramentalnego, którą stanowi nowe narodzenie w Duchu Świętym.

Jakie są skutki tego narodzenia?

Życie w Duchu Świętym. Obrazowo przedstawia to Ewangelia św. Mateusza, przytaczając słowa Jana Chrzciciela zapowiadające Mesjasza: „Ja chrzczę wodą (w domyśle — na odpuszczenie grzechów), ale On będzie chrzcił Duchem Świętym”. Autor natchniony odwołuje się do wiejadła, rodzaju łopaty, która w tamtych czasach służyła do podrzucania wymłóconego zboża na wietrze, aby dzięki jego podmuchom oddzielić ziarno od plew. A więc chrzest w Duchu Świętym wywołuje w nas poruszenie po to, żeby Duch Święty mógł oddzielić ziarno — wszystko, co w nas dobre, zdrowe, Panu Bogu przydatne, od plew — grzechu, gnuśności itp. Taki jest pierwszy skutek działania Ducha Świętego — życie w Nim.

Przyglądnijmy się własnemu życiu i zastanówmy, czy już w pełni jesteśmy poruszeni owym biblijnym wiejadłem. Czy oddzieliło się w nas ziarno od plew? Każdy rozsądny człowiek musi odpowiedzieć: Nie! Chodzi o początek dynamicznego procesu, a nie o jego koniec.

Stąd też człowiek ochrzczony sakramentalnie, czyli w Duchu Świętym, z całą pewnością potrzebuje odnawiania, pogłębiania duchowych poruszeń. Czasem dokonują się one w rytmie liturgicznym, bo przecież co roku w Wigilię Paschalną odnawiamy chrzest, jego moc, jego skuteczność. Co pomyślelibyśmy o kimś, kto by oznajmił: „Jestem katolikiem, ale nie uczestniczę w Wigilii Paschalnej, ponieważ już jestem ochrzczony sakramentalnie. Po co mi odnawianie sakramentu chrztu?! Po co odnawianie przyrzeczeń chrzcielnych?! Po co nowa modlitwa, żeby Duch Święty we mnie działał?!”... Zapewne uznalibyśmy, że on nie rozumie istoty chrztu jako początku dobrego dzieła, które pozwala wzrastać w rytmie odnawiania, pogłębiania wiary i otwierania się na działanie Ducha Świętego.

Od starożytności pokutę metaforycznie nazywano drugim chrztem. Mówiono także, że jest to chrzest pracowity, bo nieraz trzeba się przy nim natrudzić poprzez żal za grzechy, ich wyznanie, pokutę dla przywrócenia łaski uświęcającej. Gdyby ktoś powiedział: „Jestem ochrzczony, więc żadne pokuty nie są mi potrzebne!”, uznalibyśmy, że nie rozumie jeszcze pełni daru chrztu.

O to, aby Duch Święty działał w nas z nową mocą i siłą, można się modlić również przy innych okazjach — na rekolekcjach czy w kontekście wielkich nawróceń. Popularnie właśnie w takich przypadkach mówimy o chrzcie w Duchu Świętym. Mamy rację pod warunkiem, że pamiętamy o szerszym zakresie tego pojęcia.

Ci, którzy doświadczyli chrztu w Duchu Świętym, mówią czasem o ożywieniu ich religijności, o doświadczeniu głębszej modlitwy, głodzie słowa Bożego...

Jeżeli pojawiają się takie relacje, to najlepszy dowód, że modlitwa, którą zanosili, była bardzo pożyteczna i potrzebna. Ten dar wiary i Kościoła, dar sakramentu chrztu, bierzmowania, który w nich tkwi, uległ wzmocnieniu, zaczął rezonować. Nagle szerzej otworzyli swoje serce. Wcześniej może było ono ciasne i zaledwie uchylone, więc i Duch Święty działał w nim w niepełny sposób. Teraz wkracza z całą swą mocą.

We wspomnianych świadectwach pojawiają się głosy o ożywieniu charyzmatów. Czym one są?

Słowo charyzmaty występuje w pismach św. Pawła i oznacza dary (a więc nie uzdolnienia czy osobiste talenty), czyli szczególne łaski, którymi Pan Jezus obdarza chrześcijanina mocą Ducha Świętego.

Jeśli ludzie obserwują w sobie działanie charyzmatu i zaświadczają o tym (co na dodatek poświadczają inni), mamy do czynienia ze znakiem potwierdzającym potrzebę modlitwy o chrzest w Duchu Świętym jako praktyki powtarzanej po innych sakramentach, w momencie nawrócenia i na drodze zbliżania się do Boga.

W ten sposób przypominamy sobie, że chrześcijaństwo podejmowane jest przez człowieka, ale nie tylko własnymi siłami. Musimy wiele z siebie dawać i się wysilać, ale ostatecznie to darowana moc z wysoka pozwala w pełni odpowiedzieć na wezwanie Pana Jezusa. O tej mocy zdarza się nam zapominać. Wtedy chrześcijaństwo wydaje się bardzo trudne, a może nawet obciążające. Tymczasem samo przypomnienie obietnicy Jezusa pozwala doświadczyć Jego pomocy i dodać siły, przemieniając chrześcijaństwo z obciążającego trudu w uskrzydlające zaproszenie. Dzięki temu możemy mówić nie tylko o obowiązku i trudzie świadectwa chrześcijańskiego, ale też o radości ewangelizacji, o czym w swojej adhortacji EvangeliiGaudium napisał papież Franciszek. Radość pojawia się tylko wtedy, kiedy czekamy na moc z wysoka i ją otrzymujemy.

Czy doświadczenie chrztu w Duchu Świętym może być dla chrześcijanina niebezpieczne?

Chrzest w Duchu Świętym jest wielkim błogosławieństwem i jako dar Boży nie niesie ze sobą niebezpieczeństwa. Niebezpieczne natomiast mogą być związane z tym iluzje. Jesteśmy tylko ludźmi, więc działanie Boga w nas będzie się mieszać z ludzką aktywnością. Człowiek może sobie na przykład wyobrażać, że oto działa w nim Duch Święty, podczas gdy pojawiają się tylko emocje. Nie jesteśmy aniołami, aby zawsze rozeznawać wszystkie natchnienia Boże. Dlatego w tym procesie potrzebna jest pomoc Kościoła.

Przeżywanie natchnień Ducha Świętego, będące wynikiem modlitwy o pogłębienie chrztu, nie oznacza samowystarczalności człowieka w dziele zbawienia. Wręcz przeciwnie, tym bardziej pojawia się potrzeba wspólnoty. Zauważmy, że w Piśmie Świętym chrzest w Duchu Świętym jest najczęściej przeżyciem wspólnotowym: „Gdy byli wszyscy razem na tym samym miejscu, dał się słyszeć szum z nieba”. Tak samo opisuje chrzest w Duchu Świętym autor Dziejów Apostolskich w scenie, gdy Piotr głosi ewangelię Korneliuszowi i jego towarzyszom albo gdy św. Paweł głosi słowo Boże w Efezie dawnym uczniom Jana Chrzciciela. Gdyby zatem ktoś zaczął myśleć, że chrzest w Duchu Świętym zwalnia go z podtrzymywania więzi ze wspólnotą parafialną czy diecezjalną oraz z posłuszeństwa pasterzom Kościoła (bo teraz stał się mądrzejszy od całej kościelnej tradycji), będzie to najlepszy dowód na emocjonalny zaledwie epizod poruszenia, być może zapożyczonego od innych.

Przykład ten pokazuje, że doświadczenie napełnienia Duchem Świętym łączy się z poszukiwaniem wspólnoty, zarówno w znaczeniu bliskim (grupy modlitewnej), jak i szerszym — parafii czy diecezji (wyznaczających krąg działań), prowadząc wreszcie ku najbogatszej i najpiękniejszej, globalnej wspólnocie Kościoła katolickiego.

Czy chrzest w Duchu Świętym jest powinnością każdego chrześcijanina, czy też doświadczeniem tylko dla wybranych?

Każdy powinien przeżyć chrzest w Duchu Świętym, z tym że nie w takiej samej formie i w taki sam sposób. „Duch tchnie, kędy chce” — mówi Pan Jezus w Ewangelii św. Jana, co oznacza różnorodność. Jeden człowiek wskaże jednorazowe wydarzenie: „Pewnego popołudnia, o konkretnej godzinie, podczas modlitwy w tej a nie innej wspólnocie doświadczyłem chrztu w Duchu Świętym”. Ktoś inny powie natomiast: „Duch Święty swoim łagodnym tchnieniem towarzyszył mi, popychał, napełniał przez całe miesiące i lata”.

Nie można ocenić, które doświadczenie ma większą wagę. Duch wieje, kędy chce! Formy doświadczania chrztu w Duchu Świętym zależą już od Pana Boga. Świadectwo życia zaś najtrafniej weryfikuje duchową prawdę owego doświadczenia. Do najmocniejszych znaków potwierdzenia prawdziwości wylania Ducha Świętego z całą pewnością należy kanonizacja.

Świadectwo życia jest też kryterium oceny wszystkich chrześcijan, którzy powinni modlić się o odnowienie w sobie działania Ducha Świętego. Zresztą w liturgii modlimy się o to co roku w każdej parafii, kiedy zbliża się uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Każdy proboszcz czy wikary wypowiada wówczas następującą formułę: „Panie Boże, odnów te cuda...”. Modlitwa „Przyjdź Duchu Święty, napełnij serca swoich wiernych” jest dobra do odmawiania w różnych formach także poza kontekstem liturgicznym.

Czy można przygotować się do przeżycia autentycznego chrztu w Duchu Świętym?

Nie tylko można, ale wręcz trzeba. Bardzo często do form takiego przygotowania należą wielotygodniowe rekolekcje nazywane Seminariami Życia w Duchu Świętym albo Kursy Alfa z powodzeniem prowadzone w wielu parafiach. Same nazwy nie są tu najważniejsze, istotna jest treść, dzięki której uświadamiamy sobie, że jako chrześcijanie mamy żyć w Duchu Świętym.

Duch Święty jest osobą, a nie rzeczą. Tylko o rzeczy możemy powiedzieć, że otrzymaliśmy ją na zawsze. W przypadku osoby mówimy, że kiedyś weszliśmy z nią relację. Taką więź musimy pogłębiać. Dlatego przygotowanie z całą pewnością jest pożądane, a nawet konieczne do tego, żeby poznać teksty Pisma Świętego mówiące o obietnicy Pana Jezusa, oczyścić serce, powiększyć jego pojemność i w ten sposób szerzej otworzyć się na moc Ducha.

Najważniejszym zatem zadaniem rekolekcji jest otwarcie człowieka na głębokie pragnienie Ducha Świętego?

Myślę, że takie ujęcie zadania rekolekcji prowadzi do centrum nauczania św. Augustyna, który wskazywał, że ważnym celem modlitwy jest obudzenie w człowieku pragnienia. Pan Bóg chce człowieka obdarowywać, ale człowiek mało pragnie. Dlatego Jezus zachęca do modlitwy, aby obudzić nasze pragnienie.

Św. Augustyn mówił też, że serce człowieka nieraz może być za ciasne. Używał przy tym obrazowych porównań z życia wziętych. Sugerował, aby wyobrazić sobie ciasny i związany worek, w którym niewiele się zmieści. Następnie oczom wyobraźni podsuwał obraz przeciwny — wór duży, pojemny i w dodatku rozwiązany, w którym zmieści się wiele dobra. W ten sposób tłumaczył konieczność zwiększania pojemności serca człowieka. W parze z tą powinnością idzie oczywiście oczyszczenie, a zatem wyznanie grzechów i przyjęcie miłosierdzia Bożego oraz obudzenie w sobie pragnienia: „Panie, chcę przyjąć Twego Ducha!”.

Czy Ksiądz Biskup ma za sobą doświadczenie chrztu w Duchu Świętym?

Patrząc wstecz, z perspektywy moich pięćdziesięciu siedmiu lat, muszę stwierdzić, że Duch  Święty przychodził do mnie w różny sposób. Na przykład w latach licealnych zrodziło się we mnie nagłe pragnienie i zdolność do modlitwy liturgią godzin (choć nie w pełnej formie). Tak odkryłem psalmy. Dziś mogę powiedzieć, że Duch Święty przyszedł i objawił mi ich moc. Może je wcześniej znałem, ale nie bardzo do mnie przemawiały. To był chrzest w Duchu Świętym, bo Pocieszyciel przyszedł do mnie ze swoim tchnieniem.

Podobnie było z głębokim pragnieniem powołania kapłańskiego, jakiego doświadczyłem. Odkryłem je dzięki napełnieniu Duchem Świętym.

Potem w latach seminaryjnych udzielałem się we wspólnocie oazowej, gdzie przeżyłem Seminarium Życia w Duchu Świętym i modliłem się o chrzest w Nim. Był to dla mnie kolejny etap — otworzyłem oczy na inne fragmenty Pisma Świętego, zwłaszcza na Dzieje Apostolskie, które nagle ożyły i stały się także moimi dziejami przeżywanymi we współczesnym Kościele.

Kolejnych tchnień Ducha Świętego doświadczałem w mojej posłudze kapłańskiej. Szczególnie wtedy, kiedy odkrywałem bogactwo kościelnych ruchów i wspólnot. Teraz, z perspektywy lat, mogę powiedzieć, że to nie ja w swojej ludzkiej mądrości coś odkrywałem, ale w ten sposób prowadził mnie Duch Święty.

Tchnienia Ducha Świętego mogą, a nawet powinny pojawiać się w naszym życiu co pewien czas, ponieważ potrzebujemy żyć z Nim w stałej relacji i w oczekiwaniu na wylanie Jego mądrości.

Biskup Andrzej Siemieniewski(ur. 8 sierpnia 1957 we Wrocławiu) biskup pomocniczy wrocławski, Kierownik Katedry Teologii Duchowości Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Rekolekcjonista związany m.in. z Ruchem Światło-Życie i katolicką Odnową w Duchu Świętym.

„Głos Ojca Pio” [3/87/2014]

www.glosojcapio.pl

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama