Sens Fatimy

"Bogu Trójjedynym, Matce Bożej i Świętych, życiu duchowym i eschatologii" Tom trzeci serii wydawniczej.



Sens Fatimy
wybór i opr. ks. Bogusław Kozioł TChr
Ignacy Posadzy TChr
Dzieła. Tom III.
Bogu Trójjedynym, Matce Bożej i Świętych, życiu duchowym i eschatologii
ISBN: 978-83-60214-98-5

To już trzeci tom serii wydawniczej, która obejmuje całą spuściznę Sługi Bożego o. Ignacego Posadzego. Zawiera pisma poświęcone duchowości: zarówno osobistej Sługi Bożego, jak i tej, którą starał się przekazać kolejnym pokoleniom chrystusowców. Podstawą zbioru są konferencje, homilie i przemówienia Autora. Tematyka rozważań sprawia, że mogą one służyć szerszej grupie czytelników - zarówno osobom duchownym, jak i wiernym świeckim.
Wybrane fragmenty:

SENS FATIMY

Źródło: Archiwum Postulatora,
Acta P. Ignatii Posadzy SChr. Konferencje.
Vol. IX — Maryja, s. 71-75

Sprawa pokoju a dusza ludzka

Mówi się dzisiaj o pokoju tak wiele i tak często, i tak różnie, że słowo to, wnoszące zwykle w serca ludzkie ukojenie i pewność, słowo piękne, czarownie piękne w swej treści, stało się dla poszczególnych jednostek, rodzin czy nawet całych narodów pustym i bezdusznym frazesem. Co więcej, stało się ono dla nich symbolem najpotworniejszych zbrodni. Dzisiaj usta ludzkie powtarzają co prawda bezbarwnie, bez przekonania samo słowo, dusze ich jednakże dalekie są od rzeczywistości, jaka się za nim kryje. Przeciętny, szary człowiek z ulicy uważa obecnie pokój za szablon, którym mniej lub więcej zręcznie żonglują pozbawieni skrupułów politycy i giełdziarze. Wszędzie potęguje się kryzys bezpieczeństwa, nawet w krajach o kolosalnej potędze gospodarczej i militarnej.

Ostatni list episkopatu Stanów Zjednoczonych z roku 1952 na to właśnie wskazywał. Wprost nie do wiary, aby w Ameryce Północnej ludzie czuli się niepewnie, niedobrze i to przy tak niesłychanej wygodzie i komforcie życia. A jednak tenże list świadczy wyraźnie, że w sercach wyznawców dolara czai się lęk i trwoga. Nie wyobrażają sobie oni przyszłości jasnej i promiennej. Beznadziejność ich zaczyna opanowywać.

A więc właściwie czego chce ludzkość? Pokoju polityków? Nie, za żadną cenę. Wie ona bowiem aż nadto dobrze z bolesnych doświadczeń, co taki pokój z sobą wnosi, wie, że taki pokój to tylko zarodek przyszłej serii wojen i nieszczęść. Myśli dlatego o ewentualnej wojnie jako o rozwiązaniu, nawet za cenę olbrzymich ofiar, byleby dojść tylko do upragnionych celów: pewności, zabezpieczenia życia, sprawiedliwych warunków bytu.

A przecież to wszystko zawarł Chrystus w swoim ewangelicznym pokoju, jakim obdarować mieli Jego wysłannicy wszystkie narody, aż hen po krańce ziemi.

Królowa pokoju

Niestety, nie zawsze ta misja Chrystusa była w pełni naświetlana, wykorzystana i realizowana w konkretnym życiu tych narodów, rodzin i jednostek, które zwały się chrześcijańskimi. Tyle nawoływań, tyle apeli Kościoła i ludzi dobrej woli przeszło bez echa. Wszystko rozbijało się o mur obojętności, interesowności i duchowej inercji. Zabrakło wreszcie w pewnej chwili jakby motywów i bodźców dla tych pseudo-chrześcijan, dla tych, którzy w praktyce daleko odeszli od Ewangelii i jej pokoju. Trzeba było wstrząsu, by nimi poruszyć. Tak też się stało, przemówiła Królowa pokoju.

Gdy się przechodzi w myśli inwokacje Litanii loretańskiej, przemyka się zwykle nad ostatnią: „Królowo pokoju...”. Chyba zupełnie przypadkowo znalazło się to wezwanie na końcu, stając się zespalającym ogniwem diademu chwały Maryi. To właśnie ogniwo nabiera w naszych czasach przeogromnego znaczenia. Maryja bowiem od La Salette do Fatimy włączyła się namacalnie, widocznie, do walki o pax Christi in regno Christi [pokój Chrystusowy w Królestwie Chrystusa — dewiza Piusa XI].

[...]

Papież a Fatima

Cały ruch Mariański ostatniego stulecia związany jest ściśle z rozwojem Kościoła, włączony jest w Mistyczne Ciało Chrystusa. W miarę potęgowania się zła oraz siły nawoływań Maryi musiał Kościół zająć bardziej sprecyzowane stanowisko wobec tych oczywistych, a nadprzyrodzonych interwencji. Musiało się to stać tym bardziej, że Królowa Pokoju w Fatimie zażądała publicznych, z góry określonych aktów.

Katolicyzm swoje nastawienie w stosunku do Fatimskiego programu pokoju objawił najlepiej w konkretnych czynach Papieża Fatimy i pokoju Piusa XII. Można oczywiście nazwać przypadkiem to, że Eugeniusz Pacelli przyjął w Kaplicy Sykstyńskiej sakrę biskupią tego samego dnia i prawie tej samej godziny, w którą Maryja po raz pierwszy przemówiła do gromadki portugalskich dzieci. „Sam papież jest głęboko wzruszony faktem zbieżności dat objawień w Fatimie z datą jego sakry biskupiej” — powiedział 11 lat temu kard. Maglione.

My, którzy śledziliśmy i śledzimy bohaterskie wysiłki papieża o utrzymanie pokoju, którzy czytamy jego listy i encykliki Maryjne i słyszymy jego przemówienia tchnące Mariańskim duchem, którzy znamy cudowną odpowiedź nieba na dogmatyzację Wniebowzięcia, z absolutną pewnością oświadczyć możemy, że Pius XII, wielki Mariański papież, na serio przyjmuje wołania Serca Maryi, bo on wierzy, że w tragicznych i końcowych etapach historii Kościoła Maryja spełniać będzie specjalną misję. Program Fatimski jest programem pokojowym papieża, a więc i Kościoła, mimo że niektórzy teologowie na zachodzie sarkali, że „papież narzuca swoje prywatne nabożeństwo Kościołowi”.

Pius XII wniknął w tajemnicę Fatimy, w jej sens, uświadamiając sobie, że zmaganie o pokój to właściwe zmaganie o istnienie i pełny rozwój Kościoła. Stąd ta jego nieustępliwość w powtarzaniu, aż do zanudzenia, jak się niektórym wydaje, zasad chrześcijańskiego pokoju. Stąd to spełnianie wszystkich żądań Maryi, stąd wreszcie ten twardy heroizm pokutnego życia osobistego papieża. Tym wszystkim odpowiada on na zew płynący z Fatimy.

Wymowa Fatimy

W stosunku do fenomenu Fatimy można zająć różne stanowiska: obojętne, chłodne, niedowierzające, uczuciowe, dewocyjne i cały szereg podobnych. Dla ludzi, którzy zajmują jedno z takich stanowisk wyjściowych, Fatima nie ma właściwie żadnej wymowy. Będzie ona dla nich jakimś cudownym zdarzeniem, które ich jednakże nie pociągnie do współdziałania w idei, jaką ona głosi. Nie pobudzi ona ich do przemyślenia ich współodpowiedzialności za to, na co Maryja się uskarża, za to, co tak bardzo obciąża rękę karzącego Boga. Fatima jest żywą ideą, a ci ludzie rejestrują w swej duszy tylko pewien goły fakt. Program Fatimski nie może być zatem programem ich życia.

Doniesiono ostatnio z zagranicy, że w jednym z ostatnich wiarygodnych objawień Matka Najświętsza tak przemówiła: „Świat został poświęcony memu Niepokalanemu Sercu, ale to poświęcenie stało się dla wielu straszliwą odpowiedzialnością. Żądam, żeby żyło się tym poświęceniem”. Niestety, te słowa trzeba odnieść i do nas, dla których zrozumienie wymowy Fatimy nie powinno stanowić żadnych trudności.

Streszcza się ono w dwóch punktach:

1o Do tragicznego położenia współczesnego człowieka przyczyniło się niedbalstwo, krótkowzroczność, obciążenie doczesnością przedstawicieli Kościoła. Jeżeli tak się do tego podejdzie, to jasnym jest, że jesteśmy współodpowiedzialni za wszystko, co się dzieje i dziać będzie w ramach naszej planety.

2o Maryja żąda, aby się żyło poświęceniem, czyli aby się program Fatimski, aktualny program pokojowy Kościoła, przyjęło za swój. Fatima nie ma być dla nas faktem, lecz żywą, konkretyzującą się w czynach ideą.

Pierwszym odruchowym impulsem prawie u każdego, gdy mówić się mu będzie o współodpowiedzialności za spoganienie świata, jest zdziwienie: „W jaki sposób akurat ja, wierny syn Kościoła? Przecież rzuciłem wszystko i poszedłem za głosem powołania; przecież złożyłem Bogu tyle ofiar. To inni są winni, ci prałaci i plebani 17, 18 i 19 wieku”. Takie rozumowanie cechuje typowy ciasny egotyzm. Wszyscy należymy do Mistycznego Ciała Chrystusa, w którym jedna komórka odpowiada za drugą i w ogóle za wszystkie — w Kościele przejmuje się zawsze złe i dobre dziedzictwo. Uwzględnienie tych dwóch aspektów prowadzi dopiero do odkrycia jednego z korzeni naszej współodpowiedzialności.

Drugi bowiem korzeń wyrasta z naszej osobistej postawy wobec przekazanego dziedzictwa. Nie wolno nikomu przejmować go biernie; nie wystarczy krytykować zło, a podziwiać dobro. Lekcja poglądowa historii nie wszystkim otworzyła oczy na konieczność bezwzględnego unikania błędów poprzedników. Stale jeszcze gonimy uciekającą przed nami i wymykającą się nam teraźniejszość, a przecież właściwie powinniśmy myśleć i przygotowywać się do tego, co w nieuniknionym procesie rozwojowym historii z pewnością nadejdzie. Osiągnięcie tego celu wymaga wprzęgnięcia wszystkich rezerw duszy i ciała w rewolucyjny, bo ewangeliczny zryw, poprzez który stalibyśmy się awangardą, a nie strażą tylną ludzkości.

Na to się większość współczesnych katolików nie decyduje. Kto wie, czy również nie my — i to szalenie zwiększa naszą odpowiedzialność. Nie robimy tego, co zrobić można i trzeba. Dla wielu niezbyt przyjemną jest ta wymowa apelu Fatimskiego. Ale cóż, taka jest prawda potwierdzona autorytetem Maryi.

Niewątpliwie każdy przyzna, że programu nie buduje się na negatywizmie, na stałych zaprzeczeniach. Matka Boża w swej Fatimskiej karcie pokoju przedstawiła światu żywe, dynamiczne, zdobywcze idee. Myśmy je przyjęli, zobowiązując się traktować je tak, jakby każdy z nas usłyszał je bezpośrednio z ust Maryi. Ona zaś uzależniła powodzenie całej akcji od współdziałania tych, którzy się Jej poświęcili. I taką jest wymowa drugiej jakby strony Fatimskiego apelu. Jego idee są i muszą zostać osiągnięte, bo tego wymaga sprawa Królestwa Bożego oraz niespokojne, zahipnotyzowane widmem nowych wojen, serce ludzkie.

To wszakże, czy pokój Chrystusowy zakróluje już w niedalekiej przyszłości, zależy od wiernego posługiwania się środkami podanymi w programie Maryi. Zewnętrznie sprawa Fatimy nabrała rozmachu. Lecz nie jest jeszcze ona w nas żywą, przeorywującą dusze ideą. Poświęcić się według wskazówek Maryi to rzecz łatwa, ale przecież mało kto bierze na serio Fatimskie wołanie do pokuty.

Fatima nie jest przeżywana na co dzień, nie jest włączona do splotu naszych osobistych spraw, ona jest niestety najczęściej odświętnym faktem nawet u niewolników Maryi. Królowa Pokoju w swoim kontakcie z dziećmi portugalskimi wskazywała na powagę chwili, nie było w Niej nic z uśmiechniętej Madonny. Dzieciom objawiła się zatroskana Matka tak jak ongiś w La Salette. Ciekawe, że dzieci tę powagę wyczuły, do niej się zastosowały i całe swe życie według niej ukształtowały.

Dramatyczne napięcie różnorodnych konfliktów w ostatnich latach wzmogło się. Realizacja karty fatimskiej stawała się coraz bardziej paląca, boć do pewnego stopnia ludzkie wahania i wątpliwości hamowały działalność Maryi. Wtedy to Pius XII, duchowy syn Fatimy, sięgnął do jej wskazań i zaleceń, i to bez jakiegokolwiek kompromisu. On również ocenił powagę i tragizm ludzkości nie mogącej wyjść z błędnego koła w pogoni za pokojem poprzez fałsz, wyzysk i szaleńcze zbrojenia.

Od każdego z nas uzależnione są sukcesy akcji Królowej Pokoju. Nie można stać w szeregu Jej szermierzy połowicznie — albo za Nią totalnie, albo przeciw Niej. A zatem „pokutujcie, módlcie się, walczcie o pokój płynący z Ewangelii”.

Nastawienie się na czasy Mariańskie

Gdy ktoś wniknie w sens i podwójne oblicze wymowy Fatimy, gdy ktoś zacznie razem z płaczącą Matką podtrzymywać opadającą „rękę” sprawiedliwości Bożej, ten uwrażliwia się na centralny punkt mariologii, na tzw. „czasy mariańskie”. Grignon de Montfort to teolog tezy o zbliżaniu się czasów mariańskich. Znane są jego wywody, ale nie każdy rozumie parabolizm, jaki zachodzi między Fatimą a nadejściem „okresu Maryi”. Zapowiedziany we Fatimie okres pokoju to właściwie pewny etap „czasów mariańskich”. Miało je bowiem uprzedzić wzmożenie umiłowania osoby i dzieła Maryi. Domaga się tego Matka Najświętsza w objawieniach fatimskich. A więc znajdujemy się we wstępnej fazie „czasów Maryi”. Wypełniając fatimską kartę pokoju, przybliżamy się do tego okresu wszechwładnego panowania Maryi, do którego tak bardzo tęsknił piewca „doskonałego nabożeństwa”, o którym marzył i mówił także nasz Założyciel. Dlatego też w pracy dla ideałów Królowej Pokoju nastawienie na „czasy mariańskie” zdynamizuje naszą działalność i pozwoli nam uzyskać głęboki wgląd w przyszłość, która do niej należeć będzie.

Kto czuje, że jest niewolnikiem Maryi, niech zanalizuje apel wygłoszony we Fatimie i jego pozycję we własnym życiu. Nabożeństwo do Matki Bożej i może intymna tęsknota za Jej pełnym królowaniem są właściwie frazesami bez pokrycia, jeżeli nie urzeczywistnia się równocześnie dogłębnie i całościowo fatimskiego programu pokoju.



opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama