Kino jako kościół

Jak znaleźć Boga w Hollywood? - fragmenty książki

Kino jako kościół

John Pungente SJ, Monty Williams SJ

Jak znaleźć Boga w Hollywood?

ISBN: 978-83-60703-70-0

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007



(1) Kino jako kościół

Dlaczego chodzimy do kina? Chcemy się rozerwać, oderwać od rzeczywistości, mamy ochotę się czegoś dowiedzieć, uwielbiamy aktora, lubimy jakiś gatunek, idą nasi znajomi, przyciąga nas problematyka poruszana w filmie, jesteśmy ciekawi. Jednak jeśli przyjrzeć się bliżej naszym motywom, zobaczymy, że są one zakorzenione w pierwotnych doświadczeniach człowieczeństwa, i że te pierwotne doświadczenia są wyrazem ludzkiego pragnienia transcendencji. Pragnienie rozrywki i oderwania od życia wychodzą z chęci pokonania nudy — tego uwięzienia w samym sobie. Potrzeba informacji bierze się z misji zdobywania wiedzy i dążenia do prawdy. Uwielbienie dla gwiazdy filmowej to forma identyfikacji przez idealizację, która rytualizuje naszą religijną tęsknotę za samoświadomością. Gatunki filmowe odwołują się do naszych pierwotnych odruchów. Filmy detektywistyczne bazują na naszym wrodzonym dążeniu do porządku; horrory pozwalają nam stawić czoło strachowi przed nieznanymi siłami, które mogą nas zniszczyć; melodramaty afirmują związki międzyludzkie i ich moc podtrzymywania i pielęgnowania tożsamości. A jeśli chodzimy do kina po to, by spędzać czas z przyjaciółmi, postrzegamy je jako miejsce celebrowania wspólnoty. Wreszcie, od tych, którzy chodzą do kina ze względu na wykonywaną pracę, oczekuje się kreatywności — jeśli są krytykami, gościnności — jeśli sprawdzają bilety, czujności i odpowiedzialności — jeśli pracują w kabinie projekcyjnej. Jeśli chodząc do kina, odgrywamy powyższe role, wcielamy w życie — bardziej lub mniej świadomie — pewną religijną wrażliwość, która każe nam uczestniczyć w rytuałach transcendencji.

Kino to współczesny kościół. To nie tylko postmodernistyczny aksjomat mówiący o tym, że obraz to rzeczywistość — że to, co widzimy na ekranie, jest Bogiem, jako że tworzy i definiuje naszą rzeczywistość — lecz także coś więcej: kino w większości obszarów naszej kultury wywołuje efekty charakterystyczne dla kultu religijnego, korzystając także z jego zasobów. Nie ma w tym nic zaskakującego. Najstarsze formy dramatyczne były z natury religijne; czytanie wzięło swój początek z duchowości; wizualne odwzorowanie było i jest, zważywszy na cenzurę, częścią polityki instytucji religijnych; a wyobraźnia — jak zdefiniował Samuel Coleridge, a w naszej świadomości wyrył William Blake — jest boskością w ludzkiej formie. Wszystkie filmy, które oglądamy, od tych najbardziej wzniosłych i głębokich po te najbardziej wtórne i banalne, zawierają w sobie te przejawy boskości.

Święta przestrzeń

Wyobraźmy sobie, że znajdujemy się w sali kinowej. W sensie dosłownym, duchowym i metaforycznym. Architektura kina jest ze swej natury eklezjalna. Zaprojektowano ją z myślą o ceremonii religijnej, w której możemy być zarówno indywidualnymi jednostkami, jak i wspólnotą. Siedzimy w świętej przestrzeni, która odróżnia się od naszego codziennego świata dzięki manipulacji czasem i przestrzenią. W kinie nie ma dnia ani nocy. Ciemność, jaka w nim panuje, nie ma nic wspólnego z porą dnia czy roku. To czas sam dla siebie. To, ile upływa czasu, zależy od tego, co rozgrywa się przed naszymi oczami. Zarówno kontekst, jak i treść, którą przyszliśmy zobaczyć, są technicznie zaprojektowane, tak aby zaangażować i skupić wszystkie nasze zmysły w sposób celowo wybiórczy. Nie jest to bierne zaangażowanie.

Jasne światło prześwieca przez przesuwającą się, celuloidową taśmę, wywołując na ekranie projekcję serii nieruchomych obrazów, które nałożone na siebie dają złudzenie ruchu. Umysł w twórczy sposób przemienia to złudzenie w pozory rzeczywistości, a poszczególne jednostki biorą na siebie krytyczne zadanie oszacowania swych możliwości zaangażowania się w to, co wyobrażone jest jako rzeczywiste. Realizm to nie rzeczywistość. To przyjęta kulturowo konwencja. Widownia zatem spontanicznie określa poziom alegorycznych znaczeń, jakie należy przypisać temu, co jej się przedstawia. Wszak cenzura polityczna często obraca się wokół problemu alegorii, gdzie za pomocą jednej rzeczy pokazuje się inną. Lecz ponad kwestią interpretacyjną leży szersze pytanie o to, jak to, co widzimy, zostało stworzone: liczby związane z produkcją, intryga, postacie, techniki przedstawienia takich konwencji rzeczywistości, które są dla widowni do zaakceptowania. W pracy nad filmem trzeba uwzględnić fakt, że dopiero widownia uczyni dzieło filmowe produktem finalnym, i jej to w pełni umożliwić.

Dopiero później widz zajmuje się kwestiami zaangażowania i alienacji. Zarówno powyższy proces, jak i te kwestie są ze swej natury głęboko związane z duchowością. Proces jest czymś twórczym, natomiast kwestie zaangażowania dotyczą natury kontemplacji czy — mówiąc językiem ignacjańskim — kontemplacji w działaniu. Widzimy tu szersze znaczenie pojęcia edukacji medialnej. Edukacja medialna zajmuje się umiejętnością odczytywania i rozumienia mediów, do których zaliczamy dziś także telewizję, kino oraz Internet — na podstawie założenia, że nie są one przezroczystymi instrumentami przekazu obiektywnego od nadawcy do odbiorcy. Jest raczej tak, że każdy taki instrument jest kształtowany zarówno przez nadawcę, jak i odbiorcę, którzy manipulują przetwarzanymi przez siebie danymi. A zatem wieczorny serwis informacyjny jest z wielką dbałością dostosowany do swej widowni — jej możliwości skupienia uwagi czy szczegółowych danych demograficznych — zależnie od ideologii stacji, która go nadaje. Technologia telewizji warunkuje to, co można pokazać i jak można to pokazać. Edukacja medialna to nauka o tym, że to, co zostało przedstawione, nie musi być z założenia obiektywną prawdą. To, co jest pokazane i jak jest pokazane, a także to, co jest odbierane i jak jest odbierane — jest zawsze wytworem twórczej wyobraźni.

Edukacja duchowa

Gdy komunikuje się z nami Bóg, działa ta sama dynamika wyobraźni. Uproszczając sprawę, edukacja medialna to edukacja duchowa, a książka ta zawiera szereg ćwiczeń mających na celu wyedukować czytelnika duchowo, edukując go medialnie. Medium, o jakim tu mówimy, to komunikacja Boga skierowana do nas za pośrednictwem tego, co św. Jan nazywa „Słowem, które stało się Ciałem” — czyli działania wyobraźni. Bóg jest twórczy, wyobraźnia jest twórcza, i my jesteśmy twórczy. W edukacji duchowej wszystkie te czynniki łączą się w akcie kontemplacji.

Wyznacznikiem braku edukacji medialnej jest liniowa koncepcja czasu i poczucie nieuchronności. Sekwencja obrazów z celuloidu nie dopuszcza żadnych odchyleń. Jej nieuchronność prowadzi do tragicznej wizji życia. Tego, co zostało zapisane, nie można zmienić. Jest to monolityczne odczytanie filmu, narracji, a także życia. Film, mimo że jego akcja posuwa się do przodu, po prostu nie działa w ten sposób. Retrospekcja, równoczesność akcji, montaż równoległy, odwrócenie chronologii, nakładanie na siebie obrazów, zmiany perspektywy, rytmu, oświetlenia, tonacji kolorystycznej — to wszystko tworzy różnorodność pozwalającą zrozumieć i wyobrazić sobie takiego Boga, który nie jest zakładnikiem greckiego Chronosa, nieuchronności czy tragedii, lecz pozwala na wariacje, zmiany, nieokiełznaną dowolność — to wszystko, co dla niektórych wydaje się chaosem. Umieć odczytać zasadę porządkującą w chaosie, dostrzec w nim część większego planu — to właśnie cel edukacji duchowej. Odejście od monolitycznej wizji życia — postrzeganej jako naturalna, a więc w konsekwencji ustanowiona przez Boga — wymaga odsłonięcia się na wielowartościowość różnic. Dialog z „innością” wymaga nie tylko porzucenia niewiary w rzeczywistość tego innego, lecz także zakłada umiejętność bycia obecnym dla niego w jakiejś wspólnej przestrzeni, która wykracza poza to, co uznawane jest za normalne. Zaczynamy odkrywać, że jesteśmy kimś lub czymś więcej, niż nam się wydawało. Tę pielgrzymkę w nieznane ułatwiają nam oglądane filmy. Obserwujemy i zastanawiamy się nad działaniem i wyborami bohaterów, którzy przykuwają naszą uwagę, a także nad światami, w których się znajdują. Przedmiotem naszej refleksji jest także sposób przedstawienia bohaterów w ich świecie. Wychodząc ze spotkania z przedmiotem naszej kontemplacji, przekształcamy swoje życie i jego konteksty. Kontemplacja tego typu jest przejawem edukacji duchowej.

Edukacja ta nie jest dyscypliną sportu, którą można oglądać z trybun. Jej istotą jest zaangażowanie. Polega na nawiązaniu relacji z przedmiotem swego postrzegania i jest przez niego definiowana. Otwarcie się na różne filmy — o zróżnicowanych fabułach, technikach filmowania, rytmach, formach narracji i rodzajach wrażliwości kulturowej — uwalnia perspektywę i wyobraźnię widza. Taka edukacja to zaangażowanie w świat wspólny dla wszystkich tych, którzy podążają ścieżką duchowości.

Czym jest kontemplacja?

Ale jak to działa? Oglądanie filmu to akt kontemplacji. Otwieramy się wtedy na przedmiot naszej kontemplacji, tak samo jak on otwiera się na nas. W wyniku takiego spotkania zmieniamy się i my, i on. W kontemplacji ignacjańskiej posługujemy się fragmentem Pisma Świętego, aby wszcząć działanie. Istnieje tu kilka poziomów zaangażowania, podobnie jak w przypadku oglądania filmu. Można być widzem — to ogromne zaangażowanie, ponieważ przypisujemy temu, co oglądamy, konsekwencję i spójność. Możliwy jest też głębszy poziom, w momencie gdy zaangażujemy się emocjonalnie i staniemy się częścią akcji. Na jeszcze głębszym poziomie możemy zostać tak poruszeni, że przeżyjemy wstrząs i wewnętrzną przemianę. Na każdym z tych poziomów twórcza energia wyobraźni angażuje całą naszą osobę, co odróżnia to doświadczenie od fantazjowania czy śnienia na jawie, gdzie nasze zaangażowanie jest ograniczone i powierzchowne. W modlitwie kontemplacyjnej ważna jest intencjonalność. Pragniemy kontaktu z Bogiem, a w modlitwie także i Bóg pragnie kontaktu z nami. W takiej modlitwie ludzka moc twórcza spotyka Boską moc twórczą za pośrednictwem wyobraźni. Gdy jako modlitwy użyjemy filmu, mamy do czynienia z tym samym zjawiskiem.

W tym akcie obustronnej obecności widz przeżywa historię, która eksploruje możliwości w obrębie określonego kontekstu i prezentuje pewne wartości pod postacią działań i wyborów. Odbywa się to na poziomie zarówno treści filmu, jak i środków technicznych, za których pomocą owa treść została sformułowana. Montaż, kąt widzenia kamery, oświetlenie, dźwięk, a nawet rodzaj użytej taśmy filmowej przyczyniają się do stworzenia ogólnego wrażenia, które — choć spontaniczne — uformowane zostało w procesie twórczym. Osoba oglądająca film reaguje instynktownie na to, co widzi, doznając pewnych uczuć. Oglądając film, otrzymujemy zobrazowanie pewnych wartości, które wzmacniają, podkopują lub kwestionują nasz system wartości. W kontemplacji wsłuchujemy się w wyobraźnię; rezonujemy bądź wchodzimy w konflikt z tym, co jest dla nas wartościowe. W efekcie ogarnia nas stan bądź to pocieszenia, bądź też strapienia.

Pocieszenie i strapienie

Te ignacjańskie terminy domagają się wyjaśnienia. W Ćwiczeniach Duchowych św. Ignacego są one stosowane w sposób zniuansowany. Ci, którzy czerpią radość z egoizmu, doświadczają pocieszenia, gdy mają możliwość prowadzić samolubne życie. Lecz ci, którzy usiłują się uwolnić od własnego samolubstwa, doświadczają strapienia w swych zmaganiach z nawykami będącymi źródłem przyjemności, ale nie wyzwolenia. Pojęcia te są stosowane na tej zasadzie w odniesieniu do ludzi zorientowanych na własne korzyści. Ich zastosowanie jednak się zmienia, gdy mowa o ludziach, którzy odchodzą od egoizmu i kierują się w stronę jakiejś formy transcendencji, takiej jak np. opieka nad innymi czy udoskonalenie wspólnoty. Pocieszenia doświadcza ten, kto kieruje się w stronę dobra i większego dobra, natomiast strapienia doświadcza ten, kto większe dobro odrzuca. Pocieszenie i strapienie to nie uczucia, ale wskaźniki kierunku, na jaki jesteśmy zorientowani w wyniku naszego podskórnego ukrytego nastawienia. Jeśli jesteśmy przede wszystkim samolubni, patrzenie w stronę większego dobra sprowadza na nas strapienie, natomiast jeśli jesteśmy przede wszystkim troskliwi, patrzenie w stronę większego dobra daje nam pocieszenie. Dobry kierownik duchowy w pierwszej kolejności pozwoli nam się dowiedzieć, kim jesteśmy, następnie ułatwi nam zobaczenie, w jakim kierunku zmierzamy, po czym pomoże nam stwierdzić, jaki powinien być nasz następny krok na tej drodze.

Akt liturgiczny

Zatem gdy oglądamy film, to, co czujemy, zależy od naszego zaangażowania. Film pokazuje nam, kim jesteśmy. Jest to akt dogłębnie duchowy, lecz chodzenie do kina to także akt liturgiczny. Chodzenie do kina to publiczna modlitwa, a oglądanie filmu na DVD czy video z przyjaciółmi bądź w samotności to modlitwa w obrębie wspólnoty lub modlitwa osobista. Modlitwa ta jest spotkaniem z „innością”, która pomaga nam określić samych siebie. Określamy się za pomocą aktów wyobraźni. Film jest wytworem wyobraźni. W dzisiejszych czasach nierzadko błędnie oddziela się życie od wyobraźni. Niektóre autorytety deprecjonują jej wartość, definiując wyobraźnię w kulturowo osadzonych kategoriach estetycznych. Ich działanie polega na stwierdzaniu, że „życie” jest wartością absolutną: wiedzą, że kontrolując doświadczenia życiowe, ograniczają to, co „prawdziwe”, do tego, co się zdarza. Tymczasem akt kontemplacji — niezależnie od tego, czy polega na oglądaniu filmu, czy na modlitwie — łączy wyobraźnię z życiem. To, co się zdarza, jest zaledwie jedną wersją tego, co jest prawdziwe i co jest możliwe. Film bada te możliwości i pozwala nam odkrywać w wyobraźni własny potencjał w tym świecie. Podobnie jak w modlitwie, także i tu nasze zaangażowanie osadzone jest w kontekście wystarczająco bezpiecznym do tego, abyśmy mogli się odsłonić i wprawić w ruch wyobraźnię. Nie oddajemy się tak po prostu filmowi, aby odcisnął piętno na naszej świadomości, tak samo jak nie oddajemy się tak po prostu modlitwie. W obu przypadkach dochodzi do wzajemnej relacji, a pośrednikiem komunikacji jest nasza wyobraźnia.

Według Ignacego, Bóg nie jest od nas czymś odrębnym. Między nami a Nim trwa nieustanny dialog — przez całe nasze życie, a także przez życie całego stworzenia i przez całą historię ludzkości. Dla Boga, a także i dla nas, stworzenie nie jest raz na zawsze ustanowionym i zamkniętym w sobie bytem. To, co postrzegamy jako stworzenie, jest nieustannym procesem stwarzania przez Boga. Stworzenie nie jest czymś skończonym; dla chrześcijanina stworzenie jest sprawą otwartą i niekompletną, a swą integralność znajduje poza sobą samym — w Bogu. Grzech, w każdej formie, jest odseparowaniem się od Boga. Grzech poszukuje integralności bez Boga. Transcendencja to wykroczenie poza zamknięcie w sobie, nie do nicości, lecz do dialogu z Bogiem, którego efektem jest coraz szersza z Nim relacja. W historii ludzkości dialog ten symbolizują święci poszczególnych epok, a także Chrystus oraz dar Jego Ducha w życiu każdego z nas i w naszym świecie.

Jeżeli zagłębiamy się w modlitwie kontemplacyjnej i nagle nasza wyobraźnia zaczyna odgrywać dramaturgię fragmentu Pisma Świętego, to czy mamy do czynienia jedynie z celową projekcją naszych pragnień i lęków? Niekiedy może tak być. Lecz w chwilach modlitwy jesteśmy wyprowadzani poza samych siebie, do miejsc takich niespodzianek lub olśnień, których sami nigdy nie moglibyśmy sobie wyobrazić lub stworzyć. W takich momentach to doświadczenia naszego życia, nasze troski i przepływające przez nas energie stają się materiałem i nośnikiem wypowiedzi Boga.

Jednak mimo że w każdym z nas jest pierwotne pragnienie zjednoczenia z Bogiem, a w Bogu zjednoczenia z nami, jest w nas także egoizm, który odrzuca transcendencję. Każdy z nas, bez wyjątku, jest więźniem wszechobecnych przejawów destrukcyjnych sił, które odbierają ludziom wolność i dążą do zniszczenia w nich pragnienia miłości, twórczości i kształtowania wspólnoty. Często, bardziej lub mnie świadomie, sami mamy w tym udział. Niekiedy to stworzone przez nas instytucje — religijne, kulturalne lub sądownicze — niszczą ludzi niewinnych, marginalizowanych, pozbawionych prawa głosu.

W tej sytuacji wymaga się od nas, abyśmy stanęli po stronie dobra, pokonali swój egoizm i wykazali się twórczym podejściem do przemieniania świata. Jednak zanim będziemy mogli to uczynić, musimy zrozumieć, kim jesteśmy i jakie mamy możliwości. W innym przypadku będziemy wciąż powielać destrukcyjne schematy — z ignorancji lub złudnego poczucia, że postępując zgodnie ze swoją wolą, pracujemy na rzecz dobra.

Zobaczyć siebie

Nie możemy wyjść z siebie lub z ogółu stworzenia i dokonać obiektywnej oceny sytuacji, w której się znajdujemy. Możemy jednak wejść w dialog z Tym, który jest przyczyną stworzenia. Dialog ten odbywa się w formie kontemplacji — i tu pojawia się rola filmu. Film daje nam możliwość zobaczenia samych siebie na dwa istotne sposoby.

Po pierwsze film zawiera takie przedstawienie życia, które wchodzi w interakcję z horyzontem naszej świadomości. Zaczynamy z tym, co wiemy; potem pojawia się to, o czym wiemy, że tego nie wiemy; następnie to, czego nie chcemy wiedzieć; aż w końcu przychodzi czas na to, o czym nie wiemy, że tego nie wiemy.

Film, bardziej niż każde inne medium, umożliwia nam kontakt z tą różnorodnością, pozwalając nam odkryć, że świat sięga dużo dalej poza granice naszych trosk i interesów.

Po drugie filmy, które oglądamy, wywołują w nas żywą reakcję, jeśli chodzi o podstawową opozycję pocieszenia i strapienia. Te dwa typy relacji ukazują nam, gdzie i jak jesteśmy usytuowani na naszej drodze do transcendencji, gdy traktujemy film jako akt kontemplacji. Na przykład obraz Czas apokalipsy może nas skonfrontować z różnymi poziomami oszukiwania samego siebie — osobistym, politycznym, wojskowym, religijnym czy kulturowym — tak powszechnymi w naszym społeczeństwie. Nawet świadoma, przesadna dbałość o walory produkcyjne filmu wskazuje na ambiwalentny, wynikający z pomieszania odrazy i fascynacji stosunek do zła, ukazujący pułapkę współudziału w przedstawianej zbrodni. Realizm świata filmowego jest tu zarazem ekscytujący i otrzeźwiający. Rzuca nam wyzwanie, abyśmy przyjrzeli się temu, jak każdy z nas boryka się z chaosem postmodernistycznego świata. Ukazuje nam ułomne mity, za których pomocą możemy próbować ten świat zrozumieć lub okiełznać. Doprowadza nas do poczucia, że wpadliśmy w jego pułapkę. Nasza spontaniczna reakcja na to odkrycie wskazuje nam miejsce, w którym się wobec tej sytuacji znajdujemy. Może to być pocieszenie, że oto objawiona została prawda o świecie, a jego kłamstwa wyszły na jaw. Może to być strapienie, jeśli uważamy, że w takim świecie nie ma miejsca na nic innego poza ludzkimi staraniami.

Warto przy tej okazji przyjrzeć się powodom, dla których św. Ignacy mówi o doświadczeniu strapienia. Utrzymuje on, że „Bóg nam chce dać prawdziwe poznanie i uświadomienie sobie, tak iżbyśmy to wewnętrznie odczuli, że nie w naszej mocy jest zdobyć i zatrzymać wielką pobożność, silną miłość... czy też inne pocieszenie duchowe” (#322). Taki film jak Czas apokalipsy zmusza nas do zastanowienia się nad granicami wyłącznie ludzkich wysiłków na rzecz przemiany świata.

Ryzyko, na które Bóg sobie z nami pozwala, polega na umożliwieniu nam bolesnego doświadczenia niszczycielskich konsekwencji nieładu stworzenia. Naszą reakcją może być rozpacz, jeśli stracimy poczucie szerszego wymiaru naszego życia. Bóg jest miłosierny. Bóg zna nas lepiej i kocha nas bardziej, niż my sami znamy i kochamy siebie. Bóg wie, że naszą pierwotną naturą jest jedność z Nim, a w tej jedności życiodajna, wzajemna więź. Gdy dochodzimy do granic ludzkich możliwości, odkrywamy współczującą obecność Boga, który — w stworzeniu i przez stworzenie — podtrzymuje i wspiera nasze podstawowe poczucie sensu życia, nie odbierając nam jednak prawa do wolności, na mocy którego możemy usiłować się zniszczyć. Jeśli będziemy potrafili wejść w swoją nieodkupioną przeszłość i stawić czoło nieładowi w swym życiu osobistym, w swej historii rodzinnej, w swych społecznościach i kulturach, odkryjemy cierpliwą obecność Boskiej Tajemnicy, której moc twórcza realizuje się w podtrzymywaniu naszego życia i w przemienianiu nieładu historii w nowe stworzenie. Przemiana stworzenia odbywa się w stworzeniu i przez stworzenie. W mistycyzmie św. Ignacego — który podzielamy tak samo jak ideę jego Ćwiczeń Duchowych — Bóg wstępuje w stworzenie, a my odkrywamy Go dzięki pełnemu uczestnictwu w stworzeniu.

Uczestnictwo w stworzeniu

Uczestnictwo to może się odbywać na kilku poziomach. Mimo że jesteśmy częścią stworzenia, możemy żyć tak, jakbyśmy byli od niego czymś odrębnym, lub też możemy nad nim dominować albo żyć swoim życiem jako jego formy całkowicie pozbawione ducha. Możemy jednak wznieść się ponad te trzy poziomy. Możemy przyjąć do wiadomości istnienie sił dobra i zła w stworzeniu konfliktu, biorąc na siebie krytyczne zadanie rozeznawania między dobrem a złem, a także twórcze zadanie przemieniania zła w dobro. Aby móc to robić, musimy odkryć własną konstrukcję, czyli mówiąc ściślej: sposób, w jaki Bóg komunikuje się z nami i w jaki my osobiście potrzebujemy, by Jego pomoc stała się dla nas czymś naprawdę twórczym. Musimy także znać pułapki, w które możemy wpaść, a które tylko utwierdzą nas w egotyzmie — i wiedzieć, jak zdobyć pomoc, dzięki której ich unikniemy.

Tutaj właśnie nieoceniony okazuje się film. Bóg komunikuje się z nami za pośrednictwem naszej wyobraźni, a ćwicząc wyobraźnię, uczymy się języka, gramatyki tej komunikacji. W swej Biographia Literaria Coleridge mówi, że ludzka wyobraźnia jest wcieleniem Boskiej mocy twórczej. Co więcej, powiedziałby zapewne także, że ponieważ akt percepcji dokonuje się za pośrednictwem wyobraźni — czy, jakby ujął to William Blake, „widzę przez oczy, nie na oczy” — jest on w swej istocie aktem twórczym. Wszystko, co zostało stworzone przez człowieka, jest wytworem wyobraźni, a więc zawiera w sobie także ślad Boskiej mocy twórczej. Sztuka wynosi świadomość twórczości na wyższy poziom działalności świadomej samej siebie, a film stanowi połączenie różnorodnych przejawów ludzkiej kreatywności w takich dziedzinach, jak dźwięk, obraz, dramat czy wspólne działanie — formując je w elastyczny i płynny sposób, aby zapewnić jak najpełniejsze przedstawienie czasu i przestrzeni dostępne ludzkiej świadomości. Gdy z uwagą oglądamy film, uczestniczymy w pewnej formie kontemplacji, która pozwala nam doświadczyć pełnego zaangażowania wyobraźni w akt twórczy. Nie przywykliśmy tak o tym myśleć, lecz jest to rodzaj modlitwy.

Istnieje pewien sentymentalny sposób myślenia o modlitwie jako ucieczce od świata lub sposobie na zdobycie bezwarunkowej akceptacji Boga przez potwierdzenie własnego poczucia tożsamości. W rzeczywistości modlitwa daje nam wstęp do Bożej miłości. Jest to miłość, która wyszukuje ułomne elementy stworzenia — czyli także i nas — aby je naprawić, pocieszyć i przemienić. Jeśli uczestniczymy w tej miłości, także i my wchodzimy w ból tego świata i porzucamy złudzenia dotyczące nas samych, które do tego bólu się przyczyniają. Stajemy się obecni dla źródła twórczości. Przynosząc własną moc twórczą do miejsca wzajemnego zaangażowania, współpracujemy z Bogiem w okazywaniu miłosierdzia ludziom i okolicznościom w naszym życiu.

To zaangażowanie przejawia się w akcie kontemplacji. Kontemplujemy Boga, który kontempluje nas. Możemy korzystać z Pisma Świętego, możemy też korzystać z filmu. W kulturze współczesnej pisma Starego i Nowego Testamentu uchodzą za czcigodne, klasyczne dokumenty, które miały udział w kształtowaniu naszych instytucji. Jednak nie stanowią już dla nas bramy do zakorzenionych w duchowości mitów i naszej tożsamości, tak jak kiedyś. I nie chodzi tylko o to, że zdewaluowała je sekularyzacja naszych czasów, albo że ich wykorzystywanie do usprawiedliwiania destrukcyjnych form religijności rzuciło cień podejrzenia na każdego, kto się na nie powołuje. Łatwy i wszechobecny dostęp do wielokulturowych tradycji duchowości doprowadził do zrelatywizowania ich znaczenia. W postmodernistycznej wyobraźni ich miejsce zajął film.

Film reprezentuje zbiorową, kulturową podświadomość naszych czasów i oferuje nam rezultat pracy twórczej — produkt, który wchodzi w samoświadomy dialog ze sferą naszych osobistych przeżyć i zainteresowań. Ta kulturowa podświadomość, będąca przejawem stworzenia — czy wręcz nieustająco twórczego podejścia Boga do wytworów ludzkich wysiłków i tęsknot — nie jest zamkniętym mitem, odzyskiwanym przez nas z opowiadanych historii, ich formy i treści, ani też ułomnym mitem o narracyjnych schematach, przywłaszczanym przez nas do celów pragmatycznych. Jest to raczej otwarta dynamika, skarbnica wysiłków twórczych — zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych — podejmowanych po to, aby osiągnąć jedność z Bogiem, który istnieje od początku czasu. Energia tej dynamiki nie poddaje się ludzkim ograniczeniom, ponieważ jest nią obecność Ducha Świętego — niespokojnego i nienasyconego aż do chwili, gdy przemieni wszystko w twórczy obraz Boga. Film ukazuje nam duchowe poszukiwania ludzkości naszych czasów za pomocą symboli — i innych środków — odpowiednich dla świadomości postmodernistycznej. Kontemplujemy je niczym ikony naszej epoki, ponieważ mogą wyposażyć nas w język służący do komunikacji z Bogiem.

Kontemplacja a duchowość

Kontemplacja to ćwiczenie duchowe. Kontemplacja ignacjańska jest skonstruowana tak, aby służyć konkretnemu celowi, a mianowicie odpowiedniemu przygotowaniu do przyjęcia łaski, której poszukujemy w danym okresie modlitewnym. Łaska ta jest szczególnym rodzajem odpowiedzi na nasze najgłębsze pragnienie coraz większej bliskości z Bogiem. Może to być dogłębne uświadomienie sobie Bożego miłosierdzia obejmującego nas nawet wtedy, gdy oślepieni swymi przywarami ulegliśmy pokusie grzechu, aby zdobyć to, co wydawało nam się miłością. Kiedy indziej może to być tak osobiste poczucie zjednoczenia z Chrystusem — ludzką postacią Boga — że pragniemy trwać przy Nim w pełni w tych chwilach, w których objawia światu nieskończone miłosierdzie Boga dla całego stworzenia. W jeszcze innym momencie może to być podążanie ścieżką Boskiej miłości przez wszelkie nieszczęścia i ślady destrukcji na tym świecie. Na końcu Ćwiczeń Ignacjańskich modlimy się o to, by łaska ta stała się częścią naszej radosnej pracy na rzecz przemiany świata.

Prosimy o łaski z nadzieją, że otrzymamy je w modlitwie. Pod koniec modlitwy spoglądamy wstecz na to, co przeżyliśmy, aby stwierdzić, w którym miejscu i w jaki sposób zostały nam dane. Zgodnie z tym, w co wierzymy, Bóg pragnie się z nami komunikować, dlatego też oddając się do Jego dyspozycji, nastawieni na odbiór tego, co ma nam do przekazania, sygnalizujemy Bogu nasze pragnienie przyjęcia Jego dobrowolnego, przepełnionego miłością daru.

Jak dobrze wiemy, obdarowanie również może się odbywać na różnych poziomach. Dar może być zaoferowany, lecz nieprzyjęty; może być przyjęty, lecz nie zostać otwarty; może być otwarty, lecz nieużywany; używany, lecz niedzielony z innymi; dzielony z innymi, ale nieuświęcony. Podróż przez niniejsze Ćwiczenia, z wykorzystaniem medium współczesnego filmu, poprowadzi nas przez różne poziomy obdarowania, aż do miejsca, w którym staniemy się jednością: z obdarowującym; z tym, co jest darowane; i ze stworzeniem, któremu ten dar jest zawsze oferowany.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama