Lourdes bez tajemnic

Książka Vittorio Messori'ego "Tajemnica Lourdes" podejmuje na nowo problem prawdziwości objawień w Lourdes. Po ponad 150 latach nadal jest w tej sprawie wiele do powiedzenia!

Lourdes bez tajemnic

Maciej Górnicki

Lourdes bez tajemnic

Vittorio Messori, Tajemnica Lourdes. Czy Bernadeta nas oszukała?, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, s. 348. ISBN 978-83-240-3109-2

Dlaczego po ponad 150 latach objawienia w Lourdes nadal są przedmiotem dociekań naukowców, publicystów i historyków? Dlaczego tylu przedstawicieli władzy, środowisk medycznych, pisarzy, publicystów i dziennikarzy próbowało od samego początku zdyskredytować te objawienia, a mimo to za każdym razem próby te odkrywały jedynie kolejne motywy poświadczające ich autentyczność? Co jest wyjątkowego w objawieniach z Lourdes, a także w samej wizjonerce — św. Bernadecie Soubirous, że wyróżniają się na tle setek innych objawień maryjnych, a samo Lourdes przyciąga co roku miliony pielgrzymów? I dodać należy, że liczba ta nie maleje, ale wręcz wzrasta — nawet tych, pochodzących z coraz bardziej obojętnej religijnie Francji.

Vittorio Messori, jeden z najwybitniejszych współczesnych chrześcijańskich pisarzy i publicystów, poświęcił 30 lat życia na przebadanie objawień w Lourdes. W latach 90. dwudziestego wieku miał nawet przeprowadzić się do Lourdes i choć ostatecznie pomysł ten upadł, Messori w międzyczasie poznał wiele postaci związanych z Lourdes, sanktuarium, i dokumentacją historyczną dotyczącą objawień, a przede wszystkim — ks. René Laurentina. To bodaj największy znawca objawień, wybitny dogmatyk i historyk. Książka „Tajemnica Lourdes. Czy Bernadeta nas oszukała?” jest po części owocem współpracy Messoriego z tym ekspertem — bez jego wcześniejszych, żmudnych badań, nie byłaby możliwa prezentacja tak olbrzymiego materiału faktograficznego. Laurentin jest także autorem biografii św. Bernadety, wydanej również w Polsce („Życie Bernadety”, Pax 1986). Skoro mamy już w języku polskim biografię, napisaną przez eksperta, to czy potrzebna była kolejna książka, która w dużej mierze poświęcona jest tej samej osobie? Zdecydowanie tak! Po pierwsze, biografia autorstwa Laurentina jest dziś trudno dostępna, ale przede wszystkim jest to właśnie biografia, ułożona chronologicznie, proste zestawienie faktów dotyczących samej wizjonerki i jej objawień. Dzieło Messoriego ma natomiast zupełnie inny charakter. Nie jest to ani chronologiczna biografia, ani akademicka apologia objawień. Książkę czyta się jak powieść detektywistyczną — autor ukazuje kolejne hipotezy, przedstawia zdarzenia, świadków, analizuje także wiele zarzutów i głosów sceptycznych, aby w końcu dojść do wniosku: te objawienia muszą być autentyczne. Messori pokazuje, jak kolejni sceptycy, którzy zechcieli zapoznać się z faktami, pokornieli i ze sceptyków stawali się wierzącymi, a nieraz — gorliwymi propagatorami Lourdes. Wśród tych „nawróconych” sceptyków, czy wręcz przeciwników można odnaleźć lekarza badającego Bernadetę: doktora Saint-Cyra, kolejnego doktora — Pierre-Romain Dozous, literata Joris-Jarla Huysmansa, biskupa Orleanu Felixa Dupanloupa (przywódcy „katolików-demokratów”), Franza Werfla — żydowskiego uchodźcę. Kontrastują z nimi postacie sceptyków „nienawróconych”, którzy z góry założyli, że objawienia są niemożliwe, że są objawem sentymentalnej ludowej religijności, zaburzeń psychicznych — i nie zadali sobie w ogóle trudu, żeby zapoznać się z faktami. Wśród takich apriorycznie nastawionych sceptyków Messori wymienia pisarza Emila Zolę, któremu lourdzkie objawienia służyły za egzemplifikację jego własnych przekonań na temat „religijnej ciemnoty”, a także psychiatrę Charcota, który z góry przyjął, że wizje Bernadety to halucynacje i nie skorzystał z zaproszenia władz diecezji, aby osobiście zapoznać się z wizjonerką.

Dla tych, którym słowo „objawienia” kojarzy się z jakąś nadzwyczajnością, sensacją, niezwykłymi treściami, a „wizjonerka” oznacza osobę nawiedzoną, o mistycznym nastawieniu do rzeczywistości, objawienia w Lourdes muszą być rozczarowaniem. Podobnie, jak postać Bernadety — prostej dziewczyny z ludu, mającej bardzo konkretne, praktyczne nastawienie do życia, bez jakiejkolwiek skłonności do mistycyzmu. Ale, wbrew odgórnie przyjmowanym założeniom (czy może raczej przesądom?), właśnie ta prostota treści objawień i prostota samej wizjonerki najlepiej przemawiają za ich prawdziwością. Bernadeta zupełnie spontanicznie i w różnych sytuacjach udowadniała tę szczególną cechę swojego charakteru. Ta prostota zawierała w sobie charakterystyczną wiejską „hardość”, czyli odporność na próby manipulacji, twarde trzymanie się faktów, bezpośredniość, umysłowość pozbawioną finezji czy żywej wyobraźni. To pozwoliło Bernadecie przeciwstawić się wielu próbom przekręcania jej słów, dodawania czegoś do treści jej objawień, zmieniania ich szczegółów, tak by bardziej pasowały do stylu pobożności XIX-wiecznej Francji. Przykładem takiego zmieniania szczegółów jest figura Matki Boskiej Lourdzkiej, sporządzona przez wybitnego rzeźbiarza — Józefa Fabischa. Według samej Bernadety, petito Damiselo (panienka), która ukazała się jej w grocie była niewielkiego wzrostu, miała wygląd nastolatki i rozmawiając z nią często się śmiała. Rzeźbiarz natomiast, po spotkaniu z Bernadetą, zanotował:

„Widząca mówi, że Ta, która się jej ukazała, była bardzo młoda. W takim razie pokażę wzniosłość młodości. Mówi, że się uśmiechała. Moim zadaniem będzie więc ukazać uśmiech jako poważny. Mówi, że była delikatnej budowy, uczynię więc małe rozmiary — smukłością”.

Osobom o bardziej wyrafinowanym „guście religijnym” — proboszczowi i biskupowi bardzo podobały się te koncepcje artysty. Bernadeta natomiast ujrzawszy gipsowy szkic rzeźby stwierdziła: „Jest za mało uśmiechnięta, nie jest wystarczająco drobna, nie jest wystarczająco delikatna, nie jest wystarczająco młoda”. Niestety, jej uwagi nie zostały uwzględnione. O ile jednak sama figura z Lourdes nie jest wiernym przedstawieniem tego, co ujrzała Bernadeta, treść objawień pozostała niezmieniona — tu nikt nie śmiał kwestionować tego, co z uporem powtarzała wizjonerka. Nie ma w tych objawieniach nic tajemniczego, na pozór jest to podobne do wielu innych maryjnych objawień wezwanie do pokuty i modlitwy. Objawienie w Lourdes to przede wszystkim poświadczenie prawdy, nie przekazanie nowych prawd czy tajemnic. Bernadeta usłyszała wprawdzie trzy tajemnice, ale odnosiły się one jedynie do jej własnego życia i nigdy nikomu nie wyjawiła ich treści. Maryja pojawiła się w Lourdes, aby zaświadczyć o swojej obecności wśród wierzących, aby potwierdzić swój przywilej Niepokalanego Poczęcia, orzeczony cztery lata wcześniej przez papieża. Wśród nielicznych „niezwykłości” towarzyszących objawieniom było pojawienie się źródełka (choć zacne osoby gorszyły się tym, że Bernadeta nagle zaczyna rozgrzebywać ziemię i zanurza twarz w błocie) oraz „cud płomienia świecy”, który Bernadeta osłaniała własnymi rękami przez kilkanaście minut w czasie ekstazy. Płomień, zamiast poważnie poparzyć ręce Bernadety, nie zostawia na tych dłoniach żadnego śladu, nawet odrobiny sadzy. To właśnie ten cud przekonał sceptycznego doktora Dozous, który w tym momencie znajdował się o krok od wizjonerki.

Wobec powtarzających się od czasów oświecenia aż do dzisiaj zarzutów, że religia jest produktem ludzkiego umysłu, ludzkich potrzeb czy też lęków objawienia w Lourdes są świadectwem, jak bardzo autentyczne objawienie różni się od ludzkich wyobrażeń i oczekiwań. Próby zamknięcia objawień w ramach psychiatrii, socjologii czy innych nauk o założeniach redukujących rzeczywistość tylko do opisu tego, co doświadczalne empirycznie, nie liczą się z faktami. A zwłaszcza — z tym, jak bardzo te objawienia nie pasują do oczekiwań i pseudonaukowych wyobrażeń. Szczególnym walorem książki Messoriego jest ukazanie tego starcia: zadufani w sobie naukowcy, działacze czy pisarze skonfrontowani z twardymi faktami nieustannie uciekają się do tego samego intelektualnego wybiegu: „jeśli fakty nie potwierdzają mojej teorii, tym gorzej dla faktów” albo jego alternatywnej wersji: „wprawdzie wszystkie fakty świadczą przeciw mojej teorii, ale będę szukał dopóty, dopóki nie znajdę choćby jednego faktu, który ją potwierdza”. Nic to, że przy uważniejszej analizie ten jeden, jedyny fakt, na którym zawisła prawdziwość karkołomnej teorii, okazuje się świadczyć przeciwko niej. Mało kto dziś ma ochotę na uważne, żmudne analizy i łatwo rozmaitym pseudobadaczom podać takie sensacyjne „fakty” jako ostateczny dowód na prawdziwość swych teorii. Wobec takiej postawy intelektualnego blichtru i pogoni za sensacją książka Messoriego jest solidnym dowodem na intelektualną uczciwość i pragnienie poznania prawdy bez względu na koszt.

 

Fragmenty książki: W czytelni Opoki .

opr. mg/mg

« 1 »
Załączone: |
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama