Papież Franciszek nie przestaje zaskakiwać, odświeża nasz sposób odczytania Ewangelii i odniesienia jej do własnego życia
Papież nie przestaje nas zaskakiwać od pierwszego „dzień dobry” wypowiedzianego zaraz po wyborze. Na niego, jako następcę św. Piotra, Jezus złożył obowiązek umacniania nas w wierze. Konsekwentnie i z uśmiechem odświeża nasz sposób wcielania Ewangelii w codzienność życia.
Herb Franciszka, oprócz tradycyjnych symboli godności papieskiej — mitry i kluczy, zawiera litery IHS, czyli monogram Chrystusa, gwiazdę, która według starożytnej tradycji heraldycznej symbolizuje Maryję, i kwiat narodowy, wskazujący na św. Józefa. Co z tego wynika?
1 maja — gdy tradycyjnie miesiąc maryjny zaczynamy przywołaniem postaci św. Józefa Robotnika — papież podczas audiencji generalnej tłumaczył: „w ciszy codziennych zajęć św. Józef wraz z Maryją mają jedno wspólne centrum uwagi: Jezusa”. Mieć Jezusa w centrum uwagi — to odczuwać Jego nieustanną obecność, przez modlitwę zrobić dla Niego miejsce w swoim życiu. Dlatego — mówił dalej papież Franciszek — „prośmy św. Józefa i Najświętszą Maryję Pannę, by uczyli nas wiernie wykonywać nasze codzienne obowiązki, żyć naszą wiarą w działaniach spełnianych każdego dnia i dawać więcej miejsca Panu w naszym życiu”. Jako papież Franciszek zachował swoją wcześniejszą biskupią dewizę, czyli zawołanie: Miserando atque eligendo — Spojrzał z miłosierdziem i wybrał — zaczerpniętą z komentarza św. Bedy Czcigodnego do historii powołania Mateusza. Homilia Bedy ku czci miłosierdzia Bożego czytana jest w liturgii godzin w święto św. Mateusza Ewangelisty, a tego właśnie dnia 17-letni Jorge Mario Bergoglio doświadczył, jak później przyznał, Bożego miłosierdzia w sposób szczególny: po spowiedzi odczuł, że Bóg wzywa go na drogę życia zakonnego. „Orędzie Jezusa to miłosierdzie. Dla mnie — mówię to z pokorą — najmocniejszym orędziem Pana jest miłosierdzie” — wyznał papież Franciszek w homilii kilka dni po wyborze.
Wybór imienia Franciszek tłumaczył pragnieniem zajęcia się problemami ubogich na wzór św. Franciszka z Asyżu. Ma niewielkie wymagania: mieszkanie w Domu św. Marty — bo blisko ludzi, przestarzały samochód, stara teczka mieszcząca brewiarz i kalendarz, wysłużone buty. Zaraz po wyborze zaapelował, żeby zamiast przyjeżdżać do Rzymu na inaugurację pontyfikatu, raczej zaoszczędzonymi pieniędzmi wesprzeć biednych. W grudniu na swoje 77. urodziny zaprosił czworo bezdomnych. W swój pierwszy papieski Wielki Czwartek Eucharystię — z umyciem nóg — sprawował w więzieniu dla nieletnich. Wprawił w konsternację powiedzeniem: „Chciałbym Kościoła ubogiego dla ubogich”, przypominając, że prawdziwym bogactwem Kościoła są ci, których współczesna kultura spycha na margines społeczeństwa, dla których szkoda pieniędzy na leczenie, którzy nie nadążają za zmianami na rynku pracy, nie są w stanie przystosować się do reguł walki o ekonomiczne przetrwanie. Godność człowieka, czego świat nie chce przyjąć do wiadomości, nie zależy od tego, jak człowiek jest ubrany, ile ma lat i czy stać go na adwokata.
Chwycił za serca prostotą wypowiedzi i kontaktów z ludźmi. Zaraz po wyborze odmówił włożenia niektórych tradycyjnych elementów stroju papieskiego, potem zrezygnował z podróży z szoferem i mówiąc: „Pojadę z chłopakami autobusem”, dołączył do kardynałów. Również sam się pofatygował, żeby opłacić pobyt w hotelu. Tłumaczy, że trzeba przedstawiać mądrość, piękno i prawdę Ewangelii językiem zrozumiałym, zdolnym poruszyć serca i umysły ludzi. Sam komunikuje się językiem arcyprostym, chwilami aż dosadnym. Doświadczyli tego ostatnio na przykład kardynałowie, do których 23 lutego powiedział: „Kardynał staje się członkiem Kościoła rzymskiego, a nie jakiegoś dworu. Wszyscy unikajmy i pomagajmy sobie nawzajem unikać nawyków i zachowań dworskich: intryg, plotek, powiązań, protekcji, faworyzowania. Niech nasz język będzie językiem Ewangelii: «Tak tak, nie nie»”. Już pierwszymi wypowiedziami po wyborze wprawił w zakłopotanie tłumaczy, nieprzygotowanych na to, że jednym z istotnych elementów papieskiego słownictwa będzie słowo „czułość”.
Na obecnych na placu św. Piotra i śledzących przez media moment ogłoszenia decyzji konklawe duże wrażenie wywarła prośba nowego papieża, który przed udzieleniem pierwszego błogosławieństwa poprosił zebranych o modlitwę za niego. W ciągu minionego roku przy różnych okazjach podpowiadał nie tylko, jak się modlić, ale i za kogo się modlić. Na przykład: za tych, na których się złościmy. Zachęca do modlitwy różańcowej, w którą, jak wyznał przy jakiejś okazji, sam się wciągnął, patrząc na Jana Pawła II. Ale ma też własne pomysły. Latem namawiał do niezmiernie prostej, ale zaskakująco uniwersalnej „modlitwy pięciu palców”, którą wymyślił jeszcze w Buenos Aires, a która obejmuje ludzi nam bliskich i dalekich, nadaje się do odmawiania wszędzie i zajmuje zaledwie kilka chwil:
Przy różnych okazjach papież przypomina o konieczności pójścia na peryferie, żeby tam głosić Jezusa. Peryferie — to nie tylko bezdomni, niewolnicy różnych uzależnień, wyrzuceni na śmietnik społeczeństwa przez bezduszne systemy polityczno-finansowe. To wszystkie środowiska zamykające się na Boga. To także ludzie jeżdżący luksusowymi samochodami i zasiadający na lukratywnych posadach, dysponujący władzą i pieniędzmi. Centrum to Jezus, a wszędzie tam, gdzie Ewangelia nie jest normą życia, są peryferie, czyli miejsca potrzebujące naszego świadectwa.
Nie ma jednak świadectwa bez zgodności między wiarą wyznawaną ustami a życiem. Być chrześcijaninem to myśleć jak chrześcijanin, czuć jak chrześcijanin i działać jak chrześcijanin. Brak konsekwencji między deklaracjami a postępowaniem powoduje zgorszenie — tłumaczył papież 27 lutego podczas porannej Mszy św. w Domu św. Marty. Przeciwnie, świadectwo spójności między deklarowaną wiarą a uczynkami może skuteczniej przemawiać niż piękne kazania: „Gdybyś się znalazł przed ateistą, który mówi, że nie wierzy w Boga, a ty przeczytałbyś jemu wszystkie książki w bibliotece mówiące o istnieniu Boga, a nawet udowodnił istnienie Boga, to on nie uwierzy. Kiedy jednak przed tym ateistą złożysz świadectwo konsekwencji życia chrześcijańskiego, to w jego sercu coś się zacznie. To właśnie twoje świadectwo wzbudzi w nim niepokój, na którym swoje działanie opierać będzie Duch Święty”. Wiarę przekazuje się tak, jak świecę odpala się od świecy — ten motyw pojawił się u Franciszka już co najmniej kilka razy. Wszystko to razem wzięte to nic innego jak program Jezusowych błogosławieństw. W uroczystość Wszystkich Świętych papież tak streścił Ewangelię: „królestwo niebieskie jest dla tych, którzy nie pokładają nadziei w rzeczach, lecz w Bożej miłości, dla tych, którzy mają serce proste i pokorne, nie uważają się za sprawiedliwych, ale i nie osądzają drugich; dla tych, którzy umieją cierpieć z cierpiącymi i cieszyć się z radosnymi; którzy nie stosują przemocy, lecz miłosierdzie, starając się wprowadzać pojednanie i pokój”. Potem przypomniał o konieczności zaufania Panu, który jest Przyjacielem i nigdy nie zawodzi. Zachęcał, by idąc pod prąd, nie lękać się niezrozumienia i wyśmiania. Najprostszą drogę do świętości określił tak: mieć radość w sercu i przekazywać ją innym, nigdy nie nienawidzić, służyć najbardziej potrzebującym, modlić się i radować. Resztę można doczytać w adhortacji papieża Franciszka Evangelii gaudium (Radość Ewangelii). Jeśli chce się zrozumieć Franciszka, warto ją poznać.
opr. mg/mg