Tematyka uzdrowienia międzypokoleniowego wzbudza kontrowersje. Problemem jest stojąca u jej podstaw teologia. Tymczasem okazuje się, że wyjaśnienia naszych związków z przodkami należy szukać gdzie indziej
Boję się ognia. Nigdy nie widziałam pożaru. Nikt mnie nim nie straszył. Nawet filmów z płonącymi ludźmi nie oglądałam. A jednak, mając spędzić noc w nowym miejscu, nieświadomie rejestruję ewentualne drogi ucieczki.
Przez długie lata ten lęk był niewytłumaczalny i absurdalny. Dopiero kilka lat temu dowiedziałam się, że dokładnie 200 lat przed moim urodzeniem zginął mój prapradziadek. W nocy, w płomieniach, we własnym domu. Zginął on, zginęły dwie jego córki. Pozostali zdołali uciec, dzięki czemu jestem dziś ja. Wprawdzie tamci niczym nie zgrzeszyli, ale zło pozostawiło swoje skutki, mój lęk. Czy uzdrowienie międzypokoleniowe byłoby na niego lekarstwem?
Wydany w połowie listopada dokument Konferencji Episkopatu Polski zakazuje celebrowania Mszy św. i nabożeństw o uzdrowienie międzypokoleniowe. Żeby o nim mówić, trzeba najpierw uporządkować pojęcia.
Kluczowe są tu dwa nazwiska: Kennetha McAlla i Roberta DeGrandis. Kenneth McAll był lekarzem i misjonarzem. Badał zależności między chorobami fizycznymi a działaniami duchowymi złych sił. Po II wojnie światowej zaczął specjalizację z psychiatrii — opisywał między innymi „syndrom bycia posiadanym” u osób uzależnionych od osób zmarłych i zalecał zerwanie tych więzi poprzez oddanie się Bogu pod całkowitą opiekę. Z czasem doszedł do przekonania, że źródłem wielu chorób może być brak przebaczenia między żyjącymi a zmarłymi, a także dziedziczenie po przodkach zła, którego tamci nie zdołali naprawić. Gdy powszechnie stosowane metody leczenia nie pomagały, McAll rysował drzewo genealogiczne pacjenta i szukał przyczyn w jego relacjach z żyjącymi lub zmarłymi członkami rodziny trzy, cztery pokolenia wstecz.
Z czasem metoda doktora McAlla przeniosła się do grup modlitewnych. O. Robert DeGrandis, amerykański zakonnik, napisał książkę będącą swoistym podręcznikiem dla uzdrowienia międzypokoleniowego. Zaleca w niej zwalczanie wpływów zła aż do piętnastego pokolenia.
Czym zatem jest owo uzdrowienie międzypokoleniowe? To praktyka wypływająca z przekonania, że grzechy naszych przodków — zwłaszcza te, które związane są z odrzuceniem pierwszego przykazania i okultyzmem, ale również grzechy pijaństwa czy inne nałogi — owocują u następnych pokoleń skłonnościami i konsekwencjami. Nawet winy popełnione nieświadomie odbijają się na dzieciach, wnukach i prawnukach, wyzwalając realny wpływ Szatana, który w ten sposób kontroluje całe rody. Niewyznane grzechy ojców „wiszą” nad dziećmi i wnukami, wywierając wpływ na ich życie. Żeby uzdrowić siebie i całą rodzinę, należy owe grzechy przodków wyznać i wynagrodzić za nie. Modlitwa o uwolnienie od zranień spisana przez o. DeGrandisa dotyczy nie tylko osobistych grzechów ciężkich, ale również skutków fizycznych słabości czy trudnych życiowych doświadczeń przodków: nieuporządkowanych małżeństw, chorób umysłowych, kompleksów, bycia niekochanym w dzieciństwie, jąkania, a nawet przedłużającej się agonii.
W wielu miejscach Polski Msze św. i nabożeństwa o uzdrowienie międzypokoleniowe gromadziły tłumy wiernych. Czasem wiązały się ze spowiedzią furtkową (jej definicja jest niejasna, zasadniczo chodzi nie tylko o wyznanie wszystkich swoich grzechów, ale i znalezienie furtek dla działania zła, pozostawionych przez poprzednie pokolenia naszych przodków) lub egzorcyzmami.
Sęk tylko w tym, że spowiedź furtkowa zakazana została przez polskich biskupów już w marcu tego roku. Teraz biskupi jednoznacznie mówią: cała teoria uzdrowienia międzypokoleniowego sprzeczna jest z nauką i praktyką Kościoła katolickiego.
Zwolennicy praktyki uzdrowienia międzypokoleniowego odwołują się do Pisma Świętego. W Nowym Testamencie trudno znaleźć cokolwiek, co można by uznać za jej potwierdzenie. Ze Starego Testamentu przywołują między innymi słowa o tym, że Bóg karze grzechy do trzeciego i czwartego pokolenia oraz biblijne przysłowie o tym, że „ojcowie jedli kwaśne winogrona, a synom cierpły zęby”.
W interpretacji Pisma Świętego należy najpierw sięgać do ojców Kościoła. Św. Augustyn twierdził, że nie jest możliwe, by duchowe skutki grzechu przetrwały chrzest, bo zostają utopione w jego wodach. Św. Jan Chryzostom sprzeciwiał się pomysłom, że dzieci ponoszą duchowe konsekwencje grzechów przodków i twierdził, że wspominane w Biblii kary, mające trwać do trzeciego i czwartego pokolenia, oznaczają wyłącznie skutki społeczne win ojców. W podobnym duchu o skutkach społecznych i skutkach wychowania w negatywnie oddziałującej rodzinie pisał św. Tomasz z Akwinu.
Jeśli zresztą sięgać bezpośrednio do Starego Testamentu i czytać zdania bez wyrywania ich z kontekstu, okaże się, że i one nie przemawiają za międzypokoleniowym przenoszeniem skutków grzechu. W Księdze Ezechiela czytamy: „I doszło mnie słowo Pana tej treści: Dlaczego to używacie między sobą przysłowia o ziemi izraelskiej: Ojcowie jedli kwaśne grona, a zęby synów ścierpły? Jakom żyw — mówi Wszechmocny Pan — że już nie będziecie wypowiadali w Izraelu tego przysłowia. (...) Człowiek, który grzeszy, umrze. Syn nie poniesie kary za winę ojca ani ojciec nie poniesie kary za winę syna”. Wszystkie zaś teksty o karze do czwartego pokolenia zakończone są zapowiedzią błogosławieństwa do tysięcznego pokolenia. Biskupi przywołują także fragment Ewangelii, w którym zapytano Jezusa w kontekście niewidomego: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym — on czy jego rodzice?”. Biskupi piszą: „Odpowiedź Jezusa jest nader czytelna: «Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże» (J 9, 1—3). W ten sposób Pan Jezus wyraźnie odcina się od wiązania choroby dziecka z grzechem rodziców czy dziadków, z takim «pokoleniowym obciążeniem»”.
Modlitwa o uzdrowienie międzypokoleniowe wielu przynosi ulgę. Kamień spada z serca, człowiek odkrywa, skąd ma to wszystko, co wiąże mu ręce. Istnieje jednak uzasadniona obawa, czy ulga ta nie jest czasem efektem usprawiedliwienia swojej słabości? Kościół dość chłodno podchodzi do dowodów, wysnuwanych na podstawie subiektywnych odczuć. Jeśli subiektywne poczucie ulgi byłoby dowodem na skuteczność sakramentów, musielibyśmy zakwestionować i sakrament pokuty, i Eucharystii. Ileż razy się zdarza, że żadnej ulgi po odejściu od konfesjonału nie czujemy? Nie o subiektywną ulgę tu chodzi, ale o obiektywną skuteczność.
Biskupi są jednoznaczni. Koncepcja grzechu pokoleniowego stoi w sprzeczności z prawdą o Bożym Miłosierdziu. Grzech jest zawsze aktem konkretnej osoby, nie grupy czy wspólnoty. Człowiek nie ponosi kary za grzech, którego nie popełnił. Jedynym grzechem dziedziczonym jest grzech pierworodny. Teoria o przechodzeniu grzechu na kolejne pokolenia nie ma uzasadnienia ani w Piśmie Świętym, ani w Tradycji, ani w nauczaniu Kościoła. Praktyka modlitwy o uzdrowienie międzypokoleniowe wiąże się z niedowierzaniem w skuteczność sakramentów, przede wszystkim chrztu, który wyzwala człowieka z wszelkiego grzechu. Dlatego Konferencja Episkopatu Polski zakazuje celebrowania Mszy św. i nabożeństw z modlitwą o uzdrowienie międzypokoleniowe.
Skoro tak, to dlaczego boję się ognia? Skąd się wziął we mnie ten lęk pradziadka? Opublikowane kilka lat temu badania pozwalają przypuszczać, że pewne cechy nabyte, na przykład lęki, mogą być przenoszone między pokoleniami, choć poszczególne osobniki nie mają ze sobą kontaktu. Choć badacze dalecy są od wysnuwania ostatecznych wniosków i nie wiedzą do końca, w jaki sposób się to dzieje, wiele wskazuje na to, że otoczenie w wyraźny sposób wpływa na aktywność naszych genów, nie zmieniając ich struktury — trochę jak podczas wygrywania melodii na fortepianie, który wprawdzie ma zawsze stały zestaw klawiszy, ale nie wszystkich używamy.
Kiedyś myślano, że fizyczne choroby i niepełnosprawności są skutkiem grzechu przodków: Kościół odciął się od tego poglądu, a dziś wiadomo, że to głównie genetyka. Za chwilę okaże się, że i nasze lęki, zahamowania i skłonności wcale nie z grzechów przodków pochodzą, ale z genetyki. Ściślej rzecz biorąc: z epigenetyki, czyli nauki o dziedziczeniu pozagenowym.
Niech konfesjonał pozostanie zarezerwowany dla tego, co jest naszą osobistą winą — resztę pozostawmy nauce.
opr. mg/mg