Papież Franciszek zawsze podkreślał rolę adoracji w chrześcijańskiej modlitwie. I zapewne miał rację, bo nadal nie jest ona szczególnie popularna, mimo zachęt. Zaznaczał przy tym zwykle, że zatraciliśmy nie tylko praktykę, ale i sens tej modlitwy — niewielu wiernych wie dzisiaj, na czym ona tak naprawdę polega.
Współczesność, obojętnie kościelna czy nie, niespecjalnie sprzyja zrozumieniu istoty adoracji. Przede wszystkim adoracja nie jest medytacją, ani na zastosowaniu narzędzi rodem z technik medytacji nie polega. Jest to po prostu pozostawanie w ciszy. Istotą tego milczenia jest zaś oddanie czci Bogu przez samo przebywanie z Nim. Nauki przyrodnicze nie mogą wprawdzie pomóc w zrozumieniu, czym jest istota Boga i na czym polega przebywanie z Nim, ale jak najbardziej potrafią wyjaśnić, jakie korzyści odnosimy z przebywania w ciszy i jakie ma ona znaczenie w naszej relacji z resztą świata ożywionego i nieożywionego.
Pierwotna cisza
Wbrew pozorom jesteśmy w stanie faktycznie słyszeć ciszę, a nie jedynie odczuwać brak dźwięków. Na poziomie empirycznym poświadczy to każdy muzyk symfoniczny — jego zawód wymaga, żeby nie tylko „słyszeć” ciszę, ale i precyzyjnie określać czas jej trwania. Jednak i badania nad fizjologią mózgu dostarczają dowodów, że faktycznie jesteśmy wyposażeni w mechanizmy celowej percepcji całkowitego lub częściowego braku dźwięków w otoczeniu. Najpewniej jest to naturalne przystosowanie rodem z ewolucji człowieka, który przecież do czasów nowoczesnych zasadniczo żył w ciszy, a przerwy w niej, wywołane dźwiękami były albo istotne jako informacje z otoczenia, albo służyły komunikacji między osobnikami naszego własnego gatunku. Do doświadczania ciszy jesteśmy zatem naturalnie przystosowani i najpewniej jest nam ona wręcz niezbędna do zachowania zdrowia.
Hałaśliwa doczesność
Istnieją liczne dowody szkodliwego wpływu hałasu na zdrowie. I nie chodzi tu jedynie o wywołaną nim utratę czy pogorszenie słuchu. Hałas, nawet niekoniecznie o bardzo wysokim natężeniu, ale długotrwały ma negatywny wpływ w zasadzie na wszystkie układy naszego ciała. Życie w stałym hałasie najprawdopodobniej zwiększa ryzyko chorób serca i naczyń, w tym choroby niedokrwiennej serca i zaburzeń jego rytmu. Hałas, zwłaszcza ekspozycja nań w godzinach nocnych, niekorzystnie wpływa na ryzyko rozwoju cukrzycy, wystąpienia udarów i zatorów oraz wystąpienia zaburzeń lękowych i depresji.
U pacjentów leczonych w oddziałach intensywnej terapii zaobserwowano z kolei, że stała ekspozycja na dźwięki zwiększa stężenie hormonów stresu we krwi pacjentów, a przez to i zużycie tlenu oraz długotrwale zaburza naturalne rytmy dobowe, ze skutkami czego chorzy zmagają się jeszcze długie tygodnie po wypisaniu z oddziału. Ekspozycja na hałas zaburza sen i rytmy dobowe również u ludzi zdrowych oraz ogólnie koreluje z gorszym zdrowiem psychicznym i zaburza zdolności poznawcze. W tym ostatnim aspekcie wydaje się działać szczególnie szkodliwie u dzieci i nastolatków. Dość jasno da się zatem dostrzec, że niedobór ciszy, rozumianej jako po prostu brak dźwięków, jest dla nas niekorzystny. Okresy izolacji od dźwięków z otoczenia wydają się niezbędne dla zachowania zdrowia.
Niejasna cisza
O ile dosyć łatwo jest zbadać i udowodnić, że hałas nam generalnie szkodzi, to już zbadanie korzystnego wpływu ciszy jako takiej jest znacznie trudniejsze. Przede wszystkim cisza nie jest jedynie brakiem bodźców dźwiękowych, czyli nie wystarczy dobrze zbadać osoby niesłyszące, żeby zdobyć pełnię wiedzy o wpływie ciszy na człowieka. Ciszy w rozumieniu psychologicznym można zresztą doświadczyć w świecie wypełnionym dźwiękami.
Klasycznym przykładem dźwięku, który nie jest ciszą, ale którego w zasadzie nie odbieramy w sposób świadomy jest tzw. biały szum. Używa się go zresztą z tego powodu do usypiania małych dzieci, gdyż tłumiąc inne dźwięki otoczenia ułatwia im uspokojenie się i sen. Stąd już na poziomie niezbędnej do prowadzenia badań precyzyjnej definicji pojawia się pierwszy problem — czym właściwie jest cisza? Istnieją jej definicje lingwistyczne, różne warianty definicji psychologicznych i opracowanych z poziomu fizjologii układu nerwowego. W wielu badaniach psychologicznych ciszę utożsamia się z milczeniem. Niewątpliwie przed wynalezieniem druku, a zwłaszcza współczesnych mediów elektronicznych, komunikacja między jednostkami czy grupami ludzi w zasadzie nie była możliwa w ciszy rozumianej jako brak dźwięków. Jednak dziś, gdy czytamy lub przeglądamy Internet, to czy mimo braku dźwięków faktycznie pozostajemy w ciszy?
Milczenie, nie medytacja
Badania prowadzone przez psychologów klinicznych koncentrują się raczej nie na ciszy jako takiej, ale na wewnętrznym wyciszeniu rozumianym często jako postawa określana często angielskim słowem mindfulness, a wywodząca się z buddyzmu. Jednak w adoracji nie o takie wyciszenie chodzi. W modlitwie tej potrzebne jest wyciszenie „aktywne”, podobne do tego, jakie spełnia cisza w rozmowie między dwojgiem ludzi - milknąc na chwilę dajemy rozmówcy znak, że jesteśmy gotowi wysłuchać jego głosu, jednocześnie jednak nie popędzając go do odpowiedzi i tym bardziej nie zmuszając do niej. Takie wyciszenie to raczej gotowość do słuchania niż odcięcie od świata.
Wyciszenie nastawione na odbiór bywa stosowane jako technika terapeutyczna w pewnych nurtach psychoterapii, a w ostatnich latach znalazło się również w zaleceniach dla lekarzy różnych specjalności, przede wszystkim onkologów, komunikujących chorym trudne emocjonalnie treści, np. dotyczące poważnego stanu ich samych lub ich bliskich czy złego rokowania. Udowodniono bowiem, że stosowanie w rozmowie tego typu odpowiednio długich przerw w przekazywaniu kolejnych porcji informacji ułatwia choremu ich przyswojenie oraz zadanie pytań, które jego samego najbardziej nurtują. Finalnie, dzięki odpowiednio szczodremu zastosowaniu milczenia uzyskać można znacznie lepsze porozumienie — zarówno sam chory zrozumie lepiej, co lekarz ma mu do powiedzenia i czego od niego oczekuje, jak i lekarz będzie miał lepszą orientację, jakie wymagające wyjaśnienia wątpliwości rzeczywiście ma jego pacjent.
Cisza przed Bogiem
Powyższa sytuacja zawiera, przy zachowaniu odpowiednio pokornej proporcji oczywiście, pewną analogię do relacji chrześcijanina z Bogiem. Także w tym wypadku istnieje znacząca dysproporcja zasobu informacji między oboma interlokutorami i do porozumienia w trudnych kwestiach można dojść wyłącznie odpowiednio szczodrze aplikując w owej rozmowie milczenie. Towarzysząca mu cisza musi być jednak nastawiona na słuchanie. W adoracji nie chodzi o to, żeby wyciszyć się i wsłuchać we własne wnętrze. Przeciwnie, wsłuchać się należy w to, co ewentualnie do powiedzenia będzie miał Bóg, bo w chrześcijaństwie relacja między Nim a człowiekiem jest ze swej istoty osobowa. Trzeba jednak pamiętać, że On także może w tej sytuacji milczeć, dowolnie długo i w miarę możliwości nie należy Go wtedy „zagadywać” ani wycofywać się do analizy własnego wnętrza. Zwykle nie jest to łatwe, podobnie jak nie jest łatwe w rozmowie z drugim człowiekiem. Nie ma także żadnej gwarancji, że odpowiedzi doczekamy się w życiu doczesnym.