Kapłan do zadań specjalnych

Trwa proces beatyfikacyjny kard. Augusta Hlonda. Czym zasłużył się dla polskiego Kościoła?

Z ks. Bogusławem Koziołem TChr, wicepostulatorem procesu beatyfikacyjnego prymasa kard. Augusta Hlonda, rozmawia Monika Lipińska.

5 listopada TVP wyemitowała spektakl Pawła Woldana „Prymas Hlond”. Uświadomił on nam, że postać prymasa kard. Augusta Hlonda jest współcześnie znana bardzo słabo. Dlaczego?

Po pierwsze - to skutek celowego usuwania go w cień w czasach PRL. Prymas był dla ówczesnej władzy bardzo niewygodny. Nie zachowywał poprawności politycznej, wręcz odwrotnie - potrafił wiele rzeczy komunistom wytknąć. Dlatego powtarzali wiele nieprawdziwych oskarżeń na temat kardynała, m.in. jego wyjazd z Polski w 1939 r. nazywali ucieczką, oskarżali o kolaborację z Niemcami.

Po drugie - być może odrobinę przesłonili nam go kard. Stefan Wyszyński oraz św. Jan Paweł II, którzy również odegrali ważną rolę w historii Polski i Kościoła. Moim zdaniem te trzy wielkie postaci trzeba bardzo mocno łączyć ze sobą.

Na jakiej płaszczyźnie rozpatrywać należy to podobieństwo?

Jan Paweł II powiedział, że nie byłoby Papieża Polaka bez kard. S. Wyszyńskiego. Z kolei bp. Wyszyńskiego jako swego następcę wskazał na łożu śmierci kardynał Hlond. Łączy ich wizja Kościoła, troska o drugiego człowieka i maryjność. Wspólnotę myśli i duchowości widać w największym stopniu między Hlondem a Wyszyńskim. Prymas A. Hlond powtarzał: „Jeśli przyjdzie zwycięstwo, to przyjdzie ono przez Niepokalaną”. W 1946 r., o czym mało się mówi, zawierzył naród polski Matce Bożej, co później, w roku jubileuszowym 1966 r. zrobił również Prymas Tysiąclecia. Kard. Wyszyński często podkreślał, że jest kontynuatorem myśli duszpasterskiej i teologicznej swego poprzednika.

Prymas A. Hlond kierował Kościołem polskim w szczególnym czasie. Jaką rolę odegrał w rzeczywistości państwa odbudowującego się po okresie niewoli, okupowanego przez Niemców, a następnie poddanego reżimowi komunistycznemu?

Okres międzywojenny to czas kształtowania się świadomości niepodległościowej, a działalność sługi Bożego poza ukierunkowywaniem narodu polskiego na Boga ma także wymiar społeczny. W 1918 r. Hlonda nie było w kraju. Przebywał wówczas w Wiedniu. Gdy wrócił do Polski w 1922 r., został mianowany administratorem apostolskim części Górnego Śląska przyłączonej do Polski. W 1925 r. powierzono mu kierowanie nowo powstałą diecezją katowicką. Na pewno miał duży wpływ na jej scalenie i połączenie Polaków oraz Niemców. Powołał do życia tygodnik katolicki „Gość Niedzielny” funkcjonujący do dzisiaj. Już jako prymas założył w 1929 r. Akcję Katolicką, a w 1934 r. utworzył Radę Społeczną przy Prymasie, zajmującą się aktualnymi problemami społeczno-gospodarczymi.

II wojna światowa to okres jego przymusowej emigracji i działalność na rzecz państwa polskiego. Prymas Hlond głośno mówił o poczynaniach Niemców w okupowanej Polsce, dzięki czemu usłyszał o nich świat, który wcześniej nie wiedział czy też nie chciał wiedzieć nic na ten temat.

Wśród dokonań kard. A. Hlonda na rzecz polskiego Kościoła po zakończeniu okupacji hitlerowskiej na pierwszy plan wysuwa się utworzenie administratur apostolskich na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Mimo że wokół nadzwyczajnych kompetencji, jakie w celu ustanowienia organizacji kościelnej na tych terenach głowa polskiego Kościoła otrzymała od papieża, padło sporo różnych oskarżeń ze strony m.in. Niemców, historycy są dzisiaj zgodni: gdyby nie determinacja i pośpiech prymasa A. Hlonda w czasie, gdy reżim sam w sobie jeszcze nie okrzepł (do Polski wrócił w lipcu 1945 r., a już w sierpniu zaistniały administratury na tych terenach), to polskość i Kościół na tych ziemiach nie miałyby szansy zaistnieć. Już jesienią 1945 r. polskie władze zerwały przecież konkordat ze Stolicą Apostolską.

Nie da się nie odnieść wrażenia, że prymas A. Hlond to postać tragiczna: człowiek Kościoła skazany na samotność, uwikłany w skutki propagandy hitlerowskiej, potem komunistycznej, nakłaniany do współpracy.

Bez wątpienia. Najpierw był dramat wyjazdu z Polski. Nie miał tego w planach, chciał zostać w Poznaniu, być ze swoim ludem. Do Warszawy został wezwał przez rząd polski w obawie, że Niemcy mogą go uczynić zakładnikiem. Kard. Hlond nie mógł już wrócić do Poznania ze względu na przesuwający się front. Następnie w porozumieniu z rządem i nuncjuszem apostolskim postanowiono o wyjedzie do Rzymu, żeby tam mówić o tym, co dzieje się w Polsce. Stolica Apostolska kilkakrotnie prosiła Berlin o umożliwienie kard. A. Hlondowi powrotu do kraju. Za każdym razem padała odpowiedź negatywna, ponieważ - jak argumentowano - działa przeciwko Rzeszy.

Tragizm widać w osobistych notatkach prymasa. Pisze m.in., że próba sześciu lat przymusowej emigracji zmieniła go, że wychodzi z niej zupełnie inny. Moim zdaniem był człowiekiem do zadań specjalnych, a objawiło się to w jego życiu już wcześniej. W 1909 r. został wysłany przez przełożonych do bardzo trudnej salezjańskiej inspektorii niemiecko-austriacko-węgierskiej, którą udało mu się scalić. Kolejne zadanie w terenie to tworzenie diecezji katowickiej zamieszkałej przez ludzi różnych narodowości i kultur. To również mu się udaje. Potem przyszły trudy okresu wojennego i powojennego. Myślę, że prymasa Hlonda bez dwóch zdań można wpisać w szereg kapłanów niezłomnych, których upamiętnia ustanowiony niedawno Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych.

22 października minęło 70 lat od śmierci prymasa. Czy poznamy nowe fakty dotyczące jej przyczyn?

W lipcu br. na mój wniosek IPN wszczął śledztwo. Zależało mi na tym, by potwierdzić bądź wykluczyć, że prymas został zabity. Prawdopodobnie nie istnieją dokumenty dowodzące wprost, że ktoś mu pomógł zejść z tego świata, jednak taka pogłoska istniała i z różną siłą w kolejnym 70-leciu odżywała.

13 października 1948 r. Prymas zaczął się uskarżać na silne bóle brzucha. Konsylium lekarskie postanowiło przeprowadzić operację. Nieoczekiwanie wywiązały się po niej komplikacje, które doprowadziły do śmierci. Są poważne poszlaki mówiące o tym, że kard. A. Hlond mógł zostać zabity przez spowodowanie zakażenia organizmu. Na pewno za życia był traktowany jako wróg ideologiczny. W 1945 r. Julia Brystiger, dyrektor departamentu V i III Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, wydała nakaz inwigilacji. Znalazłem w aktach IPN sprawozdanie jednego z agentów dowodzące, że faktycznie był inwigilowany. Były też próby zamachu na jego życie, m.in. w 1947 r., gdy podróżował po Pomorzu Zachodnim - rozsypane gwoździe i potłuczone szkło. W 1948 r., gdy wracał ze spotkania episkopatu we Wrocławia, odpadło koło w jego samochodzie. Prymas był niewygodny dla komunistów. Nie chciał się spotkać z Bierutem, tłumacząc krótko: „Z diabłem się nie pertraktuje”.

Zastanawiające wydają się słowa kard. Hlonda na łożu śmierci. Pytał lekarzy: „Co podacie jako powód mej śmierci?”. Są też inne przesłanki skłaniające do zastanawiania się nad przyczynami śmierci. W swoich pamiętnikach ks. Józef Zator Przytocki, który wtedy przebywał w więzieniu, wspominał, że w czasie przesłuchania jeden ze śledczych krzyczał do niego: „My sobie damy radę ze wszystkimi. Myśmy pomogli zdechnąć Hlondowi”. Czy zatem ksiądz prymas zmarł w sposób nienaturalny? - chcę znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Na jakim etapie jest obecnie proces beatyfikacyjny rozpoczęty w 1992 r.?

21 maja br. został ogłoszony dekret o heroiczności cnót, zamykający formalny etap procesu beatyfikacyjnego. Od tego czasu prymasowi kard. A. Hlondowi przysługuje tytuł „czcigodny sługa Boży”.

Do beatyfikacji potrzebny jest jeszcze cud za jego wstawiennictwem. Badane były trzy przypadki odzyskania zdrowia, które wydawały się na etapie początkowym godne zainteresowania. Jeden ze względu na brak dokumentacji medycznej trzeba było odłożyć. Dwa inne lekarze uznali za wyjątkowe, ale niemające znamion niewytłumaczalnego powrotu do zdrowia. Traktujemy je więc jako łaski, również ważne na tym etapie procesu.

Do których elementów nauczania sługi Bożego warto wracać dzisiaj, w tym szczególnym momencie dziejowym, w jakim się znajdujemy - roku jubileuszu 100-lecia niepodległości Polski?

Nauczanie kard. A Hlonda opiera się na katolickiej nauce społecznej. W jego pismach, kazaniach, listach odezwach odnajdujemy tematy, do których warto wracać zawsze: państwo, rodzina, małżeństwo, ochrona życia ludzkiego, chrystocentryzm, Dekalog, Eucharystia, Matka Boża. Żyjemy w innych czasach, ale nauczanie to nie straciło na aktualności. Przekonują mnie o tym również spotkania społeczno-kulturalne z cyklu Verba Sacra, które odbywają się w Poznaniu. Podczas każdego z nich aktorzy czytają wybitne dzieła. Początkowo było to Pismo Święte, później dzieła świętych i innych osób. Poproszono mnie o przygotowanie wyboru z pism kard. Hlonda. Kiedy czytałem je przy biurku, szczególnie te dotyczące małżeństwa i rodziny, wydawało mi się, że to mocne teksty. W interpretacji aktorów i przy odpowiedniej oprawie muzycznej zabrzmiały tak, jakby Hlond kierował je nie do ludzi żyjących w latach 30 ubiegłego wieku, ale współcześnie.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 47/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama