Ludwik Martin dla pięciu córek, którymi zajmował się po śmierci żony, był na ziemi wyobrażeniem Boga Ojca. Jedną z nich była św. Teresa od Dzieciątka Jezus
Ludwik Martin dla pięciu córek, którymi zajmował się po śmierci żony, był na ziemi wyobrażeniem Boga Ojca. - Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo kochałam ojca, wszystko w nim wzbudzało podziw - mówiła karmelitanka św. Teresa od Dzieciątka Jezus.
Najbardziej znana spośród dzieci Zelii i Ludwika Martinów jest wspomniana przed chwilą Maria Franciszka Teresa, która w Karmelu w Lisieux przyjęła imię s. Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza. To ona swoim życiem i pismami - przede wszystkim autobiografią „Dzieje duszy”, przekazała „małą drogę dziecięctwa duchowego”, ucząc ufności, miłości i prostoty w relacji z Bogiem. Została patronką misji i doktorem Kościoła.
Ale Martinowie mieli dziewięcioro dzieci, oprócz Teresy jeszcze: Marię Ludwikę, Marię Paulinę, Marię Leonię, Marię Helenę, Marię Józefa Ludwika, Marię Józefa Jana Chrzciciela. Marię Celinę i Marię Melanię Teresę. Czworo z nich zmarło w wieku dziecięcym. Natomiast pięć córek wstąpiło do zakonów: Ludwika (s. Maria od Najświętszego Sakramentu), Paulina (siostra, a później matka Agnieszka od Jezusa) i Celina (s. Genowefa od Najświętszego Sakramentu) do Karmelu w Lisieux oraz Leonia (s. Franciszka Teresa) do wizytek w Caen. Celina i Ludwika najdłużej z córek zajmowały się ojcem. Celina wstąpiła do Karmelu dopiero po jego śmierci i tam za zgodą przełożonych napisała „Wspomnienia. Tato św. Teresy od Dzieciątka Jezus, święty Ludwik Martin (1823 — 1894)” i drugie wspomnienia o swojej mamie. To wspaniałe świadectwo jak ojciec może być dobrym wzorem dla dzieci.
Mówimy o nim Ludwik Martin, ale właściwie nosił imiona: Louis Joseph Aloys Stanislaus. Urodził się 22 sierpnia 1823 w Bordeaux jako trzecie z pięciorga dzieci oficera armii francuskiej Pierra Françoisa Martina i Marie Anne Fanie Boureau.
Został zegarmistrzem, ale myślał o wstąpieniu do zakonu, gdzie nie przyjęto go z powodu nieznajomości języka łacińskiego. W 1858 roku poznał koronkarkę Zelię Guérin, z którą trzy miesiące później wziął ślub. Jej firma koronkarska przynosiła takie zyski, że Ludwik sprzedał zakład zegarmistrzowski i zaczął z nią współpracować. „Mój mąż — pisała Zelia - to święty człowiek, jakiego życzyłabym wszystkim kobietom, mimo że już starszego (kiedy urodziła się najmłodsza z córek Teresa miał 50 lat), zdolnego równocześnie do ojcowskiej i matczynej czułości”.
Natomiast Celina Martin wspomina: „Tato każdego dnia uczestniczył w porannej Mszy Świętej i przyjmował Komunię Świętą tak często, jak zezwalały na to ówczesne przepisy kościelne. Razem z Mamą wychodzili z domu tak wcześnie, że sąsiedzi, słysząc odgłos zamykanych drzwi, mówili: „A to tylko święci Martinowie idą na Mszę św. Śpijmy dalej”. (...) Nasi rodzice, zawsze gorliwi we wszelkich nabożeństwach ku czci Bożej, byli absolutnym wzorem zaangażowania w życie parafialne”.
Niestety 28 sierpnia 1877 roku Zelia zmarła na raka piersi. Najmłodsza z dzieci Teresa, nazywana przez ojca księżniczką, miała wtedy cztery lata. Ludwik postanowił przenieść się do Lisieux w Normandii, gdzie mieszkał brat Zelii, Izydor Guérin, z zawodu farmaceuta.
Tam najwięcej czasu poświęcał dzieciom, zarządzał majątkiem, czytał i medytował, do tego uwielbiał łowienie ryb i pracował w ogrodzie. Dla Teresy i innych córek był doskonałym wychowawcą i niezrównanym ojcem. „Jego wybitne przymioty objawiły się nam szczególnie po śmierci Mamy” - podkreśliła. „W naszej rodzinie fundamentem wychowania była pobożność. Mieliśmy ustaloną całą liturgię domową: wspólne modlitwy wieczorne, nabożeństwa niedzielne, lektury duchowe; obchodziliśmy też razem miesiąc maryjny” - wspominała Celina. Ludwik miał białą brodę i dlatego córki nazywały go czule „patriarchą”. Był dla nich na ziemi wyobrażeniem Boga Ojca.
Obserwując go w kościele, zaczęły rozumieć czym jest modlitwa. „W Lisieux Tatuś uczestniczył na Mszę św. najczęściej do katedry św. Piotra, a jeżeli przyjął Komunię św., to w drodze powrotnej do domu zachowywał milczenie; „nadal rozmawiam z naszym Panem” - wyjaśniał” - wspominała Celina. Natomiast Teresa napisała: „Słuchałam wprawdzie dobrze (kazania na niedzielnej Sumie — przyp. ReJ), ale więcej patrzyłam na Tatusia niż na kaznodzieję, jego piękna twarz mówiła mi tak wiele... Bywało, że jego oczy napełniały się łzami, które na próżno usiłował powstrzymać; dusza jego z takim upodobaniem zatapiała się w prawdach wiecznych, że zdawało się, jakoby już nie był na ziemi”. Ludwik każdego popołudnia nawiedzał Najświętszy Sakrament, uczestniczył zawsze w procesji Bożego Ciała i bardzo mu zależało, aby iść tuż za baldachimem. Jego nabożeństwo do Jezusa Eucharystycznego przejawiało się również w wierności nocnej adoracji. „W Lisieux zaś, gdzie to nabożeństwo nie było jeszcze praktykowane, namówił wuja Guerina, członka rady parafialnej przy katedrze, do założenia tego dzieła - podkreśla Celina. - Widziałam również, jak zawsze żegnał się przechodząc obok kościoła lub krzyża. Czynił to niezależnie od towarzystwa w jakim się znajdował”.
„Słyszałam też często, jak rozmawiał z Mamą o niebie, o wieczności. Z upodobaniem powtarzał następujące wersy Lamartine'a: Człowiecze, nieśmiertelna istoto, czas przemija! Nieszczęsny, kto go marnuje, głupi, kto opłakuje. Wszak ziemia twym okrętem, a nie portem. Później motyw okrętu zostanie przywołany przez Teresę w Dziejach duszy — zauważa Celina Martin.
Córki zauważyły też u rodziców Ludwika i Zelii ufność Bogu, ducha apostolskiego, męstwo i miłość bliźniego. Od niego córki nauczyły się kochać biednych i przychodzić im z pomocą. „Jeśli spotkał pijanego człowieka, brał go pod ramię i odprowadzał do miejsca zamieszkania. Wykorzystywał też okazję, by stanowczo go napomnieć — opowiadała o ojcu Celina. - Innym razem Tatuś spostrzegł na dworcu epileptyka, który nie miał pieniędzy na bilet. Przeszedł więc ze swoim kapeluszem w reku pośród podróżnych, zebrał należna kwotę, kupił mu bilet i wsadził do pociągu”.
Od świętego ojca córki uczyły się kochać przyrodę i starał się rozwijać ich talenty. Do tego był świetnym psychologiem i miał zmysł obserwacji. Wierny swoim przekonaniom powierzył wykształcenie córek instytucjom chrześcijańskim.
Sam lubił też czytać, był człowiekiem wykształconym. Najstarsza córka Maria przynosiła mu książki z parafialnej biblioteki. I tak przeczytał m.in. „Żywoty świętych”, ale był też zainteresowany książkami historycznymi i zachwycał się poezją. Równocześnie dbał o domowe gospodarstwo. Między innymi rąbał, ciął piłą, a następnie składał cały zapas drewna potrzebny w gospodarstwie. Córkom zdarzało się go zastać przy tej pracy bardzo zmęczonego, szczególnie, gdy zaczęły się jego kłopoty ze zdrowiem.
W 1889 roku na skutek miażdżycy, Ludwik przeszedł dwa paraliżujące udary mózgu i przez trzy lata był hospitalizowany w Bon Sauveur asylum w Caen. W 1892 roku powrócił do Lisieux, gdzie aż do śmierci opiekowały się nim córki Leonia i Celina. Zmarł 29 lipca 1894 na zamku La Musse w pobliżu Evreux.
Wydaje się, że Ludwikowi i jego żonie nie udało się spełnić jednego pragnienia. Chcieli bardzo mieć syna misjonarza. Oczywiście Ludwik cieszył się z córek wstępujących do zakonu, jednak Martinowie pragnęli jeszcze więcej.
Św. Teresa napisała: „Moi Rodzice bardzo chcieli mieć syna misjonarza! Opowiadano mi, że zanim się urodziłam mieli nadzieję, że ich pragnienie zostanie nareszcie urzeczywistnione. Gdyby byli mogli przeniknąć zasłonę przyszłości, zobaczyliby, że ich pragnienie zostanie rzeczywiście spełnione przeze mnie”. Jest to aluzja odnosząca się do misjonarza, który został dany Teresie jako brat duchowy. Zresztą „W Teresie, patronce misji, nasi Rodzice otrzymali misjonarza, i mimo że nie dali Kościołowi „Wielkiego Świętego”, czego tak pragnęli, dali mu — wedle słów św. Piusa X — największą świętą czasów współczesnych. Rzeczywistość przerosła wszelkie ich oczekiwania” - napisała Celina. Tak spełniły się równocześnie inne słowa Ludwika, że „Dobry Bóg daje nam zawsze o wiele więcej, niż prosimy”.
W 1994 roku Jan Paweł II uznał heroiczność cnót Zelii i Ludwika Martinów i w październiku 2008 w Lisieux zostali ogłoszeni błogosławionymi. Natomiast siedem lat później Ludwik Martin i jego żona oraz dwoje innych błogosławionych zostali ogłoszeni świętymi podczas synodu biskupów na temat rodziny. Bo to właśnie rodzina była zaraz po Bogu najważniejsza dla Ludwika i jego żony.
opr. mg/mg