O sewilskich pomarańczach, drodze serca i modlitwie św. Teresy od Jezusa - rozmowa z o. Damianem Sochackim OCD
>Kogo widzieć w św. Teresie z Ávila, w roku jubileuszu 500-lecia jej urodzin: mistyczkę, reformatorkę czy kobietę z krwi i kości z jej duchową, kobiecą namiętnością?
Myślę, że wszystkie określenia do niej pasują. Teresa jest wspaniałą, dojrzałą kobietą, mistyczką, która nie obawiała się kochać Boga i nie obawiała się wyrazu tego kochania. Jest i matką, bo widać to po jej opiekuńczej postawie wobec współsióstr i rodzonych braci. Nie obawiała się przed siostrami być pochwyconą przez Boga, pokazać, że przeżywa tę miłość intensywnie, nie obawiała się zatańczyć, dobrze zjeść, troszczyć się o czysto przyziemne sprawy. Martwi się o swoich braci, którzy wyjechali do nowego świata, do Ameryki. Kiedy indziej zabiega o pomarańcze na mdłości czy melancholię — te najbardziej aromatyczne z miasta Sewilli. To jest typowa kobieta 50+, która oprócz swojej dojrzałości i mądrości, mocno stąpa po ziemi.
Podobno do końca życia miała wdzięk, urodę i inteligencję. Podobno tańczyła z kastanietami w ręku i śpiewała pieśni ludu kastylijskiego. Gdzie w tym wszystkim miejsce na mistycyzm?
To obraz Teresy niesiony przez wieki, często inspirowany ludowymi podaniami i legendami. Współpracownicy w dziele reformy zakonu karmelitańskiego dostrzegali, że jest ona jedną z nich, że jest kimś niezwykle prostym, z kim można porozmawiać, a zarazem kimś, kto znajduje w sobie siłę, by tę prostotę wypełniać mądrością. Myśląc o życiu zakonnym w XVI-wiecznej Hiszpanii, musimy pożegnać się z naszym współczesnym wyobrażeniem. Było ono poniekąd odbiciem stosunków społecznych. Zakonnice pochodzące z arystokratycznych rodzin miały służącą, własne pokoje, nawet własną kuchnię. W klasztorze Wcielenia w Ávila żyło prawie 200 sióstr. Przełożona musiała to wszystko utrzymać. Trzeba więc było zapraszać prominentnych gości, którzy zachwyceni mądrością charyzmatycznych sióstr, zostawiali ofiarę. Teresa na początku swej drogi zakonnej ma własny pokój, własną biblioteczkę, własnych spowiedników, własne towarzystwo, z którym spotyka się w rozmównicy, nie ma bowiem wówczas mowy o klauzurze. Zostawiając dom, tak naprawdę cały bagaż społeczny wniosła do klasztoru, co potem sprawiało jej coraz większe trudności w pogodzeniu z radykalnym naśladowaniem Jezusa. W pewnym momencie dochodzi do przeświadczenia, że jest narażona na większe pokusy, niż kiedy była w świecie. Od tego momentu prawdy o sobie zaczyna się jej nawrócenie.
Dochodzi nawet do tego, że przestaje się modlić.
Kiedy ma 39 lat, przechodzi potężny kryzys, który jednocześnie staje się dla niej momentem przełomowym. Od prawie dwudziestu lat jest już w klasztorze i angażuje się w modlitwę myślną. Doświadcza momentów bliskości z Bogiem, ale narasta w niej coraz większe przekonanie, że stoi między światem a Jezusem. Wszystko pozornie jest dobrze, zdobywa przyjaciół, zachęca ludzi do radykalnego życia, ale w środku czuje, że to nie jest prawda o niej, że nie jest w tym wszystkim prawdziwa. Dochodzi do momentu, o którym pani wspomniała, że zachęcając innych do modlitwy, sama z niej rezygnuje na prawie rok. Paradoks całej sytuacji polega na tym, że zachęcała nawet swojego ojca do modlitwy myślnej, podczas gdy sama się nie modliła. Miała wyrzuty sumienia, choć do końca się ojcu do tego nie przyznała. Ostatecznie wymówiła się słabością. Nie przyznała się, że wpadła w kanał fałszywej pokory.
Na czym to polegało?
Ewangeliczne ostatnie miejsce bardzo łatwo może się przerodzić w fałszywą obsesję. Znamiona takiego wycofania towarzyszą Teresie przez pierwsze lata życia zakonnego, takie rozumienie pokory narasta i w końcu doprowadza ją do kryzysu. Realistyczny obraz Jezusa ubiczowanego, lektura pism św. Augustyna oraz biblijne postaci Marii Magdaleny czy Samarytanki wpłynęły na zmianę jej definicji pokory. Obsesyjne ostatnie miejsce zamieniła na prawdę. Od tej pory mówi, że pokora − jeden z trzech podstawowych warunków modlitwy wewnętrznej obok wyrzeczenia i miłości do drugiego człowieka − to prawda o sobie, o otaczającym świecie i Bogu. Czyli właściwe miejsce: nie ostatnie, nie pierwsze, ale tam, gdzie są prawdziwe dary, możliwości i ich granice.
Dowartościowuje modlitwę.
Mistycyzm średniowieczny ma charakter intelektualny i jest w większości domeną mężczyzn. Teresa szuka nie tyle nowej drogi, ile adekwatnej do jej temperamentu i płci. Sama przyznaje się, że miała problem z rozmyślaniem, więc poszukuje drogi ukierunkowanej bardziej na wolę, na poczucie obecności Boga na drodze serca. Dowartościowuje modlitwę, która opiera się przede wszystkim na więzi, na przebywaniu razem z Bogiem i konsekwentnym życiu. Nie miała wykształcenia teologicznego, ale rozumiała mistykę jako komunię z Bogiem, która przejawia się w dojrzałym codziennym funkcjonowaniu oraz wyjątkowych fenomenach. Jeden z najbardziej znanych to łaska przebicia serca, czyli oczyszczającego bólu, który jest znakiem zbliżającego się kochającego Boga.
W Twierdzy wewnętrznej pisze, że człowiek może spotkać Boga w siódmym mieszkaniu wewnętrznego zamku. W ten sposób wyobrażała sobie duszę...
Po hiszpańsku castillo oznacza zamek bądź twierdzę. Teresa w oryginale mówi o komnatach i wyobraża je sobie centrycznie, jako kolejne cylindry, do których wchodzimy. Wewnątrz tego zamku jest siedem takich cylindrów. Przechodzi się przez nie, pokonując kolejno pierwsze mieszkanie, drugie itd., aż do komnaty, gdzie znajduje się król, który na nas czeka. To jest tylko wyobrażenie, ale ważna jest jego treść i za to właśnie Teresa została doktorem Kościoła. Posługując się kategoriami współczesnej psychologii, chodzi o proces spajania — to, co wyznaję i w co wierzę, staje się moim życiem. Jeśli deklaruję, że kocham Jezusa, w czynach, myślach i słowach muszę być zgodny. Głęboko w sercu za siódmym cylindrem człowiek spotyka Boga. Inspirację do tego wyobrażania Teresa prawdopodobnie zaczerpnęła od św. Augustyna, który rozpoczynał szukanie Boga od siebie. Teresa miała tę samą intuicję, próbowała znaleźć Boga w sobie na drodze modlitwy, czyli spajania deklaracji i codzienności.
Szukając drogi powrotu do Jezusa, nie kontynuuje tej, którą wyznaczyli XVI-wieczni reformatorzy, lecz wybiera ascezę i przestrzeganie zasad.
Napięcia chrześcijan narastają w latach dwudziestych XVI w. aż do Soboru Trydenckiego. Motywacje Teresy i reformatorów są podobne u samego początku: dość z przeciętnym poziomem życia chrześcijan, z korupcją, z nadużywaniem władzy, z głodem i niesprawiedliwością, czas wrócić do Ewangelii. Teresa dostrzegła tu jednak pułapkę, że niezadowolenie może przerodzić się w anarchię. Wiedziała, że tę pułapkę zastawia Szatan na wszystkich, chcących dokonać jakiejkolwiek przemiany. Teresa wybiera inną ścieżkę. Postanawia zaufać całkowicie Chrystusowi i patrzy na Niego jak na reformatora. Jest to trudne, bo widzi reformatora ukrzyżowanego. Widzi odnowiciela, który umiera na krzyżu. Rozłam natomiast jest drogą na skróty: kiedy dzieci nie potrafią się porozumieć w piaskownicy, obrażone zabierają zabawki i wynoszą się do innej.
Trzeba było mieć odwagę, by zwłaszcza w XVI stuleciu, jako kobieta, podjąć się reformy zakonu męskiego.
To chyba jedyny taki przykład w tamtym czasie, żeby kobieta zainspirowała mężczyzn do przemiany życia. Teresa nadaje charakter nowemu Karmelowi, jej pisma (Księga życia, Droga doskonałości, Twierdza wewnętrzna) stają się szybko repertuarem nowych wspólnot, w tym również męskich. Święty Jan od Krzyża, jako teolog i jeden z pierwszych entuzjastów odnowionego Karmelu, dopełnił doświadczenie Teresy głębokim teologicznym komentarzem drogi do zjednoczenia duszy z Bogiem.
Co by nam powiedziała dzisiaj św. Teresa?
Myślę, że powiedziałaby to samo, co wielokrotnie powtarzała współsiostrom; jesteście fundamentem dla tych, co przyjdą po was. Pamiętajcie, że wasza wiara i postawa będą stanowić odniesienie dla następnych pokoleń. Wiara to wielka odpowiedzialność. Nie można już dłużej pozwalać sobie na przeciętność: szkołą prawdziwej więzi z Bogiem są więzi z ludźmi, a kanałem nawadniającym tę więź jest modlitwa wewnętrzna. To przesłanie prawdziwie renesansowej kobiety.
O. Damian Sochacki OCD jest redaktorem naczelnym dwumiesięcznika „Głos Karmelu”.
... Nie obawiała się pokazać, że przeżywa miłość do Boga intensywnie, nie obawiała się zatańczyć, dobrze zjeść, troszczyć się o czysto przyziemne sprawy ...
opr. mg/mg